Warszawa leży nad Dnieprem?

Stosunek do problemu korupcji to niejedyne podobieństwo między rządzącymi nad Dnieprem i nad Wisłą. Wydaje się zresztą, że aby lepiej zrozumieć wydarzenia w polskiej polityce, należy uważniej obserwować to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Analiza sytuacji na Ukrainie dostarcza bowiem nadspodziewanie wiele analogii z Polską.

Polska od 2004 r. należy do Unii Europejskiej. Mimo to pod względem przestrzegania standardów prawnych i moralnych przez klasę polityczną wyraźnie odstaje od krajów zachodnich. W Niemczech wystarczyło podejrzenie, że prezydent Christian Wulff utrzymuje niejasne kontakty z biznesem, by doprowadzić do dymisji głowy państwa. W Berlinie nie ma zresztą „świętych krów”. Skandal korupcyjny był w stanie złamać nawet karierę Helmuta Kohla, uważanego powszechnie za europejskiego męża stanu. Na tym tle Polska, gdzie ukręcono łeb aferze hazardowej, a główną ofiarą okazał się ten, kto ujawnił skandal, czyli szef CBA, bardziej przypomina kraje byłego Związku Sowieckiego niż państwa Europy Zachodniej.

Na swoich zasadach

Niedawno prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz zapytany został przez dziennikarza z Gruzji, czy zamierza skorzystać z gruzińskiego doświadczenia reform. Przypomnijmy, że głównym znakiem firmowym przemian w tym kaukaskim kraju stała się bezwzględna wojna z korupcją, która sprawiła, że łapownictwo przestało być strukturalnym elementem funkcjonowania państwa. Wiadomo, że Gruzini korzystali przy tym ze wzorów CBA, a polscy specjaliści jeździli do Tbilisi szkolić tamtejsze służby antykorupcyjne. Janukowycz odpowiedział (powołując się na swoje „37-letnie doświadczenie reformatora”), że „jednemu organizmowi dobre lekarstwo pomaga, a drugiego może wpędzić do grobu”. Prezydent dał do zrozumienia, że Ukraina jest organizmem, który rządzi się swoimi prawami.

Stosunek do problemu korupcji to niejedyne podobieństwo między rządzącymi nad Dnieprem i nad Wisłą. Wydaje się zresztą, że aby lepiej zrozumieć wydarzenia w polskiej polityce, należy uważniej obserwować to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Analiza sytuacji na Ukrainie dostarcza bowiem nadspodziewanie wiele analogii z Polską.

Medialna hegemonia

Zasadniczo ukraińska scena polityczna podzielona jest na dwa duże bloki: większy skupiony wokół Partii Regionów (klasycznej partii władzy) prezydenta Janukowycza i mniejszy – opozycyjny, gdzie główną postacią pozostaje uwięziona Julia Tymoszenko. Partia władzy dysponuje poparciem nie tylko administracji państwowej, lecz także wielkiego biznesu, związanego z oligarchami, oraz przytłaczającej większości mediów. To sprawia, że kontroluje ona niepodzielnie przestrzeń informacyjną. Jak powiedział lider ruchu społecznego My, Europejczycy Jewhen Ichelzon:„W prasie lokalnej praktycznie nie ma już na kim dokonać czystki – dziennikarze zamienili się w funkcjonariuszy orwellowskiego Ministerstwa Prawdy, którzy publikują zamówione materiały. Teraz władza bierze się za media ogólnoukraińskie”.

Partia Regionów jest w stanie tolerować istnienie opozycyjnych gazet czy portali internetowych, ale nie stacji telewizyjnych. Zdaje sobie bowiem sprawę, że ludzi czytających prasę jest kilkanaście razy mniej niż oglądających telewizję. Opinia publiczna kształtowana jest więc przez elektroniczne media obrazkowe, a nie przez media drukowane. Dlatego kiedy przyznawano częstotliwości cyfrowe, pominięto stację TVi, znaną z krytycznego stanowiska wobec władz. W rezultacie uniemożliwiono jej dalszy rozwój, spychając ją do niszy telewizji kablowych. Niedawno w centrum Kijowa odbył się wiec w obronie TVi, zwołany po tym, jak służby podatkowe przeprowadziły rewizję w siedzibie stacji.

Nierównowaga w mediach sprawia, że każda najmniejsza gafa przedstawiciela opozycji rozdmuchiwana jest do rozmiarów tragedii narodowej, natomiast wszelkie afery z udziałem reprezentantów partii rządzącej są przemilczane lub marginalizowane. W przestrzeni informacyjnej dominuje obraz prezydenta Janukowycza jako dobrego gospodarza, który chroni kraj przed dojściem do władzy nieodpowiedzialnej i awanturniczej opozycji.

Dwie Ukrainy

Wrogiem publicznym nr 1 dla prorządowych mediów pozostaje liderka opozycji Julia Tymoszenko. Jej zwolennicy mogą liczyć jedynie na słowa krytyki lub szyderstwa. Wystarczy jednak, że ktoś ze zwolenników byłej premier wycofa się z jej obozu i założy własne ugrupowanie, a natychmiast stosunek dziennikarzy do niego się zmienia. Zaczyna być traktowany jak poważny polityk, jest zapraszany do studiów telewizyjnych, a jego wypowiedzi są nagłaśniane jako ważny głos w debacie publicznej. Tak jest choćby w wypadku Natalii Korolewskiej, do niedawna jeszcze bliskiej współpracownicy Julii Tymoszenko, która założyła własną partię Ukraina– Naprzód!, czy Ołeha Liaszki, który porzucił liderkę opozycji, by powołać Partię Radykalną.

Prorządowe media podgrzewają atmosferę w życiu publicznym, zarządzając emocjami odbiorców i dokonując radykalnego podziału na siły dobra (zwolenników władzy) i siły zła (stronników opozycji). Spór jest definiowany tak, że wykracza poza ramy czysto polityczne. Wybór określonej partii ma być jednocześnie wyborem moralnym, cywilizacyjnym i kulturowym. Kto głosuje na obecne władze, jest więc człowiekiem mądrym, światłym, rozsądnym, odpowiedzialnym. Kto wybiera opozycję – sytuuje się na antypodach tych wartości.

Tak rozgrywany konflikt pogłębia pęknięcie wewnętrze kraju. Niemal wszyscy komentatorzy piszą, że rośnie przepaść pomiędzy „dwoma Ukrainami”, które nie znajdują już wspólnego języka. Każda z nich ma swój system wartości, swoją narrację, swoich bohaterów. Politolog Wiktor Czumak twierdzi, że ów podział Ukrainy na „dwa paralelne społeczeństwa” nosi wszelkie znamiona rosyjskiej operacji specjalnej.

Moskiewskie rozgrywki

Na wewnętrznym rozbiciu i skłóceniu narodu ukraińskiego najbardziej zyskuje Moskwa. Staje się bowiem arbitrem w wewnątrzukraińskich sporach. Może wybierać, z którą siłą polityczną chce się porozumiewać, a którą będzie ignorowała. Ofiarą pada spójna polityka zagraniczna Ukraińców wobec Rosji, która staje się kartą przetargową w wewnętrznej walce politycznej.

Seria ustępstw wobec Kremla nie przyniosła jednak Janukowyczowi spodziewanych korzyści. Przede wszystkim liczył on na zmniejszenie opłat za rosyjski gaz. Gazprom obniżył już znacząco stawki m.in. dla Niemiec, Łotwy i Estonii. Niedawno w Jałcie Putin dał jednak do zrozumienia, że Ukraina nie może liczyć na renegocjację kontraktu. „Polityka miłości” nie przełożyła się więc na realne korzyści. Z Moskwy dochodzą wieści, że podobnie jak Kijów potraktowana zostanie Warszawa.

Grzegorz Górny

“Gazeta Polska Codziennie”

[link=http://niezalezna.pl/31431-warszawa-lezy-nad-dnieprem]

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply