W Żwańcu nad Żwańczykiem

Dzisiejszy Żwaniec to zwykłe ukraińskie seło, leżące o krok od mostu spinającego dwa brzegi Dniestru, przez który biegnie droga do Chocimia.

Turyści z Polski dawniej rzadko się tu zatrzymywali, dziś czynią to częściej, zwłaszcza jeżeli jadą w zorganizowanych grupach. Szukają śladów polskich zagończyków. Szczególnie ci, co przeczytali “Trylogię”, a zwłaszcza “Pana Wołodyjowskiego” , którego przynajmniej część akcji dzieje się w Żwańcu i jego okolicach. Miasteczko to odgrywało ważną rolę w systemie obronnym Rzeczypospolitej. Było fortecą stanowiącą rodzaj straży przedniej, odległej o 24 km Kamieńca Podolskiego. Jego załoga kontrolowała multański brzeg , z którego wkraczały na teren Rzeczpospolitej zagony padyszacha. Głównym zadaniem komendantów żwanieckiego zameczku była obserwacja twierdzy w Chocimiu. Odpowiedzialność żwanieckiej załogi była tym większa, że Żwaniec był najdalej na południe wysuniętą twierdzą w systemie fortec, broniących linii rzek: Zbrucza, Żwańczyka i Smotrycza. Znaczenie i losy Żwańca dobrze oddał w “Panu Wołodyjowskim” Henryk Sienkiewicz. To w nim, a nie w Kamieńcu chciał się bronić przed turecka nawałą pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski. Rada wojenna nie zgodziła się jednak, by Wołodyjowski zgorzał w Żwańcu polecając mu bronić Kamieńca.

Poczynania Małego Rycerza na Podolu w czasie tureckiej nawały Sienkiewicz oparł na “Relacyji o upadku Kamieńca r. 1672 i ostatnich czynach p. Jerzego Wołodyjowskiego przez IMCI pana Stanisława Makowickiego stolnika Latyczewskiego”- spisane. Był on szwagrem Wołodyjowskiego, a także uczestnikiem tamtych wydarzeń i opisał je bardzo dokładnie z kronikarską dokładnością. Sienkiewicz zaczerpnął z niej całą faktografię działań polskich pod Żwańcem. Nadał jej tylko własną szatę słowną. Można więc przyjąć, że choć “Pan Wołodyjowski” był przez niego pisany także dla pokrzepienia serc, to nie stanowił wyłącznie popisu jego fantazji. Mały Rycerz był zagończykiem co się zowie i z pewnością nadawał się do roli literackiego pierwowzoru Hektora Kamienieckiego, stającego do obrony Ojczyzny.

Pod Żwańcem historyczny Wołodyjowski stojąc na czele kilku chorągwi, jak wynika z relacji Makowieckiego, starł kilka tatarskich czambułów , które wpadły za Dniestr po jasyr i łupy licząc, że uda im się zaskoczyć Polaków. Tu pojmał też języka”. Kazał go Makowieckiemu w żwanieckim lochu “przypiec”, by powiedział wszystko, co wie, spisać zeznania, a następnie odesłać wraz z nimi pod eskortą do hetmana, by ten miał najświeższe rozeznanie w sytuacji. W kilka dni później historyczny Wołodyjowski jeszcze raz przybył z chorągwiami do Żwańca, by odeprzeć atak tureckiej awangardy, która przeszła Dniestr i obległa tamtejszy zameczek, broniony przez podkomorzego Lanckorońskiego. Ten pozostał jeszcze na noc w twierdzy, ale gdy skonstatował, ze sam sułtan przybył do Chocimia, zatopił armaty w studni i wycofał się do Kamieńca.

Żwaniecki zameczek stał w zakolu Żwańczyka nad stromym urwiskiem i z dwóch stron był praktycznie nie do zdobycia. Miał on kształt nieuregulowanego pięcioboku z basztami w narożach. Od strony miasta zamku dodatkowo broniła sucha fosa. Zajęty w 1672 r. przez Turków pozostawał w ich rękach do 1699 r. Odbudowany przez Lanckorońskich ponownie został zniszczony przez wojska turecko- tatarskie. Po rozbiorach Rzeczpospolitej stracił militarne znaczenie popadając w ruinę. Dziś pozostały z niego tylko baszta północna do wysokości trzeciej kondygnacji oraz fragmenty baszt wschodniej i budynku bramnego. Walory strategiczne terenu, na którym wzniesiono zameczek docenili nawet sowieccy wojskowi, którzy zlokalizowali w nim niewielki dwupoziomowy fort zwany przez miejscowych “bunkrem Stalina”. Był on fragmentem linii obronnej, która miała chronić granicy ZSRR sprzed 1939 r. zanim generalissimus postanowił za zgodą Rosji przyłączyć także do Ukrainy Północną Bukowinę, wchodzącą niegdyś w skład Wołoszczyzny.

Ruiny zameczku w czasach sowieckich były traktowane przez miejscowy kołchoz jako źródła materiałów budowlanych, a w piwnicach , w których znajdowała się m.in. cela przysposobiona do “badania” jeńców wykorzystywana m.in. przez Wołodyjowskiego służyła jako magazyn nawozów. Gdy kołchoz przeniósł magazyn gdzie indziej, piwnice zostały zamienione w publiczna toaletę. Smród z niej pochodzący roznosił się po całej okolicy. Dziś na szczęście to już przeszłość. Miejscowe władze doceniły znaczenie ruin jako atrakcji turystycznej. Zostały uporządkowane i ogrodzone siatką. Piwnice oczyszczono i zamknięto na kłódkę. Na miejscu jest też przewodnik, udzielający chętnym podstawowych informacji o obiekcie. Zachęca też turystów do wrzucania datków do skarbonki przeznaczonych na rewaloryzację resztek ruin. Władze chciałyby zameczek chociaż częściowo odtworzyć i urządzić w nim muzeum. Na razie jednak nie mają środków. Dobrze by było, żeby przynajmniej odrestaurowały narożną basztę, która z pewnością stałaby się ogromną atrakcją turystyczną. Stanowiłaby znakomity punkt widokowy na całą okolicę. Warto by też przeprowadzić badania archeologiczne całego obiektu i odkryć chociażby studnię, w której Wołodyjowski kazał zatopić zamkowe haubice , przed ewakuacją Żwańca w obliczu stojącej na drugim brzegu tureckiej potęgi. Przy okazji odkryto by być może pamiątki z innych zmagań, w tym bitew pod Chocimiem, z których ta druga była podsumowaniem “Pana Wołodyjowskiego”, a zarazem całej Trylogii. Szczególnie ważną rolę Żwaniec odegrał podczas bitwy w 1620 r. Wtedy to stanowił zaplecze dla armii polsko- kozackiej, broniącej się w obozie pod wodzą hetmana Karola Chodkiewicza przed armią sułtana Osmana II. Do żwanieckiego zamku zwożono żywność z Kamieńca, którą następnie przez Dniestr dostarczano do obozu. Największe lata rozwoju przeżywał Żwaniec w wieku XVIII, kiedy to osiedlili się w nim Ormianie i Grecy zajmujący się handlem. Dzięki nim przekształcił się on w ośrodek ormiańskiej kultury. Przy parafii ormiańskiej istniała m.in. pracownia, w której kopiści przepisywali mszały , psałterze, kroniki, księgi kanonów oraz dzieła filozoficzne i teologiczne. Iluminacje powstających tam ksiąg odznaczały się oryginalnością i precyzją rysunków.

Śladem bytności ormiańskiej wspólnoty w Żwańcu jest ormiański kościół p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP. Wzniesiony został w 1740 r. Przebudowano go w 1782-86 r. i w takim kształcie w ogólnym zarysie przetrwał do dnia dzisiejszego. Stoi przy dawnym rynku przeciętym trasą z Kamieńca do Chocimia. Jest to budowla jednonawowa z płytkim pseudotranseptem. Niegdyś jego podłoga była wyłożona płytami nagrobnymi, z których jedna zachowała się na ścianie przedsionka. Umieszczony na niej napis wykuty w kamieniu brzmi:” Oto kamień nagrobny /Pana Jakuba z /miejscowości/ Bysta/ Z roku Chańb Szaha/ Zwanego synem Nazara/ Przeszedł do wieczności w roku/Tysiąc dwieście piątym/ (1756) /Dwudziestego trzeciego kwietnia/ Przechodniu wspomnij jego duszę.

Do upadku ormiańskiego Żwańca w znacznej mierze przyczyniła się Konfederacja Barska, a konkretnie bracia Puławscy, którzy nie wpuszczeni do Kamieńca zajęli Żwaniec i Okopy Świętej Trójcy. W wyniku ataków wojsk rosyjskich dążących do ich rozbicia, miasteczko popadło w ruinę. Sami konfederacji broniąc się w zameczku spalili otaczające go zabudowania wraz z kościołem łacińskim znajdującym się w jej pobliżu. Po rozbiorach i włączeniu Besarabii do Cesarstwa Rosyjskiego Żwaniec utracił swoje znaczenie jako miasteczko graniczne i punkt strategiczny. Samo miasteczko żyło głównie z przystani i z handlu drzewem spławianego Dniestrem z Galicji w kierunku Morza Czarnego. Mimo upadku Rzeczypospolitej, żywioł polski w samym Żwańcu i w jego okolicach nie cofał się, przyczyniając się do odrodzenia gospodarczego tego skrawka Naddniestrza. Wokół Żwańca powstało kilkanaście nowych wsi. Odrodziły się też stare. W naddniestrzańskich jarach nie było już grasantów i innych łotrzyków i można w nich było spokojniej gospodarować. Żywioł polski był na tyle silny, ze przetrwał w okolicy Żwańca do zakończenia I wojny światowej. Według kościelnych statystyk Polacy stanowili wówczas wspólnotę liczącą 700 osób. Parafia w Żwańcu przetrwała do 1935 r. Wtedy to w ramach stalinowskich represji , dążących do zniszczenia polskości i Kościoła katolickiego kościół w Żwańcu został zamknięty i zamieniony w warsztat mechaniczny dla miejscowego kołchozu. Wierni odzyskali go dopiero w 1992 r. w stanie ruiny. Po dwuletnim wstępnym remoncie został ponownie rekonsekrowany przez ordynariusza podolskiego bp Jana Olszańskiego. Opiekę nad nim objęli dojeżdżający z Kamieńca Ojcowie Paulini. Wielkie zasługi w odradzaniu wspólnoty i świątyni położył zwłaszcza o. Alojzy Kosobudzki. Oprócz samego Żwańca do tamtejszej parafii należy jeszcze kilkanaście wsi, rozrzuconych nad Dniestrem i wchodzących pewnie niegdyś, tak jak Sokół w skład dóbr Wołodyjowskiego.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply