Wróg nie musi być moralnie zły. Można z nim handlować, prowadzić wymianę edukacyjną i kulturalną. A mimo to pozostaje on wrogiem.

Niedawny amerykańsko-rosyjski skandal szpiegowski świadczy o jednym: można dużo opowiadać o “resetowaniu” wzajemnych stosunków, a polityka międzynarodowa i tak rządzi się swoimi prawami. Skoro coś takiego dzieje się na linii Waszyngton – Moskwa, to dlaczego nie miałoby dotyczyć innych stolic?

Nie ma się co oburzać. Wystarczy posiłkować się spostrzeżeniami i przemyśleniami Carla Schmitta. Podstawowym podziałem w polityce jest dychotomia “przyjaciel – wróg”, podobnie jak w etyce “dobro – zło”, ekonomii “zysk – strata” czy estetyce “piękno – szpetota”. I nie chodzi tu bynajmniej o jakieś plemienne, barbarzyńskie postrzeganie rzeczywistości. Wręcz przeciwnie, polityka jest dziedziną ludzi cywilizowanych, a więc mieszkańców nie dżungli, lecz polis.

Wroga się nie szuka, nie definiuje, nie desygnuje. Wróg to fakt dokonany. Ale jego istnienie jest równoznaczne nie z konfliktem, lecz z możliwością konfliktu. W przypadku wroga nie mają zastosowania kategorie z innych dziedzin, chociażby z etyki czy ekonomii. Wróg nie musi być moralnie zły. Można z nim handlować, prowadzić wymianę edukacyjną i kulturalną. A mimo to pozostaje on wrogiem. Bo jest obcy, inny. Jego interes okazuje się odmienny w głębokim sensie egzystencjalnym. Niezależnie od tego, czy to się komuś podoba czy nie.

Skoro polityka jest domeną ludzi cywilizowanych, maczugę zastępują chwyty erystyczne. Dlatego nie ma się co dziwić, że politycy na okrągło używają takich słów jak “spokój”, “stabilizacja”, “dobrobyt”. Ale słowa te są tylko pewnymi zaklęciami, które nie mają realnego odniesienia do rzeczywistości politycznej. Odniesienie takie ma natomiast ścieranie się rozmaitych interesów. Tyle że najczęściej skrywane ono jest za fasadą PR-u lub dyplomatycznych gestów.

“Resetowanie” stosunków międzynarodowych jest więc wpisane w obyczaje ludzi cywilizowanych. Nie oznacza ono jednak naiwnej wiary w koniec polityki i ostateczne zwycięstwo postpolityki, która służy polityce wyłącznie jako maska. Z takiej perspektywy warto się przyglądać stosunkom nie tylko amerykańsko-rosyjskim.

Filip Memches

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply