W sowieckich koleinach (2)

“Wszystkie kościoły, cerkwie, zamki i pałace zbudowane na etnicznie białoruskiej ziemi za pieniądze pobrane od białoruskich chłopów, wykonane rękami naszych majstrów są pomnikami kultury białoruskiej.”

Kampania propagandowa wymierzona w polskie odrodzenie, działalność organizacyjną i próby obrony dobrego imienia AK sprawiła, że Związek Polaków na Białorusi pomimo, iż stał się organizacją liczącą 30 tys. osób (największą na Białorusi organizacją pozarządową), to jednak nie objął swym zasięgiem wszystkich skupisk polskich i środowisk. Zdecydowana większość Polaków mieszkających na Białorusi wolała nie angażować się w jego działalność, wybierając tzw. „święty spokój”. Uczynili tak wszyscy pracujący w strukturach władzy, nauce, oświacie, wojsku i milicji. Poza związkiem pozostało też sporo Polaków żyjących w małżeństwach mieszanych polsko-rosyjskich, które w miastach zaczęły dominować. W Grodnie, gdzie oficjalnie mieszkało 54 tys. Polaków, a nieoficjalnie 100 tys., w orbicie związku znalazło się tylko około 5 tysięcy rodaków z dziećmi włącznie.

Nic się nie zmieniło

Do ZPB wstępowały przede wszystkim osoby starsze wychowane w rodzinie w polskiej tradycji. Osoby młode i ze średniego pokolenia miały już kłopoty ze swoją identyfikacją narodową. Jeszcze większe ich dzieci, które chodząc do szkół białoruskich uczyły się o Polsce według sowieckiej historiografii. Od 1994 r. wielu historyków zarówno z Białoruskiej Akademii Nauk, jak i z uniwersytetów odrzucili częściowo swoje dawne marksistowskie i rosyjskocentryczne poglądy i opowiedzieli się za narodowo-państwową koncepcją historii Białorusi i narodu białoruskiego. Dojście do władzy Aleksandra Łukaszenki, podejrzewanego przez narodowców o promoskiewskie sympatie i chęć likwidacji niepodległości Białorusi nic nie zmieniło. Przejął on wszystkie koncepcje historyczne narodowców i dał historykom zielone światło na ich rozwijanie. Decyzją tą całkowicie wytrącił oręż narodowej opozycji, usiłującej zrobić z niego moskiewskiego agenta, całkowicie ją marginalizując. Na ciągłość polityki historycznej wszystkich ekip rządzących niepodległą Białorusią zwrócił uwagę m.in. prof. Zdzisław J. Winnicki z Uniwersytetu Wrocławskiego. Podkreślił też, że oddziaływuje ona negatywnie na nasze stosunki. W jednym ze swoich opracowań podkreślił: „Stan taki dotyczy zarówno okresu obecnego tj. kadencji prezydenta A. Łukaszenki, jak i okresu bezpośrednio kadencję tę poprzedzającego, gdy decydujący głos w polityce Białorusi mieli dzisiejsi opozycjoniści związani z kręgami socjaldemokratycznymi (Stanisław Szuszkiewicz , były przewodniczący Rady Najwyższej – parlamentu, wykonujący funkcje głowy państwa, jak i z ruchem niepodległościowo- narodowym, reprezentowanym przez ugrupowanie Zenona Poźniaka (Białoruski Front Ludowy, określany także jako Narodowy – BNF)”.

Nic dobrego dla Polaków

Dla Polaków żyjących na Białorusi nadanie nacjonalistycznej polityce historycznej oficjalnego statusu państwowego, nie oznaczało nic dobrego. Uznawała ona m.in. Wielkie Księstwo Litewskie za białoruskie z wszystkimi tego konsekwencjami. Białoruś stanowiła w tej koncepcji jądro Wielkiego Księstwa, a wszystko co na jego terenie zaistniało miało białoruski charakter. Koncepcję tę od dawna lansował Oleg Trusow twierdzący, że: ”wszystkie kościoły, cerkwie, zamki i pałace zbudowane na etnicznie białoruskiej ziemi za pieniądze pobrane od białoruskich chłopów, wykonane rękami naszych majstrów są pomnikami kultury białoruskiej”. Inni uczeni szybko dorobili też teorie, że wszystkie wielkie rody i postacie, które Rzeczpospolita traktuje jako swoje należą do białoruskiej spuścizny tradycji i kultury. Naukowcy z Wydziału Historii Białorusi Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego w Mińsku w swoich opracowaniach zaczęli twierdzić, że rozbiorów Polski w ogóle nie było, ponieważ w ich trakcie Rosja włączyła do siebie ziemie białoruskie. W trakcie III rozbioru do Rosji odeszły tylko zachodnie powiaty Białorusi. Teza ta szybko znalazła odbicie w podręcznikach szkolnych i akademickich. Każdy młody Polak uczęszczający do szkoły lub uczelni białoruskiej dowiadywał się z nich, że nawet jeżeli jego przodkowie mieszkają np. w Grodnie od stuleci, to zawsze mieszkali na Białorusi, nigdy w Polsce. By wzmocnić uczucie dumy swych obywateli, w tym narodowości polskiej z faktu mieszkania na Białorusi, zorganizowano w tym kraju potężną kampanię, mającą doprowadzić do inkorporacji do kultury białoruskiej szereg postaci związanych z polską historią i kulturą. Poczta białoruska wyemitowała np. serię znaczków pod nazwą „Znakomite postaci Białorusi”. Umieściła w niej m.in.: Tadeusza Kościuszka, Tomasza Waużeckiego, Michaiła Kleofasa Agińskiego, Iwana Czerskiego, Symona Budnego, Kostusia Kalinowskiego. W innych seriach na znaczkach umieszczono podobizny Mikołaja Radziwiła Czornego i Leo Sapiegi.

Domeyko Białorusinem

Na Białorusi pojawiło się też wiele publikacji, z których wynikało, że przedstawicielami narodu białoruskiego byli Ignacy Domeyko, Stanisław Moniuszko, Władysław Syrokomla czy nawet Ferdynand Ruszczyc i Napoleon Orda. Jako białoruskie zostały uznane wielkie rody magnackie m.in. Sapiehów, Tyszkiewiczów, Ostrogskich, Paców czy Druckich. Zabieg ten miał wzmocnić poczucie dumy z przynależności do narodu białoruskiego i umacniać w społeczeństwie przekonania, że każdy kto mieszka na terenie Białorusi jest Białorusinem, niezależnie od narodowych korzeni…

Kampanii tej towarzyszyła odbudowa i rewaloryzacja zabytków Wielkiego Księstwa jako zabytków białoruskich na ogromną skalę. Spektakularnym przykładem tego było wskrzeszenie Miru, renowacja Nieświeża czy rewitalizacja zabytkowych starówek z grodzieńską na czele. Były to przedsięwzięcia na ogromną skalę. Przy jej okazji zacierano także polskie ślady. W Grodnie np. usunięto wszystkie krawężniki ulic, na których wykuty był napis „Magistrat Miasta”.

W białoruskiej historiografii ani na jotę nie zmieniło się podejście do Polski międzywojennej, czyli do II Rzeczypospolitej. Polska jest w niej przedstawiona jako agresor, który wspólnie z Rosją radziecką dokonał rozbioru Białorusi pieczętując go Traktatem Ryskim. M. Iwanou tak to plastycznie objaśnia w artykule zamieszczonym w pracy zbiorowej zatytułowanej „Biełarusy pamiż wschodam i Zachodam. Biełarusika-Albaruthenika” Nr 6, która ukazała się w Mińsku w 1998 r.: „W objęcia polskiego imperializmu i szowinizmu rzucono trzecią część białoruskiego terytorium z ludnością 4,5 mln, wśród której Polacy stanowili nie więcej niż 2-8 proc. Polska na tej ziemi odwiecznie białoruskiej nie miała ani praw historycznych, ani etnograficznych. Rosji sowieckiej rzucono 180 tys. terytorium Białorusi i 8 mln mieszkańców”.

Pod polskim knutem

We wszystkich szkolnych podręcznikach, a także opracowaniach akademickich uczeń i student mógł przeczytać, jak ciężko żyło się Białorusinom pod polskim knutem. W „Historii Białorusi” wydanej w 1997 r. przeznaczonej dla szkół średnich autorzy stwierdzali: „Oficjalne kręgi Polski traktowały Zachodnią Białoruś jako źródło tanich surowców i siły roboczej, a także rynek zbytu dla polskiego przemysłu. Ponad 80 procent ludności Białorusi zajmowało się rolnictwem. W rękach „biedniackich” i „średniackich” gospodarstw, stanowiących 94,2 proc. ich ogólnej ilości, było tylko 38,8 proc. ziemi, pozostała znajdowała się w rękach ziemian i kułaków. 516 ziemian miało majątki ziemskie o powierzchni od 1 do 14 tys. hektarów ziemi, podczas gdy 17 tys. gospodarstw nie miało w ogóle ziemi. 55 tys. ha posiadało niewiele ponad 1 ha. 15 proc. gospodarstw nie posiadało bydła, a 30 proc. koni. (…) Terror, masowe areszty stanowiły dzień powszedni Zachodniej Białorusi. (…) W 1934 r. z polecenia Józefa Piłsudskiego był utworzony jeden z pierwszych w Europie obozów koncentracyjnych w Berezie Kartuskiej. (…) Zachodnia Białoruś była wypełniona jawną i tajną polityczna policją (defensywą), siłami zbrojnymi, sądami karnymi i więzieniami”.

Białystok jest białoruski

Podobne kwiatki można znaleźć w „Historii Białorusi” pióra dwóch autorów I.I. Kowkiela i E.S. Jarmusika, wydanej w 1998 r. Autorzy ci idą jednak dalej i do uciskanych przez II Rzeczpospolitą ziem białoruskich zaliczają także Białostocczyznę. Dla badaczy białoruskich region ten to etniczna ziemia białoruska, która po II wojnie światowej dostała się Polsce prawem kaduka. Szczególnym popularyzatorem tej tezy jest profesor Włodzimierz Snopkowski z Akademii Nauk Białorusi. W jednej ze swoich prac pisze on: „chcąc pozyskać Polskę, Stalin poszedł dalej w ustępstwach i zamiast ustąpić 5-8 km, jak ustalono w Jałcie, poszerzył ustępstwo do 300 km w głąb Ukrainy i 170 km w głąb Białorusi. Znaczyło to, że od Białorusi odeszło 17 powiatów województwa białostockiego wraz z Białymstokiem i 3 powiaty województwa brzeskiego – część Puszczy Białowieskiej”. Snopkowski twierdzi też, że układ między Polską a ZSRR o granicy na odcinku białoruskim: „naruszał postanowienia Konstytucji BSRR, gdyż wymagał zgody republiki związkowej na zmianę jej granic. Oznacza to, że układ z 16 sierpnia 1945 r. jest niezgodny nie tylko z międzynarodowym prawem, ale również i państwowym ZSRR”. Tego typu publikacje stwarzają wrażenie, że granica między obydwoma państwami jest wprawdzie uznana, ale problem istnieje.

Polityka historyczna Białorusi byłaby być może inna, gdyby kompetentne czynniki polskie prowadziły dialog ze swymi białoruskimi odpowiednikami. Został on jednak zaniedbany i szereg problemów nigdy nie doczekało się wspólnej refleksji. W rezultacie mamy to, co mamy, a największą cenę za ten stan rzeczy płacą Polacy z Białorusi. Obecny ambasador RP na Białorusi wystąpił z inicjatywą powołania w Mińsku Polsko-Białoruskiego Instytutu Historycznego. Inicjatywa jest z pewnością godna poparcia, ma tylko jedną wadę, jest o 20 lat spóźniona. Pewne rzeczy są już nie do cofnięcia.

Andrzej Żelazny

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply