W sowieckich koleinach (1)

Działacze BNF zaczęli snuć też wizje utworzenia federacji białorusko- litewskiej, której pozycja byłaby silniejsza wobec moskiewskiego i polskiego imperializmu.

Przyczyną zmniejszania się ludności polskiej na Białorusi nie jest oczywiście tylko białorutenizacja, czy działalność Kościoła rzymskokatolickiego, dążącego do „odpolszczenia”, czyli zrzucenia „polskiego garbu” i inkulturacji w szukającym tożsamości białoruskim społeczeństwie. Jest to efekt także działań władz Białorusi, wynikających w znacznej mierze z polityki historycznej realizowanej przez to państwo. Po dziś dzień w tym zakresie nie przełamało ono do końca antypolskiej sowieckiej spuścizny, podlewając ją tylko nacjonalistycznym sosem. To zaś dla mniejszości polskiej rodzi określone reperkusje. Tak jak w czasach sowieckich ma ona do wyboru albo zintegrować, czyli zasymilować się z resztą społeczeństwa, albo grać w nim rolę resztówki okupantów skazanych na odgrywanie roli marginesu lub swoistego folkloru. W czasach sowieckich, gdy historiografia sowiecka była na Białorusi obowiązująca, Polaków w niej oficjalnie nie było, choć spisy ludnościowe dość precyzyjnie odnotowywały istnienie ich skupisk. Nie byli oni już jednak odnotowywani w spisach działaczy politycznych, członków rad, partii komunistycznej czy Komsomołu. Wynikało to z faktu, że Polak na Białorusi, jeżeli chciał awansować wyżej niż szeregowy kołchoźnik czy pracownik zajmujący się oczyszczaniem miasta, musiał w rubryce narodowość napisać Białorusin. Polacy byli więc na Białorusi, a jednocześnie ich nie było… Ich istnienie nie było zgodne z oficjalną wykładnią historyczną.

Cytowanie z referatów

Historiografia sowiecka twierdziła, że początki państwowości białoruskiej zaczęły się w 1919 r. od powołania Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Wielkie Księstwo Litewskie, w skład którego wchodziła Białoruś było państwem litewskim, całkowicie obcym dla Białorusinów, którzy od wieków dążyli do zjednoczenia z bratnim narodem rosyjskim pod berłem carów, albo ich sukcesorów bolszewików. Rozpowszechnianie tych mitów miało m.in. utrwalić w świadomości obywateli ZSRR, że Litwa była zawsze wrogiem Rosji i narodu białoruskiego. Podobny mit był rozpowszechniany przez historiografię sowiecką w stosunku do Polski i Polaków, którzy mieli być w jej mniemaniu odwiecznymi wrogami Moskwy, Rosji i oczywiście Związku Radzieckiego. Z tego też powodu lansowała ona pogląd, że polityka ZSRR wobec Polski w 1939 r. była jak najbardziej uzasadniona. Ponad 90 proc. białoruskich historyków zajmowało się właśnie okresem sowieckim w historii Białorusi. Produkowali oni opracowania o jej osiągnięciach, a także o ucisku, jakiego doznawała zachodnia część kraju w czasie polskiej okupacji. Wychwalali też zwycięstwa Armii Czerwonej, która przyniosła republice wolność, najpierw od polskiej okupacji, doprowadzając do zjednoczenia ziem białoruskich, a później wyzwalając ją z rąk hitlerowców. W ich opracowaniach eliminowano nawet z prac Lenina i Marksa, do których się obowiązkowo odwoływali, poglądy na temat imperialnej polityki Rosji wobec Białorusi, Ukrainy i Polski. Na przestrzeni lat wykładnia białoruskich historyków ulegała tylko kosmetycznym zmianom. Polegały one głównie na cytowaniu referatów przywódców partyjnych.

Antypolski nacjonalizm

Polityka historyczna realizowana przez władze sowieckiej Białorusi powodowała w społeczeństwie białoruskim określone postawy. Podsycała antypolski nacjonalizm. Stał się on niestety także częścią ideologii białoruskich narodowców, skupionych wokół Białoruskiego Narodowego Frontu, a także sympatyzujących z jego linią polityków mających „kompleks polski” takich jak Stanisław Szuszkiewicz. Od samego początku w kontaktach między białoruskimi narodowcami a Polską zgrzytało. W kręgu BNF-u odzywały się od początku głosy domagające się przyłączenia Białostocczyzny do BSRR. Postulat ten jako jeden z pierwszych wysunął B. Saczanka na łamach pisma „Literatura i Mastactwa”. Ostatecznie nacjonaliści białoruscy zgodzili się uznać granicę polsko-białoruską wyznaczona arbitralnie przez Stalina, ale pod warunkiem, że Polacy uznają wschodnią Białostocczyznę za „ziemię etnicznie białoruską” i zagwarantują na tym terenie białoruski stan posiadania. Kwestia ta spowodowała, że Białoruś i Polska nie podpisały w 1990 r. wspólnej deklaracji polsko-białoruskiej. Strona białoruska nie zgodziła się uznać umowy granicznej z 16 sierpnia 1945 r., ponieważ podpisały ją Polska i ZSRR, a nie BSRR.

Narodowcy tacy sami

Białoruscy politycy o narodowej orientacji, wychowani w sowieckiej szkole historycznej odnosili się do Polski z nieufnością. Stanisław Szuszkiewicz przewodniczący Rady Najwyższej od początku opowiadał się za ścisłą współpracą Białorusi z Litwą, a Polskę w odróżnieniu od rzekomo prorosyjskiego Wiaczesława Kiebicza traktował z dystansem. Jako premier, Kiebicz bardzo szybko znalazł wspólny język z premier Hanną Suchocką. Drugą wizytę w Polsce odbył bez wiedzy Stanisława Szuszkiewicza. Ten w tym czasie spotykał się z przewodniczącym litewskiej Rady Najwyższej Vytautasem Landsbergisem w Białowieży w sprawie uzgodnienia wspólnej polityki wobec mniejszości polskiej na Litwie i Białorusi. Obaj politycy byli przerażeni odrodzeniem polskim w ich krajach i szukali dróg jego okiełznania. Na spotkaniu w Wiskulach w Białowieży Szuszkiewicz i Landsbergis uzgodnili, że stanowczo będą przeciwstawiać się wszelkim próbom utworzenia autonomii narodowościowej w rejonach, w których Polacy stanowią zdecydowaną większość. Jeden z liderów BNF-u Siarhiej Dubawiec ostrzegał w swoich publikacjach , że jeżeli nie okiełzna się Polaków, to utworzą oni polską republikę, która obejmie Wilno i Wileńszczyznę, a także okolice Grodna i Brasławszczyznę i będą oni dalej wynaradawiać Białorusinów. Antypolska strategia w obu krajach była identyczna. Polegała ona na kwestionowaniu obecności Polaków i traktowaniu ich jako spolonizowanych Litwinów i Białorusinów, a ich odrodzenie jako moskiewską intrygę. Jest bardzo prawdopodobne, że z inicjatywy Szuszkiewicza na Litwie pojawiły się teorie z czasem zarzucone, że wszyscy Polacy na Litwie to katolicka ludność białoruska nie mająca świadomości narodowej, którym należy pomóc w jej odzyskaniu. Planowano m.in. uruchomienie białoruskiego programu telewizyjnego i radiowego oraz szkół białoruskich. Wystarczyła też deklaracja trojga rodziców, by utworzyć klasę białoruską. Utworzono też Stowarzyszenie Białorusinów i zaplanowano powołanie Białoruskiego Komitetu Narodowego jako reprezentacji politycznej ludności białoruskiej na Litwie.

Federacja ale z Litwą

Działacze BNF zaczęli snuć też wizje utworzenia federacji białorusko-litewskiej, której pozycja byłaby silniejsza wobec moskiewskiego i polskiego imperializmu. Białoruscy narodowcy zdecydowanie zaczęli występować przeciw strukturom tworzonego Związku Polaków na Białorusi. Na Grodzieńszczyźnie celowała w tym „Pahonia”. W jednym z jego numerów w kwietniu 1993 r. można było przeczytać, że: „na Grodzieńszczyźnie rozgrywa się obecnie rosyjską i polską kartę. W miejsce byłych komitetów Komunistycznej Partii Białorusi, w każdym regionie obwodu utworzono regularne organy Związku Polaków na Białorusi. Musimy dać temu odpór”. W piśmie „Swoboda” działaczy ZPB nazwano „piłsudczykami”, co na Białorusi miało jednoznacznie pejoratywny wydźwięk, a w czasach stalinowskich wystarczyło do wysłania do łagru. W używaniu tego określenia celował zwłaszcza niejaki Sidarewicz.

Przez prasę białoruską, głównie związaną z opcją narodową przewaliła się też antyakowska kampania wymierzona w dobre imię AK i przeciwdziałająca oficjalnemu nadaniu jej członkom żyjącym na Białorusi uprawnień kombatanckich.

AK to bandyci

Symptomatyczny pod tym względem był zwłaszcza artykuł opublikowany w gazecie „Zwiazda” w styczniu 1994 r. i zatytułowany „Jest o czym pomyśleć”. Przedstawiał on stanowisko Rady Wykonawczej Białoruskiego Związku Wojskowych, skupiającego oficerów o orientacji narodowej, który stawiał sobie za cel utworzenie Białoruskich Sił Zbrojnych oraz obronę demokracji i suwerenności państwowej Białorusi. Na jego czele stał znany późniejszy opozycjonista Mikołaj Statkiewicz. We wspomnianym artykule przygotowanym przez tę organizację czytamy m.in.: „Ostatnio środki masowego przekazu reklamują sprawy związane z Armią Krajową. Odbył się zjazd akowców w Grodnie, powołano specjalną komisję parlamentarną. Zmusza to do zaprezentowania naszej oceny roli AK w historii naszego kraju. Na terytorium Polski Armia Krajowa rzeczywiście dążyła do wyzwolenia ojczyzny od faszystów. Jednakże na terytorium Białorusi żołnierze AK bardzo często walczyli z Białorusinami. Szczególnie na Grodzieńszczyźnie. Działalnością akowców kierował wyłącznie genocyd wobec wszystkiego, co było świadomie białoruskie. Ich wrogiem był każdy i dowolny świadomy Białorusin, począwszy od nauczyciela do małego dziecka włącznie. Do dziś dnia żyją świadkowie tych przestępstw oraz dzieci ofiar. W tym kontekście milczące przyzwolenie bądź przychylne stanowisko rządu oraz władz terenowych, a także odgłosy pozytywnej prezentacji działalności akowców, jakie obserwujemy w telewizji czy prasie – stanowią obrazę naszego narodu i pohańbienie pamięci ofiar walki o wyzwolenie Białorusi. (…) Rząd, który występuje przeciwko organizacji obchodów bitwy pod Orszą, a nawet haniebnie ignoruje rocznicę Bitwy Grunwaldzkiej i nie uznaje w ten sposób historii własnego narodu, nie czyni jednocześnie nic, by przeciwstawić się dążeniom krzywdzicieli narodu białoruskiego”. Oprócz oszczerczych artykułów, których nie powstydziliby się nawet stalinowscy historycy, zaczęły się też ukazywać na Białorusi monografie szkalujące AK. Każda z nich negatywnie odnosiła się do tej formacji, a ich konkluzja była następująca: „przyznanie praw kombatanckich choćby jednemu byłemu żołnierzowi AK będzie stanowiło uznanie polskich praw do terytorium Białorusi”.

Białoruscy narodowcy nie tylko protestowali przeciwko nadaniu żołnierzom Armii Krajowej uprawnień kombatanckich, ale także budowie dla nich cmentarzyków. Oleg Trusow, przywódca BSDP „Gromada”, oskarżył ZPB, że dzięki niemu: „AKowcy grasują w mundurach i z szablami po Grodzieńszczyźnie i stawiają pomniki bandytom takim, jak oni sami”. Myślenie tego pana, jak i innych, mocno tkwiło w koleinach stalinowskiej historiografii.

Andrzej Żelazny

Cdn.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply