Łatwiej jest ukryć przyczyny buntu okradzionych, biednych i głodnych, gdy wszyscy zajęci są sprawą zerwania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.

W obecnej sytuacji społeczno-politycznej Ukrainy rola władzy wychodzi zdecydowanie na plan pierwszy. W istocie w ciągu ostatniego miesiąca zajmuje się ona tylko jednym, a mianowicie rozniecaniem ognia niezadowolenia, co – logicznie rzecz ujmując – przekłada się na masowy protest, który nie jest w żaden sposób łagodzony, a wręcz przeciwnie – podsycany.

Możemy założyć, że jest to przejaw politycznej krótkowzroczności i braku strategii, a to już typowe zachowanie ukraińskich polityków. Rozwój kryzysu politycznego wskazuje jednak na kilka alternatywnych wyjaśnień tego, co dzieje się na naszych oczach.

O co tak naprawdę chodzi? W ostatniej chwili, gdy umowa o stowarzyszeniu Ukrainy i Unii Europejskiej była już gotowa do podpisania, rząd, nie wiedzieć czemu, cofnął swoją decyzję. Ot tak, absolutnie jednoznacznie, nie próbując nawet zrzucić winy na innych. Jedno jest pewne – jeśli rząd chciałby zerwać umowę, to zrobiłby to mówiąc, że taka była decyzja UE. Na przykład poprzez odmowę podpisania zgody przez kogoś z liderów opozycji, bądź poprzez powtórne umieszczenie Julii Tymoszenko w zakładzie karnym i osadzenie w izolatce za „nieodpowiednie zachowanie”. Rząd sam rozwiązał umowę stowarzyszeniową, prowokując tym samym pierwszą falę protestujących.

Idźmy dalej. Kiedy protesty same zaczęły słabnąć, władza dała kolejny impuls – w nocy, 30 listopada, milicja rozpędziła Majdan. Publicznie, brutalnie, przed kamerami mediów zagranicznych. Żeby wszyscy zobaczyli agresję i krew, żeby innych podburzyć, żeby zbuntowani wyszli na ulice następnego dnia.

1 grudnia świat zobaczył nową bitwę na ulicy Bankowej. Fakt, że rząd po dziś dzień nie wskazał winnych pobicia zagranicznych turystów czy dziennikarzy ani nawet nie znalazł „kozła ofiarnego” potwierdza istnienie pewnego ukartowanego planu. Wszystko odbyło się mniej więcej tak, jak zaplanowano. Żeby zaostrzyć sytuację.

Z każdym dniem dochodzi do eskalacji konfliktu. Niektórzy uczestnicy wydarzeń z ostatnich tygodni zostają zatrzymywani, inni – wezwani na przesłuchanie w charakterze świadków. Parlamentarzyści Partii Regionów mówią o prowokatorach, którzy rzekomo podrzucają zwłoki na Majdan. Wciąż nie ma żadnych decyzji wobec protestujących, nie ma prawdziwych prób znalezienia politycznego rozwiązania problemu. Widać, nie jest to konieczne. Ale dlaczego?

Myślę, że odpowiedzią na to pytanie jest kryzys gospodarki na Ukrainie, który rozwinął się do jesieni 2013 r. Obecna sytuacja ma charakter złożony i zbliża się ku finalnej katastrofie. Pracownikom państwowym przestano wypłacać pełne wynagrodzenie na początku jesieni. Taka sytuacja będzie zauważalna jeszcze przez pewien czas. Wszystko to jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, pod którym kryje się dalsze załamanie gospodarcze, które nieuchronnie doprowadzi do ogromnego wybuchu społecznego, jeśli miliony Ukraińców pozostaną bez środków do życia.

Uniknięcie kryzysu jest możliwe tylko wtedy, gdy znajdą się pieniądze na załatanie dziury w budżecie, czego na razie rząd Ukrainy nie jest w stanie zrobić.

Jeśli nie można uniknąć społecznego wybuchu, to dlaczego przynajmniej nie można trzymać go pod kontrolą?

Władzom potrzebne były obecne protesty. Po pierwsze, Majdan to okazja do straszenia i nakręcania elektoratu południowego-wschodu. Po drugie, protest przeciwko zerwaniu umowy stowarzyszeniowej jest aktualny, ale nie dla wszystkich warstw społeczeństwa, w przeciwieństwie do buntu okradzionych, biednych i głodnych, który dotyczy wszystkich. Po trzecie, protest pod różnymi politycznymi hasłami pozwala na stosowanie strategii „dziel i rządź”.

Nawiasem mówiąc, protestujący nie zdążyli nawet zablokować Gabinetu Ministrów Ukrainy, a już Mykoła Azarow oświadczył, iż cała sytuacja stawia pod znakiem zapytania wypłaty wynagrodzeń, emerytur, zasiłków.

To oczywiste, że z powyższymi wypłatami były problemy na długo przed Majdanem. Oczywiście, powody są różne, ale teraz przyszła wspaniała okazja, aby winą za te utrudnienia obarczyć innych. Ponadto władza może teraz powiedzieć, że głównymi winnymi są ci z Majdanu, i takim sposobem „napuścić” emerytów i budżetowców do wyeliminowania tych, przez których do takich problemów dochodzi.

Co jest bardziej opłacalne? Stłumić Majdan już teraz czy walczyć z „koliszczyzną” dopiero jutro? Odpowiedź jest oczywista. Dziś protestuje zachód, a wschód „stuka po głowie” i wzywa do przywrócenia porządku. Jeśli natomiast jutro rozpocznie protesty wschód, zdając sobie sprawę, w jak beznadziejnej, katastrofalnej sytuacji sam się znajduje, zachód może już milczeć. A to właśnie jest władzy potrzebne.

Protestujący nie mogą tańczyć jak im ktoś zagra – to jedyne wyjście w tej sytuacji. Trzeba wysunąć na plan pierwszy to, co najważniejsze, czyli społeczno-gospodarczy kryzys. On dotyka nas wszystkich i powinniśmy się zjednoczyć, żeby jakoś żyć.

Protesty w obecnej sytuacji powinny się odbywać pod jednym hasłem: zmiana rządów dlatego, że „wielcy działacze gospodarczy” zaprezentowali swoją niemożność poradzenia sobie z gospodarką kraju. Co więcej zmierza on ku bankructwu. Zrozumie to i zachód, i wschód, któremu nie są potrzebne europejskie standardy czy wartości.

Piotr Oleszczuk

Źródło: liga.net

Tłumaczenie: Anna Wilczyńska

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply