Myrosława Gongadze, wdowa po zamordowanym jesienią 2000 roku ukraińskim opozycyjnym dziennikarzu Heorhiju Gongadze, w rozmowie z Tomaszem Kobylańskim, mówi, że nie wszystkie osoby winne śmierci jej męża zostały już ukarane. Dziennikarka ukraińskiej redakcji „Głosu Ameryki” oraz działaczka na rzecz wolności mediów opowiada także o sytuacji ukraińskich mediów oraz o tym, dlaczego Ukraińcy stracili wiarę w to, że mogą coś zmienić. Myrosława Gongadze jest jedną ze 100 najbardziej wpływowych kobiet Ukrainy w rankingu magazynu „Focus”.

Tomasz Kobylański:29 stycznia tego roku generała milicji Ołeksija Pukacza skazano na karę dożywotniego pozbawienia wolności za zabójstwo Heorhija Gongadze. Czy sprawę śmierci pani męża można już uznać za ostatecznie zamkniętą, czy też uważa pani, że na wolności przebywają jeszcze osoby, które za nią odpowiadają?

Myrosława Gongadze:Od czasu zabójstwa mojego męża upłynęło już ponad 12 lat i przez wszystkie te lata, razem z moim adwokatem, walczymy o ukaranie wszystkich osób, które przyczyniły się do śmierci Heorhija. To tytaniczna praca, która dała jednak jakieś efekty – cztery osoby, które są odpowiedzialne za morderstwo, zostały ukarane. Skazany został m.in. generał Pukacz, który organizował porwanie Heorhija, a potem własnymi rękoma (choć z pomocą pozostałych osób) udusił go, odrąbał mu głowę i zakopał jego ciało. Potem zatarł ślady niszcząc dokumenty, które świadczyły o tym, że mój mąż był śledzony. Udało nam się wymierzyć Pukaczowi karę – dożywotnie więzienie. Jednak sprawiedliwość została wymierzona tylko częściowo, ponieważ nie wszyscy, którzy przyłożyli rękę do śmierci Heorhija, zostali ukarani. Generał Krawczenko, jak twierdzą, zakończył życie na wolności samobójczą śmiercią, pozostawiając na wolności tych, na których zlecenie zamordowano Heorhija. Prokuratura informuje, że posiada wystarczającą ilość dowodów, żeby rozpocząć sprawę przeciw byłemu prezydentowi Kuczmie za współudział w zabójstwie Heorhija, ale do dziś tego nie zrobiono.

Dlaczego?

To pytanie do prokuratury. Sądzę, że starają się utrzymać Kuczmę i jego zięcia Pinczuka jako zakładników nowego reżimu.

Jak skomentuje pani fakt, że Pukacz, już po skazaniu go na karę dożywotniego pozbawienia wolności, złożył wniosek o pozbawienie nazwy ulicy Heorhija Gongadze w Kijowie. Domaga się również pozbawienia Heorhija Gongadze tytułu Bohatera Ukrainy. Czy to nie absurd, że jedna z osób, która odpowiada za śmierć pani męża, będąc równocześnie skazaną za to przez sąd, składa taki wniosek?

To absurd, którego nie ma sensu komentować. Stanowisko Pukacza jest jednak zrozumiałe, bowiem stara się on pomniejszyć stopień swojej winy i dlatego będzie robił ku temu wszystko, co tylko możliwe. Będzie także składał odwołanie w Sądzie Najwyższym, ale jego wina na podstawie zebranego materiału jest stuprocentowa.

Dziś zajmuje się pani m.in. prowadzeniem zajęć na temat wolności słowa w Ukrainie. W ostatnim rankingu World Press Freedom Index 2013, który został przygotowany przez Freedom House, Ukraina zajęła 126. miejsce na świecie, co oznacza spadek o dziesięć pozycji w stosunku do roku ubiegłego. Co wpłynęło w głównej mierze na pogorszenie sytuacji ukraińskich dziennikarzy w ostatnim roku?

Polityka prezydenta Janukowycza i jego otoczenia jest główną przyczyną pogorszenia sytuacji swobody słowa w Ukrainie, gdzie wracają do łask czasy polityki tzw. „temnyków”, kiedy to niektóre media drukowały informacje tej samej treści, na specjalne zamówienie administracji. Oligarchowie bliscy prezydentowi władają większością mediów і kupują kolejne z prędkością światła. Ostatnie wydarzenia wokół telewizji TVi, wystawienie na sprzedaż „Kyiv Post”, odsprzedaż telewizji „Inter” oraz inne działania pokazują, że śruby wolności słowa w Ukrainie są coraz bardziej dokręcane. Ukraińskie media podają mało rzetelnych informacji. Ludzie, którzy chcą znać prawdę o tym, co dzieje się w Ukrainie i na świecie, szukają informacji w Internecie. Zwiększyła się także ilość ataków na dziennikarzy, pobicia, prześladowania, niszczenie ich sprzętu. Dziennikarze mogą wszczynać dochodzenie w takich przypadkach, ale nikt na to nie reaguje. Nie rozpoczyna się postępowań karnych w tych sprawach i jedynym ich rezultatem jest społeczny rozgłos.

Nie mniej jednak według oceny „Freedom House” Ukraina i tak jest „jasną plamą wolności mediów na mapie postradzieckiego regionu”. Nie uważa pani jednak, że w Ukrainie nastąpił regres i sytuacja faktycznie zdaje się przypominać czasy prezydentury Leonida Kuczmy i tragicznej śmierci pani męża?

To jasna plama, która mętnieje z dnia na dzień. Ukraina w tym roku ledwie utrzymała się na poziomie „częściowo wolnych państw”. Jeśli dzisiejsze tendencje będą mieć nadal miejsce, to w następnym roku Ukraina może zostać zakwalifikowana do kategorii państw „bez wolności mediów”. Co do powrotu do czasów Kuczmy, to zdecydowanie tak jest. W jednym ze swoich postów na Facebooku napisałam, że wydaje mi się, że to tak samo jak w historii z jednego amerykańskiego filmu, kiedy bohater codziennie budzi się i przeżywa każdy dzień tak samo, z tymi samymi skutkami. Właśnie wydaje mi się, że Ukraina żyje w takim „Dniu Świstaka” – kiedy wszystko kręci się wokół, aczkolwiek bez żadnego progresu.

Zniknięcie i zabójstwo pani męża zapoczątkowało akcję „Ukraina bez Kuczmy”, która była skierowana przeciwko ówczesnemu prezydentowi Ukrainy. Czy uważa pani, że dzisiaj możliwy jest tego typu zryw społeczny skierowany przeciw władzy?

Uważam, że bunt ludzi w walce o swoje prawa to jedyna droga, która może zmienić dzisiejszy reżim w Ukrainie. Nie widzę wprawdzie teraz olbrzymiej liczby osób, które mogłyby wyjść i protestować. Po Pomarańczowej Rewolucji ludzie stracili wiarę w to, że oni sami mogą coś zmienić. Liderzy Pomarańczowej Rewolucji zdradzili ich i to zrodziło w społeczeństwie brak wiary oraz rozczarowanie. Nie widzę dziś dostatecznie dużej społecznej chęci do zmiany sytuacji. Oprócz tego w Ukrainie nie ma dziś liderów, którym ludzie by uwierzyli, za którymi mogliby pójść. Brak profesjonalnych i uczciwych liderów uważam za główny problem ukraińskiego społeczeństwa.

Dziś mieszka pani wraz ze swoimi córkami w USA. Czy od czasu, kiedy wyjechała pani za Ocean, bywała pani w Ukrainie? Mogłaby pani wrócić do swojej ojczyzny na stałe i czuć się tam bezpiecznie?

Tak, odwiedzałam Ukrainę kilka razy. Po 2004 roku otrzymałam nawet propozycję, by stanąć na czele biura informacyjnego ministerstwa spraw zagranicznych Ukrainy. Ale po rozmowach z ówczesnymi ukraińskimi liderami, w tym z prezydentem Juszczenko, zrozumiałam, że nie mają oni jasnego wyobrażenia w którą stronę zmierzać i jak przeprowadzić reformy. Zobaczyłam wiele niezaspokojonych ambicji u „pomarańczowych liderów” i wtedy, już w kwietniu 2005 roku, prognozowałam kryzys w szeregach władzy. Zdecydowałam wówczas zareagować odmownie na złożoną mi propozycję i uważam, że była to prawidłowa decyzja. Moje negatywne prognozy, niestety, sprawdziły się. We wrześniu tego samego roku rozpoczęły się pierwsze wzajemne oskarżenia pomiędzy liderami obozu pomarańczowych.

Co do powrotu do Ukrainy, to nie wykluczam takiej możliwości, jeśli zobaczę, że mogę tam być potrzebna. Uważam jednak, że dziś wykonuję ważną pracę dla ukraińskiego społeczeństwa w Waszyngtonie. Widzę swoją misję w informowaniu ludzi, pomaganiu im w podejmowaniu prawidłowych decyzji i inspirowaniu do działania, moja praca w „Głosie Ameryki” daje dziś taką możliwość. Jeżeli pojawią się inne możliwości, by wykonywać swoją misję bardziej efektownie, oczywiście wykorzystam to. I być może właśnie to sprowadzi mnie znowu z powrotem do Ukrainy.

W jednym z wywiadów powiedziała pani, że pani córkom podoba się Ukraina. Czy jeżeli chciałyby wyjechać nad Dniepr, miała pani coś przeciwko?

Moje córki skończą w tym roku szesnaście lat. Niedługo będą miały możliwość podejmować samodzielne decyzje i to będzie ich wybór. A z mojej strony mogą liczyć na wsparcie jakiejkolwiek ich decyzji.

źródło: eastbook.eu

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply