Tropami Żółkiewskiego pod Oryninem

Turyści z Polski odwiedzający Podole rzadko odwiedzają Orynin, ograniczając się zazwyczaj do Kamieńca Podolskiego, Żwańca czy leżącego już po drugiej stronie Dniestru Chocimia.

Tymczasem każdy miłośnik dziejów oręża polskiego powinien zajrzeć do Orynina, który także ma miejsce w polskiej historii. Zwłaszcza w jej rozdziale dotyczący walk z tatarskimi ordami.

Na jego polach rozegrała się w 1618 r. bitwa, podczas której sterany już życiem hetman Stanisław Żółkiewski zagrodził ze swymi hufcami tatarskim zagonom.

Orynin leży przy drodze z Kamieńca do Skały Podolskiej nad Zbruczem, która biegnie wzdłuż wijącego się Dniestru. Odległy o kilkanaście kilometrów od Kamieńca Orynin znajdował się w połowie tej drogi. Zajmując pozycje w jego pobliżu hetman mógł kontrolować znaczny odcinek Dniestru rozciągający się od Żwańca i Chocimia do ujścia Zbrucza i był ubezpieczony z lewej strony przez twierdzę w Kamieńcu Podolskim, a z prawej przez zamek w Skale Podolskiej.

Hetman liczył też, że właśnie w okolicy Orynina Tatarzy wykorzystując bród będą chcieli przejść na drugą stronę rzeki, by uderzyć na Podole i dalej na Ruś Czerwoną. Po multańskiej stronie Dniestru biegł bowiem tzw. szlak wołoski, którym Tatarzy udawali się po łupy i jasyr na tych terenach. W okolicach Orynina hetmanowi udało się zgromadzić znaczące jak na tamte czasy siły, bo około 15 tys. żołnierzy. Od swojego wywiadu wiedział, że tym razem przyjdzie mu odpierać nie zwykły najazd, ale poważną ofensywę tatarską złożoną z doborowych czambułów, będącą zemstą za ostatni najazd Kozaków na ziemie tureckie.

Żółkiewski, nie wiedząc jakimi siłami dysponują Tatarzy, przyjął taktykę obronną, sadowiąc się nad Dniestrem poniżej Orynina. Wojsko polskie mimo, że liczne nie przedstawiało sobą jednak wielkiej wartości bojowej. Składało się bowiem z wojsk koronnych i magnackich. Koronne liczyły 5100 żołnierzy. Należały do nich oddziały jazdy (2 tys. husarii i 1,2 tys. Kozacy) i piechoty złożone z 2000 piechurów. Wojska magnackie były dwukrotnie liczniejsze, ale jak wspominają historyczne źródła bardziej przypominały kupę hultajstwa niż wojsko. Najgorzej prezentował się pod tym względem komput Tomasza Zamoyskiego, złożony z 4,5 tys. żołnierzy, w tym 3,4 tys. jazdy (2,8 tys. Kozaków, 0,6 tys. husaria), 1,1 tys. piechoty. Pozostałe magnackie oddziały dowodzone przez księcia Zbaraskiego liczyły 5,2 tys. żołnierzy. (3,3 tys. jazdy i 1,9 tys. piechoty).

Ledwie uszedł z życiem

Zamoyski i Zbaraski nie chcieli podporządkować się rozkazom Zamoyskiego. Armia polska nie miała więc jednolitego dowództwa.

Hetman Żółkiewski ze swoim obozem stanął w zakolu rzeki, a Zamoyski i Zbaraski rozłożyli swoje obozy po bokach. Tatarzy, którzy też mieli dobry wywiad przeszli jednak Dniestr zupełnie w innym miejscu, prawdopodobnie pod Chocimiem, niezauważeni przez załogę Żwańca i Kamieńca Podolskiego. Uderzyli od razu z marszu, czym zupełnie zaskoczyli Polaków. Książę Zbaraski wytrzymał jednak atak i ogniem artylerii oraz piechoty odparł go. Wówczas Tatarzy zaatakowali obóz Zamoyskiego i omal nie osiągnęli sukcesu. Chorągwie kozackie, które usiłowały zatrzymać Tatarów zostały rozbite. Na pomoc Zamoyskiemu przyszły chorągwie Zbaraskiego i Żółkiewskiego.

Gdy przybyły główne siły tatarskie, kolejnymi atakami usiłowały wyciągnąć hetmana w pole, ale on obawiając się zasadzki Tatarów ograniczył się do ich odpierania. Doskonale zdawał sobie sprawę, że tylko jazda koronna w otwartym polu jest w stanie walczyć z Tatarami. Wiedział, że Tatarzy chcą go sprowokować.

Hetman polny koronny Stanisław Koniecpolski nocą usiłował iść tropami Tatarów i ledwie uszedł z życiem. Dowodzone przez niego chorągwie zostały wybite niemalże do nogi. Broniąc swojej decyzji pod Oryninem przed Sejmem stwierdził, że: “małemu wojsku porywać się na większe jest to porywać się z motyka na słońce”. Jego zdaniem nie mógł ścigać też Tatarów, bo ścigać Tatarzyna “jakby też motyla gonił”. Król podzielił pogląd Żółkiewskiego, szlachta niestety nie. W ulotnych pismach opozycji szlacheckiej hetmana nazywano tchórzem, który “ukradł męstwo i sławę rycerstwa polskiego”.

Parafia już była

Dziś w Oryninie nie ma żadnych obiektów pamiętających czasy zmagań z Tatarami. Tradycje instytucji, która istniała w czasach, gdy w Oryninie przebywał hetman Stanisław Żółkiewski, kontynuuje parafia rzymskokatolicka p.w. Trójcy Przenajświętszej, założona już w 1474 r. i jako jedna z nielicznych od razu otrzymała murowany kościół. Zbudował go Grzegorz Kiedrej, bardzo solidnie, bo dotrwał aż do 1909 r., kiedy to został staraniem parafii i ks. Franciszka Czyrskiego odnowiony.

Orynin stanowił wówczas centrum znaczącego polskiego osadnictwa. Obejmowało ono swym zasięgiem sam Orynin i wszystkie wsie zamieszkane przez Polaków i leżące wzdłuż drogi między Skałą Podolską a Zinkowcami, leżącymi tuż za opłotkami Kamieńca. Na jego terytorium, w Hukowie, dużej polskiej wsi znajdowała się komora celna między Austro- Węgrami a Cesarstwem Rosyjskim oraz przejście graniczne. Zbrucz wyznaczał między nimi granicę.

W sumie do orynińskiej parafii należało 21 miejscowości. Oprócz wspomnianego Hukowa należały do niej: Adamówka, Dobrowola, Zalesie, Podlipie, Poddany i kilka innych. W sumie razem z Oryninem mieszkało w nich w 1914 r. 3293 wiernych, czyli Polaków. Parafia w Oryninie była jedną z większych w Dekanacie Kamieniec Podolski. Większa od niej była tylko parafia katedralna w Kamieńcu Podolskim, parafia w Gródku Podolskim, Smotryczu i Zbrzyżu. Pod względem starszeństwa ustępowała tylko trzem. Była mocno zakorzeniona i wrośnięta w podolską ziemię. Na przełomie XIX i XX wieku tutejsze polskie wielodzietne rodziny były na tyle prężne, że parafii groziło przeludnienie. Część jej młodych mieszkańców wyjeżdżało do Mołdawii, by tam zakładać na tzw. surowym korzeniu nowe polskie osiedla, cywilizując żyzną ziemię Besarabii. O ich świadomości narodowej świadczy najlepiej fakt, że wsie przez nich tworzone miały często polskie nazwy. Jako przykład może służyć dzisiejsza Grigorówka k/ Bielc, która początkowo nosiła nazwę Mała Warszawka.

Przed falą barbarzyńską

Orynin i droga przechodząca przez tę miejscowość, ciągnąca się przez całe terytorium parafii od Zinkowiec do Hukowa, była świadkiem wielu historycznych wydarzeń, związanych z polskością na Podolu. Tą drogą w czerwcu 1920 r. uciekali z Kamieńca Podolskiego ziemianie z rodzinami oraz księża zagrożeni represjami bolszewickimi. Wraz z nimi jechał też do Polski biskup kamieniecki Piotr Mańkowski i księża Nosalewski i Roth.

Jak pisze w swoich pamiętnikach bp Mańkowski: “Cała droga do Orynina, kilkanaście kilometrów wynosząca, była wozami i wojskami zapełniona, był to nad wyraz smutny exodus elementu polskiego i katolickiego przed falą barbarzyństwa”. Biskup był zmuszony spędzić noc w Oryninie, który był tak zapełniony uchodźcami, że hierarcha nie mógł nawet nogi wsadzić do plebani i noc musiał spędzić na kanapce w zakrystii. Proboszcz już wyjechał, a do kościoła biskupa wpuścił kościelny. Najświętszego sakramentu w kościele już nie było, toteż towarzyszący mu księża w nim się ulokowali, a on sam w zakrystii, do której wyniesione były meble proboszcza. Jak pisze w swym pamiętniku, wypoczął jednak niewiele. Uniemożliwiły mu to: “drobne, lecz niewinne zwierzątka, którym widocznie nie w głowie była nawała bolszewicka i w najlepsze skacząc i nie myśląc o wyjeździe osaczyły mię, ciesząc się, że “krew burżujską” pić bezkarnie mogą“.

Nazajutrz biskup Mańkowski odprawił w kościele Mszę św. i przez dłuższy czas wraz z pozostałymi księżmi słuchał spowiedzi. I jak wynika z jego pamiętników przeżył to bardzo. “Było to i rzewne i ogromnie smutne- ten pożegnalny pobyt i ta pożegnalna duchowna posługa”- pisał w nich.

Po ostatecznym przyłączeniu Podola do sowieckiej Ukrainy i ustaleniu polsko-sowieckiej granicy na Zbruczu parafia istniała w Oryninie jeszcze do połowy lat trzydziestych, choć nie miała stałych kapłanów. Tylko od czasu do czasu przyjeżdżali do niej księża z innych podolskich parafii, których z roku na rok ubywało i którzy szybko stawali się męczennikami.

Byli to m.in. ks. Franciszek Czyrski, wielokrotnie aresztowany i rozstrzelany ostatecznie w 1937 r. Ten sam los spotkał w 1937 r. na Sołowkach ks. Stanisława Hańskiego i ks. Feliksa Lubczyńskiego. Tego ostatniego oskarżono, że: “w latach 1922-1927 systematycznie wygłaszał w kościołach w obecności bardzo licznych wiernych ostre antysowieckie i kontrrewolucyjne kazania, w których rozszerzał wpływ polskiej burżuazyjnej państwowości, to znaczy przejawiał współpracę z częścią burżuazji międzynarodowej. Zajmował się też agitacją i propagandą, mającą na celu osłabienie i obalenie władzy sowieckiej, wykorzystując religijne i narodowościowe przesądy mas“.

Deportowani do Kazachstanu

By wykarczować te “przesądy” w latach trzydziestych minionego wieku parafia w Oryninie została skazana na zniszczenie. Jej wierni, a zarazem Polacy zostali deportowani do Kazachstanu bądź zamordowani w katowni w Kamieńcu Podolskim. Kościół został rozebrany do fundamentów, a na jego miejscu wzniesiono kołchozowy magazyn.

Wiara i polskość nie zostały jednak w Oryninie i jego okolicach całkowicie zniszczone.

– “Gdy w 1989 r. zacząłem systematyczną posługę w Kamieńcu Podolskim w kaplicy przy Nigińskim Szose od razu zorientowałem się, że spora grupa wiernych przyjeżdżających do niej na Msze św. pochodzi właśnie z Orynina” – wspomina obecny proboszcz katedry w Kamieńcu Podolskim ks. Roman Twaróg. – “Zmobilizowałem więc tamtejszych wiernych, by starali się o zgodę na zarejestrowanie parafii i wybudowanie świątyni. Wtedy były takie czasy, że było to stosunkowo łatwo załatwić. W 1992 r. wiernym przekazano plac pod budowę nowego kościoła. Urządziliśmy tam tymczasową kaplicę i przystąpiliśmy do budowy świątyni. W 1995 r. ordynariusz diecezji biskup Jan Olszański dokonał jej poświęcenia. Jest przy niej mieszkanie, by mógł przy niej zamieszkać na stałe kapłan. Obsługę tego ośrodka duszpasterskiego biskup Jan przekazał Ojcom Paulinom, którzy dojeżdżają z Kamieńca Podolskiego. Pierwszym administratorem parafii z ich ramienia został o. Alojzy Kosobudzki. Obecnie jest nim o. Jan Stankiewicz“.

Do parafii w Oryninie należy w sumie 600 wiernych. Mieszkają nie tylko w nim, ale tak jak kiedyś, w 23 okolicznych wioskach. Nie ułatwia to niestety duszpasterstwa. Generalnie jednak rzecz biorąc z dawnego dekanatu kamienieckiego w granicach z 1914 r. jest to parafia należąca do największych.

Wydaje się, że Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa powinna zadbać, by w nowej świątyni w Oryninie znalazła się tablica przypominająca, że tutaj hetman Stanisław Żółkiewski ze swymi wojskami stoczył bój z Tatarami, usiłując zagrodzić im drogę na Podole i Ruś Czerwoną. Władze nie powinny mieć nic przeciw. Znaczną część oddziałów hetmana stanowili przecież Kozacy.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply