Sojusze egzotyczne

Logika polityczna zwycięża zawsze, ale trzeba pamiętać, że logika polityczna a sentyment polityczny to są dwie siły, które borykają się z sobą jak mogą.

Sojusze, zawarte pomiędzy państwami zbyt daleko od siebie geograficznie położonymi i nierównie silnymi, są często sojuszami egzotycznymi. Sojusz brytyjsko-grecki nie jest sojuszem egzotycznym, bo chociaż jest dość daleko z Londynu do Aten, to jednak Grecja ma duże znaczenie strategiczne dla angielskich posiadłości na Bliskim Wschodzie. Również bardzo nierówne są siły Francji i Luksemburga, ale niepodległość Luksemburga potrzebna jest Francji ze względów strategicznych. Nie są też egzotycznymi sojusze Stanów Zjednoczonych z Anglią, bo choć dzieli je ocean, to jednak zbliża je pomiędzy sobą podobieństwo jednakowej czy też zbliżonej wielkości, podobieństwo wymiarów siły i stąd podobieństwo interesów w życiu naszego globu.

Sojusze są jak małżeństwa; najbardziej jest naturalne, gdy pobierają się ludzie tej samej sfery, podobnych zamiłowań i niezbyt różnego wieku. Najnaturalniejsze sojusze są sojuszami państw sąsiadujących z sobą i takie, gdy zniszczenie jednego państwa pociąga za sobą zniszczenie drugiego. Natomiast może być inaczej. Państewko, położone w Europie Wschodniej, zawiera sojusz z państwem w zachodniej Europie, nie mając z nim wspólnej granicy, ani żadnej wspólnej linii strategicznej obrony. Wtedy zniszczenie mniejszego z sojuszników nie tylko może nie pociągnąć za sobą zniszczenia silniejszego sojusznika, lecz po prostu ten silniejszy sojusznik może sobie straty powetować powodzeniem gdzie indziej.

Anglią, niezależnie od rządu, opinii publicznej, fluktuacji poglądów, będzie zawsze broniła niepodległości Niderlandów, tj. Holandii i Belgii. Obrona ta nie wynika z takich czy innych poglądów w takiej czy innej epoce, lecz stanowi geopolityczny wymóg Anglii. Tak samo państwo polsko-litewskie, gdy dochodzi do potęgi, będzie zawsze broniło niepodległości państw bałtyckich. Polityka Zygmunta Augusta wobec Inflant była taka sama jak Piłsudskiego wobec Estonii. Nie tylko czasy, lecz i nazwy się zmieniają, Niderlandy mogą się nazywać Belgią, Inflanty szwedzkie – Estonią, ale wymogi geopolityczne nie zmieniają się i siłą prawa przyrodzonego narzucają się politykom państw. Anglią nie może zrezygnować z niepodległej Holandii i Belgii, wielka Polska – z Bałtyku, bo toby znaczyło oddawać w ręce obce klucze od własnego domu.

Natomiast są sojusze wynikające z pewnych nastrojów przemijających. Oto przeciwnicy niewolnictwa Murzynów w Stanach Zjednoczonych zafundowali Murzynom w 1833 r. republikę Liberię w Afryce Zachodniej. Ale upadek Liberii nie wywołałby żadnego osłabienia politycznego Stanów Zjednoczonych. Sojusz amerykańsko-liberyjski miał wyraźnie egzotyczny charakter.

Swego czasu Aleksander III, cesarz Wszechrosji, wniósł toast na cześć Mikołaja I Niegosza, księcia Czarnogóry i nazwał go jedynym swoim sojusznikiem w Europie. Sojusz z Rosją był dla Czarnogóry sojuszem bardzo lukratywnym, ale niemniej był to sojusz wybitnie egzotyczny. Gdy po wielkiej wojnie Czarnogóra została anektowana przez Serbię, nie dotknęło to w niczym rosyjskich interesów politycznych. Podobnie było z Bułgarią – w roku 1878 Rosja oswobodziła Bułgarów z niewoli tureckiej, a w kilka lat później już się Rosja układa z Turkami przeciwko Bułgarom. Sojusz z Rosją był dla Bułgarów sojuszem egzotycznym, zależał od większego czy mniejszego natężenia nastrojów słowianofilskich w literaturze rosyjskiej.

Myśmy od wieków kochali Francję i mieliśmy rację, bo kultura francuska jest piękna i warto jest za nią oddać życie. Paryż to jednocześnie Akropol i Forum Romanum naszych czasów. Kto ratuje Francję, ten ratuje człowieczeństwo – wołał Victor Hugo i miał rację. Sam jestem całym sercem frankofilem kulturalnym.

Ale czasami na sojuszach z Francją wychodziliśmy jak Zabłocki na mydle. Oddawaliśmy nieraz Francji poważne usługi, jak za czasów powstania kościuszkowskiego, odciągając austriackie i pruskie siły od teatru wojny z Francją, jak w roku 1830, gdy powstanie listopadowe zasłoniło Ludwika Filipa przed groźbą interwencji rosyjskiej. Francja posługiwała się zawsze Polską w chwilach ekspansji i ofensywy swej potęgi mocarstwowej, a poświęcała ją lekko i prędko. Układy Napoleona I w Campo Formio i z Aleksandrem coś o tym mówią. Oburzenie, jak słusznie mówił Bismarck, nie jest uczuciem politycznym, ale każdy Polak, który zna rolę Napoleona III w stosunku powstania styczniowego nie z piosenek, czy z tradycji rodzinnej, ale z historii ścisłej, musi być oburzony na jego rolę w stosunku do nas, rolę prowokatora w której lekkomyślność graniczyła z nikczemnością. Po wielkiej wojnie, gdy zabrakło Rosji, Francja postanowiła postawić na nas jako na czynnik antyniemiecki, ale oto w czerwcu 1940 r. widzieliśmy jedno z pism francuskich z widokiem Gdańska i z podpisem: „Miasto które nas kosztuje zbyt drogo”. Francja nie dała nam dostatecznej pomocy wojennej w roku 1939, później zawarła rozejm, zdradzając wszystkich swych sojuszników, wreszcie zarekwirowała sobie nasze złoto. Francja nas zwiodła, zdradziła i okradła.

Mimo powyższego wciąż kocham Francję jako ojczyznę całego człowieczeństwa, ale jako Polak sądzę, żeśmy trochę w kraju przesadzali w patriotyzmie francuskim. Uważaliśmy Francję za swoją nad-ojczyznę, i każdy francuski interes polityczny był interesem, którego gotowe było bronić całe społeczeństwo polskie. Sentymentalizm i uczuciowość – oto są prawdziwe balasty w polityce zagranicznej. Myśmy nie tylko własną politykę zagraniczną podporządkowali swej uczuciowości, ale obciążyliśmy ją dodatkowo sentymentem dla francuskich interesów politycznych. Egzaltacji wobec Francji było u nas stanowczo zbyt dużo.

Politycznie nasz sojusz z Francją mimo wszystko posiadał pewne cechy sojuszu egzotycznego. Francja nas potrzebowała, ale upadek i zniszczenie państwa polskiego nie powodował jednak automatycznie upadku Francji. I Francja to rozumiała, i wyciągała z tego wszystkie konsekwencje. Sojusz z Francją był Polsce potrzebny – tego nie mam zamiaru negować, przeciwnie, podkreślam to najdobitniej, nigdy bym tego sojuszu ani nie zrywał, ani nie osłabiał, – lecz sojusz z Francją nie powinien był być jedynym zabezpieczeniem się Polski. Klęska nasza wynikła z systemu naszych sojuszy. Zaprzyjaźniona Estonia, sojusznicza Rumunia, były to państwa zbyt słabe, Francja – zbyt daleka i niepewna.

Istnieje przesąd, że w wigilię św. Andrzeja można zobaczyć w lustrze swoją przyszłość. Jestem pod wrażeniem opowiadania pewnej sceptyczki, mianowicie Ewy Felińskiej, jak doświadczono na niej tego zabobonu. Było to na Syberii, w tym kraju, w którym widma i duchy dłużej się zachowały aniżeli w Europie. Było to na Syberii dalekiej, północnej, za kręgiem polarnym, w kraju niesamowitej ciszy, długich nocy i blasków zorzy polarnej. Postawiono jej dwa lustra, otwarto drzwi na długi, pusty i ciemny korytarz i kazano się w lustra wpatrywać. I oto nawet ta sceptyczka w końcu zobaczyła w lustrze zjawę, ducha, choć z racjonalistyczną namiętnością zaczęła natychmiast udowadniać, że było to złudzenie optyczne.

Nie trzeba ani luster, ani Syberii, żeby przepowiadać wypadki, a raczej nie wypadki, bo te się właśnie przepowiedzieć nie dadzą, lecz ogólny bieg historii. Na to wpatrywać się trzeba nie w lustro, lecz w mapę. Jeśli będziemy się wpatrywali w mapę polityczną, konfigurację granic, będziemy się wpatrywali długo, uporczywie, myśląco, to kraje same wystąpią ku nam, nabiorą plastyki, pokryją się w oczach naszych muskulaturą, która będzie nam wskazywała kierunek ataków, chwytów, zdławień, sczepień się szponami, pazurami, zębami. Państwa na papierze mapy nakreślone przestaną być papierem a nabiorą wyrazistości stworzeń, które się ożywiają, pełzają, ruszają, walczą między sobą o śmierć i życie. Aby przepowiadać narodom, nie trzeba znać ich historii, wystarczy dobrze się wpatrzyć w mapę. Z mapy widzimy niebezpieczeństwa grożące Polsce, Węgrom, Czechom, Rumunom, ludom nadbałtyckim, z mapy widzimy, jak dalece grożą nam wszystkim dwa wielkie bloki: Niemcy i Rosja. I z mapy widzimy wspólne niebezpieczeństwo, przemawia do nas z mapy konieczność obrony wspólnej.

Logika polityczna zwycięża zawsze, ale trzeba pamiętać, że logika polityczna a sentyment polityczny to są dwie siły, które borykają się z sobą jak mogą. Logika zwycięża zawsze, bo się dzieje tak jak na to logika wskazywała, ale niestety, sentyment zwycięża w tym rozumowaniu, że naród nie chce prowadzić tej polityki, którą mu logika wskazuje, i dlatego ginie lub krwawi. Logika wskazywała nam wszystkim, narodom między Niemcami a Rosją, współdziałanie, a jakże nierealną okazała się myśl doprowadzenia do tego współdziałania. Sentyment z nieprzepartą siłą popychał nas do walki między sobą. Ci, którzy byli bliżej Niemców, przywoływali Rosję, ci którzy byli bliżej Rosji, jak Finlandia, przywoływali Niemców. W końcu okazało się, że nierealne jest to, co jest logiczne, a realny był tylko wybór pomiędzy niewolą u Sowietów i poddaństwem u Hitlera.

Stanisław Cat-Mackiewicz

Fragment pochodzi z książki „O jedenastej – powiada aktor – sztuka jest skończona”, wyd. Universitas.

Portal KRESY.PL jest patronem medialnym wydania „Pism wybranych” Stanisława Cata Mackiewicza w krakowskim Universitas.

[link=http://www.universitas.com.pl/katalog/kat_168]

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply