Śmierć, prawda, polityka

Kiedy w 2010 r. trwały pogrzeby ofiar katastrofy smoleńskiej, zarzucano żałobnikom granie katastrofą. Weszło wtedy nawet do słownika określenie “gra trumnami”. W kwietniu i maju najczęstszym obrazem widzianym w telewizji były trumny – pojedyncze, w parach i w rzędach.

W cywilizacji zachodniej czymś naturalnym są obowiązki wobec zmarłych. Choć dziś dla niektórych brzmi szokująco, że wobec nieżyjącej osoby można mieć jakiekolwiek zobowiązania, to jednak na tej myśli została zbudowana nasza kultura. Stąd modlitwa, żałoba, pochówek i nieustająca pamięć o zmarłych. Wszystko ma swoje miejsce. W wypadku Smoleńska ten rytm pożegnania i pamięci został brutalnie naruszony.

Żałoba a polityka

Jedni pamięcią zmarłych chcieli zagłuszyć postulaty rzetelnego śledztwa, inni nie uważali za stosowne nawet przeczekania żałoby, by zaatakować zmarłych. To wszystko urągało zasadom. Niczym jednak było w porównaniu z przerażającymi informacjami, które otrzymujemy od pewnego czasu. Najpierw ekshumacja Zbigniewa Wassermanna, a teraz Anny Walentynowicz. W wypadku legendy Solidarności nie chodzi tylko o nieścisłości w dokumentacji medycznej, ale o wątpliwość, czy została pochowana rzeczywiście tam, gdzie wszyscy myślimy.

Jeżeli ten fakt nie przebija się do opinii publicznej, jeżeli nie budzi powszechnego zgorszenia i jeśli uważa się podmienienie ciał za coś normalnego, to znaczy, że kulturowa świadomość naszego społeczeństwa jest w dużym kryzysie. Tu nie chodzi tylko o – jak mówią jedni – nieudolność lub – jak twierdzą inni – zdradę ze strony obecnej władzy. Sprawa jest o wiele poważniejsza niż sezonowe nastroje polityczne.

Problem ponad czasem

Może powiedzmy tak: chodzi o to, czy istnieją takie zdarzenia, których znaczenie przekracza jeden sezon politycznego serialu. Sezonowy charakter może mieć dyskusja nad jedną lub drugą ustawą, sezonowa może być obraza jednego posła przez drugiego – sezonowe może być 80 proc. tego, czym karmią nas media. Jakie znaczenie będą miały za 10 lat informacje, które teraz znajdują się na czołówkach? Kto zapamięta zatruty czeski alkohol? Albo kolor krawata premiera? Ba, samego premiera może i wielu zapomni. To wszystko jest tak sezonowe, jak kolor modnych w danym momencie apaszek.

Wszelako w tej lawinie spraw błahych i zupełnie nieistotnych trudno uwierzyć, że część informacji ma charakter niesezonowy. W wypadku Smoleńska mamy samą katastrofę, której wpływ na dalszą podmiotowość Polski, jej zdolność reagowania na zagrożenie i zapobiegania nieszczęściu, wreszcie zdolność przeforsowania własnego stanowiska w relacjach z innymi krajami – więc to wszystko, co systemowe i trwałe – został obnażony i pokazany od jak najgorszej strony.

Prawdziwa wiadomość dnia

Ale druga istotna część informacji, jaką przynosi nam Smoleńsk, dotyczy przemian kulturowych, jakich jesteśmy świadkami. Zarówno bluźnierstwo pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, jak i lekceważenie śmierci, łącznie ze sprowadzaniem jej do politycznej hucpy. Tak jakby nic nie działo się naprawdę, jakby nie dotyczyło żywych ludzi – podobnych do nas, z pamięcią, wrażliwością, uczuciowością. To wszystko zostało unieważnione w imię informacji pojętej jako narzędzie politycznej walki. Powaga śmierci okazała się zbyt słaba, by wygrać z polityczną nieodpowiedzialnością i z chęcią unicestwienia politycznego przeciwnika.

To nie czeski alkohol ani zdjęcia żony brytyjskiego następcy tronu topless stanowią najważniejszą informację tego dnia. Najważniejsze jest to, że znieważona została pamięć o legendzie Solidarności. To, że dla wielu mediów to nie ma znaczenia i że część z nich w ogóle o tym nie wspomni, a część wymieni na dalekim miejscu i koniecznie z ironicznym komentarzem, świadczy najlepiej o zdziczeniu, które obserwujemy.

Śmierć i kultura

W tym wszystkim nieprzypadkowa wydaje się data ekshumacji śp. Anny Walentynowicz. 17 września obchodzimy rocznicę sowieckiego najazdu na II RP. Jednym z największych okrucieństw, jakie niósł ze sobą bolszewizm, stało się lekceważenie pamięci o zmarłych: manipulacja, urągający godności pochówek, zanik metafizycznej perspektywy. Zachód tę drogę przechodzi wolniej i mniej okrutnie, ale jednak. W Szwecji bliscy nie zjawiają się po urny z prochami zmarłych. W większości krajów Zachodu śmierć zaczyna się już wyłącznie kojarzyć z zombie i Halloween. Cmentarze zostały wypchnięte na dalekie przedmieścia i porastają zielskiem. Charakterystyczna dla Polski kultura cmentarza, grobu i znicza też zdaje się wycofywać.

Musimy jednak pamiętać, że w historii nie dokonują się procesy, które nie zależałyby od woli ludzkiej. To, czy przetrwa dana kultura, jej wartości i obyczaje, zależy wyłącznie od samych ludzi. To obywatele, a nie historia, podtrzymują przy życiu pamięć o wartościach.

Jak uzdrowić politykę?

To od nas zależy, co będzie ważniejsze: groteskowa postpolityka czy jej przeciwieństwo – śmierć. O ile polityka w nowoczesnej formie uwielbia zwodzić i manipulować, o tyle w wypadku śmierci o żadnej mistyfikacji nie może być mowy. To jest tak, jakby śmierć mówiła sama za siebie. To gorzkie stwierdzenie, ale może rzeczywiście lekarstwem na przetrwanie Zachodu jest powtórne przerobienie lekcji śmierci. Umierania, rozpaczy, żałoby, pamięci, modlitwy.

Zapytacie, co zrobić z takim wydarzeniem, jak informacja, że Anna Walentynowicz prawdopodobnie została pochowana gdzie indziej, że rodzina odprowadzała inne ciało, że to cierpienie dotknęło obu rodzin zmarłych, których ciała podmieniono – no więc co zrobić? Stanąć i się pomodlić. Może tylko to pomoże polskiej polityce?

Mateusz Matyszkowicz

„Gazeta Polska Codziennie”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply