Sirocco III relacja z rajdu

Nasze pustynne przygody rozpoczęliśmy 31 maja w Olkuszu. Przez kilka godzin byliśmy poddani torturom psychicznym pod postacią czekania, czekania i czekania, aż nasze zmagania w końcu się zaczną.

A zaczęło się od srogich upomnień i nawoływań do ostrożności. Jesteśmy wszak nie byle kim, a tajnymi wysłannikami ONZ, którzy mają zaprowadzić pokój na Półwyspie Harmatan. Dostaliśmy wszystkie dokumenty niezbędne, aby pojawić się w bazie ONZ i udaliśmy się w podróż zdezelowanym autobusem (czegóż się spodziewać po krainie ogarniętej wojną domową?)

Spokojne kołysanie po asfaltowych drogach uśpiło naszą czujność. Kiedy wjechaliśmy na wyboistą leśną drogę już nieopodal pustyni zatrzymało nas dwóch uzbrojonych mężczyzn. Większość w panice ucieczki pogubiła swój dobytek. Biegliśmy przed siebie nie patrząc na kompas, ani na mapę, dopóki nie wyczuliśmy, że jest w miarę bezpiecznie. Wtedy dopiero zaczęliśmy szukać drogi do bazy.

Samo spotkanie w obozowisku ONZ było krótkie, rzeczowe, w kilku żołnierskich słowach. Komendant wskazał nam wioski, w których możemy prosić o nocleg. Byliśmy przerażeni – kilka godzin drogi, w piachu, pyle, w niepewności czy nie spotkamy po drodze wrogów. Przemykaliśmy się skrajem pustyni, a z oddali dochodziły nas krzyki z bazy łowców niewolników. Byle szybko, byle jak najdalej od nich.

Już pod osłoną nocy dotarliśmy do wioski na Kozim Rogu. Padaliśmy ze zmęczenia. Ale w świecie arabskim nie ma nic za darmo. Trzeba było sobie zasłużyć na nocleg, postawić dom, znaleźć zagubione dziecko, rozpalić ogień, przygotować posiłek, pomóc policzyć wszystkich przybyszów z odległych stron. Dopiero wtedy mogliśmy udać się na spoczynek, jednak nawet natura nas nie oszczędzała. Rozpętała się niesamowicie głośna burza, niczym prorok przepowiadając jutrzejszy, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji dzień.

Staliśmy rano z poczuciem, że trzeba wykonać misję, lecz nasze ciała odmawiają posłuszeństwa. Trochę zaprawy fizycznej z rana i trzeba było gnać do zadań. Wykonać szkic sytuacyjny bazy dyktatora pozostając niezauważonym, lecz i w obozie za darmo nie można było zostać, bo trzeba było wykonywać prace gospodarskie, pomagać mieszkańcom, doić kozę i tak dalej

Niestety szybko poczuliśmy (przed)smak niewoli. Zostaliśmy zauważeni i złapani przez wojska dyktatora, związani, brutalnie przeczołgani do bazy i przez kilka godzin przesłuchiwani w sprawie naszych zamiarów. Ostatecznie śledczy szybko nas przejrzeli i (błędnie!) oceniwszy jako nieszkodliwych, puścili wolno. Powróciliśmy do bazy zachowując już wszystkie możliwe środki ostrożności, aby tam zająć się handlem i usługami za pożądane przez nas w każdej ilości Ratkeeny czyli miejscową walutę. Atmosfera zagrożenia nieco się rozluźniła, mogliśmy oddać się spokojnym rozmowom przy ogniu i udać się na upragniony wypoczynek.

Wyrwały nas ze snu o świcie krzyki wojska, które opanowało wioskę, związało wszystkich i kazało natychmiast zlikwidować obozowisko. Po zebraniu dobytku ( Na szczęście okazali nam łaskę i pozwolili się spakować) pod eskortą Armii Dyktatora opuściliśmy wioskę. Gdy kilku żołnierzy oddaliło się od kolumny celem przeprowadzenia zwiadu, udało nam się uciec i sterroryzować jeden z patroli wojska, okazaliśmy im jednak miłosierdzie i puściliśmy ich wolno. Skwar lał się z nieba, zapadaliśmy się w piasku… Baza ONZ była jednak coraz bliżej i tam dotarliśmy jeszcze przed południem.

W tym miejscu świat arabski się skończył. Na zakończenie rajdu “Sirocco” odbyło się wręczenie nagród i pamiątek dla uczestników oraz sesja zdjęciowa z wielkim bannerem promocyjnym “Małopolska”. W powietrzu unosiły się pozytywne wrażenia z całego wyjazdu, lekka nutka niedosytu, że można było jakieś zadanie lepiej wykonać i przede wszystkim zmęczenie. W takiej atmosferze udaliśmy się do domów aby spotkać się ponownie na pustyni za rok.

Małgorzata Gądek

*wszelki opis jest przesadzony. Podczas “Sirocco” nie ucierpiał żaden człowiek, nie licząc kilku siniaków i zadrapań

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply