Ryzykowny brak konkretów

Premier Tusk odbył swoją nagłą wizytę do Wilna w związku ze strajkiem polskich uczniów i ich rodziców przeciw nowej ustawie oświatowej, która właśnie uzyskała moc obowiązującą a którą można uznać za niebezpieczną dla polskojęzycznego szkolnictwa na Wileńszczyźnie.

Jeden ze znanych litewskich politologów określił tę wizytę jako “wyprawę krzyżową” – określenie to dobrze oddaje atmosferę jaka wytworzyła się w tym kraju.

Można by zgryźliwie zauważyć, że kampania wyborcza była z pewnością nieostatnią przyczyną akcji Tuska, czy pierwszą i jedyną pokażą już najbliższe tygodnie. Równie zgryźliwą i tyleż prawdziwą uwagą będzie konstatacja marnego refleksu premiera RP – feralna ustawa pojawiła się jako projekt w litewskim Sejmasie już latem ubiegłego roku a przegłosowana i podpisana przez prezydent Grybauskaite została jeszcze w marcu roku bieżącego, przy tym cały czas była głośno oprotestowywana przez posłów Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, polskich działaczy społecznych oraz dyrektorów polskojęzycznych szkół. Cóż, lepiej późno niż później.

Na wstępie trzeba zauważyć, że sam fakt wizyty jest odstępstwem od dotychczasowej taktyki polskiego MSZ, które wobec uporczywej, negatywnej postawy władz litewskich, obniżało rangę bilateralnych stosunków próbując izolować Litwę. W pewnym stopniu okazało się to dla Wilna dotkliwe, Litwini zaczęli kołatać do drzwi szwedzkich, czy nawet do drzwi Aleksandra Łukaszenki co zresztą odbiło im się czkawką. Ekspresowe spotkanie premierów obu krajów i to z premierem litewskim jako gospodarzem, niedwuznacznie wskazuje kto rozdaje karty, a właściwie jakie jest postrzeganie tego przez obie strony. Z drugiej strony wizyta szefa rządu Rzeczypospolitej w sanktuarium tamtejszej polskiej społeczności i krzepiące słowa jakie wypowiedział pod jej adresem („Relacje między Polską a Litwą będą tak dobre jak dobre są relacje państwa litewskiego z polską mniejszością”) z pewnością miały ogromne znacznie dla morale litewskich Polaków, którzy szczególnie ich potrzebują w warunkach eskalacji konfliktu z władzami i radykalnych form protestu jakie zmuszeni byli przedsięwziąć. Mówił o tym lider społeczności, eurodeputowany AWPL. Zresztą każdy kto oglądał wystąpienie premiera w Kościele św. Teresy mógł dostrzec autentyczny entuzjazm zgromadzonych. Czy zasłużony?

Zmiana perspektywy

Więcej korzyści niż w efektach misji Donalda Tuska, można upatrywać raczej w jej ogólnym polskim kontekście. Po raz pierwszy sprawa Polaków na Litwie stanęła w centrum zainteresowania polskich elit politycznych i mediów stając się przynajmniej przez jeden dzień głównym tematem kampanii wyborczej. Po raz pierwszy tak głośno i jednoznacznie zsolidaryzowały się oni ze sprawą naszych rodaków na Wileńszczyźnie. Czy to mało? Tak się składa że obecna eskalacja konfliktu między polską społecznością na Litwie a litewskimi władzami przypada dokładnie w dwudziestą rocznicę pacyfikacji przez te ostanie samorządów wileńskiego i solecznickiego na bazie których Polacy usiłowali zbudować autonomiczny region. Jeszcze w maju 1991 r. Rada Najwyższa Litwy podjęła uchwałę zobowiązującą rząd, by ten w terminie do 31 maja 1991 r. przedstawił projekt okręgu wileńskiego, na bazie rejonów solecznickiego i wileńskiego, jako jednostki posiadającej specjalny status prawny. Jednak gdy tylko znikło sowieckie zagrożenia po fiasku puczu Janajewa, Litwini oskarżyli polskich działaczy o separatyzm na zlecenie Moskwy, jakby zapominając że Związek Polaków na Litwie i polscy samorządowcy uchwalili rok wcześniej autonomię „w ramach państwa litewskiego”. 4 września 1991 r. pod osłoną specjalnych oddziałów policji do Nowej Wilejki i Solecznik wkroczyli rządowi komisarze a samorządy zostały zawieszone na długi czas. Warto wspomnieć o tej rocznicy z dwóch powodów: polskie elity opiniotwórcze przyjęły wkrótce potem w większości litewską interpretację wydarzeń z lat 1990-1991 a zniuansowany ich ogląd przebija się dopiero teraz; po drugie rocznica ta jest doskonałą klamrą spinającą, wraz z obecną eskalacją i pogorszeniem relacji, dwudziestolecie celebrowania kiczu pojednania ponad głowami i kosztem litewskich Polaków. Na okres ten składały się kolejne obietnice rozwiązania ich problemów z pisownią nazwisk, nazewnictwem przestrzeni publicznej, reprywatyzacją czy w końcu finansowaniem polskojęzycznych szkół ze strony kolejnych litewskich rządów i ich konsekwentny brak działań w tej sprawie. Kolejne polskie rządy reagowały deklaracjami o „strategicznym partnerstwie” oraz tak wysoce oryginalnymi posunięciami jak kadencja Jana Widackiego jako ambasadora RP w Wilnie, który przez cztery lata z ochotą włączał się nagonki litewskich elit na litewskich obywateli narodowości polskiej. Jeśli więc dzisiaj kwestia naszych rodaków na Wileńszczyźnie staje w centrum dyskusji publicznej, w sposób uwzględniający ich fundamentalne interesy, to jest to znaczący postęp.

Co wynegocjował premier?

Na poziomie politycznych konkretów ocena wyprawy Donalda Tuska musi wypaść dużo gorzej. Wspólna konferencja z litewskim premierem Andriusem Kubiliusem pozostawiła dużo gorsze wrażenie niż wystąpienie w Ostrobramskiej świątyni. Kublius wprost stwierdził, że ustawa nie zostanie zmieniona. Ustalono jedynie szybkie (w ciągu dwóch tygodni) powołanie do życia polsko-litewskiego „zespołu do spraw edukacji”, który „szybko” opracuje kompromisowe sposoby wdrażania feralnej ustawy w życie. Tusk potwierdził zresztą to we wspomnianym przemówieniu do Polaków, kiedy to mówił o „wprowadzeniu dobrych dla Polaków warunkach działania nowej ustawy”.

Nasuwają się pytania: jakie są warunki brzegowe polskiej strony, lub kiedy zostaną one określone i przedstawione? Czy można oczekiwać, że rozporządzenia i inne przepisy wdrażające ustawę mogą być znacząco rozbieżne z jej artykułami ocenianymi przecież (i przez litewskich Polaków, i w stanowisku polskiego rządu) jako jednoznacznie niebezpieczne? Czy można pokładać nadzieję w samym fakcie powołania (kolejnej) polsko-litewskiej komisji nie obwarowując tego żadnymi warunkami wstępnymi? Czy w końcu można wierzyć obietnicom litewskich polityków jak zwykle utrzymanym na najwyższym poziomie ogólności? Litewscy politycy składają tego rodzaju obietnice praktycznie nieprzerwanie od dwudziestu lat a sytuacja polskiej mniejszości nie tyko nie polepszyła się, ale wręcz jest pogarszana, czego dowodem feralna ustawa oświatowa. Dodajmy, ze dzieję się to wbrew polsko-litewskiemu traktatowi z 1994 roku. Głównym pozytywem wśród efektów wizyty Donalda Tuska jest fakt, że do wspomnianego zespołu wejdą przedstawiciele polskiej społeczności z Litwy. Zresztą litewscy Polacy, wbrew swoim złym doświadczeniom, jeszcze raz dali dowód dobrej woli, zawieszając strajk szkolny na dwa tygodnie. Premier Rzeczypospolitej naraził ich liderów na duże ryzyko, jeśli bowiem litewskie władze znów nie dotrzymają obietnicy i postanowią rozmydlić kwestie w maratonie kameralnych, komisyjnych przepychanek, to grozi to spadkiem wiarygodności tych liderów, upadkiem morale i trudnościami w mobilizacji całej społeczności do solidarnego, obywatelskiego sprzeciwu. Czy strajk szkolny uda się ponownie uruchomić za dwa tygodnie, gdy, odpukać, okaże się, iż sprawy w komisji przybierają jednak zły obrót? Na miejscu premiera RP nie byłbym tak naiwny w poleganiu na obietnicach swojego litewskiego odpowiednika.

Karol Kaźmierczak

Autor jest członkiem zarządu Stowarzyszenia Odra-Niemen

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply