Relacje uczestników 65. rocznicy rzezi w Hucie Pieniackiej

28 lutego 1944r. w Hucie Pieniackiej około 1200 mieszkańców i uciekinierów z okolicznych polskich wiosek zostało wymordowanych przez ukraińskie formacje. Po 65 latach byli mieszkańcy, którzy ocaleli z pogromu doczekali się mszy za zmarłych z udziałem władz.

Polacy wciąż nie mogą doczekać się prawdy

Obchody próbowały zakłócić nacjonalistyczne bojówki z partii Swoboda. Manifestowali, ponieważ ich wersja wydarzeń całkowicie odrzuca tezę, że mordu na Polakach dokonywali Ukraińcy. Tym razem Polacy wyszli im naprzeciw niosąc transparenty i flagi narodowe, idąc w milczeniu do pomnika poświęconemu ich najbliższym, którzy zginęli w Hucie. W cieniu przemówień i nabożeństw za zmarłych rozbrzmiewały przemówienia i okrzyki skandowane przez ukraińskich nacjonalistów. Wkopali w ziemie krzyż poświęcony “ofiarom ukraińskim zamordowanym przez polskich i radzieckich partyzantów w latach 1943-44”.

– Byłam przestraszona okrzykami i zachowaniem tych ludzi – mówi Danuta Jelec, która przyjechała z Wołowa, aby uczcić pomordowanych z rodziny Strycharczuków. – Widocznie Ukraińcy wciąż nie mogą pogodzić się ze swoją trudną historią w sprawie mordu na Hucie Pieniackiej – zauważa Adam Bernacki z Zielonej Góry, który też przyjechał pomodlić się za swoich bliskich.

Prezydenci obu narodów

Polacy przybyli na uroczystości ze swoimi dziećmi i wnukami byli zaskoczeni rangą spotkania z udziałem prezydentów obu narodów.

Prezydent Lech Kaczyński podkreślał wagę wydarzeń, które zaważyły na relacjach polsko – ukraińskich na długie lata. – Pamiętając o tych politycznych okolicznościach, nie możemy jednak tracić z oczu, iż wydarzenia z 28 lutego 1944 roku były przede wszystkim niewyobrażalną tragedią dla wszystkich osób, które straciły wówczas najbliższych: dzieci, rodziców, przyjaciół – mówił polski prezydent.

Kiedy przemawiał ukraiński prezydent Wiktor Juszczenko nie było już pod pomnikiem nacjonalistów z partii Swoboda, którzy zostali zepchnięci przez kordon ochronny milicji. – Wolny Ukrainiec nie może istnieć bez wolnego Polaka – mówił ukraiński prezydent.

Ukraińcy nie przyznają się

Strona ukraińska nie chce przyznać się do wersji mówiącej o tym, że mordowania Polaków i Żydów dokonywały formacje Ukraińskiej Powstańczej Armii we współpracy z SS Galizien. Dr Mykola Lytwyn z Instytutu Uriańskiego we Lwowie przyznaje, że w pacyfikacji wioski wzięły udział formacje ukraińskie, ale pod dowództwem Niemców. Jego zdaniem Huta Pieniacka powinna doczekać się ekshumacji i szczegółowego policzenia ofiar. – Wtedy by ustalono właściwą liczbę zabitych Polaków. Zastrzega, przecząc swojej wcześniejszej wypowiedzi, iż SS Galizien i UPA 28 lutego 1944 r. nie było w Hucie Pieniackiej. Owszem Ukraińcy mogą się zgodzić, że w wiosce była jakaś grupa ich rodaków ale na pewno nie byli inicjatorami mordów.

Relacje trojga świadków rzezi:

Emilia Bernacka z Naborowa, gmina Brzeg Dolny, powiat wołowski.W czasie tragedii w Hucie miała 10 lat. – Moja rodzina Fedyczkowskich mieszkała przy kościele w Hucie Pieniackiej, powiat Brody, województwo tarnopolskie. Ze strony mojej mamy – Mendelskich zginęli wszyscy. Słyszałam opowiadania od ocalałych, że mój wujek i ciocia zostali zastrzeleni na własnym podwórku; ktoś to widział. Do czasu, aż SS Galizien nie ostrzelało naszego domu pociskami zapalającymi, byliśmy schowani w piwnicy. Zauważono nas, ponieważ otworzyliśmy okienko, aby się nie udusić. W tej piwnicy byliśmy my – Fedyczkowscy i rodzina Kowalczykowskich, i jeszcze jedna, której już nazwisk nie pamiętam. Musieliśmy uciekać z płonącego domu, złapano nas – Ukraińcy i Niemcy zaprowadzili nas do kościoła. Po drodze cały czas nas bili, żebyśmy się pospieszyli.

Józefa Orłowska z Żerkowa, gmina Brzeg Dolny, powiat wołowski. W 1944 r. miała 16 lat.– Kilku Ukraińców weszło do stodoły i zaczęli szukać ziemianki, w której ukryła się nasza rodzina. Tam były dzieci, ponieważ rozdzieliliśmy się z rodzicami. Znaleźli wejście i krzyczeli do nas “Wyłazić, bo wrzucimy granat!”. Później jeden z Ukraińców wszedł tam i powyrzucał nasze rzeczy: kurtki, swetry. Wtedy po ukraińsku któryś z nich powiedział “zabyryte de ty znajesz”, co znaczyło “zabierz ich tam, gdzie wiesz”. Tym miejscem, gdzie nas zabrali był kościół. Moja mama stała w drzwiach tego kościoła i widziała jak nas prowadzą. Mówiła nam wtedy “Bogu dzięki, że was przyprowadzili, dobrze że będziemy razem – co będzie, to będzie, ale będziemy razem”.

Regina Wróblewska z Piotroniowic, w lutym 1944 r. miała 6 lat.Do naszej wioski Huta Pieniacka weszli Ukraińcy z sąsiednich wiosek. Niewiele pamiętam z tamtego dnia, oprócz kilku szczegółów. Moja babcia Józefa cały czas się modliła. Słyszeliśmy krzyki i wystrzały oraz wycie zwierząt. Nigdy też nie zapomnę, jak Ukraińcy krzyczeli po polsku: “Damy wam Polskę i damy wam Anglię!”. Przypominam sobie takie zdarzenie, że jakieś dzieci doczołgały się do naszej kryjówki. Były w takim szoku, że myślały o babci Józefie jako o swoje mamie. Mówiły do niej “mamo”, a ona odpowiadała: “Wejdźcie tutaj i schowajcie się z nami”. One mówiły: “Mamo, idziemy do taty”. Nigdy już tych dzieci nie widziałam.

Wojciech Orłowski

Zobacz także fotorelacje z wydarznia

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply