Po dwóch latach życia na Krymie, rosyjski publicysta z zaskoczeniem stwierdza, że tak naprawdę nikt z jego mieszkańców nie chce przyłączenia do Rosji.

To już dwa lata od kiedy przeprowadziłem się z Rosji na Krym, i w ciągu tych dwóch lat nagromadziło mi się pod adresem moich rodaków sporo irytacji. Jacyż oni są głupi.

Jestem gotów przedstawić Rosji rachunek za szablonowe myślenie, moskiewski horyzont i nastawienie na przestarzałe polityczne doktryny. Prawda jest taka, że współczesna Ukraina (w tym Autonomiczna Republika Krymu) – jest zupełnie inna, niż rysują ją w swojej wyobraźni rosyjscy dziennikarze, politycy i wszelkiej maści VIPy.

Jeden z podstawowych rosyjskich błędów – chęć przyłączenia Krymu do Rosji. Jakby a priori uważa się, że Krym pragnie przyłączenia. Podstawą do takich sądów są dwie grupy argumentów. Pierwsza: Chruszczow nie miał prawa podarować Krymu Ukrainie. Druga: język rosyjski i Rosjanie na Krymie dominują. Rosjanie go zdobyli, bronili krwią. I w ogóle, „oddać chachłom taką perłę!”

Ja także tak mniej więcej myślałem, dopóki tutaj nie zamieszkałem. Klapki z moich oczu spadły praktycznie od razu, wystarczyło tylko wyjść za granice plaży i zacząć obcować z miejscowymi, jak to się mówi, na równej stopie.

Moim pierwszym odkryciem było to, że wśród miejscowych istnieją dwa rodzaje kontaktów: „dla turystów”, których czasem po staremu nazywają tu okupantami, i „dla siebie”. Rosyjskim turystom mówią to, co im turystom miło jest słyszeć. Że oni, Rosjanie, „karmią cały Krym”, że Rosja – Klondike z wysokim wynagrodzeniem, że wszystkie byłe republiki związkowe chcą do Rosji, bo czyż nie jest ona matka wszystkich narodów, i w ogóle w ZSRR żyło się lepiej. Tak mówią nawet krymscy Tatarzy na rynku.

Brzuchatego wczasowicza z Rosji wszystkie te rozmowy nastawiają na dobroduszny tryb, zaczyna czuć się jak przedstawiciel wyższej i bogatszej cywilizacji oraz odpowiednio do tego się zachowywać – to znaczy wydawać pieniądze. Mniej więcej z tą samą technika spotkałem się w Egipcie, Albanii i innych krajach sowieckiego podbrzusza: „Gagarin, Putin, Kałasznikow. Ruski – przyjaźń. Ruski – zniżka. Kup do diabła!” I pada cena kilkakrotnie przewyższająca rzeczywistą.

Zapamiętajcie, Rosjanin na Krymie to przede wszystkim naiwniak.

Miedzy sobą mieszkańcy Krymu wiodą zupełnie inne rozmowy. Dowiedziałem się z nich, że Rosjan w ogóle nie lubią i nie szanują, choć zazdroszczą im z powodu wynagrodzenia; że jechać do Rosji na zarobek – to niewdzięczna sprawa, i że przyłączenie Krymu do Rosji to raczej nieszczęście, niż dobro. To ostatnie było dla mnie szokiem, ponieważ, jak większość Rosjan, byłem przekonany o czymś odwrotnym.

Z kawiarnianej rozmowy taksówkarzy z Sudaku:

– Bez klienta. Tak mnie niby „ucieszył”. Mówi: prędzej czy później Krym znów przyłączą do Rosji.

Drugi aż się zadławił:

– Nie daj Boże!

Dalej leciały uszczypliwe repliki na przemian z wulgaryzmami, których sens sprowadzał się do tego, że krymska turystyka tylko na tym straci. „Jeśli turysta z Moskwy albo Petersburga pojedzie na Krym, to będzie musiał przechodzić przez dwa posterunki celne zamiast jednego. To znaczy latem stać po dziesięć godzin zamiast czterech-pięciu. To znaczy, na przejście w Kerczu ludzie będą wydziwiać. A to trochę dalej pojechać i kolejka na prom. Łatwiej i taniej można odpocząć na Kaukazie”. Wniosek: Stracimy klienta.

Powiecie: no, to taksówkarze takie rozmowy prowadzą. A kimże są taksówkarze? Cwaniacy, bydło. Ale przecież jest jeszcze inteligencja, są stare sowieckie kadry, są po prostu rosyjscy patrioci, którym zależy na przyłączeniu.

Tak więc, odnośnie inteligencji. Statystyczny inteligent reprezentuje sobą typową dla Krymu mieszankę wewnętrznego zukrainizowania i sloganowego prorosyjskiego hurapatriotyzmu. W swojej najgłębszej istocie już dawno i bezpowrotnie stał się „chachłem” (nawet jeśli nie jest Ukraińcem) – to znaczy człowiekiem bezideowym, zdolnym do przystosowania się, który jest „i waszym i naszym”, byle tylko karmili i nie ruszali. Zna język, mówi pokrzykującym surżykiem, jest zatroskany o Rosję i marzy by wyjechać do Kijowa robić karierę. Pisze sprawozdania, robi dyplomy za pieniądze i latem wynajmuje daczę urlopowiczom. Boi się wszelkich zmian, bo trzeba będzie się na nowo przystosowywać, a to strata „energii”. Po co takiemu przyłączenie Krymu do Rosji?

Stara sowiecka kadra, pracująca w państwowych urzędach i w firmach, przedstawia mniej więcej taki sam obraz z niewielkimi wariacjami. Oni lubią wspominać jak dobrze było w czasach sowieckich, i w wyborach głosują na ukraińskich komunistów. Znają ukraińskie prawo i biorą od Rosjan łapówki za usługi tłumaczenia i załatwianie spraw. W zasadzie są zadowoleni ze wszystkiego. Co robić, takie życie.

A kto tam jeszcze został? Rosyjscy patrioci, którym zależy na przyłączeniu?

To temat na osobną dyskusję. W ogóle odniosłem wrażenie, że prawdziwym rosyjskim patriotą na Krymie był tylko pierwszy i ostatni prezydent Krymu Jurij Mieszkow, za co zapłacił w 1995 roku [został wydalony z Ukrainy – red.]. Cała reszta – to albo zwykłe rozmowy, albo polityczny PR, albo biznes, albo dorabianie do emerytury.

Kiedyś w Sewastopolu odbywała się akcja zbierania podpisów za przeprowadzeniem referendum odnośnie odłączenia Krymu od Ukrainy i nadania mu statusu samodzielnego państwa. Na placu Nachimowa jeden bardzo aktywny emeryt przeczytał mi wykład o rosyjskim patriotyzmie, długu każdego Rosjanina wobec ojczyzny itd., dał mi do ręki odpowiednią ulotkę z błogosławieństwem: „Drugim krokiem będzie przyłączenie Krymu do Rosji”. Mojemu zdziwieniu nie było końca, gdy spotkałem tego dziadka dosłownie za tydzień na drugim końcu miasta, rozdającego proklamacje ukraińskich nacjonalistów i czytającego przechodniom wykłady o ukraińskich patriotach, głodzie, hetmanach i wkładzie Juszczenki w rozwój Krymu.

– Dziadku, a czy to przypadkiem nie wy agitowaliście za przyłączeniem?

– No, ja.

– Jak to?

– A tak… Sytuacja polityczna ciągle się zmienia.

Potem dowiedziałem się od znajomych jaka jest cena „sytuacji”. Wynosi ona 100 hrywien za dzień pracy agitatora. W przeliczeniu na rosyjskie pieniądze to 400 rubli.

Zapytacie: no a oficerowie Rosyjskiej Floty Czarnomorskiej? Czyż oni nie są patriotami? Czy nie chcą przyłączenia Krymu do Rosji?

Być może i chcą. Ale wtedy ich zadowolenie znacznie się zmniejszy. Nie będą już otrzymywać odszkodowania za stacjonowanie na terytorium obcego państwa.

Tak wiec osądźcie sami dla kogo jest to korzystne.

Igor Korowin / Rosbalt.ru

Tłumaczenie: SF

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply