Po co Ukrainie rosyjski car?

Po konflikcie językowym Ukrainie prawdopodobnie grozi nowy konflikt związany z pomnikami.

Spór językowy na Ukrainie z pewnością zanika – prawdopodobnie może on się pojawić po zmianach zmierzających ku „ukrainizacji” skandalicznej ustawy Kiwałowa-Kołesniczenko. Tylko że po tym w naszym kraju konflikty ideologiczne się nie skończą.

Taki wniosek jakby sam się nasunął po odsłonięciu w Odessie kolumny postawionej na cześć rosyjskiego imperatora Aleksandra II. Wydarzenia, które póki co nie zostało jeszcze zauważone, ale mające ogromny skandaliczny potencjał oraz będące niezwykle symboliczne. I nie chodzi tu nawet o to, że w ukraińskim mieście postawiono monument poświęcony rosyjskiej monarchii. Nawet nie o to, że wydarzeniu temu towarzyszyły typowe już rozmowy o zbliżeniu, wspólnej kulturze i tak dalej. Problem tkwi w tym, iż nowy odesski pomnik kolejny raz pokazał, że Ukraina po dziś dzień nie wybrała symboli, którymi kieruje się każde państwo i każdy naród.

Nawiasem mówiąc, mieszkańców Odessy, którzy stawiają pomniki rosyjskim monarchom, można zrozumieć. Postawili pomnik Katarzynie II, ponieważ była założycielką miasta. Przy czym, tak jak kilka lat temu wokół pomnika rodziły się konflikty (a nawet bójki), to dziś wszystko rozwiązano na spokojnie, a to też dobrze. Nie mniej jednak „królewska” kolumna i tak w oczy kole.

A oto dlaczego. To zrozumiałe, że należy szanować swoją przeszłość, jaka by ona nie była (w tym wypadku ja, nawiasem mówiąc, jestem przeciwnikiem masowej likwidacji tych właśnie rzeźb Lenina, które przypominają o przeszłości), i w jakiś sposób ją czcić. Przecież tylko pomniki, w przeciwieństwie do samego języka, mogą niegdyś zrodzić więcej konfliktów. Po pierwsze są to symbole materialne, po drugie można je poddać wszelkim formom wandalizmu, a także je znieść, co często wywołuje negatywne emocje i konflikty. Oprócz tego, skoro w naszym państwie jest rozłam, to właśnie z powodu pomników. I każdy nowy rosyjski car na ulicy ukraińskiego miasta tylko to intensyfikuje.

Ale nie tylko on. Ogólnie mówiąc, kiedy szczególnie przypatrzymy się tym pomnikom, może się okazać, że w różnych częściach naszego kraju znajdują się różne państwa. Niektóre regiony zastawione są Banderami i Szuchewyczami, inne zaś zapełnione są Leninami, Staliny też się tam już pojawiają, a część okręgów rosyjskich monarchów. I nie ma tutaj mowy o żadnym współistnieniu w pokoju – w końcu pomniki Lenina ciągle są znieważane, wokół Katarzyny się biją, a Banderę w Lwowie wciąż ochrania policja. Żaden z wymienionych pomników w żadnym wypadku nie obraża Ukraińców. A jednak każdy z nich posiada ogromny potencjał separowania.

Sytuacja ta wydaje się być jednym z najbardziej oczywistych przejawów – w najlepszym wypadku – nieprzywiązywania uwagi do symboli, które mogłyby zjednoczyć ukraiński naród, w najgorszym – użycia ich do celów politycznych. Oczywiście nieprzywiązywania i używania na poziomie państwowym, stąd też bałagan wśród symboli. Przede wszystkim, nasza władza (niezależnie od tego, kto ją sprawuje w tym czy innym momencie) w żaden sposób nie umie zdecydować, kto jest dla Ukrainy bohaterem, a kto nie. Kiedy prezydentem był Wiktor Juszczenko, w całym kraju Bandera i Szuchewicz byli narzucani jako bezsporni bohaterowie. Do tego jeszcze w stachanowskim tempie budowano memoriały, podczas gdy rozkwitał kryzys, dzięki czemu dla narodu stało się to od razu czymś mało ważnym. Przyszła nowa władza i pierwszym, co padło z ust ministra Dmitria Tabacznika było stwierdzenie, że bohaterowie poprzednich władz to kryminaliści i wspólnicy Nazistów. Do tego zostali oni umiejscowieni niżej od Stalina, którego pomnik właśnie w tym momencie się pojawiał. Wiecie, istnieje przekonanie, że zmieni się, na przykład, władza w Ministerstwie Oświaty i znowu dowiemy się czegoś nowego o tym, kim jest obecny bohater Ukrainy, a także zostaniemy zasypani nowymi pomnikami.

To zrozumiałe, że branie pod uwagę lokalnej opinii publicznej jest konieczne. No i państwo powinno być zorganizowane. Popatrzcie na Gruzję czy kraje nadbałtyckie. Ktoś tworzy muzea okupacji sowieckiej, ktoś likwiduje pomniki. Nie można mówić, że ktoś nie ma prawa, bądź się myli na sto procent, ale ważne jest to, że państwo jest zorganizowane. I niech nasz kraj zadecyduje, na przykład (oczywiście przesadzam, ale mimo wszystko), żeby zlikwidować wszystkie pomniki Lenina albo zarzucić Ukrainę Banderami oraz Szuchewyczami. Najważniejsze, żeby była organizacja. Póki co mamy bałagan i niestałość, co powoduje nowe konflikty.

Jeśli chodzi o mnie, to szczerze mówiąc, zasadniczo jestem przeciwnikiem zniesienia pomników, jako że są naszą historią. A co tyczy się nowych – Bandera jest mi bliżej, chociaż rosyjski car jakoś szczególnie mi nie przeszkadza. Tylko że nie mamy już wspólnych poglądów na temat tego, kogo czcić, może wypadałoby w tym wypadku zastanowić się i chociażby tymczasowo nie stawiać pomników, które mogłyby spowodować nowy konflikt? Chociażby do momentu rozwiązania bardziej naglących problemów. Tym bardziej, że osób, które naszego kraju nie kroją na kawałki w historii jest wystarczająco. Można by im kilka pomników postawić.

Rodion Komarow

glavred.info

tłumaczenie: Agnieszka Mauch

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply