Ofensywa rosyjskiego wywiadu

Moskwa legalnie i nielegalnie powiększa swój potencjał wojenny, a z tym i swoje wpływy. Kreml ma wielkie pieniądze z ropy i gazu. I wydaje je chętnie na zbrojenie i służby. W lutym 2012 r. Władimir Putin obiecał przeznaczyć 775 mld dol. z budżetu na wojsko. Dlaczego? “Aby Rosja czuła się bezpieczna, a nasi partnerzy słuchali uważnie, co nasz kraj ma do powiedzenia” – powiedział.

Z jednej strony Moskwa energicznie odbudowuje swoje siły zbrojne, zachęca do inwestycji u siebie, załatwia transfery nowych technologii, a z drugiej osłabia przeciwników tajnymi operacjami. Jak zawsze są to działania strategicznie dopełniające się, zintegrowane. Kreml nie rozróżnia między transakcjami gospodarczymi a operacjami szpiegowskimi. Wszystko jednakowo ma służyć państwu.

Jak za zimnej wojny

Była szefowa kontrwywiadu cywilnego USA Michelle van Cleeve stwierdziła niedawno w „The Wall Street Journal”, że natężenie szpiegowania przez Kreml powróciło do poziomu z okresu zimnej wojny. Natomiast jeśli chodzi o przedsięwzięcia aktywne – jak podkreśla inny wysoki stopniem oficer amerykańskiego wywiadu – Moskwa skoncentrowała prawie całą energię na zonie postsowieckiej.

Przedsięwzięcia aktywne to wszelkie akcje tajne z wykluczeniem przemocy. Do klasycznego szpiegowania dochodzą operacje wojny politycznej, takie jak m.in. kształtowania percepcji, wojny psychologicznej, wojny gospodarczej, rekrutacji i prowadzenia agentury klasycznej oraz agentury wpływu, oraz dokonywania dezintegracji społeczeństw i grup docelowych, jak również zaszczuwanie wybitnych jednostek w państwach uznanych za wrogie.

Operacje w tym zakresie, które uprzednio przeprowadzano głównie na Zachodzie, przerzucono w dużym stopniu do byłych republik i państw bloku. Pod względem natężenia akcji głównym celem Moskwy jest Estonia, następnie Ukraina, po niej Polska, a potem wszystkie inne kraje postkomunistyczne. Operacje te są potrzebne Kremlowi z rozmaitych powodów. Długofalowo chodzi o rewasalizację byłych baraków obozu socjalistycznego i republik sowieckich. Krótkofalowo – o przeszkodzenie w reformach, a więc wzmacnianiu się byłych niewolników, i zapobieżenie powstania niezależnego bloku państw między Bałtykiem a Morzem Czarnym, który byłby zdolny do przeciwstawienia się Moskwie (i Berlinowi), zdolny do samodzielnego partnerstwa z USA. Do tych celów wykorzystuje się wszelkie narzędzia z arsenału sprawowania władzy, a więc głównie broń gospodarczą, propagandową i psychologiczną. Wszystko to wyraża się przedsięwzięciami aktywnymi.

Biały Dom nie stanie Kremlowi okoniem

Naturalnie w te klocki starzy wyjadacze z Kremla znacznie przewyższają konkurencję. Jak stwierdził jeden z najbardziej doświadczonych oficerów CIA Jack Dziak, gry szpiegowskie siedzą post-Sowietom we krwi, a Rosja wręcz to „państwo kontrwywiadowcze”. Środki kontrwywiadowcze są najpotężniejszymi narzędziami kontroli społecznej bez potrzeby uciekania się do przemocy.

Klucz do zatrzymania post-Sowietów leży w USA. Tylko Ameryka ma środki i ekspertów, aby w pełni przeciwstawić się przedsięwzięciom aktywnym. Co więcej, tylko Waszyngton jest zdolny przejść do ofensywy. Niestety w Białym Domu nie ma ani woli, ani chęci, by stanąć Kremlowi okoniem. A do ludu amerykańskiego informacje o postsowieckim zagrożeniu nie docierają, co powoduje, że nie ma świadomości o zagrożeniu przez Federację Rosyjską, a więc nie ma gniewu i nacisku na demokratycznie wybieranych przedstawicieli. Dlatego elity polityczne USA mogą dalej leniuchować. Przecież jeszcze nie tak dawno niektórzy liberalni senatorzy nawoływali do rozwiązania CIA, nazywając jej działania na polu kontrpostsowieckim „głupiutkimi”. Ponadto sprawy dotyczące zagrożenia ze strony Służby Wniesznej Razwiedki rzadko pojawiają się w mediach. Ostatniego szpiega postsowieckiego w rządzie USA ujęto przecież aż 11 lat temu. Przeprowadzone w 2010 r. aresztowania postsowieckich agentów śpiochów na krótko zwróciły uwagę amerykańskiej prasy, i to w większości w sposób szyderczo-komiczny. To wszystko prowadzi do ignorowania moskiewskiego zagrożenia.

Obecnie szpiedzy Moskwy w USA zainteresowani są przede wszystkim szpiegostwem gospodarczym i tajemnicami handlowymi. Głównie chodzi im o sektor prywatny, bo przecież nawet w obronności odpowiednie kontrakty obsługują firmy prywatne. Rosjanie i ich współpracownicy koncentrują się na nowych technologiach.

Ulica szpiegów Kremla w Strzelcach Opolskich

Nie trzeba udowadniać, jak wiele Związek Sowiecki zawdzięczał ukradzionym w USA technologiom. Prawie każdy słyszał o siatce Rosenbergów, która zdobyła dla Stalina tajemnice broni nuklearnej (pewnie dlatego do dziś w Strzelcach Opolskich jest ulica Rosenbergów). Steven T. Usdin w pracy „Engineering Communism” (New Haven, CT: Yale University Press, 2005) przytacza wiele innych przykładów. Weźmy choćby uzyskany w czasie II wojny światowej z USA system obrony przeciwpowietrznej z kontrolowanym przez komputer mechanizmem ogniowym, radarem mikrofalowym oraz zapalnikiem zbliżeniowym. Moskwie przekazała go siatka Rosenbergów. System funkcjonował jeszcze w czasie wojny w Iraku w 2003 r.

Ale w wielu wypadkach Sowieci po prostu legalnie kupowali pożądane technologie (nie wykluczając naturalnie działań w tym kierunku agentury wpływu i innych sztuczek). Np. w 1981 r. firma Toshiba legalnie sprzedała Moskwie nowoczesną technologię walcowania i mielenia, której elementy oparte były na rozwiązaniach zastosowanych w konstrukcji turbin amerykańskich łodzi podwodnych. Sowieci natychmiast wprowadzili tę wiedzę do swojej broni antyłodziopodwodnej. Transfer technologiczny z Zachodu był po prostu niezbędny, aby czerwona tyrania mogła się utrzymać u władzy.

Dzisiejsza Rosja po prostu kontynuuje tradycję sowiecką. Przecież to jest ten sam personel, te same instytucje, ta sama mentalność i ten sam modus operandi. Jeszcze w 1992 r. zastępca szefa kontrwywiadu FBI Wayne Gilbert ostrzegał, że post-KGB-iści „wślizgiwali się do USA, udając turystów i przedsiębiorców zdeterminowani, aby kraść technologie obronne”.

Naturalnie legalne transfery technologii pozostają większym zagrożeniem niż operacje szpiegowskie. Na przykład w 2010 r. Francja zgodziła się sprzedać Rosji wodną jednostkę desantową klasy Mistral. Koszt: 750 mln dol. za sztukę. Mistral ma być jednym z kluczowych elementów modernizacji floty postsowieckiej. Część jednostek miała być budowana we Francji. Miejscowe związki zawodowe się ucieszyły, to samo przedsiębiorcy i politycy. Jak tu nie lubić Rosji?

Legalne transakcje handlowe są dużo wygodniejsze dla Moskwy, również dlatego, że powodują, iż postrzega się Rosję jako „normalne państwo”. Dlatego władze usilnie zabiegają choćby o przyjęcie FR do Światowej Organizacji Handlowej czy usunięcie niewygodnych zapisów prawa amerykańskiego, takiego jak poprawka Jackson-Vanik, która ogranicza możliwości legalnych transakcji z Rosją ze względu na naruszanie praw człowieka (uchwalona jeszcze w sowieckich czasach). A prawie każdy przecież chciałby sprzedać Moskwie jak najwięcej towarów bez względu na konsekwencje. I powołują się na rzekomy koniec zimnej wojny oraz na mandat moralny. Otóż – jak podał „New York Times” – nawet „wiodące głosy opozycji” domagają się uchylenia poprawki Jackson-Vanik.

Marek J. Chodakiewicz
źródło: Niezalezna.pl
[link=http://niezalezna.pl/31230-ofensywa-rosyjskiego-wywiadu]
całość artykułu przeczytać można w bieżącym wydaniu tygodnika “Gazeta Polska”.
0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply