Obrona jak Częstochowy

Mało znaną historią walki o zachowanie polskości i wiary w Szarogrodzie jest obrona tamtejszego kościoła przed powtórnym zamknięciem go na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych.

W miejscowej tradycji jest ona zwana “drugą obroną Częstochowy”. Dla mieszkańców Szarogrodu i całego Podola odegrała bowiem taką samą rolę jak obrona Częstochowy przed Szwedami dla Polaków w XVII w.

Przy kościele stale całą dobę pełniło dyżury po dziesięć, dwadzieścia osób. Gdy tylko dowiedziały się, że w mieście pojawili się jacyś nieznani ludzie, natychmiast alarmowali całą parafię. W ciągu godziny przed świątynią było już kilkuset ludzi. Delegacje wiernych jeździły też z petycjami w obronie świątyni do Winnicy, Kijowa i Moskwy. Do Winnicy jeździły przede wszystkim kobiety, w grupach od trzydziestu do sześćdziesięciu. Zabierały ze sobą jedzenie i koczowały pod różnymi urzędami, czasem przez kilka dni domagając się , by władze nie zabierały kościoła i zgodziły się na powrót do Szarogordu ks. Chomickiego.

Wierni z Szarogordu jeździli też na nabożeństwa do Murafy i tam podczas całej Mszy św. leżeli krzyżem na posadzce świątyni. Na każdą Mszę św. z Szarogrodu dojeżdżał do Murafy pan Swarcewicz, by grać na organach i pomagać ks. Chmockiemu w innych obowiązkach. Codziennie jechał z Szarogrodu 12 km rowerem do Murafy po gruntowej drodze, by zdążyć na nabożeństwo. Od wiosny zaczynało się ono już o szóstej, bo władze żądały , by zostały one zakończone o 8 rano, by ludzie mogli wyjść bez przeszkód do pracy na kołchozowe pole. Po każdej Mszy p. Eugeniusz był wzywany do murafskiego sielsowietu, gdzie przez bita godzinę przechodził szkolenie ideologiczne, mające skłonić go do opuszczenia mieszkania w Szarogrodzie i przeprowadzki do Murafy. Na zakończenie każdej “lekcji” otrzymywał ostrzeżenie, że jeżeli nie przeniesie się do Murafy, to zostanie mu odebranie prawo wykonywania obowiązków organisty w Szarogrodzie. Nie mógł zagrać na organach nawet podczas parafialnego odpustu. Władze naciskały również na żonę pana Eugeniusza licząc, że uda im się namówić ją, by wraz z nim i dziećmi opuściły kościelne mieszkanie.###strona###

-Bywało też, że pełnomocnik d.s. religii nocą dobijał się do nas i urządzał awantury- wspomina pan Eugeniusz.- Walił pięścią w stół, nazywał nas wariatami i ostrzegał, że przez nasz upór pojedziemy na białe niedźwiedzie. W końcu widząc, że dobrowolnie nie ustąpimy, wyznaczono nam 24 godzinny termin na wyprowadzkę z mieszkania i zapowiedziano, że po jego upłynięciu siłą usunie nas z mieszkania milicja. Szarogrodzcy parafianie od razu uznali, że jest to zapowiedź, że władze szykują się do ostatecznego zamknięcia kościoła. Kilkuset z nich po nabożeństwie ruszyło do rajispołkomu, otoczyło go i wdarło się do środka. Jego przewodniczącym był młody komunista, który wcześniej deklarował, że zrobi wszystko, żeby kościół w Szarogrodzie został zamknięty. Początkowo chciał uciekać, ale nie bardzo miał jak, bo cały budynek był otoczony przez ludzi. Pół miasta się zbiegło. Nawet miejscowi Żydzi, których wówczas bardzo dużo w miasteczku mieszkało zbiegli się, by nas poprzeć. Przewodniczący wezwał więc na pomoc milicję. Ta szybko przyjechała, ale było jej mało i nie odważyła się zaatakować tłumu. Ludzie nie dopuścili funkcjonariuszy do przewodniczącego twardo żądając, by publicznie ogłosił, że kościół nie zostanie zamknięty, a ks. Chomicki będzie mógł w nim odprawiać. Przewodniczący dzwonił do obwodu i długo rozmawiał. W końcu wyszedł do tłumu i oświadczył, że kościół nie zostanie zamknięty, a ksiądz Chomicki będzie mógł w nim posługiwać. Było to wielkie zwycięstwo wiernych z Szarogrodu. Od tej pory w rocznicę tamtego wydarzenia w parafii jest co roku odprawiane czterogodzinne nabożeństwo dziękczynne. Przewodniczący rajispołkomu kilka tygodni po wycofaniu się z forsowania zamknięcia kościoła zginął w wypadku samochodowym. Ludzie zgodnie uznali to za słuszna karę Bożą. Ojciec Martynian Darzycki komentując walkę szarogrodzian w obronie kościoła powiedział, ze była ona drugą obroną Częstochowy. “Obrona” jak to wynika z kwerendy ks. Józefa Szymańskiego w archiwach ukraińskich stanowiła dla władz komunistycznych całkowite zaskoczenie. Z odnalezionych przez niego dokumentów jednoznacznie wynika, że z taką determinacją nie spotkały się nigdy. Już w pierwszych miesiącach walki o kościół szarogrodzcy katolicy wysłali 150 skarg i podań do różnych instytucji. Dziesięć ich delegacji w liczbie 30-35 osób złożyło wizytę w urzędach, od których zależał los świątyni. Wierni pisali też listy do gazet i wysłali także pismo do I kosmonauty Jurija Gagarina. Delegacja wiernych złożyła też wizytę w Moskwie, gdzie w Radzie d.s. Religii przyjął ją niejaki Rumiancew. Po jej wysłuchaniu miał udzielić jej dość dziwnej odpowiedzi, którą ta mogła uznać za zagrzewanie do dalszej walki. Miał powiedzieć m.in. “nie oddajcie kościoła, bo jak oddacie, to Moskwa wam nie zwróci, nie zamknie, ale i nie otworzy. Takie rzeczy robi miejscowa władza”. Być może pod wpływem jego słów szarogrodzianie usztywnili swoje stanowisko i stali się bezczelni. Zdaniem pełnomocnika d.s. religii ich dotychczasowe prośby przekształciły się z próśb w żądania. Sytuacja ta wzbudziła zaniepokojenie w Radzie d.s. Kultów Religijnych w Kijowie. Jej przedstawiciel żądał od swego podwładnego z Winnicy: “zajmijcie się poważnie katolicką parafią w Szarogrodzie. Napływają stamtąd paczkami podania i skargi, przyjeżdżają delegacje. 25 takich skarg przekazaliśmy Radzie Obwodowej w Winnicy z prośbą o rozpatrzenie i podjęcie odpowiednich decyzji. Ustalcie i poinformujcie nas, jakie podjęto działania w tej sprawie”.###strona###

Nie znaczy to jednak, że kijowski urzędnik zalecał swemu podwładnemu wycofanie się z decyzji o zamknięciu kościoła. Wprost przeciwnie. W dalszej części swego pisma zalecał m.in. “Zwróćcie uwagę, że skargi w wielu miejscach miały wrogi charakter i napisane były często przez tę samą osobę. Trzeba ustalić, kto inspiruje szarogrodzkich katolików i podjąć odpowiednie działania w celu ich uspokojenia”. Nie było to jedyne ponaglenie, jakie z Kijowa dotarło do Winnicy. W innym piśmie tamtejszy pełnomocnik mógł przeczytać, że: “miejscowe władze jeszcze nie wykorzystały odpowiednich środków w celu “zaspokojenia” próśb osób skarżących się”. Kilka miesięcy Kijów ponownie monitował Winnicę, ponieważ : “skargi z Szarogrodu do różnych instytucji napływały nadal, podobnie było z delegacjami wysyłanymi do Kijowa i Moskwy”. Zdaniem kijowskiego urzędnika Winnica miała w tej sprawie :” przeprowadzić dochodzenie. Dotąd w żadnym obwodzie z czymś podobnym się nie spotkaliśmy”.

Skargi formułowane przez wiernych wysyłane do Kijowa i Moskwy były utrzymywane w ostrym tonie. W jednej z nich pisali, że władze lokalne zwracają się do nich: “…jak do bydła. Człowiek dobry i bydła żałuje, jak chce jeść. Nam w Komitecie Rejonowym partii powiedziano, że nas trzeba wieszać. My w tym roku nie możemy pracować, bo nam tow. Rudomietkin wsadził nóż w serce, nam smutno na duszy, nie możemy pracować, ani jeść ani spać.(…) Swoim złym zachowaniem lokalne władze umocniły nas w wierze na sto lat.(…) Na nasze prośby nie otrzymaliśmy odpowiedzi. W Komitecie Rejonowym i Radzie Rejonowej traktowano nas jak psy.(…) Nam prostym i ciemnym ludziom pozostało się tylko modlić do Boga. Nasi brygadziści mówią, że osoby wierzące i modlą się i pracują , a kto nie wierzy, ten i pracować nie chce. U nas ani jedna osoba niewierząca, w polu nie pracuje. Wszyscy oni są naczelnikami , żyją z pracy naszych rąk. A nas moralnie zabijają”.

Władze oczywiście przeprowadziły dochodzenie, kto stoi za akcją obrony kościoła. Objęło ono 70 osób. Ustaliły one, że jej animatorów było kilka osób, w tym również : “Polacy przyjeżdżający z Polski na urlop do Szarogrodu, jak również korespondencja prowadzona przez katolików z Szarogrodu z katolikami z Polski”.###strona###

Z zachowanych dokumentów wynika, że grono obrońców Kościoła nie składało się wyłącznie z prostych kobiet kołchoźniczek , które nie miały nic do stracenia. Był wśród nich m.in. S. Mychajłyk, , którego scharakteryzowano w sposób następujący:” Fanatyk. Odbywając służbę wojskową w szeregach Armii Czerwonej, kiedy przyjeżdżał do domu na urlop, chodził do kościoła w mundurze wojskowym. Ma troje dzieci i wychowuje ich w duchu religijnym. W rozmowie z instruktorem Komitetu Obwodu KPU oznajmił, że będzie wychowywał, jak chce, jak długo one będą przy nim. Oznajmił również, że bez kościoła żyć nie może”.

Władze w sprawie kościoła ustąpiły dopiero wtedy, gdy desperacja wiernych sięgnęła zenitu i wszelkie podejmowane przez nią działania okazały się całkowicie nieskuteczne. W 1966r. zgodziły się tez na objęcie stanowiska proboszcza w Szarogrodzie przez ks. Bronisława Drzepeckiego, który w 1964r. wyszedł z łagru i formalnie według prawa sowieckiego miał status włóczęgi.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply