Obama i Putin

Zakres i intensywność represji trwających obecnie w Rosji za Władimira Putina jest naprawdę zapierającym dech w piersiach widowiskiem, nawet dla tych z nas, którzy się tego spodziewali. Ale jeszcze bardziej przerażająca jest tchórzliwa i niehonorowa reakcja na nie Prezydenta Stanów Zjednoczonych – uważa komentator “American Thinker”.

Zacznijmy od Dumy, rosyjskiego odpowiednika amerykańskiej Izby Reprezentantów. W ciągu ostatnich dwóch tygodni, dwie czołowe postaci sprzeciwiające się reżimowi Putina w zgromadzeniu ustawodawczym zostały politycznie zlikwidowane. Pierwszą z nich, deputowanego Gienadija Gudkowa, usunięto z izby. Następnie zaś zakazano przemawiać jego koledze, Ilji Ponomariewowi. Obaj są członkami partii „Sprawiedliwa Rosja”, jedynej grupy parlamentarnej od czasu do czasu skłonnej do stawienia oporu Putinowi. Gudkow został oskarżony o działalność przestępczą nawet bez aresztowania, a tym bardziej uznania go za winnego przez sąd, natomiast Ponomariew został oskarżony o nazwanie partii Putina „Jedna Rosja” „partią oszustów i złodziei”.

Putin uciszający Ponomariewa to obraz przypominający uciszanie Paula Ryana przez Demokratów Obamy. Ponomariew cieszy się właśnie tego rodzaju wizerunkiem w Rosji, co Putin celowo podkreślił. Spotykając się niedawno z grupą zagranicznych ambasadorów w celu przyjęcia ich listów uwierzytelniających, powiedział: “Próby zastąpienia uniwersalnych zasad Karty Narodów Zjednoczonych poprzez jednostronne działania lub stronnicze umowy, ponadto poprzez użycie siły i z pomięciem ONZ, nie wywołują niczego dobrego; to dobrze znany fakt”. Oświadczenie to, dokonane w obronie zbrodniczego reżimu w Syrii, ignoruje fakt, że w ataku na Gruzję w 2008 roku Putin działał tak jednostronnie i do tego stopnia zignorował ONZ, jak to tylko było możliwe. Mogłoby ono konkurować z najbardziej obłąkanymi oświadczeniami Politbiura z czasów sowieckich. Putin po prostu nie dba o konsekwencje, bo dla niego, jak dla Politbiura, konkurencji nie ma.

Co do rosyjskiego ”Białego Domu”: Dimitrij Miedwiediew, zwany „liberalną przyszłością Rosji” został niedawno namaszczony przez prezydenta Obamę podczas podczas cheeseburgerowego lunchu w Waszyngtonie. Rosyjski premier zostanie za niedługo publicznie ośmieszony i wygnany poza granice stolicy. Jednym z wielu doznanych przez niego upokorzeń było ogłoszenie przez Putina, iż nie uważa on, że wprowadzenie przez Medwiediewa zmiany czasu letniego były mądrym posunięciem; odstępuje więc od niej, dosłownie cofając reformę w czasie.

Rozważmy sprawę Internetu. Ostatni raport Freedom House ujawnia, że ostatni atak Putina na rosyjską część Internetu stawia Rosję w szeregu takich państw bandyckich jak Azerbejdżan, Libia, Malezja, Pakistan, Sri Lanka i Rwanda, gdzie internetowa wolność jest najbardziej zagrożona. Standardowa kaczka dziennikarska oferowana przez apologetów Putina od lat niewiele znaczy, skoro Putin, jak za czasów sowieckich, przejął kontrolę nad telewizją i gazetami. Internetowa wolność mogłaby stanowić przeciwwagę dla powyższych strat, a Putin nie mógłby jej ograniczyć. Freedom House opisuje jednak szczegółowo kropka w kropkę (sprawdź strony 408-421 raportu) w jaki sposób Putin tego dokonuje i nie istnieje żadna znacząca siła opozycyjna dążąca do zablokowania jego działań.

Przyjrzyjmy się teraz sprawom Cerkwi. Michael Bohm, redaktor naczelny artykułów redakcyjnych Mocow Times, stwierdził, że pod względem religijnym Rosja przypomina Iran. Jest to temat, który rozwinąłem parę tygodni temu na łamach gazety. Bohm zauważa, że Putin ma zamiar zmienić prawo karne, które pozwalałoby na skazanie na karę trzyletniego brutalnego więzienia dla każdego, kto „obraża religijne uczucia innych”. W praktyce taki niejednoznaczny zarzut może zostać nałożony kiedykolwiek i na kogokolwiek, co daje Cerkwi Prawosławnej przerażający nowy zakres władzy, który wydaje się nieco różnić od mechanizmów represji, którymi posługiwano się za czasów sowieckich.

Polityka zagraniczna? Zgodnie z powyższym, Putin wciąż agresywnie wspiera wrogów demokracji na całym świecie (począwszy od Wenezueli – której prezydent został niedawno obdarowany szczeniakiem – poprzez Białoruś, na której przeprowadzone wybory zostały przez Putina ogłoszone jako „wolne i uczciwe”). Putin konfrontuje się ze Stanami w nawet bardziej bezpośredni sposób. Ostatnio ogłosił, że eliminuje United States Agency for International Development (Organizację Stanów Zjednoczonych na Rzecz Międzynarodowego Rozwoju – przyp.tłum.) z Rosji. Reakcja Obamy? Pozwolił mu on pójść o krok dalej. Prezydent Rosji zamknął bowiem Radio Wolna Europa, dosłowny głos Ameryki w Rosji , pozbawiając dziesiątki tysięcy słuchaczy w Moskwie dostępu do odrobiny prawdy. Orędownicy demokracji w Rosji byli zupełnie zszokowani i potępili politykę „ugłaskiwania” stosowaną przez Obamę jako zdradę fundamentalnych amerykańskich wartości, nie wspominając już o ich zaufaniu.

Obama posunął się nawet dalej. Poprzez Hilary Clinton, obiecał on Putinowi kontynuowanie zaciekłych prac mających na celu wyeliminowanie jakichkolwiek sankcji gospodarczych nakładanych przez Zachód w oparciu o rosyjski spis praw człowieka oraz blokowanie jakichkolwiek prób nałożenia takich środków w przyszłości.

Po takim darze otrzymanym od administracji Prezydenta Stanów Zjednoczonych przez Putina, pomimo najgorszych ekscesów tego ostatniego, nie ma nic dziwnego w tym, że otwarcie poparł on ponowną kandydaturę Obamy i oszkalował Mitta Romneya. Putin postrzega Obamę nie tylko jako słabą i niekompetentną postać na scenie światowej, która nie dba o podstawowe amerykańskie wartości, ale także jako kogoś, kto podziwia autorytarną zdolność Putina do uchwalenia tego, co uważa za stosowne i kto pragnie mu w tym pomóc jak tylko może. Rzeczywiście, Putin często wierny jest filozofii Franklina Roosvelta, amerykańskiego niedoszłego Breżniewa, który budował obozy koncentracyjne, usiłował zwiększyć liczbę członków Sądu Najwyższego i urzędował nieskończenie długo, opuszczając swoje stanowisko dopiero w trumnie. Niewątpliwie jest on również jednym z bohaterów Obamy.

Jeśli Putin i Obama pozostaną na swoich stanowiskach przez kolejne cztery lata, świat być może będzie miał szansę obserwować jak Rosja pogrąża się w tak ponurych barwach, jakie malują rzeczywistość na Białorusi. Z tym jednak zastrzeżeniem, że ta ostatnia nie ma veta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, nie jest zapraszana na spotkania grupy G8 ani nie dysponuje pociskami balistycznymi o zasięgu międzykontynentalnym. Może to zaprowadzić Stany Zjednoczone do czasu terroru nowej Zimnej Wojny, nie wspominając już o trwałej utracie światełka nadziei tych, którzy walczą o rozpropagowanie amerykańskich wartości w Rosji.

Kim Zigfeld

„American Thinker”

tłum. Bogna Ryłko

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply