Niemieckie odrodzenie na Zakarpaciu

Niemcy bez wątpienia mogą mówić, że na Podkarpackiej Rusi są u siebie. Obok Węgrów czy Słowaków mają prawo uważać się za ludność autochtoniczną. Wystarczy przypomnieć, że pierwsi osadnicy niemieccy pojawili się na Zakarpaciu w XII w., kiedy król Węgier Geza II zaczął lokować ich w założonych przez siebie miastach Lamprechtshausen, dzisiejsze Berehowo i Chust. Ściągał ich oczywiście w określonym celu. Mieli rozwinąć uprawę winorośli w dolinie Cisy. Kiedy pustoszący Europę najeźdźcy mongolscy wyrżnęli osadników, królowie węgierscy sprowadzali następną grupę Sasów, którzy założyli m.in. Teutschau, czyli współczesny Tiaczów.

– Wkład niemieckich kolonistów w rozwój cywilizacyjny, gospodarczy, kulturalny i społeczny Podkarpackiej Rusi jest trudny do przecenienia – podkreśla Zoltan Michajłowicz Kizman, przewodniczący Zakarpackiego Obwodowego Towarzystwa Niemców „Odrodzenie”. – Cała dolina Cisy została przez nich zagospodarowana. Założyli oni oprócz Berehowa i Chustu także Mukaczewo, Pałanok, Sewlusz, Wyszkowo, Siget, Sołotwino i Dołgopole. Niemieccy koloniści przynieśli w te strony nie tylko nowe zasady gospodarowania, ale także nowe prawo, regulujące stosunki między władzą królewską a wolnymi osadnikami.”

Ciężkie czasy

„Opierało się ono na samorządzie i zbiorze przywilejów. Dzięki swoim umiejętnościom niemieccy rzemieślnicy dominowali w gospodarce regionu. Niemieccy górnicy zaczęli stosować na Podkarpaciu nowe sposoby wydobycia soli, dzięki czemu przejęli kontrolę nad żupami solnymi w Sołotwinie, które znacznie rozbudowali. Duża fala niemieckich osadników przybyła na Podkarpacką Ruś w pierwszych dziesięcioleciach XVI w. Było to związane z reformacją, a także z wojną trzydziestoletnią, która wybuchła w Niemczech. Po klęsce Węgier pod Mohaczem w 1526 r., w wyniku której królestwo węgierskie się rozpadło, dla Niemców na Podkarpackiej Rusi nastały ciężkie czasy. Stała się ona areną walk między wojskami Habsburgów, imperium Osmańskiego i książąt transylwańskich. Ofiarami tych starć padło sporo członków niemieckiej społeczności. Dopływ świeżej krwi dla podkarpackich Niemców zaczął się w 1728 r., kiedy to cesarz austriacki Karol VI podarował znaczną część Podkarpackiej Rusi niemieckiemu księciu, grafowi Lotarowi Franciszkowi Szenbornowi Bugheimowi, który na początku XVIII w. stał się sojusznikiem Habsburgów. Od 1730 r. Mukaczewszczyzna stała się miejscem osadnictwa Niemców z Frankonii, Bamnergu, Würzburga. Później dołączyli do nich osadnicy ze szwabskiego Schwarzwaldu, Bawarii i Tyrolu. Dzięki temu powstały nowe niemieckie osady w rejonie Mukaczewas i Berehowa. Niemieccy osadnicy zawędrowali także wysoko w góry, gdzie zajęli się gospodarką leśną, wypasem bydła i przetwórstwem mleka.”

Nie taka zła

„ W sumie na początku XX wieku w miastach Podkarpackiej Rusi mieszkało 18,5 tys. Niemców, a we wsiach 94 tys. Niemców. Znaczenie niemieckiej populacji na Podkarpackiej Rusi było tak duże, że zaniepokoiło nawet władze węgierskie. Postanowiły one poddać Niemców na Podkarpaciu madziaryzacji. Wszystkie niemieckie szkoły państwowe zostały w 1907 r. zamknięte. Szkoły prywatne, które kontynuowały swoją działalność przestały funkcjonować w czasie I wojny światowej. Rozpad Austro- Węgier spowodował exodus zakarpackich Niemców. Znaczna część z zamieszkujących miasta wyjechała do Niemiec i Austrii. Pozostali głównie ci żyjący we wsiach, mocno przywiązani do ziemi. Nowa rzeczywistość Podkarpackiej Rusi pod rządami Pragi nie okazała się jednak taka zła, jak niektórzy przewidywali. Czechosłowacja okazała się demokratycznym krajem, szanującym prawa mniejszości narodowych. W 1921 r. powstała na Zakarpaciu niemiecka organizacja „Deutsche Kulturverband”. Położyła ona ogromne zasługi dla utrzymania kultury niemieckiej na Zakarpaciu. W 1936 r. na Podkarpackiej Rusi istniały 24 niemieckie szkoły, do których uczęszczało dwa tysiące uczniów. Tu, gdzie teraz siedzimy, w Niemieckim Centrum Kulturalnym, mieściło się w latach trzydziestych niemieckie przedszkole, a kawałek dalej przy tej samej ulicy szkołą powszechna” – opowiada Zoltan Kizman.

W zgodzie ze wszystkimi

„Uczęszczałem do jednej i drugiej placówki. Szkoła „Deutsche Volksschule”” zapewniała naukę do piątej klasy. Po jej ukończeniu poszedłem już do szkoły państwowej. Gimnazjum niemieckie, zapewniające naukę edukację od piątej klasy wzwyż, też co prawda w Mukaczewie istniało, ale mieściło się ono dość daleko od domu i rodzice zadecydowali, że pójdę do gimnazjum państwowego. Autobusy wtedy nie jeździły i musiałbym wiele kilometrów codziennie chodzić piechotą. Mimo, że byłem Niemcem, ukończyłem gimnazjum węgierskie. Specjalnie mi to nie przeszkadzało, bo w domu mówiliśmy po szwabsku. Podkreślić trzeba, że współżycie Niemców z pozostałymi narodowościami na Zakarpaciu było bardzo dobre. Wiem to z własnego doświadczenia. Naprzeciwko nas mieszkały dwie rodziny żydowskie, a obok słowacka. Wszyscy się przyjaźnili, odwiedzali się, pomagali sobie nawzajem itp. Nikt z nikim się nie kłócił. Często też dochodziło do małżeństw mieszanych. Zwłaszcza z Rusinami. Warto też zaznaczyć, że w okresie międzywojennym ilość Niemców zamieszkujących Podkarpacie systematycznie się zwiększała. W 1921 r. żyło w nim niespełna 11 tys. Niemców. W 1930 r. ich populacja wynosiła 14 tysięcy, a w 1939 r. – 18 tysięcy. Przyrost ten był przede wszystkim możliwy dzięki prężności demograficznej niemieckich rodzin. Każda z nich miała po 10, niektóre po 15 dzieci.”

Zajmowali się różnymi zawodami

„Niemcy mieli zajmować się różnymi zawodami. Prowadzili gospodarstwa rolne, pracowali w lesie i w budownictwie. Władze Czechosłowacji bardzo chętnie zatrudniały ich przy realizacji dużych państwowych inwestycji. Cały szereg postawionych przez nich budynków stanowi po dziś dzień ozdobę Użgorodu. W jednym urzęduje administracja obwodu. Niemieccy murarze specjalizowali się zwłaszcza w wykonywaniu tynków domów i frontowych elewacji, stanowiący prawdziwe dzieła sztuki. Niemieckie wsie czy domy w miastach mogły służyć za wzór estetyki, czystości, dobrego gospodarowania itp. Niemcy mieszkali w zwartym skupisku w kilkunastu wsiach wokół Mukaczowa. Żyli też w innych miejscowościach. Czasami było to kilka rodzin, a bywało, że i większa grupa, która zamieszkiwała jedną lub dwie ulice. Po dziś dzień w Użgorodzie jedna z ulic potocznie nazywana jest Szwabską, choć oficjalnie ma innego patrona. Podobnie jak w Wielkim Bereznym czy Chuście, w których też mieszkali Niemcy. Ideologia nazistowska wśród tutejszych moich ziomków nigdy przed wojną nie zyskała zwolenników. Można zaryzykować nawet opinię, że opcją polityczną, dominującą wśród moich ziomków, zwłaszcza tych, których znałem, był komunizm. Dwóch moich wujków, pracujących w zakładach tkackich należało do partii komunistycznej i było jej działaczami. W czasie II wojny światowej, gdy Podkarpacka Ruś była ponownie włączona do Węgier, sytuacja znacząco się zmieniła. Gdy Budapeszt stał się sojusznikiem Hitlera, przyjechali na Zakarpacie agitatorzy, którzy zaczęli werbować młodych Niemców do Waffen- SS. Ich agitacja poparta sukcesami wojsk hitlerowskich na froncie spowodowała, że wielu młodych Niemców wstąpiło do formacji, noszącej czarne mundury.”

Wyroki dostawali różne

„ Oficjalnie tego zrobić nie mogli, bo w końcu Węgry były suwerennym, a nie podbitym krajem, ale przedostawali się do Austrii przez granicę i tam wstępowali do Waffen- SS. Nie stanowiło to wielkiej tajemnicy. Praktycznie wszyscy wiedzieli, kto z jakiej rodziny należał do SS. Jak przyszli Sowieci, to w pierwszym rzędzie aresztowali je wszystkie, załadowali do wagonów i wywieźli na Sybir. Był to pierwszy etap represji sowieckich, wymierzonych w mniejszość niemiecką. Sowieckie organy bezpieczeństwa zaczęły natychmiast robić przegląd skupisk mniejszości niemieckiej i aresztować jej działaczy, zwłaszcza członków Volksbundu. Interesowali się poglądami Niemców, zwłaszcza tych, którzy w ostatnich latach demonstracyjnie podkreślali swoje pochodzenie, a nawet tymi, którzy śpiewali po niemiecku na weselach. Wszystkich aresztowano. Nie wywieziono ich jednak tak jak rodzin członków SS do obwodu tiumeńskiego i nie osadzono w łagrach, ale sądzono na miejscu jako zwolenników faszyzmu. W ich procesach często wykorzystywali zeznania sąsiadów, którzy chcieli ratować swoją skórę. Wyroki dostawali różne. Od 5 do 25 lat łagrów. Miało to zastraszyć resztki niemieckiej społeczności, mieszkającej na Zakarpaciu. W tym miejscu, wracając do czasów wojny, warto zaznaczyć, że jeszcze przed wkroczeniem Sowietów na Podkarpacie część żyjących tu Niemców wyjechało do Rzeszy bojąc się, że w regionie zaczną się rządy azjatyckich tłumów. Wyjechali przede wszystkim ci, którzy mieli tam rodziny, mogące ich przyjąć.”

„Za popieranie faszyzmu”

„Niemców w drugiej połowie lat czterdziestych minionego wieku w obwodzie zakarpackim zostało niewielu. Byli też mocno przerażeni nową sytuacją. Ci, którzy zostali osądzeni w procesach, dostawali spore wyroki. Pięć lat zesłania to był niewielki i łagodny wyrok. Najczęściej „za popieranie faszyzmu” sędziowie dawali 15 albo nawet 25 lat pobytu w łagrze. Z mojej rozległej rodziny też wielu krewnych i powinowatych, zarówno w pierwszej, jak i w drugiej fali, było represjonowanych. Mój ojciec na szczęście nie został aresztowany. Był murarzem, a władze takich potrzebowały także na miejscu. W obwodzie szereg obiektów trzeba było dźwignąć z ruin. Mnie w 1952 r., czyli jeszcze za życia Stalina, przyjęto na uniwersytet. Oficjalnie byłem już wtedy Ukraińcem, bo istnienia innych narodowości poza Węgrami władze sowieckie nie uznawały. Cały czas czułem jednak nad sobą dyskretną opiekę. KGB traktowało mnie jako element niepewny. Po śmierci Stalina w czasach zarządzonej przez Chruszczowa odwilży z łagrów wypuszczono sporo naszych ziomków. Znacznej ich części kazano się przymusowo osiedlić w wyznaczonych punktach. Wielu pół legalnie wróciło na Zakarpacie. Ich pobyt został zalegalizowany dopiero jednak kilka lat później. Jak wynika z dziś znanych statystyk, w regionie żyło wówczas 4230 Niemców. Nie wszyscy represjonowani wrócili na Zakarpacie. Część zmarła w łagrach, a wielu zwolnionych z nich na skutek działań rządu RFN wyjechało właśnie do niej lub Austrii. Nie chciało się dalej żyć w Związku Sowieckim. Wielu Niemców wyjechało z Zakarpacia w ramach akcji łączenia rodzin, korzystając z kolejnych fali odwilży w stosunkach radziecko- niemieckich. Mimo iż przestano nas traktować jak faszystów, to jednak aż do czasów pierestrojki odczuwaliśmy na swojej skórze nacisk władz.”

Impuls z Moskwy

„ Cała nieliczna niemiecka społeczność znajdowała się pod obserwacją KGB. Zaczęło się to zmieniać na lepsze za Andropowa, ale dopiero za Gorbaczowa zmieniło się radykalnie. W 1990 r. w któryś z moskiewskich gazet przeczytałem, że w Związku Radzieckim powstało Towarzystwo Niemców „Odrodzenie”. Napisałem do jego prezesa i poinformowałem, że w obwodzie zakarpackim na Ukrainie żyją Niemcy, którzy też chcieliby się zorganizować. Ten odpisał i powiedział, jak to można zrobić. Gdy mój ojciec, który wtedy jeszcze żył, go zobaczył, to się przeraził. Zaczął płakać i mówić, że zaraz przyjdzie KGB i wszystkich aresztuje. Długo musiałem mu tłumaczyć, że są już inne czasy, że Gorbaczow dał nam wolność. Wkrótce zarejestrowaliśmy towarzystwo i przystąpiliśmy do działalności. Głównym celem stało się odrodzenie na Zakarpaciu niemieckich tradycji, języka, kultury i oczywiście wskrzeszenie w miejscowościach, w których mieszkają Niemcy struktur Kościoła katolickiego, prowadzących duszpasterstwo w języku niemieckim. Potem ruszyliśmy krok za krokiem do przodu, żeby osiągnąć założone cele.”

Nie była usłana różami

„Droga do odrodzenia kultury niemieckiej na Zakarpaciu nie była bynajmniej usłana różami. Stowarzyszeniu, które powstało ad hoc brakowało środków, Związek Radziecki trzeszczał w szwach i żadnego wsparcia odrodzeniu niemieckiemu władze obwodowe udzielić nie mogły. Samo musiało zdobyć dla siebie środki na realizację celów statutowych i zdobyć dla siebie przestrzeń do działania. Powstanie niepodległej Ukrainy dodało poczynaniom „Odrodzenia” dodatkowego impulsu. Nikt już nie mógł wątpić, ze nie ma powrotu do sowieckiej rzeczywistości. Ich działania wsparli prywatni sponsorzy z Austrii i Niemiec, dzięki czemu stopniowo tworzyli oni podstawy swojej działalności. Oddziały towarzystwa powstały w wielu ośrodkach miejskich i wiejskich. Na pierwszej odrodzeniowej fali powstało wiele niemieckich zespołów folklorystycznych m.in. w Pałanku, Pawszyno, Szenbornie, Koropcu Czymadiewie, Barbowie i Draczynie. Czołowymi aktywistami niemieckiego ruchu na Zakarpaciu oprócz Zoltana Michajłowicza Kizmana stali się Magdalena Hudak- Keintz, Emil Keintz, Emil Fogel, Michał Fogel, Tyberiusz Miles, Milan Schin, Josif Shcramel, Ludwik Schwartz, Jan Kizman, Georg Weiss, Martin Gungreder, Erwin Gerber, Josif Sekeresz i wielu innych.”

Historyczne nazwy

„Najbardziej znaną wśród nich postacią, która po dziś dzień społecznie działa na rzecz swoich ziomków jest niewątpliwie obok Zoltana Kizmana, Magdalena Hudak- Keintz, na co dzień pracująca w miejskiej administracji Mukaczewa. Od 20 lat ta dzielna kobieta stoi na czele Niemieckiego Towarzystwa Kulturalnego „Pałanok” w Mukaczewie. Dzięki jej energii powstało m.in. w Mukaczewie Centrum Kultury Niemieckiej. De facto funkcjonuje ona w Pałanku, czyli dawnej niemieckiej wsi Palanok, przyłączonej do Mukaczewa. Trafić do niego jest bardzo łatwo. Leży on u podnóża zamku, stanowiącego największą twierdzę na Zakarpaciu, broniącego przez wieki północnej granic Węgier. Centrum Niemieckiej Kultury znajduje się przy drodze do niego prowadzącej. Za patrona ma ona księcia Schonborna. W ramach swojego odrodzenia tutejszym Niemcom udało się przywrócić historyczne nazwy niektórym ulicom w miejscowościach przez nich zamieszkanych i związanych z kulturą ich przodków.

Cdn.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply