Rozmowa z Rafałem A. Ziemkiewiczem, prozaikiem i publicystą, komentatorem “Rzeczpospolitej”, felietonistą “Gazety Polskiej”.Czy polityka Kremla jest siłą sprawczą zasadniczych polskich sporów dotyczących pozycji naszego kraju na arenie międzynarodowej?

Dysproporcja między możliwościami Polski i Rosji jest taka, że z natury rzeczy polska polityka jest odpowiedzią na politykę rosyjską. Możemy prowadzić własną, suwerenną politykę, ale mamy inne możliwości niż Rosjanie. Zmiana polityki Kremla wobec Polski powinna wywołać u nas jakąś reakcję. Zwłaszcza, że jest to zmiana, o którą Polska się już od dawna starała, co niestety sprzyja reakcjom naiwnie optymistycznym: skoro raczono dostrzec nasze starania, to teraz wszystko będzie po naszej myśli. Tymczasem – jak możemy przypuszczać – dziwne zachowanie władz rosyjskich dotyczące śledztwa w kwestii katastrofy smoleńskiej, w jakimś sensie może być powodowane chęcią rozgrywania Polaków. Niewątpliwie rząd Donalda Tuska zaangażował tu swój prestiż. I od tego, w jaki sposób Rosjanie będą nas traktować zależy los tej ekipy nie tylko w wyborach prezydenckich, ale i w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Dyplomaci rosyjscy są na tyle wytrawni, że zdają sobie z tego doskonale sprawę.

Ale to by oznaczało, że Kreml ma swoich kandydatów w polskich bataliach politycznych.

Jest czymś oczywistym, iż każde państwo ma w innym państwie sytuacje, które uważa za sprzyjające sobie lub nie. A jeśli ma możliwość na to wpływać, to przed taką możliwością raczej się nie cofa. W interesie Rosji – jeśli go trafnie odczytuję – jest, żeby w Polsce istniały skłócone między sobą ośrodki władzy. Stwarza to bowiem lepsze warunki do gry. Nasza słabość jest więc w Rosji odbierana jako coś pożytecznego, ponieważ jesteśmy traktowani jako państwo, które trzeba rozgrywać, i z którym trzeba wygrywać. To są oczywiste rzeczy i trzeba o nich w Polsce pamiętać. Nie ulegajmy propagandzie zachwytu nad tym, że skoro wykonano pod naszym adresem jakiś przyjazny gest, to jesteśmy tak bardzo szczęsliwi, iż można nas kupić za przysłowiową czapkę śliwek.

Nasza polityka wschodnia to także trudne relacje z Ukrainą i Litwą. W przypadku pierwszego kraju chodzi o spory historyczne, takie jak Wołyń, w przypadku drugiego zaś – o sytuację polskiej mniejszości. Możemy założyć, że napięcia te są w interesie Rosji. A jeśli tak, to może w obliczu potencjalnych zagrożeń z jej strony powinniśmy być bardziej wyrozumiali wobec nacjonalizmu ukraińskiego czy litewskiego jako – w porównaniu z mocarstwowymi apetytami Moskwy – mniejszego zła.

Z całą pewnością działalność nacjonalistów ukraińskich czy litewskich jest na rękę Rosji, i co światlejsi ludzie na Ukrainie i Litwie są tego świadomi. Tyle że o ile Ukraina to państwo znajdujące się poza jakimkolwiek naszym zasięgiem wpływów, o tyle Litwa to członek Unii Europejskiej, a co za tym idzie, za sprawą nacjonalistów łamie standardy unijne. Niewątpliwie elity polityczne tych naszych sąsiadów wykazują niedojrzałość i nieumiejętność sformułowania tego, co leży w ich interesie narodowym. Poza inspiracją, która może przychodzić zza ich wschodniej granicy, trzeba zwrócić uwagę na krzyczący dowód nieskuteczności polityki uśmiechów. Ekscesy nacjonalistów na Ukrainie oraz zwłaszcza na Litwie biorą się stąd, że nie potrafimy sformułować naszych oczekiwań wobec tych krajów. To znaczy nigdy nie powiedzieliśmy, że zależy nam na dobrych z nimi stosunkach, ale pod warunkiem, że szanowane będą prawa mniejszości polskiej.

Ukraina czy Litwa tracą na nacjonalizmie głównie wizerunkowo?

Rosja znakomicie wie, co się nosi na paryskich salonach, i że oskarżenia o nacjonalizm ma tam skutki mordercze, o ile oskarżenie to można poprzeć konkretnymi przykładami. Jeśli Juszczenko nagrodził jakimiś tytułami Banderę i jego podkomendnych, wówczas dokonał aktu propagandowego samobójstwa, bo przecież UPA i inne bardziej skrajne organizacje zajmowały się mordowaniem nie tylko Polaków, czym ostatecznie Europa by się nie przejmowała, lecz także Żydów. A współuczestnictwo w Holocauście jest dziś uważane za jedną z największych zbrodni historycznych, jakie popełnić można. Podobnie jest w krajach bałtyckich z gloryfikacją kolaboracji z Niemcami podczas drugiej wojny światowej. Tym niemniej możemy jedynie domniemywać wspólnoty interesów z Rosją. Nie można sposób bowiem orzekać z całą pewnością, że taka inspiracja występuje, bo to akurat trzeba byłoby wybadać operacyjnymi metodami wywiadowczymi.

Rozmawiał: Filip Memches

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply