Nie ma już śladów polskości


Próżno dzisiaj niestety szukać w Mohylowie Podolskim okazałych śladów polskości. W panoramie tego rozciągniętego w dniestrowej dolinie miasta nie widać już wież katolickiego kościoła, a tylko baniaste kopuły prawosławnych cerkwi.

Tylko w katolickiej części komunalnego cmentarza można spotkać jeszcze wiele nagrobków, na których umieszczone inskrypcje informują, że spoczywają pod nimi Żulińscy, Rożniatowscy, Saniutysz- Kuroczyccy, Leszczyc- Dokszycki, Baranowscy, Gawrońscy, Drohiczyńscy, Ostaszewscy i inni. Cmentarz ten znajduje się w północno- wschodniej części miasta, po lewej stronie drogi do Szarogrodu.

Tylko wtajemniczeni wiedzą, że mimo iż w Mohylowie nie ma jeszcze wież kościelnych, a także samego kościoła wysadzonego w powietrze przez bolszewików, wspólnota rzymskokatolicka odrodziła się w nim i działa całkiem nieźle. Skupiono też wiernych wokół ośrodka duszpasterskiego, zbudowanego przez Księży Marianów, którzy położyli już także fundamenty pod nowa świątynię. Choć Mohylów Podolski jest zaledwie 20-tysięcznym miastem, odnaleźć go nie jest łatwo. Jest ono rozciągnięte wzdłuż Dniestru na przestrzeni kilku kilometrów. Dwie główne ulice poprzecinane są masa przecznic, które wiją się wśród zaułków starego i już sowieckiego blokowego budownictwa. Kto jednak odnajdzie mariański ośrodek, ten nie żałuje, że musiał się trochę pokręcić. Stoi on na samym brzegu majestatycznej rzeki. Dla extra gości proboszcz ks. Anatol Kwok od razu zdejmuje kłódkę z metalowej furtki w murze, by pokazać, w jak urokliwym miejscu przyszło mu prowadzić duszpasterstwo. Za furtką są schody, którymi wystarczy zejść w dół kilkadziesiąt stopni, by zanurzyć palce w chłodnej toni wolno płynącego Dniestru. Po drugiej stronie rzeki jest już Mołdawia.

-Pierwotnie parafia znajdowała się kawałek dalej- mówi ks. Anatol Kwok.- Wróciliśmy więc niemal na stare śmieci. Dokładnie w to samo miejsce się nie dało, bo stoi już tam inny dom mieszkalny.

Ośrodek marianów, zbudowany z czerwonej cegły ma kształt litery “L”. Po dobudowaniu do niego kościoła będzie przypominał podkowę. Gdy świątynia powstanie, będzie widoczny z ulicy. Kościół będzie bowiem zwrócony szczytem w stronę bocznej uliczki prostopadłej do głównej ulicy. Dziś w jego miejscu stoi krzyż.

Marianie zaczęli tu stałą prace na początku lat dziewięćdziesiątych minionego wieku, gdy objęli placówkę w Czerniowcach Małych, odległych od Mohylewa o kilkadziesiąt kilometrów. Nie zaczynali jednak na tzw. “surowym korzeniu”. Wspólnota wiernych w Mohylowie już istniała. Okresowo dojeżdżali tutaj duszpasterze posługujący w Wierzbowcu i Łuczyńcu. Czynili to najczęściej potajemnie, spotykając się z wiernymi w mieszkaniach prywatnych. Byli wśród nich m.in. księża Józef Kuczyński, Jan Olszański, Jerzy Nagórny, a także Bronisław Biernacki. W latach osiemdziesiątych Msza św. była już dla tutejszych katolików odprawiana w miarę regularnie w domu pani Heli. Gdy zaczął sypać się Związek Sowiecki i zaistniały możliwości pracy duszpasterskiej marianie, którzy trwali w podziemiu na Ukrainie postanowili szybko zbudować w Mohylowie ośrodek duszpasterski i kościół. Upadek ZSRR zweryfikował te plany. Kryzys gospodarczy i dewaluacja zgromadzonych środków sprawiły, że zdążono wznieść tylko klasztor w stanie surowym, nie wyposażając go nawet w stolarkę okienną. Zdołano też jeszcze wbić betonowe słupy pod fundamenty przyszłego kościoła. Ksiądz Leonid Tkaczuk dojeżdżający z Czerniowiec nie tracił jednak nadziei i kontynuował inwestycję. Najpierw wykończył jedno z pomieszczeń na małą kaplicę, a później stopniowo cały obiekt. W miarę, jak wspólnota się rozrastała, wyburzył ścianki działowe kolejnych pomieszczeń i powiększał kaplicę. Jego dzieło kontynuowali następcy: księża Mirosław Żurawski, Bogdan Zieliński, Wiktor Tkacz, Czesław Szymański, Andrzej Rogalski, Oleg Siwiec i Jan Bielecki. Ten ostatni był pierwszym proboszczem, który zamieszkał w Mohylowie na stałe. Ustabilizował on funkcjonowanie parafii i ściągnął do pomocy Siostry Służebniczki Starowiejskie, na klasztor których przeznaczył część pomieszczeń ośrodka. Wspólnota zaczęła żyć normalnym rytmem. Ksiądz Jan kontynuował też wykańczanie ośrodka. Tynkował ściany i wstawiał resztę okien. Zgodnie z mariańskim charyzmatem zaczął tez zajmować się osobami uzależnionymi. Mianowany przez bp Jana Olszańskiego diecezjalnym egzorcystą zaczął też udzielać się i w tej dziedzinie.

W 2003r. placówkę w Mohylowie przejął ks. Anatol Kwok, młody marianin pochodzący z Chmielnickiego, wyświęcony w 1999r. i pracujący wcześniej jako dyrektor “Domu Miłosierdzia” w Gródku. Ksiądz Jan ciężko bowiem zachorował i musiał udać się na długie leczenie.

-Gdy tu przyszedłem , musiałem dokończyć wyposażanie klasztoru- wspomina o. Anatol.- Mój poprzednik żył bowiem po spartańsku i w całym ośrodku były tylko dwa łóżka, nie działały też jeszcze wszystkie węzły sanitarne. Równolegle starałem się rozwijać tutejszą wspólnotę. Otrzymałem do pomocy kleryka, przebywającego na urlopie dziekańskim, który zajął się parafialną młodzieżą. Wspólnie z nim zaczęliśmy tworzyć pierwszą mariańska wspólnotę. W 2004r. dołączył do niej brat Teofil Szakiel, a w 2006r. jeszcze jeden kapłan marianin Paweł Kryszak. Obecnie ci dwaj ostatni pracują ze mną nadal i wspólnie tworzymy klasyczna mariańską wspólnotę.

Dzięki mariańskiej posłudze parafia w Mohylowie systematycznie się rozrasta i liczy obecnie 350 osób. W ciągu ostatnich lat ich ilość zwiększyła się o 100 wiernych. Wśród nich niewiele jest już osób, mających korzenie katolickie i czysto polskie, których rodzice trwali jeszcze w “podziemnym kościele”. Takich jest około 30 proc.!

-W zeszłym roku odprowadziliśmy na wieczny spoczynek naszą najstarszą parafiankę, pamiętająca jeszcze, jak wyglądał dawny kościół- mówi ks. Anatol.- Oczywiście jakby dobrze poszukać, to rodzin o polskich korzeniach, które mieszkają w Mohylowie od pokoleń znalazłoby się więcej. Co rusz napotykam się na nazwiska wyraźnie wskazujące na to, kim byli przodkowie ich posiadaczy. Niestety większość z nich nie odnalazło jeszcze drogi do Boga. Stalinowskie prześladowania spowodowały, że wyparli się oni wszystkiego, co mogłoby im zaszkodzić, a zwłaszcza wiary i polskości. Niektórzy też przeszli do Cerkwi prawosławnej, której świątynia była w Mohylowie jeszcze czynna. Mam jednak nadzieję, że z czasem odnajdą oni drogę do wiary przodków. Proces ten już zresztą w jakiejś mierze trwa.

Mohylowska parafia urzeka młodością. Średnia wieku waha się w niej od 35 do 42 lat. Sporo jest w niej także dzieci i młodzieży. Ks. Anatol dba tez nie tylko o przyrost wiernych, ale także o ich rozwój duchowy. Z tym także nie idzie mu źle. Około 60 proc. wiernych regularnie uczęszcza na niedzielną Mszę św. W parafii jest prowadzona katecheza dla dzieci i młodzieży, a także przygotowanie dorosłych do sakramentów. Przy parafii działają cztery Koła Różańcowe, wspólnota neokatechumenalna, młodzieżowa grupa “Modlitwy Uwielbienia”.

Ksiądz Anatol chce też zorganizować przy parafii Centrum Uzależnień, które pomagałyby wyjść z nałogu alkoholikom i narkomanom.

-Nie jest to niestety działalność łatwa- podkreśla.- Na razie udało się nam zorganizować jedna grupę AA i jedną AL-Anon. Nie są one zbyt liczne, ale od czegoś trzeba zacząć.

Sen z powiek ojcu Anatolowi spędza konieczność budowy świątyni , bez której wspólnota mohylowska może dojść do punktu, w którym przestanie się rozwijać. Już teraz niewielka kaplica jest zatłoczona i wierni przychodzący na Mszę św. muszą stać na korytarzu i schodach prowadzących na piętro ośrodka. Wzniesienie nowej świątyni będzie miało też dla Mohylowa symboliczne znaczenie. Stanie się czytelnym znakiem, że łacińska kultura przyniesiona tu przed wiekami przez okresowych rycerzy znów wróciła nad Dniestr.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply