z Grzegorzem Opalińskim – Konsulem Generalnym RP, na kilka dni przed zakończeniem jego misji we Lwowie rozmawiał Marcin Romer.Marcin Romer: Jest to w jakimś stopniu rozmowa pożegnalna…, za kilka dni opuszcza Pan Lwów.

Grzegorz Opaliński: Na pewno nie porzucam Lwowa. Przyjeżdżając do Lwowa na placówkę konsularną, przyjechałem w miejsce szczególne. Zawsze powtarzałem konsulom, którzy przyjeżdżali na Wschód, na Ukrainę, że muszą tę decyzję przemyśleć, bo jest to duże wyzwanie. Przyjeżdżając na Ukrainę, a w szczególności do Lwowa, mają do spełnienia misję służenia ludziom. Konsulowie placówki lwowskiej pracują w szczególny sposób. Jest to specyficzny okręg. Mieszka tu bardzo wielu naszych rodaków, osób polskiego pochodzenia. Jest to okręg, którym znajduje się największa liczba miejsc pamięci narodowej, którymi się zajmujemy. Jest to też okręg, gdzie funkcjonuje duża liczba przedsiębiorstw z mieszanym lub z czysto polskim kapitałem. Poza tym naszym zadaniem jest wydawanie wiz. Specjalnie wymieniłem nasze zadania w takiej kolejności, bo nie chcę, żeby nasza placówka była odbierana tylko przez pryzmat wiz. Jest to niewątpliwie ważne zadanie, ale nie główne. Chociaż nasza lwowska placówka jest „rekordzistą świata”, jeżeli chodzi o wizy. W zeszłym roku wydaliśmy prawie 300.000 wiz. Oprócz tego wydajemy karty Małego Ruchu Granicznego, uprawniające do przekroczenia granicy. Do tego dochodzi Karta Polaka. Jesteśmy placówką, która wydała połowę ogólnej liczby Kart Polaka, wydanych w obszarze byłego Związku Sowieckiego. Objęcie tej placówki było dla mnie dużym wyzwaniem. Przyjechałem tu, kiedy nasza placówka funkcjonowała w czterech siedzibach: dwa wynajęte mieszkania na ul. Kociubińskiego, obiekt na ul. Smiływych, który na pewno nie był budowany jako pomieszczenie wydziału wizowego i budynek na ul. Iwana Franki. Bardzo trudne było zarządzanie tak rozrzuconą po mieście placówką. Samo przemieszczanie się nastręczało trudności. Dzisiaj pracujemy w nowej siedzibie, bardzo pięknym budynku, który stwarza możliwości dalszego rozwoju naszej działalności.

Lwów jest to miasto wielu kultur, wielu narodów, wielu konfesji. Jest to miasto, które bardzo pozytywnie wpływa na człowieka, a przyjeżdżając do Lwowa, pracuje się w mieście, gdzie na każdym kroku widać pamiątki kultury minionych stuleci. Jest to miejsce ważne dla historii Polaków, Ukraińców, Austriaków. Oprócz tego oferta kulturalna, która tu możemy znaleźć jest bogatsza niż w wielu stolicach europejskich. Czyni to z miasta prawdziwą stolicę kultury. Pod tym względem też jest to miasto wyjątkowe.

Niewątpliwie, zakończenie budowy nowego gmachu konsulatu RP we Lwowie, przy piętrzących się w ostatnich latach problemach, należy uznać za sukces i ukoronowanie Pana misji dyplomatycznej we Lwowie.

Wysiłki kolejnych konsulów i Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP doprowadziły do tego, że mamy nową placówkę. Proszę tego nie uważać za mój osobisty sukces. Jest to praca bardzo wielu ludzi na przestrzeni długiego czasu. Konsulat – to nie tylko konsul generalny. To dziesiątki pracowników. Te wyniki, które osiągnęła nasza placówka są wynikiem pracy wszystkich jej pracowników. 95% pracowników konsulatu nie widać na co dzień. A to jest właśnie ich zasługa. Ostatnie lata obfitowały w wiele wydarzeń. To wejście do strefy Schengen, wejście ustawy o Karcie Polaka, o Małym Ruchu Granicznym. Dla nas to też były wyzwania, z którymi musieliśmy się zmierzyć. Podsumowując swoją działalność we Lwowie, mogę stwierdzić, że pracownicy konsulatu sprawdzili się w każdym z tych zadań. Najmilej jednak wspominam odrodzenie się lwowskiego klubu sportowego „Pogoń” Lwów. Zastanawialiśmy się, jak stworzyć coś atrakcyjnego tu dla młodzieży. Jest bogata oferta dla Polaków w średnim wieku, mieszkających na Ukrainie. Ale nie mieliśmy propozycji, które zainteresowałyby młodzież, pozwoliły zintegrować się i poznać wzajemnie. Właśnie z konsulami Jackiem Żurem i Marcinem Zieniewiczem zdecydowaliśmy zainteresować młodzież reaktywacją klubu „Pogoń”. Na początek, na pierwszy mecz z „Polonią” z Chmielnickiego, mieliśmy ze 30. chłopaków-zapaleńców, którzy po raz pierwszy od wojny założyli koszulki w barwach „Pogoni – Lwów”. Dziś jest to bardzo rozbudowana struktura. Nie tylko ta pierwsza drużyna, która zakwalifikowała się już do rozgrywek ligowych, ale to kilka drużyn w różnym wieku, to zajęcia dla dzieci w szkołach polskich, gdzie tworzą się takie „podszkółki piłkarskie”. To duża sekcja kolarska, a właściwie turystyki rowerowej. Wszystko to pozwala tej młodzieży na jednoczenie się, na lepsze poznawanie się Polaków młodego pokolenia we Lwowie i na Ziemi Lwowskiej. Organizowaliśmy turniej piłki nożnej o „Puchar Konsula”, w którym brało udział kilka drużyn z różnych miejscowości naszego okręgu konsularnego. Turniej ten pokazał, że drużyny piłkarskie powstają i w innych miejscowościach. Jest to działalność unikalna na skalę europejską, ponieważ nie słyszałem, żeby jakaś placówka konsularna podjęła takie działanie celem integracji młodzieży.

Czego nie udało się doprowadzić do końca?

O! Bardzo wielu rzeczy, Panie redaktorze. W pracy konsula jest wiele sytuacji nieprzewidywalnych, czy nie do rozwiązania. Do tej pory nie ma niestety we Lwowie Domu Kultury Polskiej. Pracowali nad tym kolejni konsulowie przez 16 lat. Ale i tu już widać perspektywy i mam nadzieję, że za kilka miesięcy uda nam się doprowadzić do uzyskania odpowiedniego lokum. Podkreślając wielokulturowość Lwowa, zawsze podkreślam, że Polacy zasługują na swoje miejsce w ofercie kulturalnej miasta. Ma to być wspólny dom dla wszystkich Polaków, mieszkających we Lwowie i dla tych z całego okręgu konsularnego. To zagadnienie, niestety, nie zakończyło się w czasie mojej pracy we Lwowie.

Kolejną taka sprawą są starania Polaków we Lwowie o odzyskanie kościoła Marii Magdaleny. Jest to bardzo trudne zagadnienie, ale jestem pewien, że w końcu władze Lwowa wyjdą naprzeciw dążeniom swoich mieszkańców, obywateli Ukrainy. Ta sprawa jest podejmowana każdorazowo na wysokich szczeblach, w rozmowach pomiędzy Polską a Ukrainą. Mam nadzieję, że wierni odzyskają swoją świątynię, a jednocześnie nie będzie to przeszkodą i będą tam odbywały się koncerty. Mamy takie przykłady w innych świątyniach, jak to dzieje się w kościele św. Mikołaja w Kijowie.

Był Pan przez dwa lata konsulem w Kijowie, a później dwa i pół roku we Lwowie. Jakie są różnice?

Przede wszystkim skala. W Kijowie pracowało około 40 osób. Tutaj w pewnym okresie było ponad 120 pracowników. Kolejna różnica – to statystyka. We Lwowie wydajemy około 300 000 wiz, podczas gdy w Kijowie ledwo dochodziło do 100 000. We Lwowie wszystko jest większe i przez to bardziej skomplikowane. A do tego dochodzi ten fakt, że nie ma na Ukrainie takiego drugiego regionu, który by miał tak rozległe kontakty z miastami, powiatami i gminami w Polsce. Ziemia Lwowska jest pod tym wzglądem absolutnym liderem. Choć Lwów 6 miast partnerskich w Polsce. Kontakty są bardzo intensywne. O wiele bardziej intensywne, niż te z mojej praktyki w kijowskim okręgu konsularnym. Nie mówimy tu o kontaktach na najwyższych szczeblach władzy, a o kontaktach międzyludzkich. Mamy tu wiele przykładów takiej współpracy, np. są we Lwowie nawet szkoły partnerskie. To świadczy, że te relacje osiągnęły bardzo wysoki poziom, że są to kontakty pomiędzy ludźmi i są napełnione treścią. A to jest korzystne dla obu stron.

Czego chciałby Pan życzyć swemu następcy?

Mój następca jest człowiekiem bardzo wysokiej kultury i życzyłbym mu, żeby udało mu się rozwiązać te sprawy, których ja nie mogłem. Przede wszystkim, aby sukcesem zakończyła się sprawa stworzenia tu Domu Polskiego.

Dziękuję bardzo.

Do zobaczenia.

Źródło: Kurier Galicyjski nr 10 (134) z 31 maja-16 czerwca 2011 r.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply