Mówię, piszę po polsku

Rota i tysiące młodych Polaków przed Pałacem Prezydenckim w Wilnie, wspólna Msza św. przed obrazem Matki Bożej Ostrobramskiej – w ten sposób rodzice i dzieci protestowali wczoraj przeciw dyskryminującej polskie szkoły ustawie oświatowej na Litwie. Tak jak 110 lat temu w wielkopolskiej Wrześni strajkowano w obronie ojczystej mowy.

Do Wilna przyjechało około 5 tysięcy osób, dzieci, młodzieży i ich rodziców. Protestowali przeciw wchodzącej właśnie w życie ustawie oświatowej. Jak deklarowali, to inicjatywa obywatelska i oddolna. We wszystkich polskich szkołach odbył się strajk szkolny. – Jeżeli władze będą nadal głuche na nasze postulaty, następnym razem przyjedzie 10 tysięcy osób – mówił do polskich uczniów Waldemar Tomaszewski z Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Jego wystąpienie zostało przyjęte entuzjastycznie. To największe tego typu polskie zgromadzenie w historii niepodległej Litwy. – Deklarujemy lojalność wobec tego państwa, w którego obronie 20 lat temu stanęliśmy obok naszych braci, jednak teraz nasi bracia nie chcą nas wysłuchać. Nas, mniejszości narodowej. Nie zgadzamy się na łamanie naszych praw podstawowych, praw do nauczania w naszym języku ojczystym! – wołali przed Pałacem Prezydenckim w Wilnie przedstawiciele rodziców i nauczycieli oraz organizacji społecznych, apelując o odstąpienie od wprowadzania w życie nowej ustawy oświatowej, która weszła w życie 1 lipca. Dla nich strajk szkolny i wczorajszy wiec to ostateczność, do której zostali doprowadzeni.
– Mówią nam, że to jest upolitycznianie sprawy, ale przecież decyzja o uchwaleniu tej ustawy jest polityczna. Wysłanie listu do polskich rodziców przez ministra oświaty było krokiem politycznym. Minister przyznał w nim, że w programach partii, które dzisiaj rządzą, już dawno przewidziano, że sytuację oświatową należy zmieniać. Pisano w nich nawet, że Polaków na Litwie w ogóle nie ma. No to co? Może należy ich dzisiaj deportować? – pytał europoseł Waldemar Tomaszewski. – Będziemy również walczyć metodami politycznymi i nikt nas nie zastraszy – podkreślał. Jako głównego inicjatora niekorzystnych zmian w litewskim prawie wskazał byłego prezydenta tego kraju Vitaustasa Landsbergisa.
Zdaniem organizatorów protestu, skupionych w Forum Rodziców, wczorajsza manifestacja to prawdziwa próba ognia. Nie tylko dla polskiej społeczności zamieszkującej Wileńszczyznę, ale także dla litewskich władz. To ostatnia szansa na rezygnację z procesu likwidacji polskiego szkolnictwa. – Ten wiec ma potwierdzić jedno: czujemy się dyskryminowani, a nasze prawa są łamane w państwie Unii Europejskiej i państwie członkowskim NATO – mówiła w rozmowie z “Naszym Dziennikiem” nauczycielka z polskiej szkoły w rejonie solecznickim. – Dzisiaj nie ma mowy o polskim nauczaniu, to jest niedopuszczalne – dodała, co wywołało aplauz wśród młodych ludzi. Jej zdaniem, warunki do rozwoju i pielęgnowania tożsamości narodowej były na Litwie łatwiejsze na początku lat 90., ale od dłuższego czasu są one sukcesywnie pogarszane. Zmieniło się to szczególnie po wejściu Litwy do UE. Od tego momentu władze tego państwa uznały, że nie muszą się liczyć z międzynarodową opinią.
– Dziś zmieniono zasady w czasie gry. Inaczej umawialiśmy się z władzami – podkreślał Dariusz Żybort. W imieniu rodziców mówił, że tak jak w Polsce Litwini, Polacy na Litwie chcą mieć możliwość wyboru między szkołą litewską a polską. – Skoro wybraliśmy polską szkołę, to znaczy, że chcieliśmy, by nasze dzieci uczyły się i dorastały w polskim środowisku – mówił. Zdaniem litewskich Polaków, warunkiem do rozmów i zawarcia kompromisu z władzami państwa i ministerstwem oświaty jest odstąpienie od zmian w zasadach funkcjonowania polskiego szkolnictwa. Chodzi o doprowadzenie do sytuacji, by tak jak jest np. w Alzacji, mniejszość mogła swobodnie się uczyć w języku ojczystym i składać w nim egzamin maturalny. – Chcemy wrócić do tego, co było wcześniej. Teraz najważniejszym językiem na egzaminach jest litewski i mają nas obowiązywać identyczne zasady jak Litwinów, a przecież nam ten język nie jest aż tak potrzebny – mówi Arnold z 11. klasy z polskiej szkoły w Mejszagole. Uczniowie tłumaczą, że żyją głównie w polskim środowisku, ewentualnie rosyjskim. – A kiedy idziecie do sklepu lub urzędu, to w jakim języku załatwiacie codzienne sprawy? – Rozmawiamy w takim języku, w jakim akurat potrzeba, zależy, kto prowadzi sklep, kim jest osoba, z którą rozmawiamy – tłumaczy. To ważne, bo wbrew sugestiom władz oświatowych polska młodzież na Litwie od małego posługuje się co najmniej dwoma, a bardzo często trzema językami. Mówią, piszą, czytają nie tylko po polsku i litewsku, ale także po rosyjsku.
– Ja lubię również język angielski, wielu z nas mówi nawet czterema językami – dodaje Arnold. Dla niego, jak i jego kolegów obecność w Wilnie nie jest niczym nadzwyczajnym. Przyjechali z własnej woli, niektórzy z rodzicami. Oni również nie godzą się na dyskryminujące ich przepisy. – Ci, którzy nie przyjechali, nie tyle się boją, ale się lenią. My sami chcieliśmy przyjechać – tłumaczy chłopak z Trok.

Maciej Walaszczyk, Wilno


źródło: “Nasz Dziennik”
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110903&typ=po&id=po16.txt

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply