Miasto ryb

Białoruś to kraj, w którym żyją normalni ludzie, mający te same co my problemy i jednocześnie kraj kulturowo od nas bogatszy.

Powieść Natalki Babiny zatytułowana „Miasto ryb”, wydana przez wydawnictwo „Rebis” jest jedną z nielicznych książek współczesnych twórców białoruskich obecnych na naszym rynku. Na Białorusi ukazała się ona w 2007 r., a w Polsce dzięki wspomnianej oficynie trzy lata później. Książka ta świetnie, reportażowo wręcz, opisuje realia współczesnej Białorusi, które zaskoczą wielu Polaków karmionych propagandową papką polskich mediów. Czytelnik zobaczy uczciwe prywatne firmy, duże pieniądze i Internet pod strzechami.

Z powieści Babiny wynika też, że nie jest to płaski kraj, przygnieciony polityką prowincjonalnego reżimu. Jest to kraj, w którym żyją normalni ludzie, mający te same co my problemy i kraj kulturowo od nas bogatszy. Stanowi on, jak wynika to z powieści, dynamiczną mieszaninę kultur i religii z lokalną świadomością sięgająca czasów unii brzeskiej. Akcja powieści toczy się nad Bugiem, na ziemi sąsiadującej tuż z Polską, brutalnie przeciętej drutem kolczastym. Kordon graniczny wyznaczono tak, że rozdzielił często jedną wieś na dwie części. Z lektury książki poznajemy wieś Dobratycze, leżącą w słonecznym sosnowym lesie, kwadrans drogi od granicznego Bugu. „Witamy w Dobratyczach – pisze. -Cała nasza historia (niebezpieczna jak literatura, wręcz trudno uwierzyć, ze to wszystko mi się przydarzyło) rozegrała się właśnie tutaj, w wiosce opiewanej (z niejaką przesadą) w wierszach Miszyka Jarasza, poety tak utalentowanego , że słyszał o nim co dwudziesty ankietowany nie tylko w Europie, ale i na Białorusi. I to mimo, że Jarasz pisze po białorusku! No dobra, przeważnie po ukraińsku. Wioska leży w słonecznym sosnowym lesie i sosny, na które mówimy barjaki, przypominają ludzi; ziemia jest tu piaszczysta, chociaż to naturalnie nie „wydmy niewidzialnego morza”- w okolicy nie ma morza ani widzialnego, ani niewidzialnego, nie ma też rzeki, a tylko kilka źródełek, w tym jedno słone. Teraz, kiedy można już pójść nad Bug, droga zajmuje jakiś kwadrans, ale wtedy byliśmy odcięci od rzeki cholerną granicą zamkniętą na siedem spustów: drut kolczasty, pas ziemi niczyjej, alarmy… Tak. wtedy trudno było sobie popływać. Stąd wielką popularnością cieszył się miniaturowy zalew przy śluzie kanału melioracyjnego, ludzie często przyjeżdżali tam plażować i wypoczywać, nawet z Brześcia.

Nie zgadzam się z tezą Miszyka piszącego o „całkowitym bezludziu i bezgranicznej samotności” w Dobratyczach. Jasne, ze w czasach mojego – i Miszyka- dzieciństwa każde pojawienie się wśród starych sosen i osik obcego było dla nas wielkim wydarzeniem; częściej widywaliśmy tchórze, łasice i pasiaste warchlaki, a później wokół lasu wyrosły rakowe guzy domków letniskowych, obok wsi zbudowano stację kolejową, zwierzęta odeszły, napłynęli za to letnicy.”

Autorka jest bardzo bystrą obserwatorką, o jej kunszcie świadczy fragment książki zatytułowany „Miasto Ryb”, w którym Natalka Babina pisze: „Tysiące śpiewaków rozdymały piersi i nadrywały struny głosowe tuż nad moją głową. Panie bobrowe – Wital nauczył mnie odróżniać samice od samców po wyrazie pyszczka – wychodziły z domków, składały łapki na brzuszkach jak gospodynie na fartuszku i w zadumie słuchały koncertu. Później, wyrwane z krainy marzeń piskiem któregoś z młodych albo gderliwym pomrukiem bobra – męża, otrząsały się i dawały nura w wodę, do domu, do obowiązków. Miejsce bobrowej zajmował zakłopotany bóbr, mało zainteresowany śpiewem jakichś tam ptaków: poważnie i odpowiedzialnie ciągnął płaski ogon do olszyny i wgryzał się w korę… Obserwacja życia zębatych drewnogryzów działała na mnie lepiej niż środki uspokajające; kiedy człowiek widzi kochającą się parę bobrów i ich rozrabiające młode, od razu robi mu się jakoś lżej na duszy.”

Powieść Babiny nie składa się oczywiście tylko z opisów przyrody. Te są tylko tłem dla głównej intrygi książki. W tej sielskiej miejscowości ginie najstarsza jej mieszkanka babcia Makrynia. Kto i dlaczego wsypał truciznę do jej kubka z kawa na werandzie? Czy babcia Makrynia naprawdę byłą wiedźmą? A jeśli tak, czy zdoła po śmierci ukarać swoich morderców i uratować wieś przed zagładą? By poznać odpowiedzi na te pytania czytelnik musi sięgnąć po książkę. Czyniąc to, zajrzy jednocześnie na prawdziwą Białoruś.

Marek A. Koprowski

Natalka Babina, Miasto ryb, przełożyła Małgorzata Buchlik. Wydawnictwo Rebis, Poznań 2010, s. 302, c. 29,90 zł.

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. lech
    lech :

    (“Natalka Babina już w Polsce.

    Autorka Miasta ryb, powieści zakwalifikowanej do ścisłego finału Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus za 2010 rok – przyjeżdża do Polski.”)

    Była w Poznaniu, w Piwnicy Farnej Pod Blaszanym Kurem przy Placu Kolegiackim, a mnie nikt nic
    …nie daruję tu dziś komuś.W piątek idę kupić, ciekaw jestem treści tylko wpierw dokończę inną.

    Panie wachmistrz_Soroka, dziękować za info!

    • tutejszy
      tutejszy :

      Tak, literatura białoruska na naszym rynku w śladowych ilościach jest obecna, a szkoda, szkoda. Będą w tym roku w Mińsku w księgarence przy katedrze katolickiej zobaczyłem książkę „Gdy witają się dusze” poezja i proza Ryhora Baradulina i Wasyla Bykowa, po polsku, kupiłem rzecz jasna, okazuje się we Wrocławiu wydana, w 2006 roku. Przeszło bez większego echa (chyba, że do moich uszu nie dotarło :), ale lektura kapitalna, polecam gorąco. Opisać by warto, ale „moce przerobowe …” : ) niestety, póki co załączam okładkę. Pozdrawiam