Lipińscy wracają nad Turję

Dopiero w latach dziewięćdziesiątych niektóre środowiska na Ukrainie zaczęły przypominać myśl polityczną Wacława Lipińskiego i jej aktualność w dzisiejszych czasach.

Zaturce położone są na odwiecznym szlaku biegnącym niegdyś z Kijowa do Krakowa, który dziś na polskim odcinku jest trochę zapomniany. Leżą nad Turją , dopływem Prypeci w północnej części dawnego powiatu horochowskiego k/ Kisielina. Są one niewątpliwie osadą prastarą , o czym świadczą ślady ruskiego horodyszcza , choć pierwsza wzmianka o Zaturcach pochodzi dopiero z XVI w. Znajduje się w opisie zamku włodzimierskiego. Należały wówczas Zaturce do rodu Hulewiczów-Zaturzeckich. Podzielone potem przez jednego z Hulewiczów między córki, dostały się Zaturce w XVII w. w ręce dwóch rodzin: Podhorodeńskich i Łabodowskich. Pierwsi z nich ufundowali w 1620r. kościół i klasztor augustianów. Na początku XIX w. Część dóbr będąca własnością Łabodowskich przeszła w ręce rodziny Lipińskich herbu Brodzicz, która przeniosła się tu z Mazowsza. Dziś Zaturce to zwykłe ukraińskie “seło” czyli po prostu wieś. O dawnej świetności miejscowości przypomina tylko widoczny z szosy , leżący nad malowniczym jeziorkiem zabytkowy XVII- wieczny kościół. To główny i jedyny zabytek osady, która pomimo swego wiejskiego charakteru jest znana nie tylko na Wołyniu. W dużej mierze jest to zasługa rodu Lipińskich, dla których Zaturce przez wiele pokoleń stanowiły rodowe gniazdo. Najbardziej znanym przedstawicielem tej rodziny był Wacław Lipiński, jeden z najwybitniejszych teoretyków konserwatyzmu pierwszych dziesięcioleci XX w. Jego postać przypomina pomnik stojący na dawnym katolickim cmentarzu, na którym został pochowany w 1931r. Mógł stanąć oczywiście niedawno. Choć, w pewnym momencie swojej życiowej drogi Lipiński poczuł więź z narodem ukraińskim , poświęcając mu swoje siły i intelekt, jego koncepcje nie były wygodne ani dla ukraińskich socjalistów, komunistów czy nacjonalistów.

Dopiero w latach dziewięćdziesiątych niektóre środowiska na Ukrainie zaczęły przypominać myśl polityczną Wacława Lipińskiego i jej aktualność w dzisiejszych czasach.

W samych Zaturcach powstało też środowisko złożone z miejscowych nauczycieli, które postanowiło kultywować pamięć nie tylko Wacława , ale całej rodziny Lipińskich. To jego dziełem było m.in. uporządkowanie zniszczonego w latach siedemdziesiątych , zamkniętego cmentarza katolickiego i postawienie pomnika na miejscu, gdzie najprawdopodobniej znajdowała się mogiła Wacława Lipińskiego.

Pamięć pozostałych zmarłych, spoczywających na terenie dawnego cmentarza upamiętniona została ukraińskim zwyczajem kurhanem, na którym ustawiono z daleka widoczny katolicki krzyż. Grupa czcicieli pamięci Wacława Lipińskiego, której przewodniczy Witalij Kusznir postanowiła też wystąpić z inicjatywą utworzenia w Zaturcach muzeum poświęconego Wacławowi Lipińskiemu i całej rodzinie Lipińskich. W osadzie przetrwał bowiem szczęśliwie dwór Lipińskich, w którym w czasach sowieckich mieściło się biuro gospodarującego w dobrach Lipińskich sowchozu. Budowla ta na początku lat dziewięćdziesiątych była opuszczona i zdewastowana, ale obecnie co przyznaje żyjący jeszcze bratanek Wacława dr Jan Lipiński, zaczyna z wolna przybierać wygląd jego domu rodzinnego.

Inicjatywa stworzenia w Zaturcach muzeum Lipińskich jest z pewnością warta poparcia. Dzięki powstaniu placówki można bowiem żywić nadzieję, że zarówno postać, jak i spuścizna duchowa Wacława Lipińskiego, będąca pomnikiem myśli konserwatywnej pierwszych dziesięcioleci XX wieku, nie zostanie zapomniana. Stosunki polsko- ukraińskie byłyby z pewnością lepsze, gdyby elity ukraińskie czerpały inspiracje z jego dorobku. Konserwatysta z Zaturzec mógłby być patronem polsko- ukraińskiego zbliżenia. Jego postawa udowadnia, że będąc patriotą jakiejś nacji , niekoniecznie trzeba przeciwnika nienawidzić.

Dobrze, że organizatorzy muzeum w Zaturcach postanowili, że powinno ono udokumentować cały wkład rodu Lipińskich nie tylko w rozwój tej miejscowości, ale także w wołyńskie rolnictwo, a zwłaszcza hodowlę roślin. Należący do nich niewielki majątek liczący w sumie 7132 ha, należał do rolniczej awangardy specjalistycznej gospodarstw II Rzeczypospolitej. Jego funkcjonowanie przeczy tezie głoszonej przez ukraińskich historyków, że polskie ziemiaństwo bezlitośnie eksploatowało Wołyń, ciemiężąc ukraiński lud. To dobrze świadczy o mieszkańcach Zaturzec, potwierdzających, ze miejscowość ta ma swoje genius loci. Analizując doświadczenia swoich przodków i współczesnych Wacław Lipiński mógł wysunąć tezę, że do sprawowania władzy uprawnione są tylko elity permanentnie kształtujące się w drodze własnej aktywności intelektualnej oraz ekonomicznej. Jego brat Stanisław – rolnik gospodarujący w rodzinnych Zaturcach po zdobyciu wykształcenia zawodowego na politechnice kijowskiej uzyskał jeszcze stopień doktora filozofii na wydziale filozoficznym uniwersytetu w Lipsku. Dopiero wtedy uznał, że ma kwalifikacje, by zostać producentem chleba. Zasłynął jako hodowca roślin. Jego dziełem było m.in. wytworzenie nowych odmian pszenicy, jak Wołynianka Wczesna, Zaturzecka Biała. W latach wojny wyhodował Stylową i Wygnankę, mającą stanowić roślinną pamiątkę wygnania Polaków z Wołynia. Stanisław Lipiński zajmował się także hodowlą ziemniaków, stając się jednym z najwybitniejszych polskich specjalistów w tej dziedzinie. Osiągnięcia tego ziemianina są tym bardziej godne uznania, że gospodarowanie w Zaturcach zaczynał na gołej ziemi. I wojna światowa obróciła je w perzynę. W “Księdze Pamiątkowej” wydanej na 75-lecie “Gazety Rolniczej” Stanisław Lipiński tak opisuje tą sytuację:” Latem 1915r. cofające się wojska rosyjskie zarządzają ewakuację całej ludności i palą dwór oraz większą część zabudowań folwarcznych. Od czerwca 1916r. po ofensywie Brusiłowa ustala się nowa linia frontu, przechodząca przez terytorium folwarku i zacięte walki pozycyjne odbywają się tu w ciągu prawie dwóch lat aż do zakończenia wojny europejskiej. Pociski armatnie burzą mury spalonego dworu i gorzelni, ginie park i reszta zabudowań. Wszystkie pola pokrywa sieć większych i mniejszych okopów i wszędzie widnieją jeden obok drugiego głębokie leje od wybuchu pocisków.(…)

Dawne Zaturce w okresie wielkiej wojny jakby zupełnie przestały istnieć i dopiero powrót właścicieli w 1918r. zapoczątkowuje nowe życie na zupełnym pustkowiu , gdzie nawet śladów dawnego zasobnego folwarku trudno było odnaleźć. Wieś również była spustoszona, a ludność jej przeniesiona do guberni charkowskiej. Od jesieni 1918r. rozpoczyna się powrót ewakuowanej ludności i powraca też część dawnej służby folwarcznej.(…) Dorobkiem pracy 1918r. był pierwszy budynek mieszkalny , zdobycie 6 lichych koni i trochę krów oraz obsianie dwóch morgów oziminą. W listopadzie 1918r. wycofują się wojska austriackie, które zajmowały zachodni skrawek Wołynia, obalone tez zostają ukraińskie władze hetmańskie i rozpoczyna się zupełna anarchia.(…)W styczniu 1919r. zmuszeni jesteśmy opuścić majątek, a zapoczątkowana praca i remanenta giną. Z wiosną 1920r. uprawiamy kilkanaście morgów pod jarzyny lecz przed żniwami następuje inwazja bolszewicka i wyjeżdżamy na zachód trzema wozami ze służbą i inwentarzem. Po kilkumiesięcznym pobycie w jednym z majątków za Wisłą, w okolicy Opatowa, by jeszcze nadążyć wsiać dwa korce zarobionej pracą koni w Opatowskim “Sandomierki”. Podjeżdżając wówczas do Zaturzec, dostrzegamy z radością, że zbudowany w 1918r. dom i stajnia ocalały”.

W okresie międzywojennym Stanisław Lipiński systematycznie rozwijał swój majątek wzbogacając go m.in. o tartak, gorzelnie i cały szereg obiektów gospodarczych w tym spichlerz, oborę dla krów, stajnię, stodołę oraz czworak i trzy domy mieszkalne dla służby. W latach 1928/29 Stanisław Lipiński odbudował też zniszczony dwór. Wspomagał również znacząco odbudowę kościoła, mocno zrujnowanego w czasie I wojny światowej. Przypominają zresztą o tym ufundowane przez Jana Lipińskiego z rodziną w odzyskanej przez wiernych świątyni memoriałowe tablice. Na początku lat dziewięćdziesiątych w Zaturcach odrodziła się bowiem zlikwidowana w latach czterdziestych minionego wieku parafia.

Tuż przed wybuchem II wojny światowej parafia w Zaturcach liczyła 1775 wiernych, zamieszkujących w 17 miejscowościach. Nie była to zwykła parafia. Wyróżniała się starożytną historią sięgająca początku XVII w. i fundatorami, wśród których był m.in. kasztelan i miecznik wołyński. Zdaniem jednego z ukraińskich historyków jej świątynię zbudowano w miejscu, w którym kiedyś znajdowała się cerkiew prawosławna, ale to tylko hipoteza. Aż do kasaty zakonów przez władze carskie, kościół nie pełnił też parafialnej funkcji. Był przyklasztorną świątynią augustianów i lokalnym ośrodkiem kultu maryjnego. Znajdował się w nim uznawany za Cudowny Obraz Matki Bożej Pocieszenia pochodzący z końca XVII w.

Dzięki zorganizowanej w majątku Lipińskich samoobronie, UPA nie odważyło się formalnie zaatakować Zaturzec i wymordować jego mieszkańców, jak stało się to w sąsiednim Kisielinie w lipcu 1943r. , gdzie Ukraińcy podobnie jak w Porycku napadali na Kościół w czasie Mszy św.

Jednym z organizatorów samoobrony w Zaturcach i zastępcą jej dowódcy, Adama Peretiatkowicza, był Jan Lipiński, syn Stanisława ostatniego właściciela Zaturzec, który w 1941r. po wkroczeniu na Wołyń Niemców wrócił do rodzinnej wsi. We wrześniu 1939r. jego ojciec nie czekał bowiem na Armię Czerwoną. Wraz z rodziną wyjechał do centralnej Polski. W 1941r. po wkroczeniu Niemców na Wołyń jego syn Jan wrócił do Zaturzec zobaczyć, co się w nich dzieje. Niemcy mianowali go kierownikiem majątku, w którym wcześniej władze sowieckie, doceniając jakość gospodarstwa Lipińskich urządzili centrum sowchozu, do którego włączyli okoliczne majątki. Początkowo pracował sam, a później otrzymał niemieckiego nadzorcę. W 1943r. , gdy na Wołyniu rozpoczęła się fala mordów ,w Zaturcach zorganizowano placówkę samoobrony, w której przed rzeziami chroniło się od 300 do 500 osób z pobliskich wsi. Jan Lipiński jako zastępca komendanta placówki odpowiadał za ich aprowizację. Dzięki samoobronie Polacy z Zaturzec nie zostali wymordowani, choć wielu w okolicznych koloniach padło ofiarą nacjonalistycznego terroru.

W 1945r. większość Polaków mieszkających w Zaturcach wyjechało za Bug, zabierając ze sobą wyposażenie odnowionego przed wojną kościoła. Wielu z nich osiedliło się w Teratynie, niewielkiej miejscowości położonej kilkanaście kilometrów od Hrubieszowa. Cudowny Obraz Matki Bożej Pocieszenia wierni z Zaturzec zdeponowali w kościele parafialnym w Hrubieszowie.

W roku 1946 władze sowieckie zamieniły kościół w Zaturcach na magazyn materiałów budowlanych i skład chemikaliów. Proboszcz parafii ks. Gracjan Rudnicki do końca trwał na posterunku. Wyjechał w ślad za ostatnimi parafianami.

Kościół w Zaturcach zwrócono wiernym dopiero w 1992r. Proboszczem odrodzonej parafii został urodzony w 1965r. w Tomaszowie Lubelskim ks. Marek Gmitrzuk, absolwent Wyższe Seminarium Duchowne w Lublinie. Na Wołyń przybył w roku 1992, zostając administratorem katedry w Łucku, proboszczem w Rożyszczach i Zaturcach, a później także i innych parafii. Z ogromną energią i oddaniem przystąpił do remontu zaturzeckiej świątyni, Dzięki jego wysiłkowi w zdobywaniu funduszy udało się w ciągu dwóch lat przywrócić świątynię do stanu używalności. We wrześniu 1994r. ówczesny sufragan lwowski Marcjan Trofimiak dokonał poświęcenia świątyni. W uroczystości wzięła udział pielgrzymka byłych mieszkańców Zaturzec, żyjących w Teratynie. Ofiarowali odrodzonej świątyni kopię obrazu Matki Bożej Pocieszenia. Podczas koncelebrowanej Mszy św. odbył się też pierwszy w parafii po pięćdziesięciu latach ślub młodej pary, która dzień wcześniej po przygotowaniu przyjęła sakrament chrztu. Fakt ten stanowił niejako zapowiedź odrodzenia się zaturzeckiej wspólnoty. Po nabożeństwie Bp Marcjan Trofimiak w asyście księży uczestniczących w uroczystości poświęcił też tablicę – epitafium Rodziny Lipińskich, ku pamięci ostatnich właścicieli Zaturzec – Marii, zmarłej w 1939r. i Stanisława zmarłego w Sopocie w 1954r., którzy kiedyś przyczynili się do odbudowy świątyni po zniszczeniach, jakie doznała ona po I wojnie światowej.

Dla byłych mieszkańców Zaturzec pierwsza po latach pielgrzymka do rodzinnej miejscowości stanowiła z pewnością duże przeżycie. Miejscowość znacznie zmieniła swój wygląd. Dawny majątek Lipińskich stanowiący serce sowchozu był zdewastowany i rozszabrowany. Wieś robiła przykre wrażenie. Mimo tego na następne uroczystości odpustowe zawsze przyjeżdżała do Zaturzec spora grupa ich dawnych mieszkańców. Wśród nich były też oczywiście kolejne pokolenia rodziny Lipińskich. Proboszcz parafii ks. Marek Gmitrzuk starał się zresztą utrzymywać z nimi stałe kontakty.

Aktualnie po wyjeździe ks. Marka Gmitrzuka na studia do Rzymu obowiązki administratora parafii w Zaturcach objął ks. Bazyli Żyński dojeżdżający do niej z Kiwerc. Czyni to raz w tygodniu w niedzielę. Tutejsza wspólnota jest niewielka i liczy trzydzieści parę osób. Składa się z potomków dawnych mieszkańców Zaturzec, którzy po II wojnie światowej zdecydowali się pozostać w wiosce. Większość z nich to młode małżeństwa z dziećmi. Osoby starsze można policzyć na palcach jednej ręki. Nestorzy uważają się za Polaków. Młodsi deklarują, że są Ukraińcami. Zintegrowali się mocno z miejscowym środowiskiem i nie chcą się z niego wyróżniać poprzez narodowościowe deklaracje. Nie znają już też języka przodków. Ksiądz Bazyli w duszpasterstwie używa więc ukraińskiego.

Gdyby kapłan mieszkał tu na stałe, wspólnota być może szybciej by się rozwijała i była liczniejsza – dywaguje – Zaturce to przecież duża wieś licząca około 2,5 tys. mieszkańców. Osób o katolickich korzeniach z pewnością mieszka w nich więcej. Co najmniej połowa Zaturczan nie jest też związana z żadnym Kościołem czy wyznaniem. Jest więc z pewnością z kim pracować i komu głosić Ewangelię. Na razie jednak osiedlenie się kapłana w Zaturcach jest nierealne. Diecezji brakuje księży. Musimy obsługiwać po dwie parafie. W Zaturcach nie ma też plebani. Zniszczona po wojnie została rozebrana. O zbudowaniu nowej nie ma na razie mowy. W pierwszym rzędzie musimy ratować świątynię. Okazało się bowiem, że jej mury tak nasiąkły różnymi chemikaliami, że do wysokości trzech metrów położony nowy tynk zaczął odpadać. Trzeba go kłaść na nowo, szukając jednocześnie sposobu wywabienia ze ścian szkodliwych substancji. Oczywiście najpierw musimy zlecić fachową ekspertyzę, która da odpowiedź jak to zrobić, a później będziemy szukać zagranicznego sponsora. Dzięki Bogu w zeszłym roku udało nam się wymienić dach świątyni i obecnie nie zagraża jej zaciekanie. Pomogła nam w tym niemiecka fundacja “Kirche in Not”.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply