Kwadratura niewolniczego koła

Rosyjski historyk Jewgienij Anisimow o wewnętrznej istocie samodzierżawia w swoim kraju oraz o jego historycznej ciągłości.

Spadkobiercą jakiej konkretnie tradycji politycznej jest współczesne państwo rosyjskie, rządzone przez Władimira Putina – to państwo, które właśnie jest prawdziwym, namacalnym wcieleniem tego niepojętego, ogromnego „Rosyjskiego Świata”, który wielu przedstawicieli obecnej władzy rosyjskiej uważa (niekoniecznie publicznie) za najlepszy wybór dla naszego kraju [Ukrainy – red.]?

Czym jest długowiekowy rosyjski system władzy samodzierżawia, jeśli rozpatrywać go nie jako „całość”, nie „ogólnie”, nie „jako taki” (choć wszystko to jest potrzebne czytelnikom i politykom) – a konkretnie, wnikliwie wpatrując się we wszystkie szczegóły, za którymi, zdaniem Woltera, ukrywa się Bóg, w straszne losy żywych ludzi (i „swoich”, i „obcych”, nie będących Rosjanami), których rosyjska, moskiewska, a potem sowiecka władza bezlitośnie pozbawiała życia na przełomie w XVI i XVII w.? To pytania wciąż żywe dla współczesnej Ukrainy! Przecież „Rosyjski Świat” – co bardzo ważne – jako zupełnie niezbędny składnik zawiera historyczne dziedzictwo sowiecko-imperialno-carskiej „autokracji”, podczas gdy państwo nie jest organiczne. Dla narodu formą jego swobodnego, demokratycznego życia, a własnością Pana, Wielkiego Rządzącego, w rzeczywistości śmiercionośnym Batem w jego rękach (Bat XXI w. oczywiście powinien być nowoczesny), są rzekomo „odbywające się” wybory prezydenckie, „sądy”, „parlament” itd., ale wszystkie te instytucje stanowią narzędzia mniej lub bardziej zamaskowanej przemocy państwa, instrumenty represji w rękach Wodza.

Wśród rosyjskich historyków są na szczęście uczciwi uczeni, którzy nie tylko wyraźnie dostrzegają ten złowieszczy historyczny związek, ale również otwarcie o nim piszą. Szczególną uwagę warto zwrócić na doktora nauk historycznych z Sankt-Petersburga (jednocześnie wspaniałego pisarza), Jewgienija Wiktorowicza Anisimowa, badacza politycznej historii Rosji XVIII wieku, autora książek „Czasy reform Piotra I”, „Madejowe łoże i bat”, „Rosyjskie tortury. Polityczne śledztwa w Rosji XVIII wieku”. Niestety te prace Anisimowa są mało znane na Ukrainie – gdyby zostały uważnie przeczytane u nas, dałyby naszym myślącym współobywatelom możliwość odtworzenia metod „pracy” katów z czasów Piotra, Anny, Elżbiety, Katarzyny II i środków, wykorzystywanych przez organy NKWD-OGPU-KGB w XX wieku.

Podobieństwa wręcz porażają: śledzenie podejrzanych przez tajnych agentów, czytanie listów, prowokacje, nagłe aresztowania, nierzadko odbywające się pod pretekstem „zaproszenia w odwiedziny” lub „wezwania do służby”, rewizje, zbieranie „dowodów” (osobistych listów, dzienników, książek z notatkami przyszłej ofiary), ujawnianie „wspólników” (działający w różnych czasach śledczy marzyli o odkryciu wielkiego spisku), zastraszanie obwinianego, pozbawianie go godności ludzkiej, przerażające tortury – oto „instrumentarium metod”, stosowanych zarówno w XVIII jak i w XX wieku, za czasów Piotra I i Stalina… Dodajmy, że w XVIII w. torturom mogli podlegać wszyscy „niewolnicy pana” bez wyjątku, aż do następcy tronu (tortury, ale tylko w odniesieniu do dworzan, formalnie zniosła dopiero Katarzyna II w 1762 r., całkowicie były one zniesione przez Aleksandra I w 1801 r., ale czymże były tzw. „praszczęta” [„ściezka zdrowia”] czy biczowanie żołnierzy za czasów Mikołaja I aż do 1856 r., jeśli nie okrutnymi torturami?). Nie trzeba dodawać, że te tradycje rozwijał i Wódz Narodów…

Temat, który porusza w swoich książkach Jewgienij Anisimow, jest więc niezmiernie poważny i aktualny. O tym, o czym on pisze, ukraiński czytelnik powinien wiedzieć. Podajemy (w języku oryginału) fragmenty z książki historyka „Rosyjskie tortury. Polityczne śledztwa w Rosji XVIII wieku” (Sankt-Petersburg, wyd. „Norint”, 2004 r.).

* * *

Pojęcie „przestępstwa politycznego” (państwowego) pojawiło się w rosyjskim życiu nie wcześniej niż w XX w. i z początku nie było uważane za ciężkie przewinienie. Dopiero Ułożenie soborowe cara Aleksego I Michaiłowicza (1649 r.) wyraźnie odróżniało przestępstwa polityczne od innych. Czasy Piotra I były przełomowe pod wieloma względami, w tym również pod względem dochodzenia: nastąpiło wtedy poszerzenie katalogu przestępstw nazywanych państwowymi. Jeszcze w 1713 r. car obwieścił całemu krajowi: „Ogłosić w całym kraju, ażeby nikt nie zasłaniał się niewiedzą, że wszyscy przestępcy i szkodzący interesowi państwa… bez żadnej litości karani będą śmiercią…”. Dziesięć lat później Piotr I podzielił przestępstwa na „partykularne” (prywatne) i państwowe, do których zaliczało się wszystko, co „do szkody państwa przyczynić się może”. W czasach Piotra I za przestępstwo państwowe zaczęto uważać wszystko, co popełniano wbrew prawu. W prawodawstwie pojawił się uogólniony typ „wroga cara i Ojczyzny” – „buntującego się wobec ukazów i obowiązującego prawa”. Spisek na życie i zdrowie władcy (to, co dzisiaj nazywa się zamachem) był uważany za najstraszniejsze przestępstwo. Ponieważ niebezpieczeństwo zabicia monarchy potencjalnie istniało zawsze, a określić na ile jest ono realne można było jedynie poprzez dochodzenie, władze przy najmniejszej sugestii o takim zamiarze aresztowały każdego podejrzanego.

Pojęcie „zdrady” pojawiło się w okresie powstawania Państwa Moskiewskiego, kiedy wszyscy ludzie służący przestali być „wolnymi sługami”, a stali się „suwerennymi chołopami” i zaczęli przysięgać Wielkiemu Księciu Moskiewskiemu, że nie będą przechodzić na służbę do innych właścicieli. Naruszenie takiej przysięgi zaczęto nazywać „zdradą”. Ideologia Państwa Moskiewskiego była oparta w wielu kwestiach na izolacjonizmie, dlatego też każde przekroczenie granicy uważano za zdradę, przestępstwo. Nie było przy tym ważne to, że takie działania nie stanowiły dla kraju ani władzy pana żadnego zagrożenia. Samo przekroczenie granicy było przestępstwem. Zagranicę uważano za „nieczysty”, „przeklęty” obszar, na którym żyli „mahometanie, papiści i lutry, jednakowo niebezpieczni dla jedynego naprawdę chrześcijańskiego państwa – Świętej Rusi”. Dzięki reformom Piotra I społeczeństwo rosyjskie stało się bardziej otwarte, ale paradoks polegał na tym, że nie oznaczało to zniknięcia z rosyjskiego prawa starego pojęcia „zdrady”. Wręcz przeciwnie, było ono rozwijane i uzupełniane. Po pierwsze, zachowano znaczenie zdrady jako przestępstwa, w sensie wojskowo-państwowym rozumiano ją jako przejście na stronę wroga lub wsparcie przeciwnika na wojnie. Po drugie za zdradę uważano zamiar wydostania się spod poddaństwa cara. Zdrada, prowadząca do utraty ziem, była nazywana „wielką zdradą”. Zdrada hetmana Mazepy, który w 1708 r. przeszedł na stronę Szwedów była „wielką zdradą”, ponieważ postanowił on pozbawić rosyjskiego cara ziem na Ukrainie. Jako zdradę traktowano ucieczkę rosyjskiego poddanego za granicę lub niechęć powrotu do Rosji. Pomimo zawrotnych przemian w duchu europeizacji, Rosja za czasów Piotra I okazała się być otwartą tylko „wewnątrz”, szczególnie dla cudzoziemców. Oczywiście, car stale zachęcał swoich poddanych do wyjazdów do Europy na studia, w sprawach handlowych, jednocześnie jednak Rosjanin mógł przebywać za granicą jedynie z woli pana.

… „Bunt” rozumiano nie tylko jako zbrojne wystąpienie albo wezwanie do niego, ale także jako jakikolwiek, nawet bierny sprzeciw wobec władzy, brak zgody na jej działania, „upór”, „samowolę”. Samo słowo „bunt” było zabronione, tak samo jak słowo „zdrada”. Osoba, która wypowiedziała to słowo, była obowiązkowo aresztowana i przesłuchiwana. Bardzo często w wyrokach pojęcie „bunt” sąsiadowało z pojęciami „zgromadzenie” (związek o charakterze przestępczym) i „spisek”. Władza rozpatrywała każde dobrowolne zgromadzenie ludzi jako „związek przestępczy i spisek”, dlatego też bardzo nieprzychylnie odnosiła się do wszelkich zebrań, delegatur i innych działań zbiorowych. Prawo kategorycznie zabraniało również prób organizowania i kierowania do władcy zbiorowych „czołobitnych” próśb, bez względu na ich treść, a „jeżeli kto ma potrzebę bicia czołem, to pozwalamy każdemu w swoich sprawach bić czołem osobno, a nie ogólnie”.

Z AKT ŚLEDCZYCH

Słowa „car”, „pan”, „imperator”, zestawione z imieniem dowolnego poddanego, od razu wywoływały podejrzenia o uzurpację. W roku 1729 w Prikazie Preobrażeńskim [urząd państwowy do spraw przestępstw politycznych] znalazł się Anton Lubuczennikow z Tambowa, który powiedział: „Głupi ten nasz pan – gdybym ja był panem, to bym wszystkich faworytów powywieszał”. Po torturach chłostano go batem i zesłano na Syberię. W 1739 r. pewien tambowski chłop, siedząc w karczmie z kolegami skarżył się na mnogość i bezkarność złodziei oraz morderców, mówiąc: „Teraz złodziei łapią i prowadzą do wojewody, a wojewoda puszcza ich wolno, gdybym ja był carem, wszystkich bym powywieszał”. Te słowa zaprowadziły go do tajnej kancelarii.

W warunkach bezgranicznej tyranii każde słowo wypowiedziane o tej władzy przez poddanego mogło być interpretowane jako „nieprzyzwoite”, „bluźniercze”, obrażające honor pana. W końcu Piotr I postawił wszystko na swoim miejscu: za przestępstwo uważano wszystkie słowa poddanych, w których wyrażają oni wątpliwość w jakiekolwiek zamiary i działania władzy, gdyż „Jego Wysokość jest autokratycznym monarchą, który nikomu na świecie nie musi udzielać odpowiedzi na temat swoich spraw”. Do przestępstwa państwowego można było zaliczyć (i zaliczano) każdą wypowiedź poddanego na temat władcy, każdy osąd, zdanie, wspomnienie, opowieści o panu i jego otoczeniu, nawet jeśli zawierały ogólne znane fakty lub jeśli były całkowicie nieszkodliwymi plotkami lub pogłoskami. Za „nieprzyzwoite słowa” uważano wspomnienia o rządzącym władcy lub nawet o nieżyjących panach, nawet jeśli były one zupełnie neutralne.

Polityczne organy ścigania były zajęte nie tyle prawdziwymi przestępstwami, zagrażającymi państwu, co „walką z długimi językami” w całym tego słowa znaczeniu.

Organy ścigania działały jako brutalna, represyjna siła, dławiąca wszelkie przejawy opozycji, dosłownie wypalając gorącym żelazem obraz działań władzy.

Poddany nie mógł donosić bez ryzyka utraty wolności lub głowy, dlatego tysiące ludzi „informowały”. System wszechobecnego donosicielstwa wydobywał z dna ludzkich dusz wszystko co najgorsze, cały brud. Akta tajnych śledczych świadczą o zepsuciu ludzi przez samo państwo.

Atmosfera w społeczeństwie była przesiąknięta trwałymi plamami donosicielstwa, donosicielem mógł być każdy, każdy bał się każdego.

„Słowo i czyn pana” – takimi słowami donosiciel publicznie obwieszczał o tym, że chce poinformować władze o popełnionym lub planowanym przestępstwie państwowym. To znaczące wyrażenie, które pojawiło się na początku XVII wieku, mówi o szczególnej wadze spraw politycznych. Przestępstwa polityczne naprawdę były „czynem pana”. Tylko car mógł decydować o losie przestępcy, karać go lub darować mu łaskę, kierując się przy tym nie prawem (prawo nie obowiązywało samodzierżcy) i nie konkretną winą danego człowieka, a własnymi względami, podejrzeniami lub kaprysami. Zasada autokracji, sformułowana jeszcze przez Iwana Groźnego – „możemy litować się nad swoimi niewolnikami, ale także możemy ich karać” – obowiązywała i w następnych wiekach.

Wszyscy samodzierżcy XVIII wieku (z wyjątkiem władcy-niemowlęcia Iwana Antonowicza [Iwana IV Romanowa] i młodego Piotra II) osobiście rządzili sprawami tajnych organów ścigania i lubili to zajęcie. W zasadzie żadna sprawa polityczna nie powinna była omijać władcy. Jednakże praktycznie rozpatrywać wszystkich spraw car osobiście nie mógł, dlatego też zlecał przeprowadzenie dochodzenia swoim zaufanym ludziom. Tak było w całym XVIII wieku: polityczne organy śledcze – Prikaz Preobrażeński (1690-1729), Tajna Kancelaria (1718-1726, 1731-1762), Tajna Ekspedycja (1762-1801) działały pod pełną kontrolą władcy, wykonując jego rozkazy dotyczące dochodzenia w sprawach przestępstw politycznych. „Ważne” sprawy kierujący dochodzeniem przekazywali carowi, „nieważne” rozpatrywała sama instytucja.

Śledztwo było nie tylko ważną sprawą państwową – było również sprawą tajną. Stąd wzięły swoje nazwy organy śledcze: Tajna Kancelaria, Tajna Ekspedycja. „Tajnym”, „sekretnym” było to, co mógł wiedzieć jedynie car i kierujący dochodzeniem. „Tajne” zawsze należy do wyższego. Poddany, przeciwnie, nie powinien mieć żadnych tajemnic. Tajemnice poddanego mogą być jedynie ciemne i podejrzane. Ludzie zbierający się po nocach, choćby z tego powodu, wywoływali podejrzenia władzy i wydawali się niebezpieczni.

Z AKT ŚLEDCZYCH

W 1698 r. prowadzono sprawę pewnej ziemianki i jej poddanego, wyrażających się o carze: „Bez tego on i żyć nie może, aby w któryś dzień krwi nie pić”. Na potwierdzenie tej myśli ziemiankę i jej chłopa ukarano śmiercią.

* * *

Wyjątkowość pracy Jewgienija Anisimowa wyraża się w uogólnieniach. W książce „Rosyjskie tortury” uwagę przyciągają nie tyle opisy „technologii” męczarni, które stosowano na nieszczęsnych więźniach rosyjskiej autokracji (chociaż w książce znajdują się odpowiednie rozdziały), co właśnie podejście analityczne, próba sporządzenia metodycznego, przemyślanego, systemowego obrazu (do tego sporządzonego za pomocą dokładnego pod wzglądem naukowym, a przy tym precyzyjnego języka – autor przestudiował setki i tysiące materiałów śledczych z omawianego okresu) wewnętrznej, nie tylko politycznej, ale także i psychologicznej machiny państwa tyranii, bez wychodzenia poza przedziały chronologii XVIII w. (w przybliżeniu lata 1697-1796) i ustalonego tematu.

Co ciekawe, im wnikliwiej czytelnik będzie zapoznawał się z faktami, przedstawionymi w książce Anisimowa, tym więcej analogii z okrutnymi wydarzeniami lat 20. i 50. minionego wieku i tymi bliższymi nam czasowo zdoła dostrzec…

Igor Siundiukow, “Dień”

Tłumaczenie: Magdalena Michalska-Kaim

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply