Egzekucja dwóch przypuszczalnych zamachowców w Mińsku ujawnia bezprawie białoruskiego sądownictwa. Obydwaj mężczyźni zostali skazani na podstawie wymuszonych zeznań.

W połowie marca Ljubow Kowaljowa przeżyła najcięższy tydzień w swoim życiu. W sobotę, 10 marca, otrzymała wiadomość, iż następnego dnia ma pozwolenie na odwiedziny w więzieniu swojego syna Wladislawa Kowaljowa. Była zaskoczona. Jej wniosek na comiesięczne odwiedziny, które jej przysługiwały, został jeszcze w lutym odrzucony. W niedzielę poszła do osławionego więzienia tajnej służby w stolicy Białorusi, Mińsku.

Jak zawsze widziała tam syna przez szybę. Po obydwu stronach stali policjanci, matka i syn rozmawiali przez linię telefoniczną. “Nie mogliśmy rozmawiać o jego przypadku, tylko o tym, co się dzieje w domu“, mówi Kowaljowa. W listopadzie 2011 białoruski sąd skazał Wladislawa Kowaljowa i Dmitri Konowalowa na karę śmierci, ponieważ rzekomo podłożyli bombę w kwietniu 2011 w metrze w Mińsku.

Podczas ataku zginęło 15 ludzi, 200 zostało rannych. Kiedy Ljubow Kowaljowa widziała swojego syna 11 marca nie myślała, iż nigdy go już więcej nie zobaczy. „Jeszcze w lutym Wlad ze swoim adwokatem studiował akta ze swoim przypadkiem. Adwokat jeszcze raz złożył skargę do Sądu Najwyższego“.

Łukaszenko odmawia ułaskawienia

Nikt nie sądził, iż wyrok będzie tak szybko wykonany. W następnym tygodniu Kowaljow miał ustalone spotkania ze swoim adwokatem – jednak ani w środę, ani w czwartek nie został jego obrońca wpuszczony do więzienia.

14 marca przyszła wiadomość, iż białoruski prezydent Aleksander Łukaszenko wzbrania się ułaskawić Kowaljowa. W czwartek Ljubow Kowaljowa stała znowu przed drzwiami więzienia tajnej służby. Zostało jej przekazane, iż jej syn został przetransportowany do innego więzienia – do jakiego i dlaczego, nie dowiedziała się. Nie jest wykluczone, iż wtedy już nie żył.

W sobotę, 17 marca, Ljubow Kowaljowa otrzymała list z Sądu Najwyższego. Pismo datowane było na 16 marca. W piśmie napisano, iż Kowaljowa może odebrać akt zgonu jej syna w Urzędzie Stanu Cywilnego w Witebsku.

„Jak za czasów terroru stalinowskiego“

„Jest jak w roku 1937, w czasach terroru stalinowskiego“ – mówi Kowaljowa. „Rodzina nie miała pojęcia, kiedy wykonywano karę śmierci“. Ona nawet nie wie, gdzie pochowano jej syna. Prosiła prezydenta Łukaszenkę przynajmniej o wydanie ciała syna – i nie otrzymała nawet odpowiedzi.

Cały rok walczyła Ljubow Kowaljowa, kobieta o krótkich włosach, szczupłej szyi i cichym głosie, o swojego syna. Kiedy został uwięziony w kwietniu ostatniego roku, spotkała śledczego.

„Powiedział do mnie, że powinnam żyć nadal moim życiem, iż mam jeszcze rodzinę, córkę. Odebrałam jego słowa jako groźbę, która mnie ostatecznie popchnęła do działania“. W pierwszej kolejności znalazła obrońcę dla swego syna. Już samo powiązanie z takim przypadkiem może kosztować adwokata jego licencję na Białorusi.

„Im zawsze towarzyszy tajna służba“

Ponadto Kowaljowa próbowała się skontaktować z rodziną innego oskarżonego Dmitri Konowalowa. Obydwaj młodzi mężczyzni znali się ze szkoły. Również starszy brat Dmitriego i jego ojciec zostali ujęci jako prawdopodobni współsprawcy, ale później zwolnieni po tygodniach spędzonych w więzieniu.

Od tego czasu rodzina nie rozmawia z reporterami. „Im zawsze towarzyszy tajna służba. Człowiek nie jest w stanie się z nimi skontaktować“, mówi Kowaljowa.

Zeznanie cofnięte w drugim dniu

Dwa dni po ataku terrorystycznym w Mińsku w kwietniu 2011 Łukaszenko oznajmił, że sprawcy zostali ujęci i że nawet przyznali się do winy. Kowaljow i Konowalow rzeczywiście się przyznali.

Mieliby udział nie tylko w ataku terrorystycznym w metrze w Mińsku, ale również w trzech innych niewyjaśnionych atakach: eksplozji w Mińsku w roku 2008 i dwóch innych w Witebsku w roku 2005. W sprawie Witebska były już trzy inne przyznania się do winy, które później wszystkie cofnięto.

Proces przeciwko obydwu oskarżonym rozpoczął się we wrześniu 2011. Już w drugim dniu procesu swoje zeznania wycofał Wladislaw Kowaljow, jego wypowiedzi nastąpiły pod wpływem nacisku. W listopadzie wypowiedział się w sądzie, że podczas przesłuchań słyszał krzyki Konowalowa. Jak śledczy jego traktowali, nie opowiedział.

Rzekomo opętani wybuchami od dzieciństwa

„Podczas moich odwiedzin unikałam tematu dotyczących warunków w więzieniu, aby nie dać okazji do znęcania się nad moim synem“, mówi Kowaljowa. „Raz próbował coś opowiedzieć swojemu adwokatowi, i został po tym od razu ukarany“.

Prokuratura prezentowała sądowi historię o dwóch młodych mężczyznach, którzy rzekomo od dziecka byli opętani wybuchami. Jako dowód służyły anegdoty, że obydwaj młodzi mężczyzni jako uczniowie chętnie odpalali petardy.

„Jednostronny proces“

Ale przede wszystkim oskarżenie opierało się na spornych zeznaniach. Oprócz tego miała kamera w metrze pokazywać Konowalowa z teczką, w której się rzekomo znajdowała bomba. Rzeczoznawcy wypowiedzieli się, iż zarówno na ubraniu, jak i na skórze Konowalowa nie znaleźli śladów ładunków wybuchowych.

„To był jednostronny proces. Sąd przyjął do wiadomości tylko argumenty prokuratury. I w wyroku zostały wszystkie wypowiedzi rzeczoznawców zamazane“, mówi Ljubow Kowaljowa. Krótko po oznajmieniu wyroku wszystkie dowody wraz z ubraniem Konowalowa zniknęły.

„Szybki wyrok śmierci był zapewnie zemstą“

Na końcu wszystkie wysyłki Kowaljowej były nadaremne: w styczniu wyjechała nawet do Brukseli i Strasburga, aby przed Radą Europy i Europejskim Parlamentem opowiedzieć o swoim przypadku. „Miałam nadzieję, iż nasz prezydent ugnie się przed Europą. Jednak on uważał to prawdopodobnie za złe. I szybki wyrok śmierci był zapewnie zemstą za to, że mówiłam za granicą o niesprawiedliwości na Białorusi.

Rzeczywiście wyrok śmierci został szybko wykonany nawet jak na białoruskie warunki, zazwyczaj mija rok do dwóch lat. „Ten przypadek rozbudził na nowo debatę na Białorusi o karze śmierci – ludzie widzą tutaj, że każdy może stać się ofiarą“, mówi Andrej Poluda z Centrum Obrony Praw Człowieka „Wesna“ („Wiosna“),

Coraz częściej zdarza się, że matki chcą odwiedzać swoich synów w więzieniu – w zamian za to otrzymują akt zgonu, gdzie w rubryce „Przyczyna śmierci“ można znaleźć tylko czarną grubą kreskę.

Julia Smirnova

„Welt Online” (www.welt.de) z dnia 27.03.2012.

Tłumaczenie: Katarzyna Isztok, red. twg

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply