Konflikt Indii i Chin zażegnany tylko na chwilę

Wojny Indii z Chinami na razie nie nie będzie. Dyplomaci porozumieli się w sprawie wycofania wojsk ze spornego terytorium. Nie oznacza to jednak, że oba kraje doszły do porozumienia i rozwiązały konflikt. Starcie zostało tylko odroczone.

Według Delhi Pekin poszedł na kompromis, bo premier Indii Narendra Modi zagroził, że nie przyjedzie na zbliżający się szczyt BRICS jeżeli wojska chińskie się nie wycofają z zajętego w Himalajach terytorium, które według Indii należy do jego sojusznika Bhutanu. Zdaniem obserwatorów obie strony odroczyły tylko starcie. Wycofanie wojsk na pierwotne pozycje wykorzystają do przegrupowania wojsk i przygotowania planu operacyjnego przyszłego konfliktu, który może zacząć się jeszcze we wrześniu.

Obie strony nie spuszczają z tonu, chociaż podjęto pewne działania na rzecz tego, by nie doszło do przypadkowego wybuchu. Liczba żołnierzy po każdej ze stron zmniejszyła się do około trzystu. Przestali stać na odległość ramienia, ale oddalili się na dystans 150 m. Jednocześnie jednak chińskie media rządowe ostrzegły Indie, że jeżeli się nie opamiętają, to może je czekać los gorszy niż porażka w krótkiej wojnie granicznej w 1962 roku. Symptomatyczne dla tego rodzaju komunikatów było stanowisko „China Daily”, oficjalnego dziennika, reprezentującego stanowisko Pekinu. W komentarzu na jego łamach podkreślono, że Chiny: „nie są w nastroju do walki”, ale „jeśli dobre maniery nie wystarczą, może się okazać, że trzeba ponownie przemyśleć to stanowisko. Czasem uderzenie w głowę może podziałać lepiej niż tysiąc argumentów, by ocucić marzyciela”.

Wypowiedzi chińskich wojskowych były jeszcze mniej dyplomatyczne. Szef Centrum Współpracy Międzynarodowej w Zakresie Bezpieczeństwa Ministerstwa Obrony Chin, starszy pułkownik Zhou Bo, wprost zwrócił się do hinduskich partnerów: „jesteście na terytorium Chin i jeśli nie chcecie wojny, powinniście wycofać się z naszego terytorium”. Odrzucił także chińskie sugestie, że płaskowyż Doklam jest spornym terytorium. Zhou Bo oświadczył również, że „Bhutan uczestniczył w 24 rundach rozmów i nigdy nie kwestionował faktu, że to chińskie terytorium”.

Dla Chin stanowisko Indii jest nie do przyjęcia. Od 1949 roku, kiedy Wielka Brytania przekazała swoje uprawnienia wobec Bhutanu niepodległym Indiom, roszczą sobie one prawo do kierowania polityką zagraniczną tej małej monarchii. Choć Bhutan stara się uniezależnić od Indii to traktatu indyjsko-bhutańskiego nie wypowiedział. Zgodnie z nim Indie odpowiadają również za obronę Bhutanu. Zdaniem Delhi w sprawie płaskowyżu Pekin może rozmawiać tylko z nim.

Komunikat chińskiego MSZ nie jest optymistyczny. Nie jest sformułowany w dyplomatycznym tonie. Sekretarz prasowy chińskiego MSZ Hua Czunin oświadczyła, że: „cieszy się, że może poinformować, że indyjskie wojska, które bezprawnie naruszyły granicę Chin wycofały się na swoje terytorium. Chińskie wojska nadal patrolują swoją stronę granicy. W zależności od rozwoju sytuacji Chiny mogą wnieść niezbędne korekty w rozmieszczeniu wojsk”.

ZOBACZ TAKŻE: Indie i Pakistan w jednej organizacji

Gazeta wychodząca w Hongkongu „South China Morning Post” oskarżyła również Indie o aktywne przygotowywanie się do konfliktu. Miały one budować bunkry, nowe stanowiska karabinów maszynowych i prowadzić ćwiczenia żołnierzy dwa razy dziennie.

Większość obserwatorów jest zdania, że Pekin zgodził się na wzajemne wycofanie wojsk, gdy indyjski premier zagroził, że nie pojawi się na następnym szczycie BRICS w Sjamenie. Dla obecnego przewodniczącego Chin Xi Jinpinga byłby to poważny policzek. W końcu października br. w Chinach odbędzie się kolejny zjazd Komunistycznej Partii Chin. Na nim jej obecny lider i zarazem przewodniczący Chin ma przedstawić wszystkie sukcesy w wewnętrznej i zagranicznej polityce. Konflikt, czy chociażby nagłośniony spór z Indiami, jest mu obecnie wyjątkowo nie na rękę. Jest publiczną tajemnicą, że Pekin prosił Moskwę, która ma z Indiami tradycyjnie dobre stosunki, by skłoniła je do ustępstw, ale nie przyniosło to sukcesu. Delhi nie zwróciło się też do Moskwy z prośbą o mediację. Może to świadczyć o tym, że Indie celowo wybrały moment do kontrakcji, żeby zawęzić Chinom pole manewru.

Komentując obecne położenie, szef sztabu indyjskiej armii Bipin Rawat bagatelizował całą sytuację. Oświadczył, że starcia między wojskami obu stron zdarzały się już wcześniej i nie doprowadziło to do rozpadu wzajemnych stosunków. Rawat dodał: „Nasze granice w tym rejonie nie zostały wyznaczone. Każda strona zajmuje swoją pozycję. Chińczycy mówią, tu jest nasza granica. My mówimy, nasza granica jest tutaj. Obie strony patrolują granicę według własnego uznania. Przy takim systemie starcia są nieuniknione”. Generał wezwał przy tym, żeby nie dramatyzować całej sytuacji. Nadmienił, że u każdej ze stron są kanały dla uzgodnienia interesów i rozwiązywania podobnych sytuacji.

W opinii wiceprezydenta indyjskiego centrum Observer Research Foundation Samira Sarana między Chinami i Indiami jest wiele współzależności i powodów do unikania konfrontacji. Obie strony zależą od siebie z ekonomicznego punktu widzenia. Mają wiele wspólnych interesów, zależy im także na tym, aby uznawano ich na arenie międzynarodowej za poważnych graczy.

Czy jednak Pekin i Delhi dogadają się po szczycie BRICS, nie wiadomo. Na granicy chińsko-indyjskiej każde rozwiązanie jest możliwe.

Marek A. Koprowski

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply