Od poniedziałku został zawieszony strajk polskich uczniów na Litwie, protestujących przeciwko dyskryminacyjnym zapisom ustawy o oświacie. Ma to być efekt niespodziewanej wizyty premiera Donalda Tuska i jego rozmów z premierem Republiki Litewskiej Andriusem Kubiliusem.

Jak podają media, podczas spotkania szefów obu rządów ustalono, że powstanie polsko-litewska grupa robocza ds. oświaty, która ma przygotować wspólną „rekomendację” w kwestiach dotyczących problemów polskiego szkolnictwa. Ma to być wielki sukces polskiego premiera, ale czy taki jest istotnie?

Należy zwrócić uwagę na kilka faktów. Polski premier pojawił się na Litwie dopiero wtedy, gdy Polacy mieszkający w tym kraju wyszli z protestem na ulice Wilna i ogłosili strajk w polskich szkołach. A gdzie był Tusk, gdy prowadzono prace nad tą drakońską ustawą w litewskim Sejmie? Co zrobił, gdy wówczas przedstawiciele polskiej mniejszości słali do Warszawy dramatyczne apele o pomoc i wsparcie? Dlaczego wtedy nie reagował z podobnymi pozorami stanowczości? Przypomnę, że MSZ ograniczyło się do przesłania negatywnego stanowiska w sprawie ustawy oświatowej i na tym nasza pomoc rządowa się zakończyła.

Litwini doskonale wiedzą, że w Polsce jest kampania wyborcza i polski rząd musi zachować przynajmniej pozory zainteresowania strajkiem Polaków na Litwie. Polski rząd ma z kolei świadomość, że strajk oświatowy polskich rodziców i dzieci jest bardzo nie na rękę Litwinom, gdyż nagłaśniany przez media psuje obraz Litwy w świecie jako państwa opiekującego się mniejszościami. Co zatem najłatwiej zrobić, aby każda ze stron zachowała twarz, nie robiąc nic konkretnego? Najłatwiej powołać wspólny zespół, który będzie obradował, dyskutował i ustalał wspólną „rekomendację”. To oczywiście musiało skutkować „zawieszeniem” strajku, co obie strony – litewska i polska – mogą uznać za chwilowy sukces.

Problem polega na tym, że w relacjach polsko-litewskich powołano już dziesiątki podobnych mieszanych zespołów, które prawie nigdy nie doszły do żadnego konsensusu ze względu na różne postrzeganie rzeczywistości. Otóż Polacy twierdzą, że jest problem, a Litwini wychodzą z założenia, że nie ma żadnego problemu i nie wiadomo o co chodzi tym Polakom, którzy przecież mają tak świetnie na Litwie. Uczestniczyłem w podobnych ciałach, dyskusjach i naradach polsko-litewskich, i wiem, że Litwini uważają, iż nie ma żadnej dyskryminacji polskiej mniejszości na Litwie. Jeśli ktoś wsłuchał się w wypowiedź premiera Kubiliusa przy okazji spotkania z premierem Tuskiem, to pobrzmiewały właśnie te nuty. Premier Litwy przekonywał, że rząd litewski dba o polską mniejszość, a polska oświata w tym kraju ma się świetnie. „Staramy się zapewnić wszystkim dzieciom możliwość dobrej nauki języka ojczystego” – zapewniał Kubilius, który nie przyznał, że ustawa jest dyskryminująca, tylko powiedział, że „to jest opinia przedstawicieli polskiej mniejszości na Litwie”.

Należy też zadać pytanie, co tak naprawdę może osiągnąć taka grupa robocza? Jest mało prawdopodobne, by wspólna „rekomendacja” stwierdziła jednoznacznie, że trzeba zmienić ustawę oświatową i wprowadzić zapisy bardziej korzystne dla polskiej mniejszości, skoro Litwini uważają, że nie ma tego problemu. Jeśli nawet w takiej „rekomendacji” znalazłby się taki postulat, to pamiętajmy, że jest to ciało międzyrządowe, a nie komisja Sejmu litewskiego. Już wielokrotnie rząd litewski coś obiecywał Polakom, jak choćby zmianę zasad pisowni nazwisk mniejszości, a później Sejm litewski niweczył zapowiedzi rządu. I przedstawiciele rządu litewskiego bezradnie rozkładali ręce. Twierdzili, że chcieli dobrze, ale Sejm zrobił inaczej. Jaką mamy gwarancję, że teraz nie będzie tak samo, jak wcześniej bywało? Nie ma żadnej pewności nie tylko co do tego, że wspólny zespół osiągnie konsensus i wyda wspólne stanowisko korzystne dla polskiej mniejszości, ale także, że litewscy posłowie zastosują się do tej „rekomendacji” i zmienią ustawę o oświacie. Myślę, że znów Litwini postawią na swoim i nic konkretnego nie zrobią.

Obawiają się tego przedstawiciele polskiej mniejszości, dlatego nie odwołali strajku, a jedynie go „zawiesili”. Dla polskiego rządu jest ważne, aby to „zawieszenie” strajku utrzymało się do wyborów i wrażenie sukcesu tuskowej dyplomacji nie zostało zaprzepaszczone.

Przypomnijmy, że uchwalona w marcu br. ustawa o oświacie zakładała m.in., że w szkołach z polskim językiem nauczania na Litwie wprowadzone zostanie obowiązkowe nauczanie niektórych przedmiotów w języku państwowym (historia i geografia Litwy, wiedza o społeczeństwie i wychowanie patriotyczne), a liczba przedmiotów nauczanych w języku litewskim będzie wzrastała w starszych klasach. Skreślono też ostatecznie egzamin z języka polskiego z listy egzaminów obowiązkowych dla szkół z polskim językiem nauczania, a także zlikwidowano egzamin z języka polskiego na małej maturze (po ukończeniu szkoły podstawowej). Ustawa zakłada również ujednolicenie egzaminu maturalnego z języka litewskiego dla uczniów ze szkół polskich i litewskich od 2013 r., co stawia w uprzywilejowanej pozycji uczniów szkół litewskich.

W ramach reformy postanowiono przeprowadzić tzw. optymalizację sieci placówek oświatowych. Wprowadzono zasadę pierwszeństwa w zachowaniu i utrzymaniu szkoły średniej z językiem litewskim w miejscowościach wiejskich, gdzie wystąpi zjawisko zmniejszenia się liczby uczniów (brak kompletów klas) i trzeba będzie którąś szkołę zamknąć. Zgodnie z nową ustawą o oświacie jeśli nawet dzieci polskie będą tłumnie uczęszczały do polskiej szkoły, a w pobliskiej szkole litewskiej będzie brakowało dzieci, zlikwidowana zostanie szkoła polska, a zachowana szkoła z państwowym językiem nauczania. W konsekwencji dzieci ze zlikwidowanej szkoły polskiej trafią przymusowo do szkoły z litewskim językiem nauczania, a zatem będzie pogłębiał się proces ich lituanizacji.

Jak podają media, podczas spotkania szefów obu rządów ustalono, że powstanie polsko-litewska grupa robocza ds. oświaty, która ma przygotować wspólną „rekomendację” w kwestiach dotyczących problemów polskiego szkolnictwa. Ma to być wielki sukces polskiego premiera, ale czy taki jest istotnie?

Należy zwrócić uwagę na kilka faktów. Polski premier pojawił się na Litwie dopiero wtedy, gdy Polacy mieszkający w tym kraju wyszli z protestem na ulice Wilna i ogłosili strajk w polskich szkołach. A gdzie był Tusk, gdy prowadzono prace nad tą drakońską ustawą w litewskim Sejmie? Co zrobił, gdy wówczas przedstawiciele polskiej mniejszości słali do Warszawy dramatyczne apele o pomoc i wsparcie? Dlaczego wtedy nie reagował z podobnymi pozorami stanowczości? Przypomnę, że MSZ ograniczyło się do przesłania negatywnego stanowiska w sprawie ustawy oświatowej i na tym nasza pomoc rządowa się zakończyła.

Litwini doskonale wiedzą, że w Polsce jest kampania wyborcza i polski rząd musi zachować przynajmniej pozory zainteresowania strajkiem Polaków na Litwie. Polski rząd ma z kolei świadomość, że strajk oświatowy polskich rodziców i dzieci jest bardzo nie na rękę Litwinom, gdyż nagłaśniany przez media psuje obraz Litwy w świecie jako państwa opiekującego się mniejszościami. Co zatem najłatwiej zrobić, aby każda ze stron zachowała twarz, nie robiąc nic konkretnego? Najłatwiej powołać wspólny zespół, który będzie obradował, dyskutował i ustalał wspólną „rekomendację”. To oczywiście musiało skutkować „zawieszeniem” strajku, co obie strony – litewska i polska – mogą uznać za chwilowy sukces.

Problem polega na tym, że w relacjach polsko-litewskich powołano już dziesiątki podobnych mieszanych zespołów, które prawie nigdy nie doszły do żadnego konsensusu ze względu na różne postrzeganie rzeczywistości. Otóż Polacy twierdzą, że jest problem, a Litwini wychodzą z założenia, że nie ma żadnego problemu i nie wiadomo o co chodzi tym Polakom, którzy przecież mają tak świetnie na Litwie. Uczestniczyłem w podobnych ciałach, dyskusjach i naradach polsko-litewskich, i wiem, że Litwini uważają, iż nie ma żadnej dyskryminacji polskiej mniejszości na Litwie. Jeśli ktoś wsłuchał się w wypowiedź premiera Kubiliusa przy okazji spotkania z premierem Tuskiem, to pobrzmiewały właśnie te nuty. Premier Litwy przekonywał, że rząd litewski dba o polską mniejszość, a polska oświata w tym kraju ma się świetnie. „Staramy się zapewnić wszystkim dzieciom możliwość dobrej nauki języka ojczystego” – zapewniał Kubilius, który nie przyznał, że ustawa jest dyskryminująca, tylko powiedział, że „to jest opinia przedstawicieli polskiej mniejszości na Litwie”.

Należy też zadać pytanie, co tak naprawdę może osiągnąć taka grupa robocza? Jest mało prawdopodobne, by wspólna „rekomendacja” stwierdziła jednoznacznie, że trzeba zmienić ustawę oświatową i wprowadzić zapisy bardziej korzystne dla polskiej mniejszości, skoro Litwini uważają, że nie ma tego problemu. Jeśli nawet w takiej „rekomendacji” znalazłby się taki postulat, to pamiętajmy, że jest to ciało międzyrządowe, a nie komisja Sejmu litewskiego. Już wielokrotnie rząd litewski coś obiecywał Polakom, jak choćby zmianę zasad pisowni nazwisk mniejszości, a później Sejm litewski niweczył zapowiedzi rządu. I przedstawiciele rządu litewskiego bezradnie rozkładali ręce. Twierdzili, że chcieli dobrze, ale Sejm zrobił inaczej. Jaką mamy gwarancję, że teraz nie będzie tak samo, jak wcześniej bywało? Nie ma żadnej pewności nie tylko co do tego, że wspólny zespół osiągnie konsensus i wyda wspólne stanowisko korzystne dla polskiej mniejszości, ale także, że litewscy posłowie zastosują się do tej „rekomendacji” i zmienią ustawę o oświacie. Myślę, że znów Litwini postawią na swoim i nic konkretnego nie zrobią.

Obawiają się tego przedstawiciele polskiej mniejszości, dlatego nie odwołali strajku, a jedynie go „zawiesili”. Dla polskiego rządu jest ważne, aby to „zawieszenie” strajku utrzymało się do wyborów i wrażenie sukcesu tuskowej dyplomacji nie zostało zaprzepaszczone.

Przypomnijmy, że uchwalona w marcu br. ustawa o oświacie zakładała m.in., że w szkołach z polskim językiem nauczania na Litwie wprowadzone zostanie obowiązkowe nauczanie niektórych przedmiotów w języku państwowym (historia i geografia Litwy, wiedza o społeczeństwie i wychowanie patriotyczne), a liczba przedmiotów nauczanych w języku litewskim będzie wzrastała w starszych klasach. Skreślono też ostatecznie egzamin z języka polskiego z listy egzaminów obowiązkowych dla szkół z polskim językiem nauczania, a także zlikwidowano egzamin z języka polskiego na małej maturze (po ukończeniu szkoły podstawowej). Ustawa zakłada również ujednolicenie egzaminu maturalnego z języka litewskiego dla uczniów ze szkół polskich i litewskich od 2013 r., co stawia w uprzywilejowanej pozycji uczniów szkół litewskich.

W ramach reformy postanowiono przeprowadzić tzw. optymalizację sieci placówek oświatowych. Wprowadzono zasadę pierwszeństwa w zachowaniu i utrzymaniu szkoły średniej z językiem litewskim w miejscowościach wiejskich, gdzie wystąpi zjawisko zmniejszenia się liczby uczniów (brak kompletów klas) i trzeba będzie którąś szkołę zamknąć. Zgodnie z nową ustawą o oświacie jeśli nawet dzieci polskie będą tłumnie uczęszczały do polskiej szkoły, a w pobliskiej szkole litewskiej będzie brakowało dzieci, zlikwidowana zostanie szkoła polska, a zachowana szkoła z państwowym językiem nauczania. W konsekwencji dzieci ze zlikwidowanej szkoły polskiej trafią przymusowo do szkoły z litewskim językiem nauczania, a zatem będzie pogłębiał się proces ich lituanizacji.

Artur Górski

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply