Utrudniać życie tym, którzy ośmielili się krytykować decyzje władz we Wspólnocie Niepodległych Państw zdecydowano jeszcze na długo przed rozpoczęciem “Arabskiej Wiosny”, która napędziła strachu dzisiejszym feudałom.

Ponowne wpisanie do rosyjskiego Kodeksu Karnego artykułu o zniesławieniu, przewidującego gigantyczne kary pieniężne, daje podstawę do nazwania Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, w której skład wchodzi Federacja Rosyjska, związkiem państw policyjnych. W końcu decyzja by zamknąć usta „internetowym pismakom” wydaje się być jedyną obowiązującą umową członków tego sojuszu.

Niższa izba parlamentu rosyjskiego w ostatnim dniu wiosennej sesji przyjęła w pierwszym i trzecim –końcowym – czytaniu ponowne wpisanie do Kodeksu Karnego Federacji Rosyjskiej artykułu o zniesławieniu, rozumianym jako „poniżenie czci i godności innej osoby, wyrażone w nieprzyzwoitej formie”. Odtąd za tego typu przestępstwa przewidywane są kary grzywny w wysokości do 5 mln rubli.

W związku z tym społeczność internetowa bije na alarm, uważając że podstawowym celem tych zmian jest ograniczenie wolności słowa w rosyjskim Internecie. Jednak zamknąć usta „internetowym pismakom” w Rosji postanowiono prawie w tym samym czasie co w innych państwach członkowskich OUBZ.

Utrudniać życie tym, którzy ośmielili się krytykować decyzje władz we Wspólnocie Niepodległych Państw zdecydowano jeszcze przed rozpoczęciem „arabskiej wiosny”, która napędziła strachu dzisiejszym feudałom. Prawdą jest, że towarzysze długo przygotowywali się do przyjęcia zmian i na początku ich praca polegała na wygłaszaniu płomiennych przemów dot. konieczności walki z terroryzmem, pornografią, handlem ludźmi i narkotykami.

21 grudnia 2010 roku przewodniczący Rady Federacji Sergiej Mironow zaproponował by dla formowania systemu bezpieczeństwa informacji w OUBZ ujednolicić prawo państw członkowskich. Jednak za początek tego procesu „ujednolicenia”, najprawdopodobniej należy przyjąć datę 20 grudnia 2011 roku, kiedy to liderzy państw OUBZ przedyskutowali „kwestie optymalizacji bezpieczeństwa informacji” na Kremlu. Stało się to w czasie przeniesienia przewodnictwa OUBZ z Białorusi do Kazachstanu.

DoświadczeniaBiałorusi

A Mińsk mógł się podzielić doświadczeniem: 2011 rok stał się dla Aleksandra Łukaszenki czasem ciężkiej próby. Pomimo że począwszy od 2010 roku dostawcy Internetu mają obowiązek identyfikować urządzenia abonenckie użytkowników, a właściciele kawiarenek internetowych – identyfikować swoich klientów, wiosną i latem kryzys gospodarczy umiejętnie wykorzystali organizatorzy flash mobów w sieci.

Kilka miesięcy później Łukaszenka przyznał, że tak zwaną „rewolucję poprzez serwisy społecznościowe” udało się zażegnać dzięki pomocy młodych lojalnych hakerów – to oni razem ze służbami specjalnymi blokowali działania rebelianckich grup i tworzyli alternatywny szum informacyjny, dezinformując buntowników. Aleksander Łukaszenka wezwał do bardziej aktywnej „obrony swojego kraju w sieci” i od tego czasu białoruski Internet jest przepełniony komentatorami, często nawet nie ukrywającymi, że są „w pracy”.

Na początku roku Łukaszenka podpisał zmiany w ustawodawstwie, regulujące korzystanie z Internetu. Ustawa przewiduje istnienie „czarnej listy” zasobów internetowych, których nie wolno czytać na terytorium instytucji państwowych. Strony pornograficzne sąsiadują w niej z opozycyjnymi i po prostu niepaństwowymi mediami. Zresztą, podczas ważnych wydarzeń portale opozycyjne są blokowane dla wszystkich miejscowych użytkowników.

Tadżykistan: polowanie na komentatorów

Najbliżej władz Białorusi pod względem stopnia otwartości są władze Tadżykistanu. Jeszcze w marcu br. do miejscowych dostawców Internetu rozesłano rozporządzenie Służby Łączności, zalecające zablokowanie dostępu do pięciu stron, w tym do serwisu Facebook. Wyjaśnienie wprost wzrusza swoją „oryginalnością” – „W związku z przeprowadzeniem profilaktycznych prac technicznych”. Dokument został podpisany przez szefa tego resortu Bega Zuhurowa.

Może by mu uwierzono, jeśli zablokowanie stron nie zdarzyłoby się tuż po tym, jak w sieci zaczęto gorącą dyskusję nad artykułem o prawdopodobieństwie rychłej rewolucji w państwie. I tenże Zuhurov poinformował, że przy Służbie Łączności Tadżykistanu została utworzona specjalna grupa, do obowiązków której należy monitoring komentarzy w Internecie. Polityk oświadczył, że celem grupy będzie zdemaskowanie komentatorów, którzy „z premedytacją mieszają z błotem ludzi zasłużonych dla kraju”. Według jego słów są już zatrzymani, których, co zrozumiałe, finansują wrogowie narodu tadżyckiego. Na pytanie co będzie dalej z zatrzymanymi Zuhurow odpowiedział: „Ja tego nie wiem. Chyba będą ich sprowadzać na dobrą drogę”.

W Kazachstanie sklepy internetowe są traktowane jak media

Pomimo, że Kazachstan obiecał OBWE, że przeprowadzi dekryminalizację zniesławienia i oszczerstwa w kontaktach z mediami, nie spieszy się wypełnić zobowiązanie. Według tamtejszego prawa wszystkie zasoby internetowe (strony WWW, czaty, blogi, sklepy, biblioteki internetowe itd.) są traktowane jak media i ponoszą taką samą odpowiedzialność karną, cywilną, administracyjną, jaką ponoszą tradycyjne gazety i czasopisma. Dostęp do jakichkolwiek zasobów, które według opinii władz naruszają prawo, może być zablokowany w granicach państwa, niezależnie od tego, w którym kraju umieszczony jest serwer lub zarejestrowana domena.

Począwszy od roku 2007 władze aktywnie korzystają z prawa do blokowania dostępu, a lista „odłączonych” stron jest już na tyle długa, że wyliczenie ich zajęło by dużo czasu i miejsca.

Aktywnie wykorzystywany jest także Kodeks Karny, zgodnie z którym za oszczerstwo grozi grzywna w wysokości jednej pensji lub kara pozbawienia wolności do jednego roku. Zaś zniesławienie może skutkować karą od grzywny (dwie pensje) do trzech lat więzienia.

Zresztą w Kazachstanie wsadzać za kratki dziennikarzy podobnie jak opozycjonistów wolą za inne przewinienia, a mianowicie nawołania do obalenia władzy. Kary za to są większe – do 7 lat pozbawienia wolności. I można napędzić ludziom strachu.

Kierunek – Uzbekistan

Prześladowanie swobody słowa w Uzbekistanie już dawno nie jest niczym nowym, szczególnie intensywne stało się po rozstrzelaniu buntowników w Andiżanie, przypomina agencja IA Rex. W kraju w ogóle z dostępem do Internetu jest ciężko – nawet w Taszkencie trudno znaleźć sieć 3G czy Wi-Fi.

9 lipca na drugim co do wielkości kanale telewizyjnym Uzbekistanu „Joszlar” (Młodzieżowy) był pokazany film dokumentalny, którego autorzy przyrównali serwisy społecznościowe do karabinów maszynowych i bomb atomowych, oświadczając, że „serwisy społecznościowe już stały się bronią” w rękach wrogów, informuje AFP.

„Czym różni się terrorysta od strony blogera na serwisach społecznościowych, na których umieszczane są nagie zdjęcia? – zapytał w programie ekspert prorządowego Centrum «Duchowności i oświecenia». – Jeśli terroryści zabijają ludzi wykorzystując broń i bomby, to użytkowników Internetu w końcu zabiją przy pomocy «słodkich słów». Tego typu kultura masowa zagraża bezpieczeństwu naszej polityki państwowej i suwerenności”.

Inny ekspert strony Facebook i „Odnoklassniki” [popularny rosyjski serwis społecznościowy – przypis tłumacza.] obarczył winą za promowanie wolności seksualnej i „zbędnej zachodniej demokracji”. Film wzywa młodzież do korzystania z analogicznych serwisów miejscowych – Muloqot.uz i Sinfdosh.uz.

W tym miejscu można oczywiście przypomnieć, że Uzbekistan niedawno de facto opuścił OUBZ. Ale on już nie raz opuszczał tę organizację i potem wracał, a ludzie tam nie unoszą się dumą, przywykli. A w sumie jaka to różnica, czy opuścił organizację, czy też nie, jeśli decyzja by zamknąć usta „internetowym pismakom” wydaje się być jedyną obowiązująca umową członków tego sojuszu?

WadimDownar

Źródło: Agencja Informacyjna RosBałt

Tłumaczenie: Agata Runowska

tytuł pochodzi od redakcji KRESY.PL

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply