Holocaust po lwowsku

W nawiązaniu do wczorajszego artykułu w dzienniku “Rzeczpospolita” pt. “Lwów: buldożery niszczą synagogę”, przedrukowanego na naszych łamach, publikujemy artykuł lwowskiego historyka Wasyla Rasewycza oraz dzisiejsze zdjęcia ruin synagogi Złota Róża.Przypominamy, we wczorajszym artykule w dzienniku Rzeczpospolita” podano za brytyjskim reporterem Tomem Grossem z dziennika “The Guardian”, że “miejsce, w którym stoi świątynia, zostało już otoczone blaszanym płotem. Pracują tam buldożery“. Przeczą temu zamieszczone obok zdjęcia, wykonane w dniu dzisiejszym przez dziennikarza pisma “Kurier Galicyjski”.

Poniżej dotyczący tej sprawy tekst Wasyla Rasewycza, zamieszczony w wersji ukraińskiej na portalu Zaxid.net pod tytułem: „Czy naprawdę jesteśmy tacy straszni, albo dlaczego nas za takich mają”. Wersję polską, która w najbliższy wtorek ukaże się w dwutygodniku „Kurier Galicyjski”, zamieszczamy w porozumieniu z autorem. Szczególne podziękowania składamy na ręce redaktora naczelnego “Kuriera Galicyjskiego” za udostępnienie nam tekstu oraz zdjęć.

Tekst Wasyla Rasewycza:

Temat Holocaustu, trzeba stwierdzić z żalem, nie należy do najbardziej znanych i popularnych na Ukrainie. W przypadku Lwowa, na problem ten, nakłada się jeszcze dodatkowo “własna” nacjonalistyczna specyfika. Bardzo często można usłyszeć od różnych ignorantów, że Żydzi zasłużyli sobie na swój los, za udział w organizacji głodu na Ukrainie.

“Hakiem” lub co najmniej „materiałem kompromitującym” polityków, uczonych i inne osoby publiczne jest rzucenie podejrzenia o ich żydowskim pochodzeniu. Brak jest otwartego społecznego dialogu na ten drażliwy temat. Historycy ukraińscy, z zasady, przyjmują pozycję oportunistyczną i zależnie od sytuacji reagują na tą lub inną publikację na ten temat w wydaniach zagranicznych.

Niedawno wpadł mi w ręce artykuł Toma Grossa (nie mylić z Janem Tomaszem Grossem – red.) w „Guardian”. Czytam te „objawienia” brytyjskiego dziennikarza i nie przestaję się dziwić: po co to napisał? Skąd taki brak kompetencji?

Ostatnio pojawiła się oddzielna „kasta” dziennikarzy, piszących materiały, „skazane” na międzynarodowy sukces. Do takich należy i „temat żydowski”. Chwalebne jest zainteresowanie brytyjskiego dziennikarza naszym państwem i miastem. Dobrze się składa, że takie szacowne pisma opowiadają światu o nas i pomagają społeczeństwu miasta wymóc ma władzy bardziej odpowiedzialny stosunek do historycznej spuścizny. Ale jak może temu sprzyjać artykuł Toma Grossa, cały utkany z nieścisłości i jawnego kłamstwa?

Teraz o nieścisłościach i nieprawdzie. Autor bardzo niezgrabnie próbował porównać tolerancję w mieście w XVI wieku i w dniu dzisiejszym. Jasne, że według niego, poziom tolerancji był wtedy o wiele wyższy niż dziś. Skąd ma wiedzieć, że w XVI wieku istniał cały szereg ustaw, ograniczających prawa gminy żydowskiej w mieście: określano gdzie mieli prawo mieszkać, pozwolenia na budowę obiektów związanych z kultem „zatwierdzał” arcybiskup łaciński a Żydzi wkopywali swe synagogi głęboko w ziemię, żeby nie były wyższe od świątyń chrześcijańskich, bo to było zabronione. Autor nie zna też historii powstania synagogi „Turej Zagaw” (obecnie bardziej znanej jako „Złota Róża”), którą odebrali Żydom rzymscy katolicy, przez to, że przewodniczący rady gminy żydowskiej Lwowa Izaak Nachmanowicz zbudował ją bez zgody arcybiskupa. Autor też nie wie, że gmina wypłaciła jezuitom olbrzymi wykup, za który zbudowali oni swoją wspaniałą świątynię we Lwowie. Trudno też było nazwać Lwów miastem tolerancyjnym w XVII wieku, bo w mieście zdarzały się krwawe pogromy Żydów.

Autor pisze, że był świadkiem, jak w zeszłym tygodniu spychacze niszczyły resztki lwowskiej synagogi „Złota Róża”. Pisze o tym, jak władze ogrodziły plac budowy na terenie dawnej synagogi. To całkowita nieprawda, choć niesankcjonowana budowa rzeczywiście jest prowadzona obok – na miejscu dawnej jesziwy (szkoły talmudycznej – red.), co jest nie mniej fatalne dla historycznego środowiska miasta.

Autor przekłamuje fakty pisząc, że większość synagog we Lwowie była spalona w 1941 roku wraz z modlącymi się w nich Żydami. Historycy potwierdzają jeden taki drastyczny fakt i dotyczy on synagogi na placu Stary Rynek.

Raz jeszcze zaznaczę, że taka detalizacja nie zmniejsza cierpień i nie jest zaprzeczeniem straszliwej zbrodni na narodzie żydowskim. Jednakże dowolne traktowanie wydarzeń historycznych przynosi efekt odwrotny. Podważa wiarygodność autora i wywołuje wątpliwości do wszystkiego co napisał. Daje oręż do ręki jego przeciwnikom.

W artykule pana Grossa takich „nieścisłości” jest pełno, prawie w każdym zdaniu. Autor pisze, że Lwów przyłączono do ZSRS w 1945 roku, choć trzeba mówić tu o roku 1939 lub 1944. Pisze on, że Żydzi do 1940 roku stanowili większość mieszkańców miasta. To też nieprawda. Według najskromniejszych szacunków procentowo przekrój ludności miasta wyglądał tak: 50% – Polacy, 33% – Żydzi, 16% – Ukraińcy. Przypuszczalnie, autor z lenistwa nie zajrzał nawet do Wikipedii i ogłosił wszystkie ofiary ze Lwowa i okolic – żydowskimi. Pisze on o 420 tys. ofiar zamordowanych w mieście i okolicach. A gdzie są Polacy, Ukraińcy i Rosjanie? Ale i nie wszyscy Żydzi zginęli w obozie janowskim. Część Żydów z getta Niemcy wywozili na egzekucje do lasu lesienickiego i tam rozstrzeliwali. Faktem jest, że znaczna część więzionych w obozie janowskim Żydów została wysłana do prawdziwej „fabryki śmierci” – do Bełżca. Całkowitą fantazją jest stwierdzenie pana Grossa, który odkrywa nieznane historykom fakty. Okazuje się, według Grossa, że gdy we Lwowie zniszczono już wszystkich „polskich i ukraińskich Żydów”, to do miasta specjalnymi transportami dowożono Żydów rumuńskich i węgierskich i tu ich mordowano. A na końcu dodaje, że we Lwowie zniszczono więcej Żydów, niż w jakimkolwiek mieście Europy.

Rozumiem, że cyfry są porażające. Ale nie mniej rażące są inne statystyki. Ze źródeł historycznych wiadomo, że ratując się przed Niemcami, do Lwowa, znajdującego się pod sowiecką okupacją, uciekła znaczna część Żydów. Ilość ludności żydowskiej we Lwowie wzrosła do 130 tys. Tylko nieliczni mieli możliwość ewakuacji razem z Armią Czerwoną. Według różnych szacunków z tych 130 tysięcy lwowskich Żydów okupację przeżyło tylko 800. Porażająca statystyka.

To co Gross pisze o Cytadeli Lwowskiej po prostu nie mieści się w głowie. Po zajęciu Lwowa, szybko posuwające się naprzód wojska niemieckie, wzięły do niewoli olbrzymie ilości czerwonoarmistów. Stara austriacka cytadela w centrum miasta stała się najlepszym obiektem do organizacji obozu jenieckiego. „Stalag” był miejscem powolnego umierania, gdzie ludzi nie tyle rozstrzeliwano, jak umierali oni z głodu, chłodu i chorób… Później to miejsce stało się miejscem kaźni dla francuskich, a potem i włoskich żołnierzy. Możliwe, że wśród nich byli Żydzi, ale nie tysiące, jak twierdzi autor.

Przytłacza mnie podejście autora do problemu. Czy uważa, że Rosjanie, Ukraińcy lub Polacy mniej się męczyli w obozach śmierci niż Żydzi? Po co przemieniać 130 tys. jeńców stalagu na Cytadeli w Żydów? Mało mu innych 130 tys. ofiar?

W jednym zgadzam się z autorem. Wielką drwiną z pamięci ludzi, którzy tu zginęli jest przebudowa byłych fortecznych kazamatów w pięciogwiazdkowe hotele i planowanie tam budowy centrum rozrywkowego.

Tom Gross bardzo emocjonalnie pisze, że władze spychaczami niszczą resztki synagogi „Złota Róża”, pozbawiając Żydów możliwości by w przyszłości przemienić to miejsce na pomnik. Ja też uważam, że brutalna ingerencja biznesu w architekturę średniowiecznej żydowskiej dzielnicy miasta jest przestępstwem. Ale dlaczego pan Gross nie zainteresował się inicjatywami Centrum Historii Miasta, niemieckiego „Towarzystwa Technicznej Współpracy” i władz miasta, co do uporządkowania i ochrony miejsc pamięci narodu żydowskiego? Dlaczego rozmówcy pana Grossa nie poinformowali go o międzynarodowym konkursie na uszanowanie trzech ważnych miejsc, związanych z tragedią narodu żydowskiego? Tam też jest mowa o stworzeniu pomnika na placu Synagog, do którego wchodzi i teren „Złotej Róży”. Ten pierwszy konkurs był bardzo owocny. Do udziału w nim zgłosili się architekci z całego świata. Kompetentne jury wybrało najlepsze projekty. Makiety były demonstrowane w Pałacu Sztuki obok Pałacu Potockich i w Centrum Historii Miasta na ul. Bogomolca 6. Wydarzenie było dokładnie opisywane w mediach lwowskich. Jak takie wydarzenie mogło ujść uwadze dziennikarza, który przyjechał do Lwowa specjalnie, aby nagłośnić sprawy związane z pamięcią o Holocouście?

Na zakończenie chciałbym podtrzymać zdanie Mejlacha Szejheta o brutalnym stosunku do zbytków architektury we Lwowie. Podzielam zdanie, że przebudowa wieży byłego obozu jenieckiego na Cytadeli w pięciogwiazdkowy hotel, jest co najmniej, nieposzanowaniem pamięci ofiar. Twierdzę też, że jest to haniebne, gdy najważniejsze miejsca pamięci narodu żydowskiego do dziś nie są we Lwowie oznakowane.

Od siebie dodam, że wstyd mi opowiadać gościom zza granicy, że „serce” dzielnicy żydowskiej we Lwowie – plac Wekslarski – do dziś nosi nazwę „Koliszczyzny” (patrz info – red.).

Ale nie całkiem zgadzam się jednak z panem Szejhetem w tym, że Holocaust trwa nadal, tylko tym razem w architekturze. Tak – zniszczenia są kolosalne, ale może lepiej nie profanować pamięci ofiar Holocaustu…

Wasyl Rasewycz

Info (Wikipedia): Koliszczyzna lub Koliwszczyzna– antypolski, antyżydowski, antykatolicki i antyszlachecki ruch hajdamaków, ruskiego chłopstwa (tzw. czerni) oraz Kozaków przybyłych z Siczy Zaporoskiej na Ukrainie Prawobrzeżnej, pod przywództwem Maksyma Żeleźniaka i Iwana Gonty, trwający od czerwca do lipca 1768 roku (podczas Konfederacji Barskiej), przejawiający się masowymi mordami ludności polskiej i żydowskiej.

Zobacz także:

Artykuł z wczorajszego dziennika “Rzeczpospolita” pt. “Lwów: buldożery niszczą synagogę:

[link=http://kresy.pl/wydarzenia,polityka?zobacz/lwow-buldozery-niszcza-synagoge]

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. tutejszy
    tutejszy :

    Chciałoby się powiedzieć, że „Grossy tak mają”, ale zostawmy na boku uszczypliwości.
    Również wydaje mi się, że tekst jest napisany w jakimś alarmującym tonie i przesadzony. Jak można mówić o niszczeniu synagogi, której nie ma, bo ostała się tylko ściana – znów precyzja języka się kłania. Ja wiem, że nawet ta ściana ma wielkie znaczenie, ale jednak kiedy się słyszy o niszczeniu spychaczem synagogi, to określone uczucia się budzą i inne obrazy w głowie rodzą.
    O innych przeinaczeniach ocierających się o kłamstwa pisać nie warto. Natomiast zwrócił moją uwagę fakt, apelowania do polskich urzędników czy w ogóle do Polski. Proszę wybaczyć, ale jest to próba załatwienia sprawy czyimiś rękoma i wmanewrowania w kolejny konflikt, którego nie trzeba. Myślę, że adresatem powinny byś instytucje, które z dużą determinacją i skutecznością walczą o zwrot mienia żydowskiego. Z reguły nie są to polskie instytucje.
    Alarm o bezczeszczeniu miejsc holokaustu jakkolwiek słuszny znów pokazuje podwójną moralność. W Lublinie na miejscu filii obozu na Majdanku, w której zamordowano tysiące ludzi w tym i żydów stoi Plaza Centrum wybudowane przez izraelskiego inwestora. I żaden pan Gross nie podnosi gwałtu. O stanie wielu żydowskich zabytków i cmentarzy nie wspomnę. Proszę wybaczyć ale troska o nie daleka jest znów od energii z jaką prowadzony jest „odzysk” mienia, które przedstawia jakąś wartość. Znowuż, lubelska Jesziwa, piękny obiekt, za który miasto raz już zapłaciło w końcu został i tak zwrócony. Tymczasem np. ostatnią drewnianą mykwą w Chełmie nikt się nie zainteresował. Itd. itd.
    Oczywiście wiem, że tych wszystkich uwag wystarcza by nazwać mnie antysemitą, jednak nie zmienia to faktu, że są one prawdziwe.