Historia Roślinki

“Pewnego dnia zasadziliśmy z żoną Roślinkę. (…) Roślinka wykiełkowała po dziewięciu miesiącach. Należała do tego samego gatunku co my, ale nazwaliśmy ją Kalinka.” Tak zaczyna się piękna opowieść o miłości rodziców do swojego niepełnosprawnego dziecka, które nie może się poruszać, oddychać ani jeść o własnych siłach. Nigdy nie będzie mówić, a z czasem w wyniku choroby nie będzie mogło kierować wzroku w stronę docierającego do niej dźwięku.

Kalinka choruje na rdzeniowy zanik mięśni, porozumiewa się tylko za pomocą wzroku. Andrzej Lipiński pisze, że to właśnie w oczach własnego dziecka odkrył, że wewnątrz jest zdrowe: „Zrozumiałem, że duch mojego dziecka nie jest kaleki. Kalekie są nasze wyobrażenia o normalności, ograniczone oczekiwaniami i dotychczasowymi doświadczeniami. Ułomne jest myślenie, że jeść można tylko nożem i widelcem, a opowiadać tylko ustami.”

Autor w swojej książce daje do zrozumienia, że ograniczenia fizyczne nie zabraniają normalnie żyć. Swoją historią daje świadectwo, że nie można się poddawać i zamykać na świat, bo on jest otwarty nie tylko dla sprawnych fizycznie, ale też dla tych za których oddycha respirator. Rodzice Kalinki zwiedzili z nią wiele ciekawych miejsc, które z pozoru są nie do przejścia. Podróżowali po Europie, wspięli się na szczyt dwutysięcznika, byli w kopalni srebra, pływali w morzu, robili wszystko to co robi się z dziećmi na wakacjach.

Pomimo ciągłej próby ustabilizowania swojego życia, autor nie ukrywa, że upadki, załamania i porażki to rzecz normalna. Nie należy się tego wstydzić, ukrywać, tylko szukać pomocy, choćby nawet najdziwniejszej. Andrzej wraz z Barką poszukiwali pomocy dla swojego dziecka u wielu uzdrowicieli i znachorów. Nie wierzyli, że ci ludzie mają moc, która uleczy ich dziecko, ale poszukiwali wiary i nadziei nawet na tak „spróchniałej desce ratunku”, by nabrać siły w swojej walce, by nie poddawać się.

Walka o życie i oddech własnego dziecka była dla nich bardzo trudna. „Pomimo tylu technicznych zmian (nowy mobilny respirator, nowa sonda umożliwiająca karmienie – dopisek autorki recenzji), wielkiej rutyny w wykonywaniu codziennie tych samych czynności oraz przyzwyczajenia do widoku naszej podziurawionej Roślinki, coraz częściej dokuczało mi wewnętrzne wypalenie. Barki też ubywało z miesiąca na miesiąc.” Jedyną solidną deską ratunku w tej sytuacji była dla obu partnerów wizyta u psychoterapeutów. „Cotygodniowe rozmowy z panią psycholog na bieżąco obniżały napięcie w sercu i głowie.”

Książka jest niezwykła ze względu na sposób opowiedzenia tej bardzo osobistej historii. Autor dzieli się z czytelnikiem swoimi problemami, ale nie oczekuje od niego współczucia i klepania po plecach ze słowami „wszystko będzie dobrze”. Chce się po prostu wygadać, powiedzieć jak się czuł, co myślał, jak reagował. Nie oczekuje, że będzie chwalony ani nie chce by go gloryfikować, bo się tak bardzo poświecił. Chce przedstawić swoją historię w sposób szczery i prosty.

„Kalinkę” Andrzeja Lipińskiego czyta się z wielką łatwością choć jest na trudny temat. Lekkość autora w ubieraniu swoich myśli w płynną literacką opowieść jest niezwykła i godna pozazdroszczenia. Pozycja ta jest bardzo zachęcająca do konsumpcji, bo dosłownie się ją połyka przy pierwszym podejściu. Osobiście jestem tą książką zachwycona.

Małgorzata Michnowicz

(Lektury reportera)

Andrzej Lipiński, Kalinka, wydawnictwo Dobra Literatura, 2011.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply