Dwóch kandydatów, dwie polityki wschodnie?

A więc – jak się można było spodziewać – do wyboru mamy już tylko dwóch kandydatów na prezydenta. Czy również dwie polityki wschodnie? Na to wygląda.

Bronisław Komorowski reprezentuje „siłę spokoju”, tak typową dla polityki zagranicznej lat 90., którą uosabiali ministrowie spraw zagranicznych: Krzysztof Skubiszewski i Władysław Bartoszewski. To jakby opcja realistyczna. Przyświeca jej przekonanie, że jesteśmy państwem na dorobku („panną ani ładną ani posażną”), więc musimy się liczyć z mocarstwami, z tymi wszystkimi, którzy są silniejsi i bardziej znaczący od nas, z uwarunkowaniami, które mogą się nam nie podobać, ale mamy na nie znikomy wpływ albo nie mamy żadnego. Dlatego najważniejszym naszym partnerem na Wschodzie – czy nam się to podoba czy nie – powinna być Rosja. Bez Rosji nie można układać stosunków z dawnymi republikami sowieckimi.

Z kolei w przypadku Jarosława Kaczyńskiego – jak wynika z rozmaitych opinii na jego temat – historia powtarza się jako farsa. Jako farsa powtarza się piłsudczykowska realizacja idei jagiellońskiej. Farsą okazało się wspieranie pomarańczowej rewolucji, a następnie prezydentury Wiktora Juszczenki, w przypadku kraju politycznie niestabilnego i podzielonego, rządzonego dziś przez Wiktora Janukowycza, polityka postrzeganego jako ten, który dokonuje geopolitycznego zwrotu w kierunku Rosji. Rzeczywistość rozminęła się więc z prometejskimi koncepcjami tworzenia sojuszu Polski z Ukrainą i Gruzją przeciw rosyjskim zapędom neoimperialnym.

Ale czy taką politykę prowadził Jarosław Kaczyński? Jeśli będziemy utożsamiać jego linię z linią jego zmarłego brata, to w dużym stopniu tak. Ale przecież były między nimi różnice. Polityka wschodnia Lecha Kaczyńskiego rzeczywiście miała w sobie coś z romantycznego upominania się o interesy państw położonych między Polską a Rosją. Tymczasem przyjrzyjmy się drodze politycznej Jarosława Kaczyńskiego. Oprócz palenia kukieł Lecha Wałęsy czy nawoływania do „rewolucji moralnej”, często kierował się on w swoich działaniach właśnie realizmem. Tak było, kiedy strona solidarnościowa negocjowała z SD i ZSL poparcie dla koncepcji rządu, na czele którego stanął Tadeusz Mazowiecki. A potem to konieczność zdobycia większości parlamentarnej – bo przecież nie pobudki ideowe – kierowała prezesem PiS, gdy zawierał koalicję z Samoobroną. Wreszcie będąc premierem, Jarosław Kaczyński – wbrew temu, co można było wywnioskować z mediów – nie zachowywał się jak błędny rycerz eurosceptycyzmu, tylko jak polityk stawiający na aktywną rolę Polski w Unii Europejskiej, zwłaszcza w kwestiach dotyczących bezpieczeństwa energetycznego.

Druga tura wyborów to spór dwóch polityk wschodnich. Ale nie rozsądku z wariactwem. Bo być może z dwóch strategii bardziej realistyczna jest paradoksalnie ta nierozważna i romantyczna. Oczywiście nierozważna i romantyczna tylko z pozoru.

Filip Memches

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply