Dolomity pod szturmem Rosjan

Nie tylko oligarchowie, ale też menedżerowie, pracownicy, urzędnicy. W tym roku przybyło ich tysiące, ratując tym samym sezon turystyczny.

Jurij Łonczakow odwiedzał i fotografował dolomity tysiące razy. Ten 47-letni, doświadczony narciarz każdego dnia o 9 rano wskakuje na wyciąg linowy Col Rodello w Campitello di Fassa, a o 21, w wybrane wieczory, wraz z żoną Tatianą oraz dziesiątką rosyjskich przyjaciół relaksuje się przy karaoke w Gran Tobià di Canazei. Jest on kapitanem rosyjskiego zespołu kosmonautów, weteranem trzech misji kosmicznych (czwarta w przygotowaniu), pułkownikiem, a nawet aktorem (zagrał siebie samego w filmie „Apology of fear”, pierwszym krótkometrażowym obrazie nakręconym w kosmosie): „Na nartach byłem w Dombaju na Kaukazie, w górach Ałtaj na Syberii, w Uralu i Soczi, ale tutaj jest fantastycznie! Pokonałem już trzy razy Sella Ronda”, szlak znany jako najdłuższy w Europie ze swoimi 450 wyciągami i 1200 kilometrami trasy zjazdowej pomiędzy Val di Fassa, Val Gardena i Alta Badia.

Zachwyca się pięknem widoków, włoską mentalność uważa za zbliżoną do rosyjskiej, nie tęskni za dyskotekami (których tu niewiele), lecz nie pogardziłby parkiem wodnym z prawdziwego zdarzenia (jest tu, co prawda, jeden, ale mizerny). Wraz z nim na stokach szaleją drobni przedsiębiorcy, Wadimir i Aleksiej, podczas gdy ich żony, Natalia i Aleksandra, ćwiczą na poletku dla początkujących. Przyjechali z Rostowa nad Donem: lot czarterowy do Werony i zarezerwowany tydzień w trzygwiazdkowym hotelu, co daje 1000 euro na osobę z podróżą włącznie. W tym roku to właśnie zamożna, rosyjska middle classprzylatująca czarterami ratuje sezon w alpejskich kurortach narciarskich od Piemontu po Friuli. Więcej niż jeden lot dziennie w szczytowym okresie rosyjskich wakacji – wypadającym pomiędzy Nowym Rokiem a Bożym Narodzeniem świętowanym 7 stycznia – a potem ruch aż do marca, póki jest śnieg. „Pary, rodziny także z dziećmi. Kulturalni turyści respektujący zasady europejskie”, zapewniają Jewgienij Kundusz i Nikołaj Lipatow, którzy trzy miesiące w roku spędzają w Canazei, korzystając z usług Ascent tour (razem z Pac Group jeden z głównych operatorów turystycznych), obsługującego już nie tylko klientów z Moskwy i Sankt Petersburga, lecz także z Krasnodaru, Samary, Rostowa czy Jekaterynburga. By obalić stereotypy, dodają: „Od dwóch lat na pokładzie naszych samolotów panuje rygorystyczny zakaz spożywania alkoholu, włącznie z tym nabytym w strefie duty free”.

Co stało się zatem z odrażającym, rosyjskim „człowiekiem śniegu”, tym z plikiem banknotów w kieszeni, „kupuję więc jestem”? Wszyscy wspominają o nim ze zgrozą: „Byli okropni, płacę więc wymagam, a na koniec wylewali wino na talerz spaghetti!”, opowiada Emanuela Pasquali, której mąż jest właścicielem hotelu Astoria, „teraz takie epizody się nie zdarzają. Piją latte macchiato i hektolitry herbaty, a wódkę w tym sezonie zdarzyło mi się serwować jedynie Włochom. Co najwyżej kilka sprzeczek, a to dlatego, że matki chciałyby wziąć ze sobą dzieci do sauny czy łaźni tureckiej, a ja się pytam: jak można pozwalać im wrzeszczeć w miejscu, gdzie powinno być spokojnie i relaksująco?”. Niektórzy jednak z łezką w oku wspominają rosyjskich fanfaronów z dawnych lat: „Tylko za granie włoskich utworów dawali mi 50 euro! Błogosławiony Toto Cutugno, dzięki niemu mogłem utrzymać się przez wiele miesięcy!”, opowiada Marco Falco, piosenkarz i gitarzysta w piano barze „Cristallo”. I chociaż preferencje muzykalne obecnej, wakacyjnej high middle classpozostały niezmienne, spadły oferowane niegdyś kwoty, dochodzące nawet do 30 euro za „Sarà perché ti amo” zespołu Ricchi e poveri, „Piccola e fragile” grupy il Drupi czy za jakąkolwiek piosenkę Adriano Celentano. Piękne czasy minęły, faktem jednak jest, że Rosjanie nadal pozostają najbardziej rozrzutnymi turystami, którzy nigdy nie zapominają o napiwkach.

Znienawidzeni czy utęsknieni, gdzie zniknęli ci Rosjanie? „Są w Austrii, w Kitzbühel. U nas nie ma kasyna, domów publicznych, nie mogą używać skuterów na żądanie, jeździć poza wyznaczonymi szlakami czy praktykować heliskiing”, opowiada Filippo De Bertol, młody właściciel luksusowego hotelu La Perla. Jego zdaniem w kurorcie przydałoby się kasyno, mile widziane byłoby zezwolenie na zjazdy poza oficjalnymi trasami, a także życzyłby sobie zniesienia zakazu lądowania helikopterów na wysokości ponad 1800 metrów. Nie wszyscy jednak podzielają jego zdanie: „Pojechali do kurortów w Zermatt czy Sankt Moritz, ci, którzy jeszcze cztery lata temu skłonni byli zapłacić 450 euro za butelkę Masseto, wyrafinowanego merlota pochodzącego z małej winnicy w Bolgheri”, wspomina Roberto Anesi, właściciel restauracji El Pael, „ale lepiej tak, jak jest. Oni nie pasowali do nas, a my nie mamy zamiaru zmieniać się, by zaspokoić ich oczekiwań, wśród których jest przepych, niepohamowany luksus, zuchwałe zwracanie na siebie uwagi za wszelką cenę, seria żądań dotyczących marek, ikon, eksluzywnych przedmiotów, czyli wszystkiego, na co inni ludzie nie mogą sobie pozwolić. My nie możemy dać się wynaturzyć dla ich rubli, nawet jeśli jest ich dużo”.

Źródło: espresso.repubblica.it

Tłumaczenie: Ewa Lorek

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply