Jeśli rozkład NATO ma się nie skończyć konfliktem w stylu kaukasko-bałkańskim, to albo należy Rosję rozbroić nuklearnie, albo pozwolić krajom Europy Środkowo-Wschodniej na atomowe uzbrojenie się.

W maju tego roku zmarł prof. Kenneth Waltz. Jego teorie na temat broni nuklearnej wciąż jednak żyją i mają się dobrze. I należą do kategorii tych twierdzeń o polityce, których nie udało się jeszcze w żaden sposób podważyć, a jednocześnie niemal nikt nie jest gotowy zaakceptować ich konsekwencji.

Dlaczego nie było nuklearnej zagłady

Koncepcja Waltza jest w istocie banalnie prosta: rozprzestrzenianie broni nuklearnej zwiększa prawdopodobieństwo pokoju na świecie oraz uśmierza poszczególne konflikty pomiędzy posiadającymi taką broń państwami. Profesor po raz pierwszy ogłosił tę ideę w latach 80. XX w., kiedy to jego koledzy zastanawiali się, co pozwoliło nam uniknąć wieszczonego od dawna „nuklearnego holokaustu” i jak zapobiec dalszemu – jakoby niechybnie doń prowadzącemu – rozprzestrzenianiu broni jądrowej.

W swojej słynnej monografii zatytułowanej po prostu „Rozpowszechnienie broni nuklearnej” (The Spread of Nuclear Weapons) Waltz odwrócił pytanie i postanowił zastanowić się, dlaczego pomimo bezprecedensowego w historii ludzkości wyścigu zbrojeń nie doszło nigdy do decydującego starcia między blokiem sowieckim a Zachodem. Podstawową odpowiedzią, jakiej udzielił, było stwierdzenie, że budowa arsenałów jądrowych sprawiła, iż koszty nawet formalnie zwycięskiej wojny (USA wyścig zbrojeń stosunkowo szybko wygrały) stały się nie do zaakceptowania.

Waltz jednak nie zatrzymał się na tematyce czysto zimnowojennej. Postawił bowiem mocniejszą tezę: że w powojennej polityce międzynarodowej do krwawych konfliktów zbrojnych dochodzi tylko i wyłącznie między krajami nieposiadającymi broni nuklearnej lub między potęgami nuklearnymi oraz ich nienuklearnymi ofiarami. Co gorsza, sytuacja braku nuklearnej „równowagi strachu” de facto zachęca stronę mającą przewagę do użycia swoich głowic atomowych zupełnie tak, jak to miało miejsce w 1945 r.

Dlatego też globalne i regionalne systemy międzynarodowe w sposób naturalny dążą do tego, żeby wszystkie państwa osiągające choćby minimalny stopień stabilności w broń nuklearną wyposażyć. I zdaniem Waltza nie należy zupełnie tego procesu hamować. Historia istotnie nie zna jeszcze przykładów, które podważałyby tę teorię, gdyż nawet najgorętszy obecnie konflikt pomiędzy nuklearnymi mocarstwami, Pakistanem a Indiami, ogranicza się do drobnych starć na granicy. Był to zaś spór zdecydowanie bardziej zaogniony, nim oba państwa zrównoważyły się nuklearnie.

Potwierdza to w skali mikro zimnowojenny mechanizm. Teoria Waltza z czysto naukowego punktu widzenia broni się więc doskonale. Problemy zaczynają się dopiero, kiedy staramy się przełożyć ją na język praktycznej polityki. W maju 2012 r. sędziwy już Waltz ogłosił bowiem w prestiżowym „Foreign Affairs” artykuł pod niedwuznacznym tytułem „Why Iran Should Get the Bomb”(Dlaczego Iran powinien mieć bombę). Powołując się na doktrynę nuklearnego odstraszania swojego autorstwa,Waltz argumentował, że sytuacja, w której Izrael jest jedynym na Bliskim Wschodzie graczem wyposażonym w głowice jądrowe, grozi dalszymi konfliktami, dopóki ktoś go nie zrównoważy.

Kubrick kontra Waltz

Twierdzenie to wywołało burzę. Nie mogąc zaatakować teorii Waltza wprost, jego krytycy skupili się na dwóch założeniach ją wspierających. Po pierwsze, koncepcja Waltza ma sens tylko, jeśli przyjąć, że wszyscy politycy są racjonalnymi graczami, którzy nigdy nie zdecydują się na anihilację powierzonej im społeczności. Po drugie, opiera się ona na założeniu, iż wszystkie strony konfliktu z reguły mają wiarygodną wiedzę na temat potencjału nuklearnego swoich oponentów.

W sytuacji faktycznego konfliktu zbrojnego oba te założenia mogą jednak zawieść, a wtedy jeden mały błąd będzie miał niewyobrażalne konsekwencje. O takiej właśnie sytuacji traktuje słynny film Stanleya Kubricka, w którym tytułowy dr Strangelove wychodzi z podobnych założeń co Waltz. W praktyce jednak przychodzi mu się zmierzyć z maniakalnym amerykańskim generałem, który chce zniszczyć wroga bez względu na koszty, i z paranoicznymi przywódcami sowieckimi, którzy postanowili nie powiadamiać świata o swojej najnowszej broni masowego rażenia.

Ponownie jednak okazuje się, że faktyczna polityka bliższa jest przewidywaniom Waltza niż artystycznej wizji Kubricka. Nawet rzekomo nieprzewidywalny Iran jak na razie zachowuje się całkiem racjonalnie i w zamian za odstąpienie od ostatecznej fazy budowy broni jądrowej stara się jak najwięcej ugrać w negocjacjach z USA. Większość ekspertów jest obecnie zgodna co do tego, że strategia, jaką Iran chce obrać, to „zatrzymać się na 5 minut przed bombą” pod przykrywką rozwijania programu cywilnego.

To znana i już wypróbowana strategia; wielu krajom wystarczy bowiem, że mają technologię oraz materiały, aby w stosunkowo krótkim czasie swój energetyczny program nuklearny przerzucić na militarne tory. Warto tu dodać, że choć istnieje technologia elektrowni jądrowych działających jedynie w oparciu o niewzbogacony, naturalnie występujący uran, który nie może być wykorzystany do konstrukcji broni, to nie jest ona na razie wykorzystywana. Mało tego, kraje takie jak Niemcy, Brazylia i Japonia mają własne programy wzbogacania, które teoretycznie pozwalałyby im na produkcję głowic nuklearnych w ciągu kilku miesięcy.

Waltz a sprawa polska

Teoria Waltza o agresywności potęg nuklearnych w starciu z krajami, które takiej broni nie posiadają, ma poważne konsekwencje dla Europy Środkowo-Wschodniej. Jeśli bowiem rację mają ci analitycy, którzy tak jak Tomasz Szatkowski mówią o końcu geopolitycznych złudzeń i zwijaniu parasola NATO znad Europy Środkowo-Wschodniej przy równoczesnej rozbudowie armii rosyjskiej, oznacza to, że w regionie ponownie dochodzi do niebezpiecznego braku równowagi sił.

Skandynawowie, kraje bałtyckie, Polska, Czechy i Węgry tracą bowiem pewność, że stoją za nimi zachodnie potęgi nuklearne (Wielka Brytania, Francja i USA). Potencjalnego konwencjonalnego konfliktu z Rosją nie mogą zaś wygrać, a więc cała misternie budowana przez te kraje logika odstraszania przestaje w razie upadku NATO działać. A przecież tylko posiadanie za sobą potęgi strachu, jaką dysponują zachodnie mocarstwa, odróżnia np. Łotwę od Gruzji i tylko dlatego przy okazji bardzo podobnych zaognień w stosunkach z Rosją Gruzja została zaatakowana, a Łotwa nie.

Prowadzi to do bardzo niewygodnej dla dzisiejszych mocarstw konkluzji: jeśli rozkład NATO nie ma się skończyć konfliktem w stylu kaukasko-bałkańskim, to albo należy Rosję dokumentnie rozbroić nuklearnie, albo pozwolić krajom Europy Środkowo-Wschodniej na atomowe uzbrojenie się.

Ameryka zapewne zdaje sobie sprawę z tego problemu strategicznego i nie jest chyba zachwycona żadną z opcji. Być może dlatego trzy lata temu w ramach promowanej przez USA Global Threat Reduction Initiative wywieziono z Polski do Rosji 450 kg wysoko wzbogaconego paliwa z reaktorów doświadczalnych Maria i Ewa. Amerykański Zarząd Bezpieczeństwa Nuklearnego oficjalnie podał przy tym, że czyni tak z obawy, iż materiały te mogą być użyte do produkcji broni jądrowej.

W naszym regionie najwięcej reaktorów działa w Szwecji (10), Czechach (9), Finlandii (6) i na Węgrzech (4). Reaktory doświadczalne w krajach bałtyckich zostały już zamknięte, a w Polsce działa tylko Maria. Wszystkie kraje w regionie kupują jednak swój wzbogacany uran za granicą, głównie w Rosji. Wyłączywszy Niemcy, na terenie Europy Środkowej nie ma obecnie fabryki zajmującej się procesem wzbogacania, a to właśnie ta technologia jest powszechnie uważana za wstęp do nuklearnego odstraszania. Jest tak dlatego, że nawet uran wystarczająco wzbogacony, by być użyty do produkcji prętów paliwowych dla elektrowni, musi być poddany dalszej obróbce, by posłużyć do produkcji głowic.

Niewykluczone jednak, że pewnego dnia kraje naszego regionu zapragną mieć swój własny program wzbogacania uranu. Może się też w ostateczności pojawić wspólna (np. Polski z Czechami i Węgrami) inicjatywa rozwoju badań nad militarnym zastosowaniem tak pozyskanego surowca. Scenariusz ten uprawdopodabnia rozrost rosyjskiej armii i demonstracyjnie przeprowadzane przez nią manewry na terenie granicznej Białorusi, przy dość biernej postawie zachodnich potęg militarnych.

Michał Kuź

“Nowa Konfederacja”

[link=http://www.nowakonfederacja.pl/dlaczego-potrzebujemy-broni-jadrowej/]

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply