W programie “Most” Radia Wolna Europa przeprowadzono rozmowę o tym, co oznacza coraz ściślejsza współpraca władz Serbii z Moskwą. W rozmowie wzięli udział: belgradzki analityk polityki zagranicznej Boško Jakšić oraz Filip Ejdus, asystent na Wydziale Nauk Politycznych w Belgradzie. Rozmowa dotyczyła kwestii, czy prawdziwa jest teza, iż Waszyngtonowi nie przeszkadzałoby zbliżenie się Serbii do Rosji, o ile nowa władza spełniłaby amerykańskie żądania dotyczące Kosowa, jaki wpływ miała Moskwa na Ivicę Dačicia, aby opuścił Borisa Tadicia i zjednoczył się Tomislavem Nikoliciem, jak z dzisiejszej perspektywy wygląda niegdysiejsza wypowiedź Tomislava Nikolicia, że bardziej wolałby, aby Serbia była rosyjską gubernią niż członkiem bloku europejskiego, czy w Serbii, z uwagi na ogromną popularność Putina, dominuje dziś myślenie prorosyjskie, dlaczego Aleksandar Vučić z uporem powtarza, że Serbia nie wejdzie do paktu NATO, na ile naprawdę zależy Rosji, aby Serbia pozostała poza NATO, jak i o tym, jakie znaczenie polityczne ma budowa wspólnej z Rosjanami fabryki broni.

Omer Karabeg: W ostatnim czasie można usłyszeć coraz więcej stwierdzeń, że nowa władza, choć ciągle obiecuje europejską drogę Serbii, coraz bardziej oddala się od Brukseli i zbliża do Moskwy. Rzekłbym, że najdalej w swoim stwierdzeniu poszedł Vuk Drašković, gdy powiedział: “Mówi Unia Europejska, a myśli – trochę morgen. Kierunkowskaz pokazuje Zachód, a oni jadą na wschód”. Ile prawdy jest w tym stwierdzeniu?


Boško Jakšić:Powiedziałbym, że to przesada, ponieważ stosunki serbsko-rosyjskie są pełne niuansów i nie można tak właśnie powiedzieć, chociaż odkąd prezydent Nikolić i nowy układ polityczny doszli do władzy na pierwszy rzut oka może się wydawać, że dają cały zestaw przykładów, które mogłyby wskazywać na to, że Serbia wchodzi w zasięg Rosji, czy to z własnej woli, czy to ściśnięta w niedźwiedzim uścisku Moskwy. Jednakże komentarz Vuka Draškovicia uważam za zbyt jednostronny.

Filip Ejdus: Mam dla takich stwierdzeń nieco więcej zrozumienia. Chociaż nowy rząd w deklaracjach pozostał na drodze integracji europejskiej, jego postępowanie wskazuje, iż to wchodzenie w bliższe kontakty ekonomiczne, energetyczne, obronne i polityczne są jego priorytetem. Wszyscy najwyżsi funkcjonariusze nowego rządu w swoje pierwsze oficjalne podróże udali się do Rosji. Ustalono różne kwestie – kredyt na 800 milionów dolarów, znaczący postęp we współpracy wojskowo-technicznej, a także ogłoszono początek budowy odcinka Gazociągu Południowego, który będzie przechodził przez Serbię. Jednocześnie na polu integracji europejskiej, oprócz orędowania za nawiązywaniem dialogu politycznego z Prisztiną i umowy o reprezentowaniu Kosowa na regionalnych zgromadzeniach, nie osiągnięto żadnego rzeczywistego postępu. Nie ma wątpliwości, że Serbia po miesiącu działania nowego rządu oddaliła się od Unii Europejskiej, a przybliżyła do Federacji Rosyjskiej.

Boško Jakšić: Do tej listy przykładów, które wspomniał pan Ejdus, mógłbym dodać jeszcze kilka rzeczy. Zauważmy, że Sbierbank Rossii, największy w Rosji i znajdujący się wśród 20 największych na świecie, wchodzi do Serbii, a zapowiedziano i wizytę Władimira Putnia, który przybędzie na rozpoczęcie budowy serbskiego odcinka Gazociągu Południowego. Pozwolę sobie przypomnieć, że Vuk Jeremić, ku niewątpliwie wielkiemu zadowoleniu Moskwy, która mu w jakiś sposób pomogła znaleźć się na stanowisku przewodniczącego Zgromadzenia Ogólnego ONZ, na jednego ze swoich doradców wybrał byłego premiera Rosji Jewgenija Primakowa. Ta lista jest dłuższa, z tym, że głownie dotyczy kwestii ekonomicznych. Tak więc, zbliżanie się do Rosji ma charakter mniej-więcej ekonomiczny i energetyczny. W analizie stosunków rosyjsko-serbskich musielibyśmy wziąć pod uwagę jeden ważny element, czyli Kosowo, na którego podstawie zakładam, że sprawy są bardziej zrównoważone, niż się to na pierwszy rzut oka wydaje. Na przykład, jesteśmy świadkami zmienionej serbskiej retoryki dotyczącej Kosowa. Po raz pierwszy w języku serbskich polityków pojawiło się słowo “ustępstwa”. Rząd w Belgradzie udzielił bardzo mocnych obietnic, iż wypełni to, co zostało dotąd ustalone. Zachodni dyplomaci bardzo otwarcie mówią, że ufają nowemu rządowi i że takich jasnych zobowiązań nigdy nie otrzymali od poprzedniego rządu. Mam teorię, iż wszystko to jest częścią umowy, jaką nowy rząd zawarł przede wszystkim z Amerykanami. Powiedziałbym, a jest to sedno mojej teorii, że istnieje milczące porozumienie pomiędzy Waszyngtonem i Moskwą. Waszyngton jest zainteresowany tym, aby kosowska epopeja wreszcie dobiegła końca, stosunki uległy normalizacji i kwestia Kosowa wreszcie zniknęła z porządku dziennego, a jednocześnie jest świadomy tego, że i Moskwa, i Belgrad mają interes we współpracy energetycznej. Dlaczego więc Zachód nie przełknąłby i Gazociągu Południowego, i współpracy energetycznej, kiedy połowa zachodniej Europy jest uzależniona od rosyjskiego gazu, a Gazociąg Południowy prowadzi aż do Włoch? Dlatego myślę, że brak zrównoważenia w polityce zewnętrznej jest jedynie powierzchowny, a zachodzi przede wszystkim dlatego, że władza nie chce powiedzieć, iż jest gotowa wypełnić wszystko, czego się od niej oczekuje, kiedy w grę wchodzi Kosowo.

Filip Ejdus: Z jednej strony ta teoria wydaje się mieć logikę. Już od jakiegoś czasu istnieje przekonanie, że jedynie partie prawicowe, które mają nacjonalistyczny rodowód, mogą poczynić wielkie ustępstwa w związku z Kosowem. Na teraz jeszcze nie mamy żadnych namacalnych dowodów, na podstawie których moglibyśmy twierdzić, że naprawdę dojdzie do jakiegoś przełomu w kosowskiej polityce. Chciałbym, aby ta teoria była prawdziwa, jednak jestem nieco sceptyczny. Myślę, że stosunki pomiędzy Belgradem i Prisztiną pozostaną takie, jakie były do tej pory, czyli niezbyt dobre, jak również, że i jedna, i druga strona z trudem będą szły na ustępstwa.

Omer Karabeg: Panie Ejdus, jak pan ocenia teorię, w myśl której serbski rząd zawarł umowę z Amerykanami oraz pomysł, że w tym wszystkim panuje zgoda milczenia pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem?


Filip Ejdus: Brak jest jakichkolwiek namacalnych dowodów, iż dzieje się to przy zgodzie Zachodu. Taki układ może mieć logiczne podstawy istnienia, ale w sensie empirycznym nie widziałem żadnego dowodu, iż to zbliżanie się do Rosji i odprężenie w związku z Kosowem są częścią jakiegoś planu, który został ustalony z Waszyngtonem.

Boško Jakšić: Nie mogę przedstawić żadnych dowodów na poparcie swojej tezy. W każdym razie nie chodzi o jakieś silne porozumienie Waszyngtonu i Moskwy, a więc tym mniej może być mowy o jakiejś nowej Jałcie. Myślę, że chodzi o zgodę milczenia, w której każda z obu stron, tak Wschód, jak i Zachód, znajdują jakiś własny interes. W każdym razie nie istnieje jakieś silniejsze, a już na pewno nie pisemne porozumienie. Muszę jednak powiedzieć, że od zawsze uważałem Postępowców, wraz z Socjalistami, a są to dwie partie, które nie kryją swoich skłonności prorosyjskich, za takie, które mają o wiele większe szanse na podjęcie jakichś decydujących działań, ponieważ z powodu ich przeszłości nikt nie nazwie ich zdrajcami, sprzedawczykami Kosowa, nie-patriotami. Wszystkich tych określeń używa się, kiedy mowa o Partii Demokratycznej lub Partii Liberalno-Demokratycznej. To jest ta przewaga, która stanowi o prawomocności polityki. Pozostaje pytanie, czy nowa władza koalicyjna chce wykorzystać tę swoją przewagę. Mi się wydaje, że właśnie zaczyna to robić. Co będzie dalej – tego już nie wiem, ponieważ w żadnym wypadku nie będzie to równa droga, lecz kręta, idąca to w prawo, to w lewo, w dodatku co jakiś czas napotykająca poważne przeszkody.

Omer Karabeg: To ciekawe, że Ivica Dačić po wizycie w Moskwie podjął decyzję o opuszczeniu Borysa Tadicia i nastawił się na związek z Tomislavem Nikoliciem oraz Aleksandrem Vučiciem. Na tej podstawie można by wyciągnąć wniosek, że Moskwa odegrała decydującą rolę w dojściu dzisiejszego układu politycznego do władzy.


Filip Ejdus: Należy przypomnieć, że Ivica Dačić odwiedził Moskwę również przed zawiązaniem koalicyjnego porozumienia z Partią Demokratyczną w 2008 roku. Różnica pomiędzy jego ówczesną wizytą i tą z 2012 roku polega na tym, że w 2008 roku dementował, iż Rosja wpływała na formowanie się ówczesnego rządu, podczas gdy teraz otwarcie przyznał, iż Moskwa wywierała silny nacisk na zawiązanie koalicji z Postępowcami. Rosyjski wpływ był więc bardzo ważny, jednak myślę, iż zdecydowały jakieś wewnętrzne powody. Przede wszystkim mam tu na myśli wybór Tomislava Nikolića na prezydenta, jak również i osobiste motywy Ivicy Dačicia, którego polityczne ego nie mogło oprzeć się pokusie zostania premierem.

Boško Jakšić: Niewątpliwie ci sami, którzy do niedawna skarżyli się, że obcy ambasadorowie kompletują serbską władzę, tym razem i sami konsultowali się z obcokrajowcami, przede wszystkim z Rosjanami. Trzeba mieć na uwadze, że kiedy trwały pertraktacje koalicyjne, w powietrzu cały czas wisiały dwa żądania, które były niemal tajemnicą Poliszynela, że Rosjanie nie życzą sobie żadnego rządu, w którym znalazłaby się Partia Liberalno-Demokratyczna, podczas gdy Zachód nalegał na to, aby do rządu nie wszedł Vojislav Koštunica. Jak widzimy, stworzono rząd, w którym nie ma ani Koštunicy, ani PLD. Innymi słowy, wygląda na to, że zostały uszanowane życzenia wielkich sojuszników. Natomiast wrażenie, że rząd został stworzony w Moskwie, wyjaśniłbym tym, że Amerykanie, jak mi się wydaje, zrozumieli, że w Serbii o wiele łatwiej przyjąć rząd prorosyjski, niż proamerykański. To jest podstawa milczącego porozumienia Moskwy i Waszyngtonu, o którym to mówiłem.

Omer Karabeg: Czy można zatem powiedzieć, że jednym z powodów zwrócenia się do Rosji są szacunki rządzącej koalicji, że w ten sposób podniesie swoje notowania? Dačić, jak mi się wydaje, przy pewnej okazji powiedział, że nie trzeba udawać, bo większa część narodu dobrze przyjmuje jak najbliższe związki z Rosją. Oprócz tego, nie należy zapominać o ogromnej popularności, jaką Putin cieszy się w Serbii.


Boško Jakšić: Dokładnie. Wielką popularnością cieszy się nie tylko Putin, ale i odchodzący rosyjski ambasador, o ile rzeczywiście odchodzi. To jasne, że nowa władza buduje swój kapitał na tego typu nastrojach. Nie przeszkadza to Zachodowi, ponieważ w jego żywotnym interesie leży, aby sprawa Kosowa została zamknięta jak najszybciej. Z tego powodu jest gotów przełknąć Rosjan i powiedzieć “wszystko gra”. Ich logika wygląda tak: przytulajcie i całujcie się z mateczką Rosją, ale nasz interes musi zostać zaspokojony. Innymi słowy, ten rząd jest na pozycji swego rodzaju pokornego cielęcia, które dwie matki ssie. Mógłby zapewnić, że i Rosjanie, i Zachód będą zadowoleni. Nie zapominajmy, że Rosjanie nie będą się sprzeciwiać niczemu, co w sprawie Kosowa zrobi serbski rząd. Zarówno Putin, jak i Miedwiediew, a także inni rosyjscy oficjele często dawali do zrozumienia, że przyjmą każde rozwiązanie przyjęte przez Belgrad.

Filip Ejdus: Putin jest najpopularniejszym w Serbii politykiem. Nawet i Tomislav Nikolić, przy okazji swojej poprzedniej wizyty w Moskwie powiedział, że jedynie Putin mógłby go zwyciężyć w wyborach prezydenckich. Jest pewne, że ogromna popularność Putina, jak i fakt, iż obok Greków i jeszcze innych narodów, Serbowie postrzegają Rosjan jako największych przyjaciół, wpłynęły na to, że ten oparty jest na populistycznych pryncypiach rząd, zwrócił się w stronę Moskwy. Ten zwrot naród postrzega jako coś pożądanego, zwłaszcza że współgra ze zbiorowymi odczuciami. Dzięki takiej polityce władza umacnia swoje pozycje w ciele wyborczym i zdobywa punkty polityczne. To jest widoczne. Niestety, w Serbii nie istnieje wystarczająco krytyczna świadomość, która mogłaby ostrzec przed ekonomicznymi, politycznymi i dotyczącymi bezpieczeństwa skutkami tego zbliżania się do Rosji. W najszerzej rozumianej opinii publicznej jak dotąd do tak racjonalnej analizy nie doszło.

Omer Karabeg: Jak z dzisiejszej perspektywy wygląda wydane swego czasu oświadczenie Tomislava Nikolicia, że bardziej by wolał, żeby Serbia została rosyjską gubernią, niż członkiem bloku europejskiego?


Filip Ejdus: Tomislav Nikolić od 2007 roku, kiedy to wygłosił to oświadczenie, wyraźnie zmienił swoją retorykę polityczną. Dzisiaj w swoich deklaracjach jest oddany europejskiej integracji Serbii, chociaż powinien to jeszcze poprzeć swoimi działaniami. Jednocześnie myślę, że Tomislav Nikolić nie za bardzo zmienił swój stosunek do Rosji. Kiedy w 2007 roku na kilka dni został przewodniczącym Parlamentu Serbskiego, na początku przyjął ówczesnego rosyjskiego Ambasadora w Belgradzie. Teraz, jeszcze przed zaprzysiężeniem, odwiedził Moskwę, gdzie spotkał się z Putinem, a na wrzesień ustalone jest jeszcze jedno spotkanie z rosyjskim liderem w Soczi. Nikolić nie może dłużej uważać, że Serbia powinna stać się rosyjską gubernią – jeśli w coś takiego kiedykolwiek wierzył – lecz jego działania pokazują, że Moskwa zapewne wciąż jest dla niego najważniejszym zewnętrznym partnerem Serbii.

Boško Jakšić: Możliwe, że prywatnie jest właśnie tego zdanie, jak to pewnego razu przyznał, że jego ulubioną książką jest “Cichy Don”, jednak myślę, że pełniąc funkcję szefa państwa nie śmiałby i nie może tego powiedzieć, nawet jeśliby tego chciał.

Omer Karabeg: Co oznacza budowa wspólnej z Rosjanami fabryki broni? Czy jest to coś więcej, niż współpraca ekonomiczna?


Filip Ejdus: Zacieśnianie współpracy wojskowo-technicznej z Rosją nieuchronnie będzie prowadziło do zacieśnienia się stosunków politycznych pomiędzy dwoma krajami. Nie musi to oznaczać, że tym samym Serbia zostanie wciągnięta w rosyjskie projekty bezpieczeństwa. Międzynarodowe stosunki polityczne i polityka zagraniczna rzadko kiedy zmieniają się w ciągu jednego dnia, ale trzeba też mieć przed oczami i aktualne trendy. Nowy rząd swoimi działaniami pokazał, że priorytetem jest dla niego rozwijanie stosunków z Rosją, o ile więc ten trend będzie kontynuowany, rodzi się pytanie, dokąd ten proces może doprowadzić Serbię.

Boško Jakšić: Kiedy mówimy o współpracy wojskowej, to oczywiste, że Rosjanie mogą być z niej zadowoleni, ale trzeba też brać pod uwagę i drugą stronę – że również Serbia jest bardzo zadowolona. Rosjanie wiedzą, że serbski przemysł główną część swojej produkcji wywozi na Zachód – należy sobie przypomnieć, ile samej tylko amunicji sprzedaje do USA. Jest to jedna od rzadkich w tym kraju gałęzi przemysłu, która jest dochodowa. Inwestycję w ten przemysł należą więc do normalności. W każdym razie, ważne jest, aby Belgrad dbał o to, by tego rodzaju współpraca nie zeszła w jakieś ciemne polityczne korytarze, gdzie Rosja próbowałaby wciągnąć Serbię w jakieś inne układy. To prawda, że były czasy, gdy łąki Pasulja oferowano Rosjanom, aby tam wybudowali swoją bazę. Robili to ludzie, którzy i teraz kierują tym krajem. Mam nadzieję, że te czasy już minęły i że Serbia stara się rozeznać w swoich interesach w bilateralnej współpracy z Rosją, a i Rosja już została z nimi zapoznana. Tak czy inaczej, Rosjanie już w tej chwili mogą być zadowoleni. Nie tylko mogą korzystać z roli wszechsłowiańskiego patrona prawosławia, którą kochają, lecz także wzmocnili swój wpływ, przede wszystkim ekonomiczny, który jest dla nich bardzo ważny. Ważne jest dla nich, aby Serbia nie weszła do NATO, dlatego myślę, że nie przeszkadzało im,gdy Minister Wojskowości Vučić w ostatnich dniach serdecznie gawędził z komendantem Gwardii Narodowej Ohio, co dowodzi, że Serbia nie pragnie zerwania stosunków, jakie ma po drugiej stronie Atlantyku.

Omer Karabeg: Jest już czymś typowym, że Aleksandar Vučić ciągle powtarza, że Serbia nie wejdzie do NATO. Dlaczego odczuwa on potrzebę, aby za każdym razem to oświadczać, czy pragnie on w ten sposób definitywnie przekonać Rosjan, że Serbia nie wejdzie do NATO, czy też wysyła wiadomość komuś innemu?


Filip Ejdus: Myślę, że to częste deklarowanie neutralności wojskowej Serbii przez Vučicia ma aspekt i międzynarodowy, i wewnętrzny. Na płaszczyźnie socjopolitycznej chodzi o próbę dodatkowego zmotywowania Rosji do zaoferowania pomocy ekonomicznej rządowi, który jest świadomy, iż bez potężnego i szybkiego zastrzyku finansowego z zewnątrz nie będzie w stanie rozwiązać nawarstwionych wyzwań ekonomicznych i socjalnych. Na płaszczyźnie wewnętrznej, to rytualne powtarzanie, że Serbia nigdy, za żadną cenę, nie wejdzie do paktu NATO, ani nie uzna Kosowa, funkcjonuje jako gromadzenie punktów politycznych oraz odwracanie uwagi od problemów socjalno-ekonomicznych.

Boško Jakšić: Abyśmy zrozumieli całą złożoność problemu wokół NATO, powinniśmy się nieco cofnąć w czasue. Kiedy w 2000 roku Serbia rozpoczęła się demokratyzować i reformować, w tym czasie z uporem mówiliśmy o integracji euroatlantyckiej. Nikomu nie przeszkadzało, że tylko rok wcześniej NATO zbombardowało Serbię. Minęło zaledwie 5-6 lat, od kiedy całkowicie pozbyto się atlantyckiego komponentu integracji serbskich. Nie zrobiono tego teraz, lecz jeszcze za czasów owego słynnego współistnienia Voji Koštunicy i Borisa Tadicia – aby na koniec, przed dwoma laty, Boris Tadić dotarł do punktu, w którym powiedział, że jakiekolwiek rozmowy o wejściu Serbii do NATO należą do odległej przyszłości. Tak więc to, co teraz mówi Aleksandar Vučić, jest cytatem odziedziczonym. Jeszcze nie odpowiedzieliśmy na pytanie, jak to się stało, że od gorliwego poparcia dla integracji euroatlantyckiej doszliśmy do tego, że nasze członkostwo w NATO stało się kwestią dalekiej przyszłości. Co by nie mówić, dzisiejsza narracja Vučicia w kwestii NATO ma większy wymiar wewnętrzny, niż przekaz czy to dla Waszyngtonu, czy to Brukseli, czy to Moskwy.

Omer Karabeg: Na ile Rosji naprawdę zależy, aby Serbia nie weszła do NATO? Czy prawdziwe są spekulacje, że Serbia jest narzędziem Rosji w jej wysiłku, aby zapobiec rozszerzaniu się Paktu Północnoatlantyckiego?


Filip Ejdus: Trzeba wziąć pod uwagę, że niemal we wszystkich rosyjskich dokumentach strategicznych rozszerzenie paktu NATO zdefiniowano jako zagrożenie bezpieczeństwa rosyjskich interesów narodowych, ekonomicznych i politycznych. Przede wszystkim dotyczy to obszaru postsowieckiego, ale również i części Europy, w których NATO ma ambicję się rozszerzać. Dlatego Rosja sprzeciwia się rozszerzeniu NATO na wszystkich tych terenach, gdzie może tylko osiągnąć sukces, a na Bałkanach należy do nich jedynie Serbia. Jednocześnie nie powinno się tracić z uwagi faktu, iż Serbia i Bałkany w każdym aspekcie, może za wyjątkiem energetycznego, dla rosyjskich interesów mają drugorzędne znaczenie polityczne. Z tego powodu nie sądzę, aby Serbia mogła być traktowana jako pewne narzędzie Rosji w jej dążeniach do zatrzymania rozszerzania NATO. Rosja czyni, co może, a to znaczy, że będzie popierać stanowisko Serbii, że nie wejdzie do NATO, tak długo, jak tylko będzie ono aktualne. Jednocześnie nie uważam, że w przypadku, gdyby Serbia zmieniła swoją orientacje strategiczną i zwróciła się w stronę NATO, koniecznie musiałoby to znacznie pogorszyć relacje pomiędzy Belgradem i Moskwą.

Boško Jakšić: Nie ma wątpliwości, że istnieje wielka różnica pomiędzy specyficznym ciążeniem Serbii a krajów, jakimi są, na przykład, Ukraina czy Gruzja, które graniczą z Rosją, przez co jest ona żywotnie zainteresowana, aby NATO nie weszło na te obszary. Rosja wykorzystuje Serbię, aby wysyłała sygnały, że wzmacnia retorykę, aby w razie potrzeby używała słów kalibru 155 mm, ale w istocie sprawy wyglądają inaczej. Weźmy na przykład Czarnogórę. Rosja, która tak czy inaczej jest obecna w Czarnogórze, nie miała nic przeciwko, kiedy ta zdecydowała o przystąpieniu do NATO. W ten sposób temat wraca na nasze podwórko. Myślę, że tutaj wyolbrzymia się strach z powodu możliwej reakcji Rosji na naszą decyzję o wejściu do NATO. Nasi politycy ciągle ze strachem pytają się, co powie Rosja, jeśli zechcemy lub też pomyślimy o tym, aby przyłączyć się do zachodniego sojuszu, chociaż ten strach nie jest rzeczywisty, ponieważ i Bułgaria, i Rumunia, i Polska są członkami NATO, a są o wiele bliżej granic Rosji. Tak więc nie ma podstaw, żeby się bać. Jednocześnie bardzo łatwo jest zastraszyć naszych polityków i Rosja bardzo sprawnie z tego korzysta.

Omer Karabeg: I na koniec, czy to teraźniejsze zbliżanie się do Rosji jest ruchem taktycznym, czy mamy do czynienia ze strategią długoterminową?


Boško Jakšić: Chciałbym wierzyć, że chodzi o przemyślaną politykę ochrony interesów Serbii. Wszystko zależy od tego, jak będzie prowadzona ta tak bardzo delikatna polityka. Jest to wielkie wyzwanie dla tego rządu, a w szczególności jego dyplomacji, co do której nie jestem szczególnie przekonany, iż może skutecznie mierzyć się z tym wyzwaniem. Lękam się również emocjonalnego komponentu serbskiej polityki, która jest w tym momencie całkowicie po stronie Rosji, a jest to coś, co tak w długiej, jak i w krótkiej perspektywie jest czymś złym.

Filip Ejdus: Nie wiem, czy chodzi o taktykę, czy o strategię. Jeśli naprawdę chodzi o jakieś taktyczne balansowanie i manewrowaniu, uważam je za bardzo niebezpieczne, ponieważ łatwo może odnieść odwrotny skutek. Unia Europejska w tej chwili przeżywa największy od swego założenia kryzys i niewiele jej będzie trzeba, aby znalazła wymówkę na długoterminowe odłożenie europejskich nadziei Serbii. Tym samym taktyczne zbliżanie się do Rosji przeobraziłoby się w geopolityczną pułapkę, którą sami na siebie zastawiliśmy. Serbia nie jest Jugosławią, a dwubiegunowy świat już od dawna nie istnieje, tak więc wszystkie analogie z polityką Tity są błędne i niebezpieczne – i mogą sprowadzić Serbię na manowce.

Źródło: Radio Slobodna Evropa

Tłum. Jakub Kupracz

[link=http://www.slobodnaevropa.org/content/zasto-je-beogradu-moskva-postala-bliza-od-brisela-i-vasingtona/24702268.html]

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply