Churchill był romantykiem, ale także realistą. Kiedy zajmował stanowisko ministra wojny w 1919 r. wierzył w konieczność wmieszania się aliantów w rosyjską wojnę domową, zaopatrywał białych w broń i oficjalnie głosił, że bolszewizm “trzeba zadusić póki leży w kołysce”. Teraz znalazł się w jednym szeregu ze Stalinem, mając naprzeciwko wspólnego wroga – Hitlera. “Gdyby Hitler najechał piekło, postarałby się przynajmniej wypowiadać ciepło o diable”- stwierdził.

Biografia Waltera H. Thompsona pióra Toma Hickmana oparta na jego pamiętnikach i wydana przez „Replikę” jest lekturą fascynującą. Opowiada ona o człowieku, który formalnie nigdy nie istniał. Ochroniarze największych osób w państwie, znający ich wszystkie tajemnice, byli zawsze osobami, które dla opinii publicznej miały pozostać anonimowi. To, że fakt jego istnienia dotarł do opinii publicznej było możliwe przede wszystkim z tego, że od śmierci głównego bohatera książki minęło już 50 lat i pewne rzeczy można już ujawnić. Tym głównym bohaterem jest oczywiście brytyjski premier, którego ochroniarzem był Walter Thompson, urodzony w londyńskiej dzielnicy East End w 1890 r. Miał dwanaścioro rodzeństwa. I wojnę światową spędził na tropieniu szpiegów wrogich wywiadów. Później przez kilka lat pełnił funkcję ochroniarza Lloyda George’a , by w końcu zostać członkiem osobistej ochrony Winstona Churchilla. Przeszedł na emeryturę w 1936 r., by po wybuchu wojny ponownie wrócić do służby u boku brytyjskiego premiera. Jego chronienie nie było łatwym zadaniem. Nie tylko ze względu na fakt, że dopaść go chciało wielu wrogów. Churchill był osobą trudną do chronienia ze względu na swoje osobiste cechy: brawurę i lekkomyślność. Brytyjski przywódca czasów wojny nie bał się żadnych zagrożeń, a niektóre wręcz sam powodował. Uwielbiał bowiem szybką jazdę samochodem, w trakcie której jego kierowca łamał wszystkie przepisy. W czasie nalotów niemieckich na Londyn bardzo niechętnie schodził do schronu, demonstrując brawurę ku przerażeniu pracowników. Zdarzało się, że gdy nalot zastał go w swojej rezydencji przy Downing Strret 10 podczas spożywania kolacji, kazał personelowi kuchennemu zejść do schronu w ogrodzie, a sam wrócił do stołu mimo, że w opinii ochrony jego siedziba stanowiła „śmiertelną pułapkę”. Wyjątek zrobił raz, gdy jadł kolację z królem Jerzym. Długo jednak w schronie nie wysiedział. Po kilku minutach wyszedł na zewnątrz tłumacząc monarsze, że musi „zobaczyć, jak stoją sprawy.’’

Takich sytuacji, pokazujących żywego brytyjskiego premiera na stronicach książki czytelnik znajdzie sporo. Jest to praktycznie jedyna publikacja, pokazująca Churchilla prywatnie. Z jej lektury dowiadujemy się np., że jak przystało na rasowego konserwatystę, II wojna światowa nie skłoniła go do zmiany stylu i modelu pracy. Po prostu pracował jeszcze więcej. Dzień, jak pisze Tim Hickman:” zaczynał od przeczytania w łóżku gazety, po czym jadł śniadanie, „będące dla premiera głównym posiłkiem w ciągu dnia.(…) [Jadł] szynkę, bekon lub wołowinę (jeśli w domu było mięso) lub zimnego kurczaka, górę tostów z dżemem bądź galaretkę i herbatę. Uwielbiał też zjadać solidnych rozmiarów płastugi”. Potem, wciąż spoczywając na poduszkach i mając na sobie jeden z wielobarwnych, pikowanych szlafroków „z dwoma długimi kawałkami pianki pod ramionami opartymi o duży nocny stolik, zapalał pierwsze tego dnia cygaro i brał się do pracy”. Churchill nie zaciągał się, a jego cygara wciąż gasły. Zdarzało się, że „żuł je przez godzinę, nim spostrzegał , że ogień dawno zgasł. Nie palił dużo, około ośmiu dziennie, każde z nich zapalając średnio po siedem razy.

Przejrzawszy zawartość swojego służbowego neseseru. Churchill brał się za dyktowanie depesz i komunikatów, wiadomości, uwag, rozkazów i żądań. Jego sekretarki na zmianę zapisywały wyrzucane przez niego słowa, pracując w zawrotnym tempie na cichych maszynach do pisania, w nogach premierowskiego łóżka. Jeśli przychodzili ważni goście, to zapraszał ich do środka, często nie przerywając przy tej okazji dyktowania. Mimo, że kierował całym wysiłkiem wojennym, to żadna sprawa nie była na tyle drobna, by uznał ją za niewartą swojej uwagi (napisał chociażby notatkę dla ministra robót publicznych w celu upewnienia się, czy Aneks wyposażono w dostatecznie jasne świece na wypadek awarii zasilania). Około godziny pierwszej wstawał, by wziąć kąpiel. Czasami nawet wtedy nie przestawał dyktować, choć robił to zza uchylonych drzwi. Potem „płukał gardło, nawilżał nos (…), golił się maszynką elektryczną” i ubierał. Walter tymczasem wciąż nie mógł się nadziwić, „że człowiek jego postury był w stanie wykonać te wszystkie czynności tak szybko”.

Następnie premier przystępował do pracy, nie lekceważąc żadnej sprawy. Później po zjedzeniu lunchu udawał się do swojego gabinetu, gdzie pozostawał do późnego wieczora. Po wstaniu brał drugą kąpiel, a następnie jadł obiad, pijąc do niego butelkę szampana, który uważał za „środek czysto leczniczy”. Później znów zaczynał dzień pracy, narzucając współpracownikom, a zwłaszcza sekretarkom mordercze tempo. Sekretarki ledwie je wytrzymywały i często nie były w stanie nadążyć za „staruszkiem”. Churchill był przynajmniej o piętnaście, a w niektórych przypadkach o trzydzieści lat starszy od swych współpracowników, a mimo to ich wykańczał: ”wszystkich wokół siebie: swoje sekretarki, prywatnych sekretarzy, adiutanta, komandora porucznika Charlesa Thompsona (niespokrewnionego z Walterem), pozostałych asystentów i szefów sztabu. (Pound regularnie przysypiał na spotkaniach). W sytuacji, gdy wszyscy przebywali w Aneksie, dowolną osobę można było obudzić w środku nocy, by pomogła przy jakimś projekcie albo zabrała się za jakąś kompletnie nową sprawę. Takie przypadki zdarzały się Frederickowi Lidermannowi, który wyjaśniał Churchillowi wszelakie zawiłości techniczne , oraz generałowi Ismayowi. Ten drugi zapisał później: ”Przez całą wojnę ci, znajdujący się najbliżej Churchilla, musieli wytrzymywać przy pięciu godzinach” snu na dobę. Walter, odprowadzający Staruszka do sypialni , kiedy ten wreszcie się kładł, nie mógł liczyć nawet na tyle.”

Z lektury omawianej książki możemy dowiedzieć się o reakcjach Churchilla na bieżące wydarzenia wojenne, a także o wielu minusach jego wizyt politycznych m.in. w Teheranie, w Moskwie i Waszyngtonie, Jałcie itp. Bardzo celnie autor książki oddał też filozofię polityczną Churchilla pisząc: ”Churchill był romantykiem, ale także realistą. Kiedy zajmował stanowisko ministra wojny w 1919 r. wierzył w konieczność wmieszania się aliantów w rosyjską wojnę domową, zaopatrywał białych w broń i oficjalnie głosił, że „bolszewizm „trzeba zadusić póki leży w kołysce”. Teraz znalazł się w jednym szeregu ze Stalinem, mając naprzeciwko wspólnego wroga – Hitlera. „Gdyby Hitler najechał piekło, postarałby się przynajmniej wypowiadać ciepło o diable”- stwierdził”.

Z lektury „Ochroniarza Churchilla” poznajemy też zupełnie nieznane kłopoty zdrowotne brytyjskiego premiera, które omal nie doprowadziły do jego śmierci. Autor podkreśla też, że z ogromnym heroizmem znosił on wszelkie dolegliwości, starając się jak najszybciej wracać do obowiązków. Pisze m.in.: ”Przez całe życie Churchill łatwo łapał choroby. Jeszcze zanim skończył dwanaście lat dwukrotnie przebył zapalenie płuc. W latach 20. cierpiał na ostre zapalenie wyrostka robaczkowego, a w latach 30., podczas wycieczki po niemieckich polach bitewnych, odbywanej w ramach prac nad książką „Marlborough”, wylądował w sanatorium w Saltzburgu z durem rzekomym. Ciągle łapał przeziębienia i uskarżał się na niestrawność oraz problemy skórne. Zarazem miał jednak końską wytrzymałość, która także tym razem przyszła mu na ratunek. Ku zaskoczeniu wszystkich, zdołał zwalczyć chorobę. Po paru dniach znowu był sobą – sprawiającym problemy pacjentem, odmawiającym do stosowania się do zdrowej diety ustalonej przez osobistego, wojskowego dietetyka Eisenhowera. Zamiast tego domagał się dobrego, angielskiego jedzenia (kucharz został przysłany z Renown stającego w porcie na Gibraltarze). Poza tym oczywiście siedział cały dzień w łóżku, pracując i układając plany desantu pod Anzio (który uzgodniono w Teheranie). Operacja miała przełamać impas panujący na froncie włoskim. Piętnaście dywizji feldmarszałka Kesselringa okopało się na południe od Rzymu. Alianckie natarcie zostało zatrzymane naprzeciw niemieckich linii z górującym nad nimi benedyktyńskim klasztorem na Monte Cassino”.

Reasumując stwierdzić trzeba, że książka „Ochroniarz Churchilla” jest godna polecenia. Powinna się znaleźć w zbiorach wszystkich interesujących się najnowszą historią Wielkiej Brytanii a osobą sir Winstona w szczególności.

Marek A. Koprowski

Tom Hickman, Ochroniarz Churchilla. Biografia Waltyera H. Thompsona oparta na jego pamiętnikach, tłumaczył Kamil Janicki. Wydawnictwo „Replika”, Zakrzewo 2011, s. 364, c. 34,90 zł.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply