Byli, są. Czy będą…?

Teresa Siedlar – Kołyszko od lat podróżuje po wschodnich terenach dawnej Rzeczypospolitej, odwiedzając skupiska Polaków. Odwiedza obecną Litwę, Białoruś, Ukrainę, docierając nawet do Mołdawii. Odszukuje również miejsca, w których dziś trudno już znaleźć ślady polskości.

Autorka pochodzi z Krakowa, lecz z dumą podkreśla sentyment do Kresów i znajomości z rodowitymi Kresowiakami działającymi na rzecz podtrzymania polskości, zarówno tam, jak i po zachodniej stronie granicy. Swoje uczucia do Kresów tłumaczy m.in. słowami: ” To tu, w obcym dziś kraju, zdajemy sobie szczególnie sprawę z wielkości Rzeczypospolitej, czujemy się autentycznie Polakami związanymi z naszą przeszłością, naszą historią i naszą kulturą, która te wszystkie cuda przez wieki Tam budowała.”

Śladami królewskiej Rzeczypospolitej

Książka ” Byli, są. Czy będą…” jest zbiorem reportaży z jej podróży po dawnych Kresach Wschodnich, napisanych w latach 2001-2006.

W reportażach Teresy Siedlar – Kołyszko widać ogromny sentyment do przeszłości – zarówno tej najbliższej – przedwojennej, jak i do czasów, jak to sama określa – królewskiej Rzeczypospolitej. Autorka podąża śladami wielkich Polaków, pisarzy i poetów, co może wydawać się szczególnie interesujące. Co dzisiaj znajduje się w rodzinnych stronach Mickiewicza, Zofii Kossak – Szczuckiej czy Elizy Orzeszkowej? Jak wygląda Waładynka, nad którą Bohun ukrył kniaziównę, a jak Raszków – dawna rycerska stanica?

Każdy rozdział jest osobną opowieścią o konkretnym miejscu. Autorka zazwyczaj rozpoczyna go od spotkania z księdzem, rozmowy na temat dziejów parafii, miejscowości. Interesują ją nie tylko kwestie polityczne, stara się również zorientować w obecnej sytuacji ludności, w ich obyczajach, pracy. Odwiedza zabytki, czy też to, co z nich pozostało, śledzi rozwój polskich organizacji, szkół, kościołów.

Charakterystyczną cechą książki jest forma, w jakiej autorka przedstawia każdą miejscowość. Właściwie są to dosłownie przytoczone rozmowy z tubylcami, podsumowane tylko refleksjami autorki. Taka forma może wydawać się trudna w odbiorze dla czytelników, którzy nie znają tamtych realiów, także ze względu na specyficzną mowę ludzi zamieszkujących obecnie tereny dawnych Kresów. Liczne rusycyzmy i miejscowe określenia mogą sprawiać kłopot. Ma to jednak pewien urok i pozwala lepiej wczuć się w sytuacje, wyczuć atmosferę tamtych miejsc. Wszystko to sprawia, że prawie słyszy się tę śpiewną kresową mowę.

Powroty do domu

” Byli są. Czy będą..” – już sam tytuł wyraża troskę autorki o Polaków żyjących na dawnych Kresach. Historie tych rodzin to ciągłe powstania, wojny ,wywózki na Sybir i do Kazachstanu – i zawsze, za wszelką cenę, powroty do domu. Największego spustoszenia dokonał tu jednak komunizm – wiele zabytków z czasów I Rzeczypospolitej przetrwało zabory, powstania i wojny, by w efekcie zostać bestialsko zniszczone przez “wyzwolicieli”. Większość Polaków została wywieziona z rodzinnych miejscowości, a ci którzy pozostali przeszli prawdziwe piekło. Kościoły były celowo niszczone, hańbione, często zakazywano wszelkich obrzędów religijnych, obchodzenia świąt i przyjmowania Sakramentów Św. Za polski język i wychowanie można było nawet trafić do więzienia. Dlatego historie mieszkańców tych ziem są obrazem wielu tragedii. Niektórzy z nich zdążyli już zapomnieć ojczystego języka, przywykli do tego, że o pewnych rzeczach się nie mówi, nie wspomina, gdyż może to być niebezpieczne…

Często księża, z którymi spotyka się autorka przyznają, że w najgorszej kondycji jest pokolenie średnie – to które samo nie pamięta przedwojennych, polskich czasów, a wychowywało się już w sowieckiej rzeczywistości. Szansą są młodzi, którzy mogą już swobodnie mówić po polsku, często mają możliwość uczęszczania do polskiej szkoły, dającej szanse na studia w Polsce. Ciągle jednak brakuje funduszy na odbudowę szkół, brakuje nauczycieli języka polskiego i historii. W wielu miejscach problemem jest również nadal nieprzyjazna postawa lokalnych władz.

Autorka dużo uwagi poświęca kwestii polskiego Kościoła. Wiara i przywiązanie do niego, mimo prześladowań, były spoiwami łączącymi Polaków w tych trudnych czasach. W latach 90-tych wiele kościołów odbudowano – ogromnym wysiłkiem parafian i ofiarnych księży. Język polski był tam obecny zawsze: modlono się po polsku, często nawet nie posługując się tym językiem na co dzień. To po polsku babcie i matki uczyły dzieci modlitw, śpiewały stare polskie pieśni maryjne i kolędy – przetrwał on właśnie jako język święty. Polskie modlitewniki pochodzące jeszcze z XIX wieku były przechowywane w rodzinach z największą czcią. A teraz? Niestety, często nowi księża nie znając i nie rozumiejąc miejscowych potrzeb, narzucają w Kościele język ukraiński czy białoruski kosztem języka polskiego, co wzbudza zrozumiałe emocje i oburzenie wśród parafian.

Autorka opisuje też wiele naprawdę budujących przypadków ludzi, którzy swoją ofiarną pracą dają wspaniały przykład innym. Są wśród nich duchowni i ludzie świeccy, którzy razem pracują dla wspólnego dobra, angażują się w życie społeczne i potrafią zachować harmonię z innymi mieszkańcami. Instytucjami, które pielęgnują polskość na Kresach są Domy Polskie, szkoły, ale też liczne zespoły artystyczne oraz – co bardzo ważne – harcerstwo polskie.

Książka ta bez wątpienia porusza kwestie, które powinny być szeroko znane. Autorka z zaangażowaniem i odwagą ukazuje zarówno te dobre jak i złe strony zmian, które w ostatnim dwudziestoleciu zaszły za naszą wschodnią granicą.

Czy może ona dotrzeć do szerokiego grona odbiorców? Wydaje się to wątpliwe, ponieważ tematyka jest trudna i bez odpowiedniej wiedzy historycznej zapewne może być niezrozumiała. Niestety polskość, o którą z takim poświęceniem zabiegają nasi rodacy na dawnych Kresach, w naszej bezpiecznej rzeczywistości wielu, zwłaszcza młodym ludziom, wydawać się może nieco śmieszna i zbyt patetyczna.

Magda Arsenicz

Teresa Siedlar – Kołyszko, “Byli, są. Czy będą…?”, Oficyna Wydawnicza Impuls, Kraków 2006, s. 462.

4 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. parnikoza
    parnikoza :

    “Niestety, często nowi księża nie znając i nie rozumiejąc miejscowych potrzeb, narzucają w Kościele język ukraiński czy białoruski kosztem języka polskiego, co wzbudza zrozumiałe emocje i oburzenie wśród parafian”. A jak wtedy kosciol katolicky odzyska wiernych spomiezy ukraincow i bialorusinow? Na terenach Bialorusi wielu bialorusinow zwlasza moich znajomych ida do kosciola po jezyk Bialoruski. W odroznenju od Ukariany tutaj duzo katolikow bialorusinow.
    Potrzebny kompromis i pojdnanje jzykow zeby kozny czul sie jak w domu i zeby sie ludi jezykow jeden jednego nauczaly)
    I naglownejesze jest stawic kres na sprzecznosciach, szukac caly czas wspolniego)

    • lipinski
      lipinski :

      Pełna zgoda, ale dziś zwłaszcza w diecezjach na środkowej Ukrainie coraz trudniej o “kompromis i pojednanie języków”. Kościół powszechny znaczy dziś co raz częściej kościół ukraiński. Język polski wbrew życzeniu większości wiernych jest marginalizowany i rugowany z murów świątyń. Pisaliśmy o tym na przykładzie Połonnego, ale Połonne nie jest odosobnionym przypadkiem. To raczej wierzchołek góry lodowej.

    • hetmanski
      hetmanski :

      Witam Pana P .Parnikoza Całkowicie się z Panem zgadzam pod jednym drobnym wyjątkiem ta wspólnota musi się wcześniej czy póżniej nazywać RZECZPOSPOLITA .Jak Pan wie Białoruś to wymysł stalina i trzeba go naprawić.Potrzebny kompromis i pojdnanje jzykow zeby kozny czul sie jak w domu i zeby sie ludi jezykow jeden jednego nauczaly)
      I naglownejesze jest stawic kres na sprzecznosciach, szukac caly czas wspolniego) i tak było w II RZECZPOSPOLITEJ i tak kiedyś będzie.

    • jumanyga
      jumanyga :

      Wy się sami nauczycie z czasem języka Polskiego… Przypomina się relacja kobiety z IIWŚ kiedy to we wrześniu zaopatrywała się w żywność od okolicznego Białorusina który ani jednego słowa po polsku nie umiał. Wybuchła wojna, przyszły chachłaki, mijają dni a Białorusina nie ma z żywnością. Pod koniec miesiąca przychodzi do niej z żywnością, handlują i mówi idealną polszczyzną. Ona w zdumieniu pyta się, jak to przecież nie znał Polskiego a on odpowiedział: “Wy Polacy próbowaliście mnie nauczyć j. polskiego przez 40 lat, sowieci nauczyli mnie polskiego w 2 tygodnie.” 🙂

      A co do kościołów na Ukrainie to w TV było o takiej staruszce bez dłoni (nie pamiętam czy to wypadek, czy bolszewicy czy ukraińcy…). Całe życie służy i pomaga w parafii, i było coś że przychodzi nowy ksiądz i stara się wprowadzić język ukraiński do kościoła… 100% zrozumiałe oburzenie. Chyba w cerkwiach msze w IIRP nie były po Polsku…