7 kwietnia 2010 roku, ujawniając swoje pojmowanie przyczyn zbrodni katyńskiej, prezydent W.W. Putin przyznał się: “Wstyd mi, nie wiedziałem, że, jak się okazało, w 1920 roku przywódcą operacji wojskowej w konflikcie sowiecko-polskim był Stalin we własnej osobie… A wtedy, jak wiadomo, Armia Czerwona poniosła klęskę, do niewoli było wziętych wielu czerwonoarmistów?”

Prezydent Federacji Rosyjskiej W. W. Putin nalega, by nie można było interpretować w dwuznaczny sposób podręczników do historii. Przypuśćmy, że W. W. Putin interpretuje swoją wypowiedź jako patriotyczną, niosącą ogromny pożytek dla młodzieży i miłej Ojczyzny. Ale można zinterpretować ją także inaczej: jako kolejną próbę wykiwania współobywateli dla zachowania swojej pozycji.

7 kwietnia 2010 roku, ujawniając swoje pojmowanie przyczyn zbrodni katyńskiej, prezydent W.W. Putin przyznał się: „Wstyd mi, nie wiedziałem, że, jak się okazało, w 1920 roku przywódcą operacji wojskowej w konflikcie sowiecko-polskim był Stalin we własnej osobie… A wtedy, jak wiadomo, Armia Czerwona poniosła klęskę, do niewoli było wziętych wielu czerwonoarmistów…”

Wstyd mu, nie wiedział. Chociaż,„jak wiadomo, Armia Czerwona…”Wybaczcie, ale komu „wiadomo”, jeżeli nawet prezydent (a do tego czekista) nie orientuje się w tym? Czy ta „haniebna niewiedza” nie jest związana z jedynie słuszną interpretacją historii zawartą w radzieckich podręcznika, z których byliśmy uczeni? Jest to osobliwy przykład tego, jak budowano radziecką kulturę niewiedzy.

Na początku lata 1920 roku Armia Czerwona wypierała “polskich okupantów” z terytorium Ukrainy i Białorusi. Pojawiło się pytanie, co robić dalej: wzmocnić natarcie na Warszawę czy zatrzymać się na linii Curzona zaproponowanej przez Anglików w nocie z dnia 11 lipca 1920 roku?

Przewodniczący Rewolucyjnej Rady Wojennej Republiki, Trocki, lepiej od innych orientował się w jakim stanie była faktycznie Armia Czerwona i dlatego nalegał na zawarcie pokoju, by zachować status zwycięzcy: „Po kolosalnym napięciu, które pozwoliło IV armii w pięć tygodni przejść 650 kilometrów, mogła ona poruszać się naprzód już tylko siłą inercji. Wszyscy byli bardzo nerwowi i łatwo było o wybuch. Wystarczyłby jeden mocny wstrząs, żeby wzburzyć nasz front i przekształcić całkowicie niebywały i wyjątkowy… zryw do walki w katastrofalny odwrót”– napisał Trocki w swoich pamiętnikach.

Tak czy owak, Politbiuro, biorąc pod uwagę bojowy nastrój tow. Stalina, zagłosowało za wojną. Notę Curzona odrzucono. Zachodni front, pod rozkazami Tuchaczewskiego i Unszlichta, ruszył na Warszawę a południowo-zachodni, dowodzony przez Jegorowa oraz Stalina, skierował się na Lwów. W tym momencie trzeba było działać jak najszybciej. Nota Anglików nie tylko wzywała do rozejmu, ale i niedwuznacznie groziła wsparciem dla Polski „wszystkimi możliwymi środkami”, gdyby bolszewicy kontynuowali natarcie. Warszawę trzeba było zająć niezwłocznie, dopóki nie nadciągnęły „wszystkie możliwe środki”.

Rewolucyjna Rada Wojenna oraz Politbiuro próbowały skierować skoncentrowane siły w kierunku głównego uderzenia. Stalinowi nie podobała się idea „marszu na Warszawę”, nazywał ją samochwalstwem i stale dawał do zrozumieć Leninowi, że kierować się trzeba by w stronę Lwowa (oraz Krymu), gdzie mądre oraz doświadczone dowództwo południowo-zachodniego frontu nieugięcie przybliżało się do zwycięstwa.

13 lipca 1920 roku członek Rewolucyjnej Rady Wojennej południowo-zachodniego frontu, tow. Stalin, w telegramie do W. I. Lenina, w odpowiedzi na zapytanie o stosunek do noty Curzona, zapowiedział: „Polskie armie rozsypują się całkowicie, Polacy stracili łączność, dowództwo… Polacy przeżywają upadek, z którego szybko się nie podniosą… Myślę, że imperializm nigdy nie był tak słabły jak teraz, w momencie porażki Polski, a my nigdy nie byliśmy tak silni, jak teraz (…)”.

24 lipca Stalin pałał jeszcze większym optymizmem: „Teraz, kiedy mamy Komintern, podbitą Polskę i nielichą Armię Czerwoną, kiedy, z drugiej strony, Ententa osiąga chwilę wytchnienia na korzyść Polski… – w takim momencie i mając takie perspektywy grzechem by było nie popierać rewolucji we Włoszech (…). (…) trzeba postawić pytanie o organizację powstania w Włoszech i w takich nieokrzepłych państwach jak Węgry, Czechy (Rumunię będzie trzeba podzielić)”.

Czyli Polska, w jego rozumieniu, była już zwyciężona. Tow. Stalin powiadomił tow. Lenina, że zamierza zająć Lwów do 30 lipca. A dalej już widać było Włochy i w drodze do nich okrzepłe wschodniosłowiańskie państewka. Które trzeba rozgromić.

Jednakże nie minęły nawet dwa tygodnie, kiedy kolejny telegram od tow. Lenina, z dnia 3 sierpnia 1920 roku, wywołał drastyczną zmianę nastroju u tow. Stalina. Lwów nadal nie był zajęty. Zwyciężona Polska zaczynała się mścić. Wrangel na Krymie odpierał kolejne ataki. Tow. Stalin nagle poczuł nagromadzone zmęczenie i zasygnalizował, że winni przerwania frontu są Trocki oraz Kamieniew – złośliwe dokonywali sabotażu, nie dawali rezerw. I w ogóle, troszczyli się o wiele bardziej o Tuchaczewskiego…

Nietrudno było zrozumieć logikę najwyższego kierownictwa: potrzebna była Warszawa. Stalin ugrzązł pod Lwowem, obiecawszy szybkie sukcesy, teraz tylko siedział i wyczekiwał. Południowo-zachodni front cofał się przed Wranglem.

Stalinowi to stanowczo się nie podobało. Tak samo jak nie podobała się koncepcja wydzielenia z południowo-zachodniego frontu oddzielnego frontu krymskiego skierowanego przeciw Wranglowi. Bo któremu naczelnikowi mogła się spodobać się idea ograniczenia jego uprawnień? W telegramach do Lenina Stalin protestował przeciwko uwidaczniającym się na początku sierpnia „nastrojom w Komitecie Centralnym skłaniającym do zawarcia pokoju z Polską”.Co więcej, Stalin sprzeciwiał się skupieniu sił na kwestii zdobycia Warszawy. Widocznie, popierał on koncentrację sił tylko tam, gdzie dowodzi on sam.

Dyrektywy głównodowodzącego o przeniesieniu wojsk spod Lwowa pod dowództwo Tuchaczewskiego zaczynały dziwnym sposobem spóźniać się. W tym czasie Stalin wydał Budionnemu i Woroszyłowi rozkaz przyśpieszenia operacji zajęcia Lwowa.

13 sierpnia 1920 roku, w telegramie skierowanym do głównodowodzącego Kamieniewa, Stalin wprost oświadczył, że odmawia podporządkowania się jego dyrektywie o przerzucie wojsk pod Warszawę.

Jego zachowanie bardzo pomogło Piłsudskiemu, który, przekonawszy się, że bolszewicy nie są w stanie zdobyć Lwowa, ściągnął stamtąd znaczną część swoich wojsk i 16 sierpnia osobiście poprowadził ich do boju. Polskie dowództwo zdołało zrobić to, czego radzieckie nie było w stanie: szybko przerzuciło siły z południa i zmobilizowało je na głównym froncie.

W rezultacie w polskiej niewoli znalazło się, według różnych szacunków, od 60 tysięcy do 120 tysięcy czerwonoarmistów. Dodatkowo około 40 tysięcy żołnierzy, którzy atakowali Warszawę od północy, zbiegło do Wschodnich Prus, gdzie byli internowani. Była to najboleśniejsza porażka Armii Czerwonej na frontach wojny domowej.

Od tego momentu strategiczno-wojskowy geniusz tow. Stalina zaczął znikać a jego znaczenie w Politbiurze znacząco zmniejszało się. Ostatnie spojrzenie na wyniki polskiej kampanii i na swoją rolę w niej zawarł on w oświadczeniu z dnia 23 września 1920 roku: „Oświadczenie t. Trockiego o tym, że przedstawiałem w jasnych barwach sytuację na naszych frontach, nie odpowiada rzeczywistości. Byłem, zdaje się, jedynym członkiem KC, który… otwarcie na piśmie ostrzegał towarzyszy przed niedocenianiem polskich sił… Jeśli dowództwo uprzedziłoby KC o rzeczywistej sytuacji na froncie, KC, niewątpliwie, zrezygnowałoby czasowo z wojny ofensywnej”.

To napisał człowiek, który dopiero co oburzał się przeciwko „nastrojom w Komitecie Centralnym skłaniającym do zawarcia pokoju z Polską”. Oto jak interesująca jest jego interpretacja historii.

Kto w świetle kampanii polskiej wypadł gorzej albo lepiej – Lenin, Stalin, Trocki, Kamieniew czy Tuchaczewski – niech decydują historycy i wojskowi. Szczerze mówiąc, najlepiej wtedy zaprezentował się Piłsudski, czy wam się to podoba, czy nie. Zgodnie z traktatem ryskim z 1921 roku, granica pomiędzy ZSSR i Polską była przesunięta dużo bardziej na wschód od linii Curzona, w wyniku czego Rosja utraciła sporo ziem na korzyć Polski.

Od wojny polskiej minęło 9 lat. Nieustannymi wysiłkami tow. Stalin ponownie umocnił swoją pozycję. Kogoś z konkurentów rozstrzelał, kogoś wsadził za kratki. I oto, w 1929 roku, natchniony pisarz Klim Woroszyłow stworzył jubileuszowy artykuł „Stalin i Armia Czerwona”. Jednakże pozwolił on sobie na niedopuszczalny błąd w interpretacji wojny domowej. W tym kampanii polskiej. „U I. W. Stalina błędów było mniej, niż u innych”.

Dzięki Bogu, tow. Stalin, pomimo przeładowania obowiązkami, znalazł czas przejrzeć i osobiście zredagować rękopis. „Klim! Błędów nie było. Trzeba usunąć ten akapit”– cierpliwie wyjaśnił na marginesie tekstu Woroszyłowa.

Oto teraz wszystko stało się właściwe! Od tamtej pory z radzieckiej historiografii jak gdyby zniknął urywek 1920 roku, kiedy tow. Stalin i jego przyjaciele, nie dopuściwszy się ani jednego błędu, przegrali kompanię z Piłsudskim. Ciekawie byłoby prześledzić, jak potem ten fragment stopniowo wracał z niebytu – ale już z nowym „nadzieniem”.

W oficjalnej biografii I. W. Stalina, napisanej w 1946 roku, odpowiadający tym wydarzeniom fragment wygląda tak: „W czasie wojny domowej Komitet Centralny partii oraz osobiście Lenin wysyłali Stalina na najbardziej najniebezpieczniejsze i istotne dla rewolucji fronty. (…) Tam, gdzie w wyniku szeregu przyczyn rodziło się śmiertelne niebezpieczeństwo dla Armii Czerwonej, gdzie przesuwanie się naprzód armii kontrrewolucyjnej zagrażało istnieniu samej władzy radzieckiej, tam wysyłano Stalina. Tam, «gdzie niepokój i panika mogły w każdej minucie przekształcić się w bezradność, w katastrofę – tam pojawiał się towarzysz Stalin»”.

Zwróćcie uwagę: na końcu zostaje zacytowany artykuł K. J. Woroszyłowa „Stalin i Armia Czerwona”. Czyli zdążył on już stać się kanonicznym (i praktycznie jedynym dostępnym w ZSSR) źródłem historycznym. Jedną stronę dalej proces interpretacji tej historii zostaje zakończony z całkowicie partyjną szczerością: „Stalin kierował decydującymi operacjami wojskowymi… Na zachodzie przeciwko wielkopańskiej Polsce a na południu przeciwko Wranglowi – wszędzie żelazna wola i strategiczny geniusz Stalina zapewniały zwycięstwo rewolucji… Z imieniem Stalina związane są najsłynniejsze zwycięstwa naszej Armii Czerwonej”.

Czyli Piłsudskiego w 1920 roku mimo wszystko Stalin pokonał. Co charakterystyczne, sam. Nie razem z Jegorowem, dowódcą południowo-zachodniego frontu, ani z konkurującym Tuchaczewskim, ani tym bardziej z Kamieniewem czy z Trockim. Do 1947 roku ci wszyscy wrogowie narodu już dawno zostali zmiecieni z powierzchni ziemi. Wyobrażacie sobie, jak czuł się tow. Stalin, samotnie wykuwając zwycięstwa Armii Czerwonej i radzieckiego narodu w otoczeniu zdrajców i łotrów? Ale on jednak tego dokonał. Bowiem to był Stalin. Gigant! W szczególności, jego zwycięstwo nad wielkopańską Polską w 1920 roku jest oczywistym faktem historycznym dla milionów radzieckich ludzi. I jak tu prezydent W. W. Putin miał się nie pogubić.

System pracuje zadziwiająco wzorcowo. Z jego pomocą, dosłownie tak jak Polskę, tow. Stalin zwyciężył kułaków i wprowadził postępowy, uzbrojony w nowoczesną technologię, wysoce wydajny model gospodarki kołchozowej, dzięki czemu radzieckiemu narodowi zaczynało się żyć lepiej. Co prawda, ten potężny zryw kosztował 6 – 8 milionów ludzkich istnień. Analogicznie w rekordowym czasie przeprowadził on industrializację dzięki wykonywaniu planów pięcioletnich w dwa lata. I na bazie industrializacji oraz kolektywizacji… zwyciężył także Hitlera genialnym manewrem strategicznym. Zwabił go pod Moskwę i zostawił w okolicach Leningradu na lata umierania z głodu. Projekt, ogólnie rzecz biorąc, kosztował życie około 30 milionów ludzi.

Do osiągnięcia tych największych w świecie zwycięstw potrzebne były tylko dwie rzeczy: całkowita izolacja ludności od niezależnych źródeł informacji oraz pełna kontrola wojskowa, rozumiana bardzo szeroko, włączając w to likwidację świadków, absolutne podporządkowanie środków masowej informacji i atmosferę Wielkiego Strachu. Bo jeszcze się zdarzyłoby tak, jak w haniebnej Anglii, gdzie Churchill, mimo że także pokonał Hitlera, wziąłby i przegrał jakieś tam demokratyczne wybory. Pomimo posiadania pełnej kontroli nad strukturami wojskowymi.

U nas tak nie ma. Kto ma kontrolę – ten jest sprawiedliwy. Do niego należy ekskluzywne prawo do wyjaśnianianie tylko historii, ale i współczesności. Jeśli będzie się wyjaśniać, to na wyborach zawsze będzie 99,8 %. Tak jak teraz ma to miejsce w Czeczenii. Ekonomia wykaże niebywałe tempo wzrostu. Nastąpi porządek i naród wreszcie poczuje się szczęśliwym. Chociaż, co zrozumiale, nie obędzie się bez chwilowych trudności i ekscesów typu ludożerstwo. Ale to jest ukryte za sceną. A na scenie będzie u nas tańczyć Progres w objęciach ze Świetlaną Przyszłością. Albo, dokładniej, ze Świetlaną Przeszłością.

Podczas gdy za granicą pracujący głodują, giną i jęczą pod jarzmem straszliwej eksploatacji. Właściwie, dla ochrony braterskiej rodziny rosyjskich narodów przed podobnymi okropnościami, prezydent Federacji Rosyjskiej W. W. Putin nalega na niedopuszczenie do dwuznacznych interpretacji historii. Będzie miało to na celu wzmocnienie jedności wokół jego stanowiska. A po prostu nie wszyscy jeszcze zrozumieli, dokąd to prowadzi i czym się kończy.

Dmitrij Oreszkin

“Nowaja Gazeta”

Tłumaczenie: Agnieszka Wrona

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply