Takiego zdania jest ekspert portalu informacyjnego “NewsBalt”, analityk z Centrum Studiów Konserwatywnych przy Uniwersytecie Moskiewskim im. Łomonosowa – Władysław Gulewicz, który komentuje nowy konflikt między Białorusią i Europą.

Opinii zawartych w poniższym tekście nie należy utożsamiać ze stanowiskiem redakcji portalu KRESY.PL

***

Kolejny etap konfliktu białorusko-europejskiego ujawnił dwie rzeczy. Po pierwsze — napięcie na linii Bruksela-Mińsk nie ulega zmniejszeniu, po drugie — jedynym wiernym sojusznikiem Białorusi pozostaje Rosja. Kraje Zachodu mają twarde podejście do sprawy białoruskiej: wprowadzają sankcje gospodarcze, zakazują podróży po terytorium UE niektórym białoruskim urzędnikom, wymagają od prezydenta Aleksandra Łukaszenkicałkowitego odwrócenia się od Rosji albo kapitulacji.

Sugeruje to, że europejczykom brakuje wobec Białorusi politycznej i strategicznej elastyczności, więc taktyka odsuwania na bok i maksymalnej izolacji białoruskiego państwa pozostaje ich głównym stylem zachowania. Świadczy to o niekonsekwencji zachodniego dyskursu na temat Białorusi: Zachód oskarża białoruskie władze o stworzenie uciążliwych i niezgodnych z demokracją warunków życia, sam zaś narzuca na Mińsk restrykcje ekonomiczne, przez które cierpią zwykli obywatele.

W rzeczywistości Białoruś „zawiniła” swoim ważnym strategicznym położeniem i niechęcią do wspierania Zachodu w sporach z Rosją. W obecnych czasach nie istnieje atlantyzm, jako wyraz poparcia polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Jest natomiast euroatlantyzm — wektor łączący politykę zagraniczną Europy i Stanów Zjednoczonych z dominacją tych drugich. Pierwszym z amerykańskich geopolityków, dla którego Ocean Atlantycki nie był linią podziału między Europą a Ameryką, ale morzem wewnętrznym zachodniego świata był Nicholas Spykman. Dla Spykmana Ocean Atlantycki nie jest barierą, lecz mostem łączącym Amerykę i Europę. Jeśli przeanalizować aksjomaty Zachodniej geopolityki, można zrozumieć wewnętrzną istotę postawy Zachodu wobec małej Białorusi.

Amerykański geostrateg,Thomas Barnett, ogłosił swego czasu teorię, według której świat dzieli się na «działający rdzeń» i «niezintegrowaną przepaść». Nie trzeba dodawać, że wszyscy przeciwnicy hegemonii USA należą według Barnetta do «niezintegrowanej przepaści». Dlatego też nosi nazwę «niezintegrowanej», tzn. nie ulega kontroli Waszyngtonu i nie spieszy się do połączenia z euroatlantyckim systemem bezpieczeństwa pod kierownictwem USA. Barnett dopatruje się w krajach «przepaści» zagrożenia dla potęgi amerykańskiej i namawia Biały Dom do współpracy z krajami sąsiadującymi z «niezintegrowaną przepaścią». Wtedy kraje graniczne będą mogły wprowadzić do «przepaści» porządek i stabilność, tym samym zmniejszając maksymalnie jej rozmiary. Porządek i stabilność w ustach Barnetta oznacza całkowite podporządkowanie i bezwzględne posłuszeństwo wobec Zachodu. Białoruś jest typowym przedstawicielem «niezintegrowanej przepaści», a Polska i kraje bałtyckie są państwami graniczącymi z tą «przepaścią».

Polska, jako największa i najbardziej ambitna z tej grupy, odgrywa ważną rolę w konfrontacji między Brukselą a Mińkiem. Nieprzypadkowo każde działanie Mińska w polityce zagranicznej odbija się na Warszawie. Warszawa nie zamierza zmieniać tonu swoich rozmów z Białorusią i chce nadal kłaść nacisk na «trzeci sektor», tzn. organizacje pozarządowe, które są finansowane przez polski rząd. W przeważającej części w ich skład wchodzą przedstawiciele mniejszości polskiej na Białorusi, która stanowi około 400 tysięcy mieszkańców Republiki.

Białoruski MSZ niejednokrotnie, bezskutecznie protestował przeciwko upolitycznieniu przez Warszawę stosunków z obywatelami Białorusi narodowości polskiej. Z białoruskich Polaków robi się zakładników geopolitycznych rozgrywek, w której pełnią oni rolę czołowego tarana zachodniej demokracji. Obecnie na Białorusi istnieją dwa ugrupowania Polaków. Jedno z nich (pod przewodnictwem Mieczysława Łysego) nie bierze udziału w rozgrywkach Warszawy i dlatego w Polsce nie jest uznawane. Samo ugrupowanie uznaje natomiast Mińsk. Drugie z nich (pod przewodnictwem Anżeliki Orechwo), przeciwnie, traktowane jest życzliwie przez polskie władze i nie jest uznawane przez oficjalny Mińsk.

Prowadzi to do kuriozalnych sytuacji: polski MSZ może wydać kartę Polaka Białorusinowi –opozycjoniście jak również może odmówić jej wydania etnicznemu Polakowi, który wykazuje sympatię Łukaszence. Średnioterminowa strategia Warszawy w stosunku do Białorusi polega na osiągnięciu etnokulturowej przewagi elementu polsko-katolickiego nad prawosławno-rosyjskim w sąsiadujących z Polską rejonach oraz na penetracji polskiej kultury i polityki w głąb Republiki Białorusi.

Nie można powiedzieć, że przełamywane Białorusi przez Zachód nie zagraża białoruskiej elicie politycznej. Poprzez nałożenie sankcji ucierpi kieszeń wielu «wysoko postawionych obywateli» Białorusi. Poza tym, jeśli sankcje obejmą także białoruski aparat ustawodawczy i sądowniczy, w oczach obywateli, którzy nie myślą o kwiecistych teoriach Thomasa Barnetta na temat «niezintegrowanej przepaści», władza ustawodawcza straci swoją legitymizację. Do tego dojdzie prostlinijna taktyka władz «obrabiania» niezadowolonych, potężny wpływ białoruskich środków masowego przekazu nastawionych negatywnie do Łukaszenki, z których większość znajduje się w Polsce, co może doprowadzić do załamania relacji «społeczeństwo — władza». Oficjalny Mińsk ma teraz przed sobą nielekkie zadanie odtworzenia przychylnego sobie politycznego klimatu w kraju, liberalizacji wewnętrzno-politycznych mechanizmów oddziaływania na społeczeństwo i poprawy społeczno-politycznego środowiska.

Niestety fakty wskazują na to, że akurat białoruskie władze mają z tym wielkie problemy. Brakuje im elastyczności, koncentracji, gibkości i «uśmiechu na twarzy». Przyczyną tej sytuacji jest nie tylko osobowość prezydenta Łukaszenki, ale również droga jaką obrali Białorusini, mianowicie postrzeganie swojej «białoruskości» jako głównego «składnika» idei niepodległości Białorusi, która ma stanowić przeciwwagę wobec koncepcji świata rosyjskiego. Jest to widoczne pomimo, że język rosyjski ma w kraju status języka urzędowego.

Przez pojęcie „białorusizacja” rozumie się, że Białorusini są odrębnym, choć etnicznie powiązanym z Rosjanami narodem, który nie rozstanie się ze swoją białoruską państwowością (tzn. woli zachować posiekany świat narodu rosyjskiego niż go zjednoczyć. W tym aspekcie białoruska idea jest zgodna z ukraińską). Jednocześnie na Białorusi idea naukowo-ideologicznego trendu zachodniorusizmu miała zawsze silną pozycję. Jego istotę stanowi pogląd, że: Białorusini są najbardziej wysuniętą na zachód gałęzią narodu rosyjskiego i ich interesy leżą w obrębie interesów Rosji. Na zasadach zachodniorusizmu opierało się wielu znacznych działaczy kultury i nauki, zostawiając po sobie liczne prace z dziedziny etnografii, językoznawstwa, historii — Michaił Kojałowicz, Jewfimij Karskiji inni. Ponieważ oba nurty — narodowo-białoruski i zachodnio-rosyjski — mają geopolityczne treści, oficjalny Mińsk jest zmuszony do manewrowania, w kawałkach prezentując publiczności obie teorie. Najskromniej przedstawiana jest jednak idea zachodniorusizmu, ponieważ nie wyraża ona uwielbienia dla białoruskiej niepodległości.

Następny problem – «ławka rezerwowa» u boku Łukaszenki jest pusta. Nie wiadomo, kto go zastąpi, gdy przyjdzie na to czas. Dzisiaj Łukaszenka opiera się bezpardonowemu dyktatowi Zachodu, ale brak procesu rotacji elit i atmosfera politycznej stagnacji na Białorusi jest na rękę zwolennikom prozachodniego nurtu.

Władysław Gulewicz

Źródło: NewsBalt.ru

Tłumaczenie: Aleksandra Nizamova

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply