Spacerkiem po Mińsku

Choć na pierwszy rzut oka Mińsk wygląda na typowy socjalistyczny moloch, zabudowany ponurymi gmaszyskami z innej epoki, to mimo wszystko wart jest odwiedzenia.

Wizyta w nim daje bowiem pogląd o sowieckiej Białorusi, za czasów której współczesny Mińsk powstał, jak też o tej rządzonej przez Aleksandra Łukaszenkę. Pozwoli ona także na zobaczenie resztek tego, co wiąże go z tradycją Rzeczpospolitej. Wbrew zaś obiegowym opiniom coś z tego w mieście się zachowało i wraca obecnie do świetności.

Na Mińsk czyli jego zwiedzanie trzeba przeznaczyć co najmniej dwa dni. Z uwagi na to, że na wjazd na Białoruś musimy mieć wizę, wyprawę do Mińska powinniśmy wkomponować w dłuższą wyprawę, taka jest najbardziej opłacalna. Mińsk możemy więc połączyć z Brześciem i Baranowiczami. Zwłaszcza, jeżeli jedziemy pociągiem. Wtedy możemy zacząć od Mińska, by następnie wracać w stronę polskiej granicy. W Mińsku, jeżeli nie mamy znajomych, musimy niestety zanocować w hotelu. Rozwiązanie to jest nawet bardziej wskazane ze względów logistycznych. W hotelu bez problemu uzyskamy rejestrację, którą ze względu na długość pobytu na Białorusi musimy mieć, bo inaczej gdy trafimy na milicjanta łapówkarza możemy mieć problemy. Hotele ze względu na stołeczny charakter Mińska są niestety drogie, ale poza ścisłym centrum można znaleźć tańsze. Rezerwując sobie miejsce w hotelu, trzeba tylko spytać się, czy znajduje się on w pobliżu metra. Jest ono bowiem najsprawniejszym w Mińsku środkiem komunikacji, którym bez trudu dotrzemy do każdego punktu w centralnych rejonach miasta nad Swisłoczą. Poruszając się po Mińsku musimy mieć też świadomość, że miasto to wygląda jak rosyjskie pod białoruską okupacją. Cały zewnętrzny sztafaż w postaci napisów, szyldów itp. jest białoruski, a na ulicy czy w metrze słychać wyłącznie język rosyjski… Nie będzie to jedyne zdziwienie, jakie możemy przeżyć w Mińsku. Będąc np. w dzielnicy rządowej możemy odnieść wrażenie, że jest to katolickie miasto. Nigdzie nie widać cerkiewnych kopuł, a na wprost monumentalnego budynku rządowego pyszni się bryła “czerwonego kościoła”, czyli świątynia św. Szymona i Heleny, stojącego na tle “Domu Prawitielstwa”, mającego 220 m kw. i 8 pięter wysokości, a także pomnika Lenina stojącego na 7 m postumencie. Fakt ten należy odnotować, tym bardziej, że został zbudowany przez polskiego ziemianina “kresowego żubra” Edwarda Woyniłłowicza.

Od “czerwonego kościoła”, pieczołowicie zrewaloryzowanego , możemy też zacząć zwiedzanie resztek historycznego, związanego z polską kultura Mińska. W świątyni możemy przeżyć kolejne zdziwienie. Mimo, że kościół ufundował lider “kresowych żubrów” nie ma w nim ani jednego napisu w języku polski. Jest to zapewne cena, którą tutejsza parafia płaci za funkcjonowanie pod nosem prezydenta Aleksandra Łukaszenki.

Z kościoła warto pojechać metrem na jedno z najbardziej urokliwych “polskich” miejsc Mińska czyli na Cmentarz Kalwaryjski, zwany “cmentarzem szlachty polskiej”. Zachował się w stosunkowo dobrym stanie i dla Mińska jest tym, czym Rossa dla Wilna. Jego zwiedzenie zajmie nam trochę czasu. Cmentarz zajmuje obszar około 10 ha. Jest tu pochowanych wielu wybitnych Polaków. Po zwiedzeniu cmentarza możemy coś zjeść w knajpce znajdującej się po drugiej stronie ulicy, kawałek od głównego wejścia na nekropolię. Powinniśmy mieć przy sobie plan Mińska. Przy jego pomocy ustalimy, na którym przystanku metra trzeba wysiąść, żeby później piechotą dojść do dawnego przedmieścia, a w zasadzie podmińskiej wsi Wielka Ślepianka. Tu znajduje się pałacyk Wańkowiczów. Jest to klasycystyczny budynek dwupiętrowy, z attyką. Przechodził on rożne koleje losu, obecnie jest restaurowany. Kawałek od niego, za rzeką możemy zobaczyć nowe osiedla domków jednorodzinnych, a także willi i pałaców elity finansowej Mińska. Stąd wracamy do metra i dojeżdżamy nim, do przystanku ul. Kozłowa. Przy niej znajduje się kościół św. Rocha tzw. “Troicki” lub “Złotogórski”. Niegdyś stał na cmentarzu, ale dzisiaj otacza go osiedle mieszkaniowe. Z ulicy kościoła nie widać. Zasłania go dom handlowy specjalnie w tym celu zbudowany. Znajduje się on jakieś 200 mm po lewej stronie ulicy Kozłowa. Obok niego jest przejście prowadzące do świątyni. Po powrocie na ulicę, jeżeli mamy jeszcze siłę, możemy pójść w dół ulicy Kozłowa, przy której kilkaset metrów dalej znajduje się założony w 1840 r. Cmentarz Wojskowy. Leżą tu carscy oficerowie, a także wybitni białoruscy pisarze Janko Kupała i Jakub Kołas. Znajduje się też na nim cerkiew Aleksandra Newskiego, wzniesiona w 1898 r. Wracając z cmentarza, możemy zahaczyć o duży sklep po drugiej stronie ulicy, na wysokości, zasłoniętego bryłą domu handlowego, kościoła. Można w nim kupić coś na kolację i skorzystać z oferty m.in. win z terenu całego byłego ZSRR. Następnie jedziemy metrem do hotelu, by odpocząć. Możemy też przejść się kawałek po głównej ulicy, czyli Aleją Lenina, by zobaczyć, jak wygląda postsowiecki Mińsk nocą. Jest ona szeroka od 50 do 70 m i ciągnie się 10 km.

Następnego dnia, po śniadaniu, wyruszamy przez Plac Centralny do strefy zabytkowej Górnego Miasta , czyli czegoś na kształt mińskiej starówki. Zachowało się tu troszkę starej zabudowy. Jest dom, w którym mieszkał Stanisław Moniuszko, o czym przypomina umieszczona na jego frontonie tablica. W budynku nie ma jednak muzeum. Jedyna tego typu placówka znajduje się w pobliżu, kawałek dalej, idąc w dół ulicy stoi dworek znanego polskiego malarza Walentego Wańkowicza, jednego z przodków Melchiora Wańkowicza. Został on zrewaloryzowany metodą białoruską, czyli rozebrany do fundamentów i odtworzony na nowo. Dobrze jednak, że jest, zwłaszcza, że ekspozycja poświęcona gospodarzowi jest ciekawa. Szkoda tylko, że wszystkie podpisy na niej są wyłącznie po białorusku. Spod dworku, klucząc uliczkami, nie spiesząc się, można obejść całą okolicę. Na uwagę zasługuje m.in. barokowy kościół klasztoru Bernardynek, pełniący obecnie funkcję prawosławnej katedry, sąsiadujący z nim zespół klasztorny Bernardynów, budynek klasztorny Bazylianów i kompleks budowli dawnego klasztoru Jezuitów ze świątynią będącą obecnie katedrą archidiecezji mińsko- mohylewskiej.

Warto też wstąpić do cerkwi Pietropawłowskiej z 1613 r. i przejść przez ulicę Nemiha, będącą niegdyś jedną z głównych arterii średniowiecznego Mińska. Dawniej biegła wzdłuż rzeki Nemihi, ukrytej obecnie w kanale. Była to główna, handlowa ulica Mińska. Odbudowana jest nadal interesującym, zabytkowym szlakiem handlowym.

Na północ od ulicy Nemihi, na wysokim brzegu Swisłoczy znajduje się wart zwiedzenia rezerwat archeologiczny – Stary Zamek. Na terenie starówki znajduje się wiele knajpek, w których można się posilić.

Kiedy wrócimy na główną arterię Mińska, możemy odwiedzić księgarnię naukową. Jest ona z reguły zaopatrzone w książki o tematyce historycznej i krajoznawczej. Warto je czytać, by poznać białoruski punkt widzenia, chociażby na temat naszej wspólnej historii w ramach wielonarodowej Rzeczypospolitej.

Wieczorem powinniśmy pójść wcześniej spać, by następnego dnia znów ruszyć pociągiem np. do Baranowicz.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply