Teatrzyk kukiełek partyjnych

Dziecko polskie walczy w kraju. Idzie na śmierć, wykazuje odwagę wspaniałą. Czy walczy o to, aby ministrem został Mikołajczyk czy ks. Kaczyński? Wręcz przeciwnie.

Wciąż to samo. Na Komitecie Zagranicznym naszych socjalistów zasiada Kwapiński, Stańczyk, Tomaszewski, Ciołkosz, p. Ciołkoszowa, Pragier, Adamczyk, Beloński, Szczyrek, Grosfeld. Komitet ten decyduje o najważniejszych sprawach Polski, o losach naszego narodu, od wyniku głosowania na tym Komitecie, od tego czy p. Adamczyk lub Szczyrek głosowali za Kwapińskim czy za Ciołkoszem, zależą losy wielkiego tysiącletniego narodu! Oto są skutki tego zaiste obłędnego systemu fikcji partyjnych, który akceptowaliśmy i nadal akceptujemy i uznajemy. Słyszę zdanie z ust dostojnych: „Ale przecież jesteśmy skrępowani personaliami. W Stronnictwie Ludowym jest tylko Mikołajczyk, Banaczyk, Nagórski, Jaworski, Kuncewicz i… nikogo więcej. A Stronnictwo Pracy… znowuż kilkanaście nazwisk! Z tych musimy wybierać”. – Na miłość Boską, dlaczego właśnie z tych mamy wybierać? Ilość tych politykanów wynosi zaledwie trzydzieści osób i oni, te trzydzieści osób mają mieć monopol na władzę, tylko oni mogą być ministrami. Dlaczego Paweł Partyjny może być premierem, a rozumniejszy od niego Gaweł Bezpartyjny, który jest woźnym w Glasgow – nie? Dlaczego? Z jakiej racji? Skąd to jakieś pokolenie Lewi, z którego tylko wolno wybierać kapłanów?

Witos, Rataj, Thugutt – ależ w porównaniu, byli to ludzie potężni. Witos nie miał szkół za sobą, był to nie działacz chłopski, lecz chłop prawdziwy, autentyczny, jakiż rozumny, poważny, dostojny. Gdy mówił, omijał wszystkie materie mu nieznane, gdy czegoś nie wiedział, radził się specjalistów. Kwestia dobra Polski była u niego na pierwszym planie, kiedy przemawiał, nie wyglądał ani na wystraszonego, ani na aroganckiego, mówił mądrze, z dostojnością, z logiką, z prostotą. Ale jakiż dystans od Witosa do p. Mikołajczyka! U socjalistów p. Kwapiński jest starym bojowcem, zamachowcem, przyjmował udział w niejednym napadzie, urządzał strajki rolne. W tych dziedzinach wykazał zdolności, odwagę, przedsiębiorczość. Ale teraz nie urządzamy napadów na kasy, bo pieniądze bierzemy od Anglików, ani też nie organizujemy strajków rolnych, przeciwnie dbamy o dobre menu w restauracjach londyńskich i kwalifikacje na polskiego ministra w rządzie londyńskim są potrzebne zgoła inne niż udział w strajkach i napadach. Pan Tomaszewski, Ciołkosz, Stańczyk – są to ludzie znani z działalności politycznej, ale o innych socjalistach decydujących o losach trzydziestopięciomilionowego narodu śmiało można mówić z dodatkiem: „jakiś”. Pan Grosfeld był dependentem [praktykantem] u p. Liebermana. – Też kwalifikacje na wodza narodu! Gdy powiemy dziś w kraju „jakiś Szczyrek”, „jakiś Adamczyk” – na pewno nikt się nie zdziwi. A przecież od tych panów, od ich głosowania los Polski zależy. Dlaczego? Wiemy, że los Niemiec zależy od Hitlera, a Włoch od Mussoliniego, bo to są dyktatorzy, bo zdobyli sobie wśród swoich narodów monopol na władzę, który, zdaje się, że już niedługo się skończy. Ale jakim prawem owych trzydzieści politykanów zgromadzonych w Londynie z ludowców, socjalistów, Stronnictwa Pracy otrzymało monopol na rządy nad Polską?

Dziecko polskie walczy w kraju. Idzie na śmierć, wykazuje odwagę wspaniałą. Czy walczy o to, aby ministrem został Mikołajczyk czy ks. Kaczyński? Wręcz przeciwnie. Takie bohaterskie dziecko walczące, które oddaje swe siły na posterunku podrzędnym, lecz niebezpiecznym, życzy sobie nie ludowców czy Stronnictwa Pracy, bo jego te podziały nic nie obchodzą, i o nich nie myśli, lecz chce, wymaga i ma prawo wymagać, aby stanowiska nadrzędne i bezpieczne w Londynie zajmowali ludzie mogący korzyść Polsce przynieść. Podział ten w czasie wojny to nie podział zysków z towarzystwa akcyjnego, lecz podział trudnych i wymagających specjalnych kwalifikacji zadań w służbie ojczystej. A jakąż korzyść w Londynie może przynieść Polsce p. Mikołajczyk na urzędzie premiera? Lubię jeździć konno, ale gdyby w Derby miał udział wziąć koń z Polski, to nie postawiłbym swej kandydatury na dżokeja, z dziesięciu powodów. Tyle samo co najmniej powodów ma p. Mikołajczyk, aby się nie podejmować roli premiera. To niemoralne, przy jego kwalifikacjach, starać się o ten urząd.

Jakież jest urzędowe uzasadnienie monopolu tych trzydziestu przeciętnych lub gorzej niż przeciętnych panów do rządów nad Polską, jak na folwarku kupionym lub oddziedziczonym. Urzędowy komentarz brzmi: są to członkowie stronnictw będących po zamachu majowym 1926 roku w opozycji do systemu Piłsudskiego, a więc tylko spośród nich wybierać możemy ministrów. Przede wszystkim to nie prawda, bo Stronnictwo Narodowe było także w nieprzejednanej opozycji do rządów Marszałka, a dziś to stronnictwo jest usunięte ze spółki rządzącej. Załóżmy nawet, że walka z systemem Piłsudskiego była największą zasługą. Ale nawet przy tak daleko idącym założeniu kierownictwo narodem podczas wojny nie może być żadną zapłatą za czyjeś zasługi położone w opozycji w stosunku do systemu, który już dawno nie istnieje, lecz kierownictwo narodu w czasie wojny powinno trafić w ręce najbardziej do tego uzdolnione. W 1863 roku przyjechał do Warszawy Traugutt, obywatel nowogrodzki i oficer rosyjski, i objął władzę i rządy, nie dlatego, że położył jakieś zasługi w przeszłości, lecz dlatego, że jako organizator i dowódca nadawał się do tej roli. Naczelnikami oddziałów w 1863 roku nie byli oficerowie 1831 roku, w nagrodę za zasługi położone w tamtym powstaniu, lecz ludzie, którzy się wybili w akcji. Żadne z państw wojujących obecnie nie szuka na dowódców generałów z poprzedniej wojny, chociażby najbardziej zasłużonych, a tylko ludzi nadających się do obecnej wojny. Gdyby przyjąć, że opozycja w stosunku do Piłsudskiego jest zasługą, a teka ministerialna zapłatą, to czemuż nie uznać, że powstanie 1863 roku było jeszcze większą zasługą i nie oddać rządów w ręce trzech pozostałych przy życiu powstańców, których by Niemcy może pozwolili sprowadzić z kraju.

Słyszałem zdanie, że gdyby p. Mikołajczyka usunąć z gabinetu to lud polski byłby tym oburzony. Są to bajki dla małych, ale za to głupich dzieci. Pan Mikołajczyk może mieć popularność w dolarowanych przez siebie depeszach i u dolarowanych przez siebie ludzi, ale p. Mikołajczyk nie miał, nie ma i mieć nie będzie popularności w ludzie polskim, bo miliony ludu polskiego przed wojną w ogóle nie wiedziały, że p. Mikołajczyk istnieje, a urzędowanie p. Mikołajczyka w niczym mu popularności nie przysporzyło, a byłoby jeszcze o wiele gorzej, gdyby ten lud o wszystkim wiedział. Lud polski, jak i wszyscy Polacy zresztą, życzy sobie, aby premierem został ktoś na to stanowisko odpowiedni. Wiemy dobrze, że podział opinii publicznej w kraju nie ma i mieć nie może żadnego oficjalnego wyrazu ale wiemy również, że nie ma on nic wspólnego z podziałem na ludowców, kaczyńszczaków, socjalistów i grupę p. Seydy. Stronnictwo Narodowe w kraju uznaje p. Bieleckiego za swego wodza, socjaliści się rozbili na trzy ugrupowania, ludowcy mają o wiele mniej powodzenia niż mieli przed wojną i bardzo różnymi chadzają ścieżkami; narodziło się szereg nowych kierunków politycznych, poumierało wiele dawnych. Oblicze opinii publicznej w Polsce dzisiejszej nie ma nic wspólnego z obliczem sprzed 1926 roku, który w Londynie uważamy za obowiązujący. W podziale na cztery stronnictwa rządzące nie ma nic realnego, prócz tych trzydziestu panów, chcących piastować teki ministerialne bez większych do tego kwalifikacji.

Emigracja polska nie składa się wyłącznie z cyników jeżdżących limuzynami. W pracy polskiej na wychodźtwie dużo ludzi wybiło się na powierzchnię. Nazwisko generała Kopańskiego znane jest z czynów bojowych, wybiło się szereg ludzi w lotnictwie i marynarce, ktoś inny wybił się przy ratowaniu uchodźców we Francji, w Hiszpanii, na Bliskim Wschodzie, w Czerwonym Krzyżu wreszcie. Czy jeśli wojna potrwa jeszcze dziesięć lat, to wciąż będziemy dzielić teki pomiędzy Adamczyków z Banaczykami, wyłącznie na tej zasadzie, że są członkami stronnictw i że któryś z nich siedział w więzieniu? Konstytucja nasza była opracowana z myślą, że może przyjść chwila, kiedy nieprzyjaciel zajmie nasze terytorium, i kiedy nie będzie można zebrać parlamentu ani też rządzić zgodnie z opinią publiczną, ponieważ za okupacji nie będzie żadnego sprawdzianu tej opinii publicznej. I zgodziliśmy się, że wtedy kiedy nie będzie parlamentu, a będzie wojna, władza musi być zwiększona. I na tym polega mądrość i wzniosłość naszej konstytucji. Dzisiaj prezydent nie powinien się liczyć z fikcjami będącymi parawanem dla cynicznych interesów personalnych trzydziestu panów (bo z takiej mniej więcej liczby składają się ministeriabiles[1]czterech partyjnych fikcji) a mianować kierowników resortów z prawicy i lewicy, ale z prawicy i lewicy bohaterów pracy i wysiłku wojennego. Ministrowie w Gabinecie Wojennym w Londynie powinni mieć tytuły pracy w tej wojnie, złożyć dowody przydatności do tej wojny a nie legitymować się jakimiś zasługami partyjnymi. Ministrowie nasi powinni to być ludzie, którzy bez wstydu spojrzeć będą mogli w bohaterskie oczy kraju, a tego o ludziach, dla własnych i nikczemnych celów walczących z polską konstytucją na łamach prasy obcej, powiedzieć nie będzie można.

Stanisław Cat-Mackiwiecz

Fragment książki Albo-albo, Wydaniwctwo Universitas, Kraków 2014.

Portal KRESY.PL jest patronem medialnym wydania „Pism wybranych” Stanisława Cata-Mackiewicza w krakowskim Universitas.


[1] Ministeriabiles– Mackiewicz określał tym mianem nieformalne, uzupełniane na zasadzie kooptacji koło parlamentarzystów francuskich w III Republice, spośród których dobierano ministrów. Stanowiło ono także ośrodek krytyki i kontroli aktualnego rządu, grupując osoby, które sprawowały w przeszłości i miały zamiar sprawować w przyszłości funkcje ministerialne.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply