Znam dwa słowa:
służba i zasługa.
Zasług nie mam. Służyć się starałam
Karolina Lanckorońska

Wystarczy poznać podstawowe fakty z życia Karoliny Lanckorońskiej, by zainteresować się jej osobą. Żyła w trzech stuleciach, urodzona w 1898 roku, zmarła w 2002. Pochodziła z arystokratycznego rodu Lanckorońskich z Brzezia, legitymowała się herbem Zadora. Była pierwszą kobietą, która uzyskała habilitację w II RP, zostając profesorem historii sztuki Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Żadnego wielkiego wydarzenia dotykającego jej ojczyznę nie przeżyła jako bierny obserwator – podczas znamienitych lat niepodległości służyła polskiej nauce i sztuce, podczas II wojny aktywnie działała w Radzie Głównej Opiekuńczej organizując na wielką skalę pomoc dla ludzi przetrzymywanych w niemieckich więzieniach. Swoje życie narażała przez całą wojnę, dwa lata spędziła w Ravensbrück. Ale dopiero to, co zrobiła dla Polski w czasach komunizmu wpisało ją do panteonu największych polskich patriotów…

Niemalże nadwornym malarzem jej rodu był Jacek Malczewski, którego przyjazdy kojarzyły jej się z nudnym pozowaniem do obrazów. Właściwie trudno wytłumaczyć jej ogromne przywiązanie do Polski – na dworze wiedeńskim (a panował wtedy sędziwy Franciszek Józef) mówiono po niemiecku lub po francusku, a ona jednak od dziecka zaczytywała się w polskiej literaturze. Gdy miała 12 lat zakochała się bez pamięci w… Michale Aniele! Ta miłość towarzyszyła jej przez całe życie, jej poświęciła wiele swych tekstów naukowych, polemizując z najtęższymi umysłami ówczesnej Europy na temat twórczości renesansowego artysty.

Kiedy przyszła II wojna światowa Karolina Lanckorońska weszła na drogę, którą poznało tak wielu naszych rodaków… Jednak Karolina Lanckorońska – z hrabiowskiego przecież rodu – czuła, że wypełnia misję jaką powierza jej arystokratyczna tradycja przodków. W okupowanym przez sowietów Lwowie obserwując zdziczenie półnagich krasnoarmiejców z karabinami na sznurkach, wierzyła jeszcze, że niemiecki rozbiór był bardziej cywilizowany. Gdy przyszło jej przed komunistycznymi służbami bezpieczeństwa uciekać do Generalnego Gubernatorstwa zrozumiała, że było inaczej. Zaangażowała się w działalność konspiracyjną, jeździła do więzień niemieckich, by upraszać o możliwość dostarczania do nich żywności, koców i ubrań dla więźniów. Nie przypuszczała zapewne, że pod jednym z takich koców sama będzie spała. Próba przekonania kapitana Hansa Krugera, kata okręgu Stanisławowskiego (szef tamtejszego gestapo), aby pozwolił wspierać polskich więźniów, nie powiodła się. Kruger zatrzymał Lanckorońską, a przy tym niemiecki sadysta zdradził jej szczegóły mordu na profesorach lwowskich. Dla niej był to prawdziwy szok – jej przyjaciele i współpracownicy, kwiat inteligencji Polski i Kresów został wymordowany, a ona, przecież jedna z nich, żyła dalej…

Ostatecznie karę śmierci zamieniono jej na pobyt w Ravensbrück, nie obeszło się bez wstawiennictwa włoskiej rodziny królewskiej. Jednak prof. Karolina Lanckorońska odmówiła przebywania w lepszych warunkach niż inni więźniowie – domagała się wolności lub traktowania na równi z innymi. I tam Lanckorońska – jak przez całe swoje życie – pełniła tę rolę, jaką powinna spełniać arystokracja – przewodniczki narodu. Dla przygnębionych wszechobecną śmiercią więźniarek prowadziła w obozie koncentracyjnym wykłady… z historii sztuki! Kobiety spodziewające się lada moment kresu życia słuchały z zapartym tchem o natchnieniu Michała Anioła i pięknie ludzkiej sztuki. Było w tym coś symbolicznego – w tym anus mundi przywracać ludziom wiarę w wielkość człowieka!

Po wojnie trafiła najpierw do Szwajcarii, a później do Rzymu. Tam jej życie diametrialnie się odmieniło – postanowiła nie wracać ani do sowieckiego już Lwowa, ani do komunistycznej Polski. Jej nową misją stała się tytaniczna praca i pomoc dla polskiej nauki. Dziedzictwo wielu pokoleń rodu stanowiły dobra ziemskie (w większości utracone po wojnie) oraz nieprawdopodobna kolekcja dzieł sztuki, głównie obrazów włoskich z XV i XVI wieku. “Mogła żyć jak królowa – mówi dr Elżbieta Orman – ona jednak poświęciła to wszystko dla Polski”. Profesor Karolina Lanckorońska wraz z rodzeństwem założyła w 1967 r. Fundację Lanckorońskich z Brzezia, do dziś Fundacja wspiera polskich naukowców stypendiami, umożliwiając im korzystanie ze zbiorów archiwalnych w całej zachodniej Europie – a ileż to znaczyło w czasach siermiężnej Polski ludowej… Kiedy Biblioteka Polska w Paryżu była na skraju bankructwa (a i wywiad zza żelaznej kurtyny nie pozostał tu bierny) Lanckorońska sprzedała jeden z obrazów ze swojej włoskiej kolekcji i pozyskane środki przeznaczyła na dalsze działanie biblioteki. Nie mając potomków, a będąc ostatnią z rodu (rodzeństwo zmarło bezpotomnie) czekała, aby swoje dziedzictwo przekazać wolnej Polsce. Nie zrobiła tego zaraz po 1989 roku – wahała się. Przyszedł na to czas w 1994 roku, kiedy to obdarowała swoimi zbiorami Zamek Królewski na Wawelu, Zamek Królewski w Warszawie, Bibliotekę Jagiellońską, Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, Muzeum Narodowe w Warszawie, a także Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Były wśród tych darów obrazy Rembrandta, a także wiele innych arcydzieł światowego malarstwa, dzięki którym polskie zbiory niepomiernie zwiększyły swoją, niegdyś utraconą, objętość i wartość. “Ona kochała Polskę” – mówi bez ogródek dr Elżbieta Orman. “Złościła się na polską arystokrację na emigracji – a to, że kobiety noszą zangielszczone nazwiska (“Zamoysky” a nie “Zamoyska”), a to, że zapominają o Polsce”.

Taka była – ostatnia polska arystokratka. Obracała się w kręgach Sapiehów, Komorowskich, służyła pod generałem Andersem, papież Jan Paweł II gościł ją na prywatnych audiencjach. Ale nigdy nie zapominała o zwykłych ludziach – po latach żałowała, że umknęły jej z pamięci nazwiska tych wszystkich prostych ludzi, którzy pomagali jej podczas wojny. Była w pewnym sensie sumieniem Polaków. Po upadku komunizmu nigdy jednak nie wróciła do kraju, twierdziła, że “tamtej Polski już nie ma”. Tuż pod koniec życia zdecydowała się wydać swoje “Wspomnienia wojenne”, które opisują nie tylko historię okupacji z perspektywy inteligencji, ale obrazują wielką kartę historyczną Polaków – a spojrzenie historyka sztuki okazuje się tu niezwykle wnikliwe. Wielkim dramatem była dla niej sprawa mordu polskiej inteligencji we Lwowie, ze smutkiem, ale i poczuciem obowiązku obserwowała to, co się działo z Polską w drugiej połowie XX wieku. Jej zasadniczość była znana wśród jej stypendystów i współpracowników, którzy darzyli ją ogromnym szacunkiem. Profesor dr hab. Krzysztof Baczkowski wspomina jej surowość, kiedy musiał wcześniej skończyć wyjazd na stypendium, a nie uprzedził wcześniej prof. Lanckorońskiej. “Po paru latach, kiedy ja już o tym zapomniałem, profesor Lanckorońska powiedziała nagle: <ja dopiero teraz to Panu wybaczyłam>”. Kiedy zapraszaliśmy Pana dr. hab. Kazimierza Kuczmana z Zamku Królewskiego na Wawelu na spotkanie poświęcone pamięci Karoliny Lanckorońskiej, powiedział z uśmiechem: “Już myślałem, że pamięć o niej zaginie wraz z nami – tymi którzy ją pamiętają.”

Zbyt bogaty miała życiorys, by jego wartość przedstawić w jednym tekście – można jednak odnieść wrażenie, że jak mało kto spłaciła swoje długi wobec ojczyzny.

Nie masz zasług: te co my zowiemy zasługi,

Są tylko ku Ojczyźnie wypłacone długi

Stanisław Konarski

Jakub Maciejewski– student III roku historii na Uniwersytecie Jagiellońskim, przewodniczący Koła Naukowego Historyków Studentów UJ. Miłośnik historii I RP, a w szczególności Jana Sobieskiego, prowadzi stronę internetową: www.wielkisobieski.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply