O niedotrzymanym układzie

W czasie wojny utrzymywanie rządu polskiego w Londynie stanowiło dla Anglików posiadanie bardzo poważnej karty w ich grze z Rosją. Anglicy chcieli, aby na terytorium polskim, aby w podziemiu polskim przeważała orientacja angielska, ale nie dlatego, aby na tym budować jakiś stały czynnik przyszłych angielsko-polskich stosunków. O nie, polityka Anglii wobec Polski, zainteresowania Polską w Anglii zawsze mają ten sam sporadyczny, doraźny, okolicznościowo-okazyjny charakter. Anglikom chodziło, aby mieć możność ułożenia się z Rosją przy pomocy koncesji, które Rosjanom w sprawie polskiej zaofiarować mogą. Hodowano polskiego cielaka, aby móc go sprzedać.

Otóż w grudniu 1938 roku i w styczniu, lutym, marcu 1939 Anglicy wiedzieli, że hitlerowski plan wojenny kieruje pierwsze uderzenie na Holandię i Belgię, czyli na nich, i że tej koalicji, która by ich broniła, tak dobrze jak nie ma. Francja… z którą zresztą w owym okresie Anglicy zacieśniają stosunki jak tylko mogą, Francja… jest wówczas krajem bardziej skłonnym do anarchicznego strajku niż do wytrwałości na placu bitwy, na Francję bardzo liczyć nie można. Ameryka… Anglicy wiedzą, że Ameryka im koniec końców wydatnie pomoże, ale wiedzą jeszcze lepiej, że wpierw trzeba przez rok lub dwa amerykańską opinię publiczną do wojny rozhuśtać, że Ameryka w żadnym wypadku nie da tej pomocy od razu. Pozostawała… Rosja.

Toteż we wszystkich zbiorach dyplomatycznej korespondencji angielskiej z tych czasów figuruje tylko Rosja, Rosja, Rosja i Rosja. Widać, że tych ludzi męczy tylko jedno zagadnienie, w jaki sposób wprowadzić Rosję do wojny z Hitlerem jak najprędzej, w jaki sposób odwrócić hitlerowski atak od Anglii i zwrócić go w stronę Rosji.

Tutaj muszę się powołać na to, co już pisałem o geograficznym położeniu Polski jako o czynniku osłabiającym tarcia rosyjsko-niemieckie. Dla Anglików byłoby wygodniej, aby Polski wcale nie było, bo wtedy byłaby bezpośrednia granica rosyjsko-niemiecka, a więc większa możliwość tarć i krótkich spięć.

Toteż gwarancję niepodległości, którą łaskawie nam udzielił Chamberlain w swym przemówieniu w Izbie Gmin w dniu 31 marca 1939 roku, nie sposób jest uważać za coś innego jak tylko za manewr polityczno-strategiczny angielski, zdążający do wywołania wojny niemiecko-rosyjskiej. Chodziło o to, aby Niemców i Rosjan postawić naprzeciwko siebie, bagnet w bagnet. W ówczesnej atmosferze, przy napastliwości Hitlera musiało z takiego ustawienia prędzej czy później wyniknąć krótkie spięcie i konflikt wojenny.

Innymi słowy, gwarantując nam niepodległość, Anglicy spekulowali na to, że ta niepodległość zostanie przez Hitlera naruszona i to właśnie wciągnie Hitlera do wojny z Rosją.

My, co prawda, Polacy, skłonni jesteśmy myśleć, że Anglii tak chodziło o pozyskanie nas w roku 1939, aby mieć naszą armię we wspólnej akcji wojennej.

Niestety, z dużym smutkiem muszę się powołać na fakty, które druzgocą przekonanie, że Anglicy liczyli na naszą przedwrześniową armię jako na siłę.

Podkreślam, że piszę to z dużym smutkiem i dużą przykrością.

Otóż Anglicy nie są chyba ludźmi, których można podejrzewać o to, iż są nieświadomi, że przygotowanie do wojny wymaga pieniędzy. Wobec swoich sojuszników w czasie wojny Anglicy byli bardzo pieniężnie hojni. Anglicy wolą zawsze płacić w polityce funtami szterlingami niż trupami swoich żołnierzy. Nie robię z tego powodu im żadnego zarzutu, raczej ich za to podziwiam. Otóż gdyby Anglicy poważnie się liczyli z naszą armią w 1939 roku, jako z armią zdolną na dłuższy dystans do wojny z Hitlerem, toby przyszli latem 1939 roku nam z intensywną pomocą finansową. Tymczasem jak wtedy było naprawdę? W Chinach latem 1939 roku Anglicy inwestowali 500 milionów funtów, a w stosunku do nas targowali się o 5milionów funtów – kwotę, jeśli chodziło przygotowanie do wojny, zupełnie humorystyczną.

W czasie, kiedy polskie mięso armatnie było Anglikom naprawdę potrzebne, potrafili oni na II Korpus generała Andersa wydawać 10 milionów funtów miesięcznie, podkreślam: miesięcznie.

W czasie wojny utrzymywanie rządu polskiego w Londynie stanowiło dla Anglików posiadanie bardzo poważnej karty w ich grze z Rosją. Anglicy chcieli, aby na terytorium polskim, aby w podziemiu polskim przeważała orientacja angielska, ale nie dlatego, aby na tym budować jakiś stały czynnik przyszłych angielsko-polskich stosunków. O nie, polityka Anglii wobec Polski, zainteresowania Polską w Anglii zawsze mają ten sam sporadyczny, doraźny, okolicznościowo-okazyjny charakter. Anglikom chodziło, aby mieć możność ułożenia się z Rosją przy pomocy koncesji, które Rosjanom w sprawie polskiej zaofiarować mogą. Hodowano polskiego cielaka, aby móc go sprzedać.

Opowiadałem już, że za hodowanie tego cielaka Anglicy zwrócili sobie później wszystkie koszta, przetrzymując złoto Banku Polskiego, które znalazło się na terytorium kanadyjskim.

Usłyszałem w odpowiedzi na tę historię ze złotem argument, że Anglicy zwrócili sobie tylko wydatki, które ponieśli na prezydenta Raczkiewicza i rząd przez niego powołany i opiekę społeczną nad Polakami, że natomiast wydatki poniesione przez Anglików na armię polską walczącą na zachodzie ponieśli oni sami.

No dobrze, ale przecież walki tej armii, z takim heroizmem żołnierzy polskich prowadzone, nie miały żadnego wpływu na kształtowanie się losów politycznych naszego narodu.

Artyleria, która strzelała pod Monte Cassino, strzelała pociskami, za które zapłacili Anglicy, nie Polacy. To prawda. Prawdą jest również, że żołnierz, który ginął pod Monte Cassino, wierzył, że życie swoje oddaje za Polskę. Ale również polityczną prawdą jest to, że żołnierz ten się mylił tragicznie. Walki pod Monte Cassino – jeśli mam się tymi wyrazami posługiwać jak symbolem – politycznie w niczym na sprawę polską nie wpłynęły.

W czasie powstania warszawskiego Anglicy nam pomocy nie dali. Mieliśmy wtedy i lotnictwo rzekomo własne, i liczne wojsko polskie. Anglicy wtedy nam mówili, że powstanie warszawskie to sprawa polityczna, a nie strategiczno-wojskowa, i że sprawy strategii muszą mieć pierwszeństwo.

Ale są właśnie sprawy polityczne, które górują nad strategią.

Po wojnie w stosunku do żołnierzy polskich Anglicy przeprowadzili bardzo poważne rozgraniczenie. Wobec tych, którzy walczyli pod ich dowództwem, zachowali się lojalnie, pomagali im finansowo. Natomiast do tych, którzy przybyli z niemieckich obozów jenieckich, ustosunkowali się jako do ludzi, wobec których nie mają żadnych zobowiązań. Pomimo wszystko nie był to stosunek jak do byłego sprzymierzeńca, lecz – przełknijmy ten gorzki wyraz prawdy – jak do byłego… żołnierza zaciężnego.

Układ angielsko-polski podpisany w Londynie w dniu 25 sierpnia 1939 przez lorda Halifaxa ze strony angielskiej, a hrabiego Raczyńskiego ze strony polskiej w swoim artykule 7 brzmiał, jak następuje:

„Jeśliby układające się strony znalazły się na skutek zastosowania Układu niniejszego w działaniach wojennych, to nie zawrą one ani rozejmu, ani traktatu pokojowego inaczej jak za wspólnym porozumieniem”.

Oczywiście był to artykuł całego układu o największym dla nas wówczas znaczeniu. Nawet najwięksi polscy optymiści nie przewidywali przecież sytuacji, że w razie wojny z Hitlerem, przy końcu takiej wojny Anglia będzie rozgromiona, a Polska zwycięska. Wszyscy wiedzieliśmy, że Anglia przetrzyma Polskę, o ile chodzi o samodzielne prowadzenie wojny, i że przy końcu wojny będziemy zdani na łaskę i niełaskę angielskiej lojalności. Wierzyliśmy wtedy w tę lojalność.

Zawiedliśmy się.

W chwili zakończenia wojny z Hitlerem Anglia nie zwróciła się w tej sprawie ani do rządu polskiego, wówczas przez Anglików uznawanego i reprezentującego siły zbrojne polskie na zachodzie, to znaczy do rządu powołanego przez prezydenta Raczkiewicza, ani do rządu polskiego w Warszawie.

Nie ma na świecie prawnika, który by nie musiał przyznać, że zawarty przez nas z Anglikami układ nie został przez nich dotrzymany.

Stanisław Cat-Mackiewicz

Fragment książki „Londyniszcze”, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2013.

[link=http://www.universitas.com.pl/katalog/kat_168]

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply