Najgłośniejsza akcja podziemia

O godz. 9.00 telefon z banku potwierdził wiadomość o transporcie. W trybie alarmowym ruszyliśmy natychmiast na koncentrację w rejonie ataku. Ostatecznie ustawienie się do akcji miało nastąpić po kolejnym telefonie, informującym o przybyciu do banku policyjnego konwoju. Na ten telefon w herbaciarni na ulicy Piwnej 2 czekał ppor. „Jurek” z jednym z żołnierzy „Kosy” Stefanem Starzyńskim „Balonem”. Telefon odezwał się o godzinie 10.45, obwieszczając ustalonym szyfrem „ciocia zajechała” i podając informacje o uzbrojeniu eskorty. Tuż przed godziną 11 ppor. „Jurek” odebrał jeszcze jeden telefon informujący, że transport wyruszył. „Jurek” wyszedł z herbaciarni i dał sygnał chusteczką do nosa.

– Akcja „Góral”, w której razem z bratem Tadeuszem brałem udział, należała do najgłośniejszych akcji polskiego podziemia – wspomina Andrzej Żupański. – Jej celem było zdobycie pieniędzy na działalność konspiracyjną. Były one konieczne na lokale, koszty podróży służbowych, w tym kurierów, wykup więźniów. W niewielkiej części szły też na pokrycie opłat personalnych, czyli na zasiłki miesięczne dla osób, cały swój czas poświęcających służbie. Bardzo dużo środków trzeba było wydawać też na zakup broni i amunicji, produkcję, konserwację i magazynowanie materiałów wojskowych, na leki, środki opatrunkowe itp. Pieniądze dostarczano nam drogą powietrzną. Przywozili je głównie „cichociemni”. Jednak loty samolotów z oficerami, kierowanymi do kraju odbywały się prawie wyłącznie jesienią i zimą. Były więc okresy, kiedy Komenda Główna odczuwała niedobór pieniędzy. To zaś ograniczało możliwości jego działania. Generał Rowecki „Grot” podjął więc decyzję zdobycia pieniędzy z Banku Emisyjnego. Był to „polski” bank pod zarządem niemieckim. Oddział „Pola” został włączony i dopiero wtedy członkowie grupy byli szczegółowo zapoznani z planami i zadaniami.

Sam „Grot” wizytował

– Akcja ta była poprzedzona wcześniej bardzo starannymi przygotowaniami. Zaangażowany został cały wywiad, który prowadził obserwację przez kilka miesięcy. Sam „Grot” wizytował miejsce akcji, którą początkowo uznano za szaloną. W toku przygotowań okazało się, że ma ona jednak szanse powodzenia. Przygotowania obfitowały w dramatyczne wydarzenia, które odwlekły wykonanie akcji. Początkowo miała ją robić grupa „Kosy”. Podczas ślubu jednego z jej oficerów w kościele św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży niemal cała grupa została aresztowana. Co najmniej połowa z zatrzymanych znała szczegóły akcji i zachodziła obawa, że zostanie ona zdekonspirowana. Żaden z aresztowanych jednak nie zdradził związanych z akcją tajemnic. Przez jakiś czas trzeba było jednak obserwować miejsce akcji, trasę przejazdu samochodu z pieniędzmi by sprawdzić, czy Niemcy na pewno nic nie zmienili. Okazało się, że Niemcy niczego się nie domyślają i nie wprowadzili żadnych zmian w sposobie przewożenia pieniędzy z banku. Gdy wznowiliśmy przygotowania do akcji, jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że aresztowano „Grota”, czyli Komendanta Głównego AK. Akcja znów została odroczona. Musiał ją zatwierdzić następca „Grota”, gen „Bór” Komorowski.

Przygotowania do akcji

– Gdy to uczynił, wznowiliśmy przygotowania do akcji. Z grubsza rzecz biorąc, polegała ona na opanowaniu samochodu przewożącego pieniądze z banku na dworzec kolejowy, co wiązało się z koniecznością likwidacji jego eskorty. Plan do przeprowadzenia akcji był stosunkowo łatwy do opracowania. Niemiecka punktualność, korzystanie tylko z pociągów dziennych, regularność odchodzenia transportów, pozwalało ułożyć plan akcji co do minuty, a także dobrać oddział o odpowiedniej sile do jej wykonania. Oddział ten złożony z ludzi por. „Poli” został podzielony na trzy grupy. Jedna miała zaatakować samochód z pieniędzmi, druga ochronę, trzecia ubezpieczać całą akcję. Zasadzka na samochody jadące z ulicy Bielańskiej na Dworzec Wschodni miała zostać zastawiona na ul. Senatorskiej między ulicą Miodową a Placem Zamkowym. Ten odcinek ul. Senatorskiej tylko po prawej (nieparzystej) stronie był zabudowany, domy po drugiej stronie zostały zburzone w czasie oblężenia Warszawy i nie było tam nikogo, kto by mógł być rażony ogniem atakujących. Atak miał nastąpić od nieparzystej strony.

Przed maską „kitajca”

– Na tym odcinku ulicy, bliżej pl. Zamkowego, miał stać samochód ciężarowy zwany przez żołnierzy „Poli” „kitajcem” mimo, że to był Ford produkowany w Związku Sowieckim, a nie w Chinach. Miał on wysokie burty ukrywające znajdujących się na skrzyni dwóch „stenistów”. Ich dowódca siedział na podwyższeniu mógł obserwować ulicę przed nim się rozciągającą „Steniści” przed akcją mieli czekać na sygnał w katedrze św. Jana. Oni mieli pierwsi razić Niemców, znajdujących się na skrzyni samochodu kilka metrów od nich. Obok ciężarówki był wystarczający, ale wąski przejazd dla spodziewanego samochodu z pieniędzmi. Przed maską „kitajca”, skierowaną ku pl. Zamkowemu, miał stanąć wózek z załadowanymi na nim pustymi pudłami. Miał on zagrodzić drogę transportowi i spowodować zatrzymanie samochodu pieniędzmi oraz wystawienie konwojujących policjantów niemieckich na bezpośredni ogień stenów. Żołnierze mający atakować z chodnika oba samochody transportu, mieli ukryć się przed akcją na klatce schodowej jednego z domów i w lokalach handlowych. Na roku uli Senatorskiej i Miodowej stanąć miały zwykłe miejskie barierki. Miały one być rozstawione na części jezdni na ulicy Miodowej w kierunku Krakowskiego Przedmieścia, między torami tramwajowymi a krawężnikiem. Powinny wymusić jazdę transportu wprost.

Grupa „Jerzego”

– Wprawdzie przejazd w kierunku Krakowskiego Przedmieścia był możliwy po nie zagrodzonych torach tramwajowych, wówczas istniejących na ul. Miodowej , jednak prawdopodobieństwo złamania przepisu drogowego przez kierowcę ciężarówki z pieniędzmi było prawie żadne. Zaś zagrodzenie torów barierką stwarzało duże prawdopodobieństwo zatarasowania transportowi drogi przez zatrzymany tramwaj. Przewidziane też było przecięcie kabli w studzience telefonicznej w celu uniemożliwienia zaalarmowania o napaści na transport. Osłonę działań głównych miała zapewnić grupa „Jerzego”. Dobrze uzbrojone patrole miały stanąć na pl. Zamkowym, na rogu ulic Senatorskiej i Miodowej, oraz wzdłuż trasy odskoku. Stojący na placu przy ul. Piwnej samochód ciężarowy „Leoś” , tak nazwany od imienia jego kierowcy Leona Stolarskiego „Leona”, służącego w komórce transportowej „Motoru 30”, miał zabrać po akcji harcerzy osłony i jadąc za „kitajcem”, stanowić jeszcze jedną ochronę porwanego samochodu z pieniędzmi. W wypadku uszkodzenia w czasie walki samochodu z pieniędzmi przewidziano przeładowanie ich do „kitajca”, a „Leoś” byłby wówczas jedyną osłoną pieniędzy przed pościgiem. Droga odskoku miała prowadzić przez Żoliborz na Wolę, gdzie w małym gospodarstwie ogrodniczym planowano przechować zdobycz do następnego dnia. Okazało się, że plan ten miał tylko dwa słabe punkty: narażał polskich robotników znajdujących się na ciężarówce z pieniędzmi na ogień atakujących i niepotrzebnie wyznaczał „stenistom” miejsce oczekiwania zbyt odległe od miejsca akcji. Pod koniec lipca wiadomo było, że przejazd konwoju przez most Poniatowskiego jest zamknięty z powodu remontu jezdni.

Dwie trasy przejazdu

– W ten sposób pozostały tylko dwie trasy przejazdu, które organizatorzy potrafili sprowadzić do jednej. Gdy dwa dni przed 5 sierpnia przyszła wiadomość od „Michała II” , że będzie tego dnia duży transport, wszystko było gotowe. Potwierdziła to zorganizowana odprawa z udziałem ppłk. „Krzysia” i „Michała II”. Dowódca akcji, por. „Jurek” raz jeszcze przedstawił wszystkie szczegóły planu. Do akcji jednak nie doszło, gdyż na „kitajcu” nie było, mających zaczynać akcję, „stenistów”, wśród których byłem i ja. Zgodnie z poleceniem od ppor. „Białego” siedzieliśmy w katedrze przy ul. Świętojańskiej i spokojnie oczekiwali z harcerzami na sygnał od „Jerzego”. Po jakimś czasie harcerze zaczęli wychodzić, ale zrobili to niejako z własnej inicjatywy, nikt ich bowiem nie wzywał. W końcu wbiegł do katedry Tadeusz mój brat i wezwał nas na miejsce akcji. Natychmiast skoczyliśmy, ale tylko po to, żeby zobaczyć wyjeżdżający z ul. Senatorskiej samochód z pieniędzmi. Sygnału do rozpoczęcia akcji nie było. Ktoś coś zawalił. Nigdy jednak nie wyjaśniono, kto. Jakieś dochodzenie wdrożono, ale o ile wiem, nic ono nie ustaliło. Mnie ani brata o nic nie pytano. Kilka dni później okazało się, że akcja nie została odwołana. 11 sierpnia zostaliśmy postawieni w stan pogotowia. Akcja miała odbyć się jutro.

„Pola” objechał trasę

– Następnego dnia „Pola”, czyli por. Roman Kiźny objechał całą trasę, od ul. Bielańskiej do miejsca i dalej trasą odskoku do miejsca, gdzie miały być przechowywane przez dobę zdobyte pieniądze. O godz. 9.00 telefon z banku potwierdził wiadomość o transporcie. W trybie alarmowym ruszyliśmy natychmiast na koncentrację w rejonie ataku. Ostatecznie ustawienie się do akcji miało nastąpić po kolejnym telefonie, informującym o przybyciu do banku policyjnego konwoju. Na ten telefon w herbaciarni na ulicy Piwnej 2 czekał ppor. „Jurek” z jednym z żołnierzy „Kosy” Stefanem Starzyńskim „Balonem”. Telefon odezwał się o godzinie 10.45, obwieszczając ustalonym szyfrem „ciocia zajechała” i podając informacje o uzbrojeniu eskorty. Tuż przed godziną 11 ppor. „Jurek” odebrał jeszcze jeden telefon informujący, że transport wyruszył. „Jurek” wyszedł z herbaciarni i dał sygnał chusteczką do nosa. Dwie łączniczki „Poli” Barbara Rogowska „Baśka” i Maria Gabryjel „Myszka” wyruszyły samochodem na Wolę, by powiadomić ogrodnika, u którego pieniądze miały być przechowywane. Po drodze powiadomiły ppor. Bogdana Gawrońskiego „Davy’ego” i trzy patrole na trasie o wyjeździe transportu. Natychmiast ustawiliśmy barierki, zamykające wjazd w ul. Miodową. Kilka minut później wszyscy byli na miejscu. U wylotu ul. Senatorskiej stanął „kitajec” z dowodzącym zespołem „atak” ppor. Arnoldem Kubańskim „Jaworem”, obserwującym ulicę, z której miał nadjechać konwój oraz z ukrytymi za burtą dwoma podchorążymi: Stanisławem Zołocińskim „Domanem” i mną, czyli „Andrzejem” z gotowymi do strzału stenami.

Schowani za burtą

– Schowani za burta przez szpary w niej mogliśmy obserwować wszystkich nadjeżdżających. Na przednich błotnikach ciężarówki siedzieli por. „Pola”, dowodzący akcją i ppor. „Jurek” jego zastępca. Przed „kitajcem” stał wózek załadowany pudłami, a przy nim pchor. Zbigniew Skoworytko „Jarko”. Był tam też kierowca „kitajca”, Stanisław Matych „Mila”, który miał prowadzić zdobyty samochód z pieniędzmi. Na północnej, zabudowanej stronie ulicy, na schodkach i wewnątrz sklepu elektrotechnicznego przy ul. Senatorskiej 3, siedzieli żołnierze „Kosy”: Kazimierz Skrobik „Strażak” , Mieczysław Skrobik „Sacharyniarz” i Antoni Suchanek „Andrzejek”. Obok w sklepie warzywnym ukryli się następni trzej członkowie „Kosy”: Jerzy Leszczyński „Lotnik” , Stefan Starzyński „Balon” i Tadeusz Cackowski „Nowicjusz”. To był zespół, który miał dostać się na skrzynię ciężarówki z pieniędzmi i obezwładnić policjantów, którzy ujdą cało spod ognia stenów. W następnym sklepie i kawiarence ukryli się żołnierze „Poli”, którzy mieli obezwładnić ochronę niemiecką, jadącą samochodem osobowym za ciężarówką. Byli to: dowódca ppor. „Biały”, ppor. „Czarny”, ppor. Zygmunt Górka-Grabowski „Zając” , pchor. Jan Popowski „Podkowa”, pchor. Jerzy Wolszczan „Jim”, pchor. „Tadeusz” oraz por. Bronisław Grun „Szyb” obserwator akcji.

Z czterema granatami

– Na rogu ulic Senatorskiej i Miodowej dwuosobowy zespół „Davy’ego” w magistrackich czapkach na głowie ustawił barierki zagradzające skręt w ul. Miodową. Na swoich miejscach stanęły patrole harcerskie „Jerzego”, mające chronić atakujących. Całością dowodził ppor. „Maciek”, który zajął razem z Wiesławem Krajewskim „Semem” posterunek przy kolumnie Zygmunta. Najliczniejszy patrol, pięcioosobowy, dowodzony przez Kazimierza Łodzińskiego „Markiza”, zajął stanowisko na rogach skrzyżowania ulic Senatorskiej z Miodową. Ten róg już opuścili członkowie zespołu „Davy’ego” po ustawieniu barierek. Byli to Konrad Okolski „Kuba”, Marian Małkowski „Marian”, Jan Kurkiewicz „Jasiek”, Tadeusz Szajnoch „Cielak”. Byli uzbrojeni w dwa Thompsony , sześć pistoletów i granaty. Drugi patrol: Witold Podymski „Witek”, Stanisław Węgrzyn „ Staszek” vel „Strzelec” , Mieczysław Słobodzianek „Kubuś”, uzbrojeni w pistolet maszynowy, pięć pistoletów i granaty, ubezpieczał teren od strony nowego Zjazdu- Mostu Kierbedzia i Krakowskiego Przedmieścia. Trzeci patrol: Wiesław Chlebowski „Wiesiek”, Zbigniew Podymski „Zbyszek” i Władysław Wajnert „Władek”, „Tramwajarz” z pistoletem maszynowym i czterema pistoletami oraz granatami, osłaniał akcję od strony ulicy Podwale.

Cdn.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply