Żyliśmy optymistycznymi relacjami prasy francuskiej, przepuszczając je przez filtr własnego jeszcze większego optymizmu. Złoto – przywiezione z Polski z takim trudem przez pp. Rajchmana i Matuszewskiego – zostało stracone, dywizje polskie, rozproszone na froncie, zostały we Francji. Nie uratowano nawet brygady podhalańskiej, która w dniu 14 czerwca wylądowała we Francji w drodze powrotnej z Narwiku. Wszystkie te nieszczęścia wynikły z nadmiaru optymizmu, który uchodzi u nas za objaw patriotyzmu.

Nasza emigracyjna publicystyka ulegająca żargonowym tendencjom używa określenia „kolaps” Francji, aczkolwiek wyraz ten posiadający raczej humorystyczny koloryt nie obrazuje bynajmniej tej wielkiej tragedii, której byliśmy świadkami i ofiarą. Prawica francuska przez wiele lat była nastrojona wojennie. Jeszcze za czasów procesu Dreyfusa a przed tym za czasów generała Boulangera sfermentował się we Francji ten duch nacjonalistyczny oparty na kulcie armii. Po wojnie nacjonalistyczna prawica popierała politykę Poincarégo wyrażającą się w obsadzeniu Ruhry, przeklinała pacyfistyczne zabiegi Brianda. Ale w pewnej chwili część tej prawicy doszła do przekonania, że rządy pacyfistycznej lewicy tak osłabiły Francję, że wojna z Niemcami stała się zbyt niebezpieczna. L’ActionFrançaise, niegdyś ultra-wojenna, zaczęła protestować przeciwko wojnie „za Czechów”.

Z drugiej strony, Stalin podpisawszy układ z Hitlerem wydał dyrektywy osłabiania wojennego wysiłku francuskiego od wewnątrz i komuniści francuscy uprawiali na całego propagandę pacyfistyczną. Nie pomogło zawieszenie komunistycznego organu „L’Humanité” w czasie wojny.

W ten sposób działały we Francji dwa prądy osłabiające wysiłek wojenny francuski. Jeden prawicowy chciał rychłego pokoju, drugi lewicowy wydał wojnę wojnie Francuzów. Rząd nasz nie widział tych niebezpieczeństw.

W tej broszurze, która jest zbiorem refleksji o zachowaniu się naszego rządu, umyślnie nie poruszam żadnych kwestii wojskowych. Mam bezgraniczną cześć dla bohaterów polskich, którzy się biją i giną. Ale stosunek rządu do katastrofy francuskiej był stosunkiem politycznym i dlatego muszę się nad nim zatrzymać.

Przede wszystkim rząd nasz nie zdawał sobie sprawy z grozy położenia. W dniu 14 czerwca był zajęty Paryż, w dniu 17 czerwca już było po wszystkim, a w dniu 7 czerwca w Angers na posiedzeniu Rady Narodowej generał Sikorski wygłosił sprawozdanie z sytuacji wojennej[1], pokazując mapę działań i twierdząc z akcentem całkowitej szczerości, że sytuacja w stu procentach jest opanowana. Słyszałem, że i później generał Sikorski nie zdawał sobie sprawy z postępów i rozmiarów katastrofy.

Żyliśmy optymistycznymi relacjami prasy francuskiej, przepuszczając je przez filtr własnego jeszcze większego optymizmu. Złoto – przywiezione z Polski z takim trudem przez pp. Rajchmana i Matuszewskiego – zostało stracone, dywizje polskie, rozproszone na froncie, zostały we Francji. Nie uratowano nawet brygady podhalańskiej, która w dniu 14 czerwca wylądowała we Francji w drodze powrotnej z Narwiku. Wszystkie te nieszczęścia wynikły z nadmiaru optymizmu, który uchodzi u nas za objaw patriotyzmu.

Należy przystąpić w tym miejscu do drugiego dramatycznego zestawienia naszego i angielskiego charakteru, naszych i angielskich pojęć o honorze, patriotyzmie i potrzebach ojczyzny. Wskazywałem już na ową tak dramatycznie wyrazistą różnicę w enuncjacjach w chwili wybuchu wojny. Nasze optymistyczne: „zwyciężymy, bo dowodzi nami Śmigły Rydz” i angielskie poważne, realne, dostojne: „Wielka Brytania stoi przed największym kryzysem w swojej historii”. Bardziej dramatyczne od zestawienia tych słów jest zestawienie Dunkierki i tłumaczeń generała Sikorskiego, dlaczego wojska nasze biły się jeszcze 21 czerwca, cztery dni po zdradzie Francuzów. Dunkierka – oto symbol prawdziwego, rozumnego, czynnego patriotyzmu. Anglicy uznali w pewnym momencie, nie za późno, że ich ziemia ojczysta może być w niebezpieczeństwie. Wycofali wtedy swe wojska z kontynentu. W dniu 17 czerwca Francja prosiła o zawieszenie broni nie wspominając słowem o Polsce, dezinteresując się naszym losem, pozostawiając nas samych sobie. I oto wojska nasze biją się nadal na froncie, zamiast dopaść okrętów i ładować się do Anglii. Nie wchodzę w krytykę działań wojennych. Gdyby generał Sikorski oświadczył, że wojska nasze nie były w stanie oderwać się od nieprzyjaciela, nie podniósłbym żadnych zarzutów, ale generał Sikorski tłumaczył, że wojska nasze biły się albowiem honor narodowy nie pozwalał im na opuszczenie sojuszników. Otóż żołnierz nasz był Polsce potrzebny w Anglii, a nie Francji. Żołnierz nasz jest żołnierzem, tj. sługą interesów politycznych Polski, jego honor polega na służeniu tym interesom a nie na wykazywaniu odwagi w cudzej sprawie.

Co do Francji to trzeba powtórzyć trzy konstatacje:

1) Francja w dniu 17 czerwca 1940 roku w chwili kapitulacji była w lepszym położeniu wojskowym aniżeli Polska w dniu 1 września 1939 roku. Francja posiadała olbrzymie imperium kolonialnie, nietkniętą flotę, bezpośrednie sąsiedztwo z potężnym sojusznikiem.

2) W stosunku do nas Vichy-Francja zachowała się zdradziecko. Zapomniała o nas, zerwała z nami automatycznie solidarność, nie robiła nam nawet żadnych propozycji. Jeden z politycznych tygodników francuskich wydrukował natychmiast po kapitulacji fotografię Gdańska z podpisem: „Miasto, które nas drogo kosztuje”, wskazując na Gdańsk jako na przyczynę wojny, co było antypolskim kłamstwem, jakkolwiek niestety kłamstwo to było naiwnie wspierane oświadczeniami wielu z naszych osób oficjalnych.

3) Wszystkie te zdrady Francji nie powinny w nas osłabiać chęci, aby Francja w razie zwycięstwa zasiadła do stołu rokowań pokojowych po stronie zwycięzców. W danej chwili chodzić nam powinno nie tylko o zwycięstwo nad Niemcami, ale także o to, aby było więcej państw kontynentalno-europejskich uzbrojonych i silnych w chwili finiszu po stronie zwycięzców, a nie wyłącznie jedna Rosja sowiecka. Polityki nie buduje się na podstawie sentymentów, lecz interesów. Nad naszym stosunkiem do Francji zbyt wiele zaważył sentyment profrancuski, który dużo zła wyrządził Polsce. Nie dajmy się teraz znowuż unieść sentymentowi niechęci.

Stanisław Cat-Mackiwicz

Fragment pochodzi z książki Trzylecie. Broszury emigracyjne 1941-1942,wyd. Universitas, Kraków 2014.

Portal KRESY.PL jest patronem medialnym wydania „Pism wybranych” Stanisława Cata Mackiewicza w krakowskim Universitas.


[1]Sprawozdanie z sytuacji wojennej Sikorski wygłosił na posiedzeniu Rady Narodowej w Angers 4 czerwca 1940.

 

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. zefir
    zefir :

    “Polityki nie buduje się na podstawie sentymentów,lecz interesów……Nie dajmy się znowuż unieść sentymentowi niechęci.” To prorocze słowa,warte przemyślenia i zapamiętania.