Droga do Waterloo

I tak oto w 1804 roku decydowały się losy Europy na następne dziesięć lat. Napoleon był panem Francji, jednak pomimo jego wielkiego geniuszu, znane już były przyczyny jego przyszłej porażki. Nigdy nie nauczył się dowodzić piechotą na poziomie regimentu, a wszystko to, co wiedział o liniach zaopatrzenia i nieplądrowaniu ziemi, przez którą przechodził, zapomniał, gdy zwycięstwo następowało po zwycięstwie, a jego ambicje zaczęły sięgać coraz dalej i dalej. W tym samym czasie Wellington walczył w Indiach i zdobył doświadczenie, które miało okazać się bezcenne w nadchodzącej dekadzie.

„Wspaniały czas dla młodych, zdolnych ludzi” (1769-1799)

Rewolucja się skończyła. Ja jestem rewolucją. Napoleon

Podobieństwa między Napoleonem a Wellingtonem już na pierwszy rzut oka są uderzające. Obaj urodzili się w 1769 roku, choć nie wiadomo dokładnie, którego dnia. Wellington miał przyjść na świat 1 maja, jednak wspomnienia jego mamki, zapisy w parafialnym rejestrze chrztów i w lokalnych gazetach różnią się nieznacznie. Także i datę urodzin Napoleona poddawano w wątpliwość, chociaż on sam utrzymywał, że miało to miejsce 15 sierpnia; można zatem przyjąć, że był od Wellingtona o trzy miesiące starszy. Wellington urodził się w Irlandii jako syn arystokraty angielskiego pochodzenia, członka protestanckiej elity, która rządziła wyspą w imieniu znajdującej się za morzem potęgi. Natomiast ojciec Napoleona był członkiem korsykańskiej szlachty, która administrowała wyspą w imieniu Francji. Napoleon kształcił się z dala od domu, we francuskiej akademii wojskowej, podobnie jak Wellington, i dla obu wodzów francuski był drugim językiem. Earl Mornington, ojciec Wellingtona, zmarł, gdy miał on 12 lat. Carlo Buonaparte odszedł z tego świata, gdy Napoleon miał lat 15. Obaj chłopcy mieli po czterech braci i po trzy siostry, a wychowały ich surowe matki w rygorystycznych warunkach.

W maju 1798 roku Wellington zmienił nazwisko z Wesley na Wellesley (zaledwie stulecie wcześniej brzmiało ono Colley). Dwa lata wcześniej Napoléone Buonaparte (wcześniej Buona Parte) przyjął imię i nazwisko Napoléon Bonaparte, chociaż pozostało „jedną z tych małych podłych docinek ze strony Anglików i Rojalistów upieranie się przy zgubionym «u», by podkreślić jego obce pochodzenie”. Dla obu dowódców wzorem wojskowych cnót był Hannibal. Jako młodzi oficerowie byli samoukami, każdego dnia poświęcali kilka godzin na intelektualne samodoskonalenie. Obaj też, idąc na wojnę, zawsze mieli przy sobie Komentarze Cezara.

W akcji znaleźli się w następstwie roku – Napoleon w Tulonie 16 września 1793, a Wellington w Holandii 15 września 1794 roku. Przełom w ich życiu nastąpił dzięki dobrym pozycjom ich braci – Lucien Bonaparte zorganizował przewrót 18 brumaire’a [9 listopada – dop. tłum.], co w 1799 roku dało Napoleonowi tytuł pierwszego konsula; Richard Wellesley, gubernator generalny Indii Brytyjskich, w 1803 roku w drugiej wojnie z Mahrattą dał Wellingtonowi samodzielne dowództwo. Obydwaj byli atrakcyjnymi mężczyznami o wielkich apetytach seksualnych, ale nie poszczęściło im się w małżeństwach.

Dzielili jednak ze sobą dwie kochanki, a raczej Wellington – można tak powiedzieć – przejął dwie damy odrzucone przez cesarza. Co więcej, brat Wellingtona poślubił szwagierkę byłej żony brata Napoleona.

Owe paradoksy bardzo bawiły George’a Bernarda Shawa, który zauważył, że „angielska armia prowadzona przez irlandzkiego generała była godnym przeciwnikiem francuskiej armii prowadzonej przez włoskiego generała”.

Jako żołnierze radzili sobie doskonale z matematyką i przywiązywali szczególną wagę do topografii i studiowania map. (Trygonometria miała wyjątkowe znaczenie na ówczesnych polach bitew, pozwalając obliczyć wysokość nasypu, na którym miała stać artyleria). Obaj zdobyli narodową sławę, walcząc na półwyspach. I tutaj lista podobieństw się kończy, bowiem zanim Wellington – jak będę go od tej pory nazywać – zdobył swoje pierwsze ważniejsze europejskie dowództwo (w Portugalii, w roku 1808), Napoleon był już panem kontynentu. A jednak to właśnie w raptownym sposobie, w jaki Napoleon stał się tak potężny, należy szukać pierwszych znamion jego upadku.

Wellington nie poddał się czarowi Napoleona w dużej mierze dzięki swej niezwykłej pewności siebie, która z kolei miała źródło w jego wychowaniu i edukacji. Jednak warto przyjrzeć się z bliska jego charakterowi, zanim latem 1793 roku, w pełnym symbolicznej wymowy geście, spalił swoje skrzypce i rozpoczął karierę wojskową.

Wellington zauważył, że bitwę pod Waterloo wygrano na boiskach Eton, lecz niekoniecznie miał na myśli krykietowe zmagania. Historyk tej elitarnej szkoły, Lionel Cust, sądzi, że mówił on o „młynach w Six-penny Corner”, gdzie chłopcy urządzali sobie bijatyki. To tam właśnie, gdzie obecnie odbywa się turniej „ścianówki” (tradycyjnej szkolnej gry podobnej do rugby), Wellington bił się z Robertem Percym „Bobusem” Smithem. Źródła różnią się w kwestii, kto został zwycięzcą.

W czasie trzyletniego pobytu w Eton, zanim zrezygnował z nauki (prawdopodobnie, choć nie możemy być tego pewni, z powodów finansowych), Wellington niczym się nie wyróżniał. O Wellingtonie w Eton 3. lord Holland (później polityczny przeciwnik) pamiętał tylko tyle, że był to „młodzieniec z poczuciem humoru, lecz niczym się niewyróżniający”. Stwierdzenie George’a Lytteltona, nauczyciela z Eton, w jednym z jego listów do pisarza Ruperta Hart-Davisa, że młody Wellington był „najgłupszy w rodzinie”, wydaje się nieco zbyt ostre; jednak jest prawdą, że intelektualnie ustępował on znacznie swemu bratu Richardowi, który notabene tak doskonale radził sobie w owej elitarnej szkole, że wybrał ją jako miejsce swego pochówku.

Jeśli spojrzymy na listę uczniów w Eton z lat 1781-1784, kiedy Wellington tam uczęszczał, dostrzeżemy, jak wielu z jego kolegów wywodziło się z arystokracji. Chociaż w przeszłości o miano najważniejszej szkoły w kraju walczyły też Winchester i Westminster, jednak pod koniec XVIII stulecia to właśnie Eton mogło szczycić się owym tytułem. Wraz z Wellingtonem do szkoły chodziło potomstwo trzech książąt, markiza, trzynastu earlów, pięciu wicehrabiów, siedmiu baronów i jednej hrabiny, której tytuł był tak starożytny, że dziedziczono go także w linii żeńskiej.

To z jego rocznika z Eton wyszło wielu wybitnych i ważnych oficerów. Robert Meade, syn 1. earla Clanwilliam, był generałem-porucznikiem już w 1814, podobnie jak William Lumley, syn 4. earla Scarborough. Hugh Craven, syn 6. lorda Craven, został pułkownikiem w 1814 i generałem-majorem w 1825. Zastrzelił się w swoim domu w Connaught Place w 1836 z powodu strat, jakie poniósł na wyścigach w Epsom. Przynajmniej jego śmierć nie była wypadkiem – lord Barrymore, syn 6. earla Barrymore, zginął od przypadkowej eksplozji muszkietu podczas eskorty francuskich więźniów z Folkestone do Dover w 1793. George Evans, syn 3. barona Carbery, zmarł w sylwestra 1804 roku w hotelu Reddish w Londynie z powodu pęknięcia tętnicy, a George de Grey, syn 2. barona Wlasingham, spłonął w łóżku swojego domu na Upper Harley Street. Robert King, syn 6. barona Kingston, był sądzony w Cork w 1798 roku za zabójstwo Henry’ego Fitzgeralda, który uciekł z jego siostrą. Sprawa nie budziła żadnych wątpliwości, a jednak został on jednogłośnie uniewinniony przez Izbę Lordów – wyczyn niezwykły nawet jak na osiemnastowieczne standardy.

Jeden ze szkolnych kolegów Wellingtona, Henry Fitzroy, syn lorda Southampton, ożenił się z jego siostrą, Anną; miał jednak mniej szczęścia od innych. Lord Holland, syn 2. barona Holland, i Charles Grey, syn earla Grey, byli jego głównymi przeciwnikami politycznymi a zarazem przywódcami stronnictwa wigów. Później Holland znany był z ciętej krytyki i opisywał w swych pamiętnikach Wellingtona jako „pozbawionego smaku, polotu, gracji i wyobraźni” człowieka, którego próżność „przerasta jego ambicję” i który „niewiele troszczy się o ludzi, których prowadzi i o sprawę, której służy – chodzi mu tylko o to, by on stał w centrum uwagi i zbierał pochwały za zwycięstwo”. (Warto tu dodać, że lady Holland, również związana z wigami, słuchała przemówień Robespierre’a w czasie swego Grand Tour i była pod wielkim wrażeniem jego elokwencji). Nienawiść ze strony wigów do człowieka, który walczył i ostatecznie pokonał ich idola Napoleona, miała towarzyszyć Wellingtonowi przez całą jego karierę. W całej tej historii nie są oni wcale pełnymi polotu, bystrymi i łaskawymi olimpijczykami rodem z polityczno-społecznej mitologii, lecz raczej przyziemnymi, wręcz czepialskimi, półzdrajcami o ciasnych umysłach.

Udając się do Akademii Wojskowej w Brienne, Napoleon mówił w korsykańskim patois, a gdy opuszczał jej mury władał już płynnym francuskim. Nie ma dowodu na to, że Wellington choćby pobieżnie znał język irlandzki, zanim udał się do Eton. Co więcej, przez całe życie uważał się za zdecydowanie lepszego od Irlandczyków. Miał nawet kiedyś powiedzieć, że potrzebowali oni „tylko jednej rzeczy, by zrobić z nich najlepszych żołnierzy w świecie, a mianowicie białych oficerów”.

Podobno miał także oznajmić, że fakt narodzin w Irlandii czynił go Irlandczykiem w równym stopniu, jak urodziny w stajni robiły z człowieka konia.

Eton dało Wellingtonowi wielką wiarę w siebie i swoje możliwości – wiarę tak wielką, że następne dziesięć lat niemal całkowitej bezczynności nie zdołały jej w najmniejszym stopniu nadszarpnąć. Niektórzy twierdzą, że zabrano go ze szkoły nie dlatego, że po śmierci ojca w 1781, 1. earla Mornington, Wellesleyów nie było stać na jego utrzymanie, lecz z powodu jego wyjątkowo kiepskich wyników. W pewnym stopniu przeczy temu decyzja lady Mornington o przeniesieniu go do Brukseli, gdzie koszty życia były zdecydowanie niższe, a jego edukacją zajmował się miejscowy prawnik.

W 1786 roku Wellingtona wysłano, wraz z angielskim opiekunem, do Anjou w zachodniej Francji, gdzie studiował w Królewskiej Akademii Konnej w Angers. Była to w równym stopniu akademia wojskowa, co szkoła z internatem dla dzieci z dobrych domów. Wellington mógł dzięki temu zobaczyć ostatnie dni zdominowanego przez arystokrację, przedrewolucyjnego ancien régime Burbonów – był pod wrażeniem jego splendoru i, jak się zdaje, nie zauważał toczącej go od wewnątrz zgnilizny. W sześćdziesiąt lat później przyjaciel miał zauważyć: „Sir, jak niesamowicie ułożyłyby się losy, gdyby wysłano pana nie do Angers, lecz do Brienne i wychowywałby się pan wraz z Napoleonem!”. Niestety, praktyczny aż do przesady umysł Wellingtona nie pozwolił mu zastanowić się nad konsekwencjami takiego zrządzenia losu i odparł: „Tak, jednak nie mogło do tego dojść, bo Brienne zarezerwowana była dla uczniów armii królewskiej”.

Akademia w Angers uczyniła z Wellingtona frankofila na całe życie. Nie było w nim śladu osobistej niechęci do Francuzów, która charakteryzowała Nelsona i Blüchera, przypominającej czasem fanatyczną nienawiść sir Francisa Drake’a do Hiszpanów. Niemal jedyny opis pobytu Wellingtona w Angers przedstawia go „leżącego na sofie i bawiącego się z białym terierem”, choć nie zapominajmy, że wrócił stamtąd, władając płynnie językiem francuskim, tak w mowie, jak i w piśmie. Tam też zawarł znajomości z kilkoma przedstawicielami szlachty z Anjou, przez co stał się wręcz wyznawcą zasady arystokratycznego monopolu na władzę – zasady, której pozostał wierny do końca życia. Do Angers trafił mając lat siedemnaście i spędził rok pod opieką zatwardziałego zwolennika ancien régime Marcela de Pignerolle, który pomógł mu poznać takich przedstawicieli francuskiej arystokracji, jak książęta de Brissac i de Praslin oraz księżną de Sabran (Brissac został później zgilotynowany).

Jak pisał pewien myśliciel i torys: „Jest taki czas, gdy zamiłowania i antypatie łatwo zaszczepić, a w dorosłym życiu stają się one nieznoszącymi zwątpienia moralnymi przekonaniami”. Dla Wellingtona tym czasem była młodość i pierwsze lata dorosłego życia. De Pignerolle ukształtował jego poglądy na legitymizm Burbonów i wiara w ten dawny rząd Francji miała mu towarzyszyć przez całe życie, umocniona przez śmierć dawnego nauczyciela, którego zastrzelono za opozycyjną postawę wobec rewolucji. Poglądy polityczne często kształtują się jako reakcja na wydarzenia zewnętrzne, a proces ten ma miejsce zazwyczaj w młodości. Pitt Młodszy był pod wielkim wrażeniem rewolucji amerykańskiej, która wybuchła, gdy miał siedemnaście lat. Lord Salisbury był oburzony odwołaniem Ustaw Zbożowych, gdy miał lat szesnaście. Poglądy Lenina zradykalizowały się, gdy powieszono jego starszego brata za próbę królobójstwa. Nawet stosunek Margaret Thatcher do Niemiec miał swoje źródło w wydarzeniach roku 1940, których była świadkiem, mając lat czternaście. Wellington niczym się od tych postaci nie różnił.

Po powrocie z Angers, mimo opinii matki, że „każdy widzi, że żaden z niego żołnierz”, Wellington w Boże Narodzenie 1787 dostał przydział do 73. Regimentu Highland, lecz wkrótce potem przeniósł się do 76. regimentu, potem do 41., a następnie do 33. Zmian tych dokonywał głównie z powodów społecznych oraz by uniknąć służby w Indiach Zachodnich, która nie zapewniała możliwości uzyskania awansu czy sławy, raczej była gwarantem przedwczesnej śmierci, a także zwiększała ryzyko licznych chorób. Wellington najzwyczajniej w świecie obijał się jako adiutant gubernatora generalnego Irlandii na zamku w Dublinie (stanowisko załatwione dzięki rodzinnym koneksjom) i jako członek Izby Gmin, reprezentujący rodzinne hrabstwo Meath (mandat uzyskał zaraz po ukończeniu dwudziestu jeden lat). Wydawało się zatem, że niezbyt dobrze rokuje na przyszłość. O intelektualnym i moralnym rozwoju Napoleona przed jego dwudziestymi czwartymi urodzinami, jego „genezie”, napisano 438-stronicową książkę. Nie wydaje się, że można by stworzyć takie dzieło o Wellingtonie. Owszem, trochę muzykował, co najwyraźniej odziedziczył po ojcu, który pomimo arystokratycznych korzeni wykładał muzykę na Trinity College w Dublinie. Młody Wellington miał 5 stóp i 9 cali wzrostu, był chudy, miał niebieskie oczy i krótkie kręcone włosy, jednak w 1793 roku był niczym więcej, jak bezużytecznym dworzaninem, przed którym roztaczały się raczej marne perspektywy osiągnięcia czegoś w życiu. I wtedy, nagle, wkroczył na swoją drogę do Damaszku.

Wellington mógł po prostu sprzedać swoje skrzypce; mógł je oddać przyjacielowi lub odłożyć do szafy, a jednak zdecydował się je spalić. Nie znamy dokładnej daty tego wydarzenia, ale miało ono miejsce gdzieś latem 1793 roku i jego wymowa jest oczywista. Skończyły się czasy przygotowywania pikników dla wicekróla. Miał dwadzieścia cztery lata i robił się za stary na tak przyziemne zajęcia. We Francji, w styczniu tego roku, ścięto Ludwika XVI i ogłoszono, że egalitarne zasady rządzące krajem mają charakter uniwersalny – reszta Europy, wciąż rządzona przez arystokrację, nie mogła po prostu przyjąć tego do wiadomości.

W lutym Wielka Brytania sformowała przeciwko rewolucyjnej Francji pierwszą koalicję, składającą się z Austrii, Prus, Holandii, Hiszpanii i Sardynii. Jeśli Wellington chciał zostać zawodowym żołnierzem, a nie miernym amatorem, którym był dotychczas, musiał także zarzucić hazard i upijanie się, i spojrzeć na swoją służbę w 33. pułku piechoty poważnie. Wkrótce został wysłany na front do Niderlandów, Indii, Hiszpanii, Portugalii, a wreszcie i do samej Francji. Czyżby rzucił się w wir wydarzeń, nie chcąc przegapić nadarzającej się okazji?

We wrześniu 1794 roku Wellington pierwszy raz uczestniczył w boju w czasie pechowej brytyjskiej ekspedycji do Niderlandów, elementu wojny pierwszej koalicji przeciwko rewolucyjnej Francji. Jego przełożonym był książę Yorku, który w wieku trzydziestu jeden lat nie był przecież jeszcze starym człowiekiem. Okazał się jednak być równie sprawnym administratorem, co niesprawnym dowódcą. Wellington wyróżniał się w Niderlandach i nauczył się bardzo wiele na temat tego, jak nie należy prowadzić kampanii. Podobnej lekcji, w mniej więcej tym samym czasie, doświadczył Napoleon, jednak on przy okazji zdołał nauczyć się wiele więcej.

Tak jak osią charakteru Wellingtona było jego przekonanie o wyższości, tak dla Napoleona, przynajmniej początkowo, takim motorem działań było poczucie rasowej niepewności i podejrzenie, że jego ojciec zdradził Korsykę. Jean-Jacques Rousseau pisał w Umowie społecznej z 1762 roku: „Mam przeczucie, że ta mała wyspa zadziwi kiedyś Europę” – siedem lat później narodził się Napoleon. W przeciwieństwie do Wellingtona nie był on, przynajmniej jak na standardy korsykańskie, członkiem arystokracji, lecz raczej wyższej klasy średniej. Jego matka Marie-Letizia Ramolino była córką inżyniera wojskowego i przyrodnią siostrą Josepha Fescha, archidiakona katedry w Ajaccio i przyszłego kardynała. Fesch chwalił się, że „nigdy Bonapartowie nie musieli kupować oliwy, wina i chleba”, bowiem byli właścicielami ziemi, na której je produkowano. Fesch został później ambasadorem Napoleona przy Stolicy Apostolskiej.

Wellington nie uważał Napoleona za gentlemana, jednak nie z powodu jego niskiego urodzenia. „Są genealogowie, którzy wywodzą moją rodzinę od czasu potopu, a są i tacy, którzy uważają mnie za plebejusza”, powiedział Napoleon o swoim pochodzeniu, „prawda jednak leży po środku. Buonapartowie są dobrą korsykańską rodziną; mało o nas wiadomo, gdyż rzadko opuszczaliśmy naszą wyspę; jesteśmy jednak znacznie lepsi niż te błazny, które nas oczerniają”. Wellington, kiedy natrafił na ten fragment w jednej z książek o Napoleonie, oznaczył go na marginesie ołówkiem.

Chociaż Napoleon nosił imię po wuju, który zginął, walcząc o korsykańską niepodległość, był pierwszym spośród swojego rodzeństwa, który urodził się jako francuski poddany. W 1761 roku romantyczny korsykański patriota, generał Pasquale Paoli, wygnał z wyspy rządzących nią do tej pory Genueńczyków. Następnie, w 1768 roku, Francja kupiła Korsykę od Genui i przeprowadziła inwazję; w roku narodzin Napoleona, 1769, Francuzi ostatecznie pokonali Paoliego, który uciekł z Korsyki do Londynu, gdzie rząd brytyjski rozważał przeprowadzenie własnej inwazji na wyspę. Gdyby Carlo Buonaparte, współpracownik i dawny sekretarz Paoliego, uciekł wraz z nim, to Napoleon mógłby urodzić się w Anglii. Konsekwencje takiego wydarzenia są niewyobrażalne. Jednak Carlo pogodził się w 1770 roku z władzami francuskimi i powrócił do Ajaccio.

Przyjaźń jego rodziców z francuskim gubernatorem, M. de Marbeuf, zapewniła młodemu Napoleonowi miejsce w Brienne, jednej z dwunastu nowych szkół kadetów, założonych w celu kształcenia synów noblesse. Uczęszczał do Brienne w Szampanii od 1779 do 1784, kiedy to wstąpił do École Militaire jako cadet-genitlhomme, by studiować artylerię. Napoleon, niejako w obronie przed prześladowaniami, jakie spotykały go w szkole ze względu na korsykańskie pochodzenie i brak dowodów na własne szlachectwo, zdecydował się przyjąć postawę paolistycznego patrioty.

Taka decyzja nie poróżniła go jednak z ojcem, który zmarł na raka żołądka w lutym 1785 roku, i którego zgoda na francuskie panowanie była (jak i większości Korsykańczyków) w najlepszym wypadku krótkoterminowa i oportunistyczna. Jak się zdaje sam Paoli podziwiał Napoleona i miał powiedzieć, że „ten młody człowiek ukształtowany jest na wzór antyczny. Jest jednym z ludzi Plutarcha”. A jednak w 1791 roku Paoli odmówił prośbie Napoleona, by stary przywódca zarekomendował mu dokumenty potrzebne do napisana historii walki o niepodległość Korsyki. Paoli rozsądnie uzasadnił swoją decyzję, mówiąc, że pisanie historii nie jest zajęciem dla młodych ludzi. Tak więc zamiast pisać historię, Napoleon postanowił ją tworzyć i wystartował w wyborach na dowódcę 2. batalionu korsykańskich ochotników – stanowisko o znacznie większym dla wyspy znaczeniu, niż mogłoby się wydawać. Rywalizację, pełną przekupstw, zastraszania, bandytyzmu i porwań, skorumpowaną i brutalną nawet jak na standardy osiemnastowiecznego małego miasteczka na Korsyce, wygrał Napoleon, a wysoko postawieni przyjaciele jego rodziny w Paryżu zablokowali wszelkie próby śledztwa.

Jednak Paoli był przerażony środkami zastosowanymi przez rodzinę Bonapartych, które nazwał „korupcją i intrygą”, i w ciągu roku Napoleon zerwał z nim wszelkie kontakty. Ostatecznie Bonapartowie zostali zmuszeni przez zwolenników Paoliego do opuszczenia Korsyki i 13 czerwca 1793 roku przenieśli się do Tulonu. Dwa miesiące później francuscy rojaliści, dla których zwycięstwo rewolucji było bardziej przerażające niż wizja brytyjskich żołnierzy na francuskiej ziemi, oddali miasto w ręce Royal Navy. Napoleon pomógł odzyskać ten ważny port i tym sposobem wyruszył w polityczną i wojskową odyseję, która miała skończyć się pod Waterloo.

Ostateczne zerwanie z Paolim, które miało miejsce 3 marca 1793 roku, nie było po prostu jednym z wielu wydarzeń politycznych w życiu pełnym tego typu rozstań. Rodzice Napoleona poznali się dzięki Paoliemu, pomagał on rozpalić w chłopcu umiłowanie korsykańskiej wolności i był źródłem jego wczesnych ambicji. Niepodległość Korsyki – to był jeden z głównych motywów tej epoki, nawet James Boswell napisał pełną pasji książkę na jej temat. Jednak Napoleon, dzięki edukacji, którą odebrał, zdał sobie sprawę, że to Francja, a nie wyspa o powierzchni zaledwie trzech tysięcy mil kwadratowych, była właściwym miejscem dla kogoś o jego talentach. Służba Francji wykluczała znajomość z Paolim.

Na Świętej Helenie Napoleon wspominał, jak w pewnym momencie „Paoli zachęcał mnie do podjęcia służby w Anglii; miał wtedy wpływy pozwalające zapewnić mi przydział na stanowisko odpowiadające moim oczekiwaniom. Wolałem jednak Francję, ponieważ znałem język, byłem tego samego wyznania, rozumiałem i lubiłem francuskie obyczaje; dodatkowo uważałem, że rewolucja to wspaniały czas dla młodych, zdolnych ludzi”. Warto zauważyć brak odniesień do polityki

i patriotyzmu na tej liście. Napoleon został wykorzeniony przez swoją edukację – nie był już w pełni Korsykaninem, ale nie był też jeszcze Francuzem. Przeciwnik Napoleona, pisarz François René de Chateaubriand, oskarży go później o „szastanie francuską krwią, ponieważ nie ma ani jednej jej kropli w swoich żyłach”.

Kwestię, czy Napoleon miał ojczyznę, czy nie, trudno rozstrzygnąć; za to z pewnością miał ambicję i niezwykłą inteligencję. Był oczytany, mądry i chętny do dyskutowania o literaturze, ponoć „studiował książki, jak sędzia studiuje dowody w pozwie” (Goethe). Napoleon został opisany przez historyka, który odniósł się do jego horyzontów literackich, jako „młody uczeń Rousseau, idący w ślady philosophes, miłośnik Osjana i wielbiciel klasycznego francuskiego teatru”. Na tej liście dziwi tylko obecność Osjana, starożytnego gaelickiego poety heroicznego, „odkrytego” w latach sześćdziesiątych XVIII stulecia przez biednego szkockiego pisarza Jamesa Macphersona. Wiersze Osjana miały powstać podobno 1500 lat wcześniej. Uwielbiali go Goethe, Boswell (który sądził, że jest on „lepszy od Homera”) i Thomas Jefferson, który uważał, że był on „najwspanialszym poetą, jaki kiedykolwiek żył”. Napoleon, który także dał się złapać na ten literacki podstęp, był w dobrym towarzystwie.

Zabierał wiersze Osjana na kampanie, a do pałacu swej żony w Malmaison zlecił namalowanie serii obrazów przedstawiających sceny z poematów. Tylko dr Samuel Johnson twierdził, że to podróbki i zapytany, czy współczesny człowiek mógłby napisać takie wiersze, odparł „Tak, proszę pana, wielu ludzi, wiele kobiet, a nawet wiele dzieci”.

Znamy listę książek, z których Napoleon robił notatki w czasach szkolnych. Znajdowały się wśród nich Histoire de Florence Machiavellego, Essai sur les moeurs Woltera, Sur les lettres de cachet Mirabeau i Histoire nouvelle et impartiale d’Angleterre Barrowe’a. Z owych notatek, z zapisanych rozmów i z jego działań wynika, że Napoleon miał wyjątkowy umysł i niezwykłe obycie kulturalne. Tragedię Iphigénie en Aulide widział nie mniej niż dziesięć razy, Cinna – dwanaście razy, Andromaque – dziewięć razy, Phèdre – dziesięć razy, Hector – sześć razy, Mort de César i Mort de Pompée po pięć razy każdą. Nie dziwi zatem, że uważał się za spadkobiercę antycznej tradycji wojskowej.

Napoleon zapewnił sobie także miejsce w pierwszym rzędzie teatru wojny – na największej tragedii epoki – rewolucji francuskiej. Był świadkiem szturmu na pałac Tuileries 10 sierpnia 1792 roku, kiedy to doszło do masakry królewskiej Gwardii Szwajcarskiej i po którym to szturmie uwięziono rodzinę królewską. Powiedział później, że Ludwik XVI mógł zakończyć rewolucję w tym właśnie momencie, „gdyby tylko wsiadł na swego konia”. A jednak aktywność dawnych dni została zastąpiona przez bezczynność, a nawet szaleństwo na wszystkich dworach Europy. Napoleon, niezależnie od tego, jakim geniuszem był obdarzony, nie miał szans nagiąć do swej woli Europy rządzonej przez Fryderyka Wielkiego (rządy 1740-1786), Ludwika XV (rządy 1715-1774), Katarzynę Wielką (rządy 1762-1796), Marię Teresę (rządy 1740-1780) i Jerzego III (rządy 1760-1820), którzy dyktowali warunki w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XVIII stulecia. W zaledwie szesnaście lat po roku 1780 Fryderyka zastąpił słaby Fryderyk Wilhelm, Katarzynę – głupi car Paweł, a król Jerzy III najzwyczajniej zwariował. Austria wyprodukowała władcę-imbecyla – cesarza Ferdynanda, który został opisany przez lorda Palmerstona jako „prawie idiota” i którego najbardziej znaną proklamacją było: „Jestem cesarzem i chcę knedli!”. I tak oto na początku

lat dziewięćdziesiątych XVIII wieku Europa była gotowa na anarchię i wojnę. Napoleon kształtował swoją epokę w równym stopniu, jak ona kształtowała jego.

Jednym z powodów, dzięki którym Francja ustanowiła swoją wojskową dominację w Europie była jej ogromna liczba ludności w porównaniu do sąsiadów. W 1780 roku statystki wyglądały mniej więcej tak (w milionach): Francja 25,1; Wielka Brytania 9,5; Prusy 5,4; Austria 20,2; Włochy 12,8; Hiszpania 9,9 i Rosja 26,8. Pozycja Francji byłaby wyjątkowo mocna nawet i bez Napoleona, dzięki znacznie wyższych możliwościach poboru w porównaniu do innych narodowościowo spójnych krajów Europy Zachodniej. Dla przykładu, nawet biorąc pod uwagę wszystkie logistyczne problemy kampanii rosyjskiej 1812 roku, różnica między liczbą ludności obu krajów nie była aż tak widoczna.

Trudno wyobrazić sobie bardziej błyskawiczną karierę niż ta Napoleona. W grudniu 1793 roku, w wieku dwudziestu czterech lat, jeszcze jako zwolennik rewolucji, pomógł odbić Toulon z rąk lojalistów i brytyjskiej marynarki, za co otrzymał awans na stopień général de brigade. Zaledwie trzy miesiące później otrzymał dowództwo artylerii armii Włoch. Był to ważny dla Francji front, gdyż chciała ona wyeksportować swoje rewolucyjne ideały do bogatego półwyspu, którego północna część chciała jak najszybciej zrzucić austriackie jarzmo. Wojna z Austrią trwała od kwietnia 1792 roku, a z Sardynią od następnego lipca, sądzono zatem, że to właśnie we Włoszech Francja może ponieść najcięższe straty. Napoleon, po krótkim, lecz z pewnością przerażającym pobycie w więzieniu w Antibes, powrócił na front. Do 16 października 1795 roku był już général de division, a po dziesięciu dniach został mianowany dowódcą Armii Wewnętrznej. Zaledwie w pięć miesięcy później, mając dwadzieścia sześć lat, Napoleon zdobył dowództwo Armii Włoch.

Można tłumaczyć ową serię awansów na wiele sposobów, związanych z sytuacją wojskową, innymi generałami czy francuską polityką wewnętrzną, i wszystkie one mają bardzo mało lub nawet zupełnie nic wspólnego z Napoleonem. Jednak pozostaje faktem, że był on właściwym człowiekiem we właściwym miejscu, o czym świadczy ciąg zwycięstw odniesionych nad Austriakami i Sardyńczykami w kwietniu 1796 roku: Montenotte, Millésimo, Dego i Mondovi. Jednak tak jak każdy wielki bohater szekspirowski ma pewną wadę, niedostrzegalną w czasie jego świetności, tak i owa błyskawiczna kariera – od chef de bataillon (majora) w październiku 1793 roku do dowódcy Armii Włoch w marcu 1796 roku – była odpowiedzialna za piętę achillesową Napoleona. Nigdy nie dowodził on piechotą na poziomie regimentu.

„Nie wierzę w przysłowie, że aby dobrze dowodzić, trzeba umieć być posłusznym”, powiedział Napoleon i od 1796 roku, a z pewnością po przewrocie 18 brumaire’a roku VIII (9 listopada 1799), w wyniku którego został mianowany konsulem, a wkrótce potem pierwszym konsulem, młody wódz musiał słuchać wyłącznie swoich instynktów i (znacznie rzadziej) swego sumienia. Jego sukcesy na polach bitew ułatwiły polityczną karierą w umęczonej terrorem i pragnącej stabilizacji Francji, jednak jego brak doświadczenia w dowodzeniu regimentem miał go drogo kosztować pod Waterloo. Wellington zaś mógł znaleźć się w ogniu walki i dowodzić indywidualnymi oddziała-

mi, jak Maintland Foot Guards, i skorzystał z tej możliwości. Dzięki temu rozumiał doskonale, w jaki sposób należy posłużyć się takimi oddziałami dla uzyskania najlepszego efektu. Napoleon spędził zbyt dużo czasu, zajmując się wielką strategią i utrzymywaniem morale całej armii, by wiedzieć, czego mógł żądać nawet od tak elitarnej jednostki jak Gwardia Imperialna, której możliwości pod Waterloo po prostu zmarnował. Rankiem przed bitwą generałowie błagali cesarza,

by zezwolił na większą mobilność oddziałów i nie decydował się na zmasowane uderzenie, wykazując się tym samym dobrą znajomością wojaczki na poziomie pojedynczych regimentów. Jednak Napoleon, który takiej wprawy nie miał, zadecydował inaczej. Jego doświadczenie w akcji na poziomie kompanii ograniczało się niemal wyłącznie do tłumienia zamieszek, jak tych w Lyonie w sierpniu 1786, Seurre w kwietniu 1789, w Auxonne w lipcu 1789, w Ajaccio w czerwcu 1793

i owych najsłynniejszych w „Dniu Sekcji” w czasie nieudanego powstania paryskich rojalistów w październiku 1795 roku, których pokonał „burzą kartaczy”.

Przez następnych dwadzieścia lat, kiedy to Napoleon narzucał swoją wolę Europie najpierw jako dowódca wojskowy, następnie jako konsul, potem zaś jako dożywotni pierwszy konsul, nic z tego nie będzie miało znaczenia. W wyniku jednego z tych niezwykłych zbiegów okoliczności, w których lubuje się historia, w tym samym tygodniu maja 1804 roku, gdy Napoleon został ogłoszony przez Senat i Trybunat cesarzem Francuzów, jego największy brytyjski przeciwnik William Pitt

Młodszy powrócił na stanowisko premiera. Wellington musiał zadowolić się uzyskanym we wrześniu tytułem szlacheckim.

I tak oto w 1804 roku decydowały się losy Europy na następne dziesięć lat. Napoleon był panem Francji, jednak pomimo jego wielkiego geniuszu, znane już były przyczyny jego przyszłej porażki. Nigdy nie nauczył się dowodzić piechotą na poziomie regimentu, a wszystko to, co wiedział o liniach zaopatrzenia i nieplądrowaniu ziemi, przez którą przechodził, zapomniał, gdy zwycięstwo następowało po zwycięstwie, a jego ambicje zaczęły sięgać coraz dalej i dalej. W tym samym czasie Wellington walczył w Indiach i zdobył doświadczenie, które miało okazać się bezcenne w nadchodzącej dekadzie.

Andrew Roberts

fragment pochodzi z książki:Napoleon i Wellington. Długi pojedynek, Wydawnictwo Replika, oprawa twarda z obwolutą, ss. 416, cena 49,90 zł.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply