Zmieniają wymowę danej litery, wzbudzając kontrowersje. Kiedy Aleksander Szeweljow próbował zarejestrować w urzędzie narodziny syna w tym roku, dwie małe kropki przysporzyły mu ogromnych problemów.

Podczas gdy w paszporcie jego żony są dwie kropki nad literą „ë” w końcowej sylabie nazwiska, w nazwisku Szeweljowa ich nie ma. “Nie mogłem zarejestrować go jako mojego syna” – mówi, ponieważ nie zgadzała się pisownia.

W Rosji, te dwie kropki oznaczają, że litera powinna być wymawiana jako “jo”, a nie “je”.

Praktycznie „ë” traktuje się jako osobną literę, nigdy nie zyskała tyle respektu co pozostałe elementy cyrylicy. Często pisarze zostawiają kropki, gdyż dla większości mówiących po rosyjsku jasne jest, że to co wygląda jak litera “je” – to tak na prawdę “jo.” Dlatego właśnie Rosjanie znają następcę Stalina jako Nikitę Chruszczowa, a reszta świata myśli, że to Chruszczew.

Ta różnica spodobała się biurokratom i napiętnowała uczących się języka na dziesiątki lat. Rozwiązanie problemu może jednak być pod ręką, po tym jak w lipcu, Szeweljow napisał skargę do Ministra Edukacji Dimitrija Liwanowa.

Niespodziewanie, Liwanow, który spędził większość czasu na przebudowywaniu systemu szkolnictwa wyższego, zajął się tą sprawą.

“Musimy koniecznie naprawić ten problem. Miliony cierpią”, powiedział Liwanow we wrześniu obiecując, że przyjrzy się prawnym zmianom, aby ustalić obecność kropek nad literą „e”, wszędzie gdzie to konieczne.

Ministerstwo nie chce powiedzieć, jak planuje to zrobić, ale listowna prośba Liwanowa na nowo roznieciła ciągnącą się od setek lat debatę i mała grupa fanatyków twierdzi, że chodzi o coś więcej niż małe kropki tuszu.

Rosja to nie jedyny kraj debatujący w sprawie dziwnych listów: w Niemczech, znani pisarze oraz gazety ogłosili bojkot nowych zasad pisowni, które weszły w życie w 1996, mówiące o zastąpieniu scharfes s, które wygląda trochę jak wielka litera B.

Jednak w tym przypadku litera „ë” wznieca poruszenie i debatę, która wychodzi poza ortografię i ociera się o historię, stając w obronie ojczyzny oraz uciechy wywołanej nutką wulgarności w tej literze.

Po wynalezieniu litery w XVIII wieku, puryści nie popierali jej uznając ją z odzwierciedlenie kolokwialnej pisowni promowanej przez Stalina, która była obowiązkowa w szkołach i popularyzowana przez komunistyczne gazety.

Znana historia mówi o tym jak sowiecki dyktator zdenerwował się po przeczytaniu dekretu, w którym imiona generałów były pisane przez “e”, a nie “ë”. (Historycy mówią, że nie ma dowodów na wydanie rozkazu używania tej litery).

Obecnie litera otoczona jest kultem i uhonorowana pomnikami w dwóch miastach na prowincji. Pisze się o niej książki i tworzy programy komputerowe, aby upewnić się, że kropki nigdy nie będą pomijane.

Jest też druga, złośliwa strona medalu. Np. rosyjskie, obraźliwe słowo oznaczające “odbywać stosunek”, ma odpowiedniki na literę „ë”.

Zwolennicy tego listu nazywają siebie „jofikatorami” – lub zwycięzcami litery „ë” – i nalegają na używanie kropek we wszystkich przypadkach, gdy litera wymawiana jest jako “jo”. Przeciwnicy są za opcjonalnym stawianiem kropek i usunięciem jofikatorów jako amatorów i wielbicieli sztucznych zasad.

Zmarły Wiktor Czumakow, samozwańczy Wódz jofikatorów w Rosji, ze swojego mieszkania w Moskwie przez prawie dwie dekady przeprowadzał donkiszotowską kampanię przeciw temu co sam nazwał lenistwem nie stawiania dwóch kropek.

W wywiadzie udzielonym przed śmiercią 17 listopada osiemdziesięciolatek, były inżynier, powiedział, co leżało mu na sercu od śmierci Stalina.

“Po jego śmierci umarła także dyscyplina. Rosyjska niedbałość i niechlujstwo wzięły górę”.

Napisał skargi do redaktorów gazet i twórców etykiet, dręczył Kreml, aby szyld na drzwiach do biura prezydenckiego został zmieniony i sam zmienił szyld na wejściu do supermarketu. Z szerokim uśmieszkiem podczas wywiadu, przejrzał książkę zapełnioną opakowaniami i etykietami na orzechy, ryby, piwo i inne artykuły spożywcze, które, jak powiedział, zostały zmienione po tym jak napisał do przedsiębiorstw.

Największego wroga widział jednak w naukowcach z Rosyjskiego Instytutu Językowego.

Państwowa instytucja mówi, że kropki, znane przez językoznawców jako znaki diakrytyczne, są opcjonalne i muszą być stosowane tylko w odpowiednich nazwach lub gdy znaczenie słowa bez nich byłoby niejasne.

Czumokow przedstawił bardziej złowieszczą argumentację. Twierdził, że instytut jest w centrum spisku jaki knuje Centralna Agencja Wywiadowcza, w celu osłabienia Rosji.

“W każdym kraju, alfabet jest instrumentem do zaprowadzania porządku,” powiedział, starannie szczotkując luźny kosmyk siwych włosów za uchem. “Jeśli nie jest szanowany, wszystko się sypie.”

Naukowcom z instytutu trudno pojąć fascynację literą „ë”.

“Dobrze zdajemy sobie sprawę, z tego co mówi Czumakow,” powiedziała zastępczyni dyrektora, Maria Kalenczuk. “Jofikatorzy sztucznie zwracają uwagę na list. To staje się parodią. Niektórzy zbierają znaczki; inni lubią literę ë.”

“Nie ma w tym zarzucie cienia prawdy,” jak napisał w mailu rzecznik CIA. “Agencja popiera dobrą gramatykę i pisownie w każdym języku.”

Litera „ë” jest popularna wśród nazw marek, gdyż jej podtekst wywołuje zamieszanie.

Rosyjski przywódca Władimir Putin zasugerował na posiedzeniu rządu w ubiegłym roku, że sprzedaż hybrydowego samochodu elektrycznego Jo-mobile produkowanego przez jednego z najbogatszych ludzi w Rosji, Michaiła Prochorowa, może być lepiej promowana dzięki nazwie.

“Jak go nazwaliście, Jo-mobile?” – spytał Putin śmiejąc się razem z urzędnikami i biznesmenami.

Firma uważa, że status tej litery sięga miana symbolu rosyjskiej spuścizny kulturowej.

Ambasador USA w Rosji, Michael McFaul, został przyłapany w lipcu kiedy oświadczył na Tweeterze, że wybiera się do “Joburga”, co jest wulgarnie brzmiącym skrótem od Jekatierynburga.

Po tym jak użytkownik Tweetera wytknął “podteksty seksualne” McFaul przeprosił. “Bogactwo języka rosyjskiego na Tweeterze ciągle mnie zaskakuje”, napisał.

Czumakow zepchnął na bok kwestie przekleństw i powiedział, że woli myśleć o brzmieniu litery jak o dźwięku korka kiedy otwiera się butelkę. Zapytany, czy jego ekscentryczne uczucia co do listu to ironiczny żart, błysnął uprzejmym uśmiechem po czym zaprzeczył powadze tych starań.

Dla Szewelowa, którego skargi do ministra edukacji na nowo roznieciły debatę na temat listu w sprawie litery ë, nie jest to ani żart, ani źródło fascynacji.

“Potrafię zrozumieć miłość do kraju i języka. Ale do litery?”, mówi. “Chciałbym tylko, żeby problem z dokumentami został rozwiązany.”

James Marson

“The Wall Street Journal”

Tłumaczenie: Aleksandra Zaborska

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply