Zdrajców wieczny odpoczynek

Teraz możemy być pewni, że na tym weselnym przyjęciu, o którym mowa, j a c y ś zdrajcy byli. Może nawet niemało. Ilu?

Imieniny przedwojenne i powojenne

Moja prababka lubiła popisywać się deklamacjami. W rodzinnym miasteczku, przed pierwszą wojną światową, kiedy jeszcze była piękna i młoda, działało to rewelacyjnie na imieninowych gości – czyli na spowinowacone rodziny sklepikarza, piekarza, rzeźnika i listonosza. Jednak potem – w latach przedwojennch – wśród wysoko postawionych znajomych Jej Syna, występy Prababki stały się denerwująco żenujące. Wreszcie, za czasów stalinowskich, kiedy już popadła w sklerozę i nie wiadomo było, z czym i kiedy znowu wyjedzie – zaczęła siać (niekiedy) postrach swymi deklamacjami. Bo oto w środku przyjęcia weselnego potrafiła podnieść się i nagle, zamast toastu, ni przypiął ni przyłatał, z eksklamacjami młodopolsko-małomiasteczkowymi – wygłosić ten oto wiersz Mickiewicza – niby nikomu nie dedykowany, a jednak dla czasów owych (- – -):

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Z bramy więzienia wynoszą pod strażą

Ze czterech desek zbitą trumnę białą,

Na wóz rzucają, za miasto wieść każą;

To więźnia ciało!

Więc Bóg zakończył jego długie męki?

Wezwał go z jamy, do raju – ogrójca?

Nie – to bezbożnik, z własnej zginął ręki, –

To samobójca.

Nie był uczczony zgon jego dzwonami,

Nie odprawiono po nim mszy w kościele,

Za truną nie szli ni krewni ze łzami,

Ni przyjaciele.

Bo żeby cara zyskać przebaczenie,

On narodowym stał się winowajcą

I dawszy braci swych na umęczenie

Był wolnym – zdrajcą.

Grobowiec jego przy drodze rozstajnej

Pielgrzym ze wstrętem i ze zgrozą mija,

Nie zmówi nawet modlitwy zwyczajnej

Zdrowaś Maryja.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Na weselu – konsternacja. Ksiądz – przyjaciel rodziny, przedwojenny sędzia, kilku artystów, kuzynostwo… zacukani, nie wiedzą co zrobić z oczami. Nieprzyjemne uczucie zażenowania. Dlaczego? Czy tylko dlatego, że zachowanie Prababki było niezbyt gustowne? No, nie. Były to wszak czasy “zdrajców”, o których nikt głośno wtedy raczej nie mówił. A choć każdy generalnie o istnieniu “zdrajców” wiedział (była to wszak tajemnica Poliszynela), to jednak w najśmielszych przewidywaniach nie podejrzewał ich liczby, aż tak wielkiej, w jakiej istnieli. Teraz wiemy o tym więcej – wtenczas pewność mieli tylko niektórzy. Ci, co to sami czegoś doświadczyli. Ale ci właśnie i zwłaszcza zachowywali milczenie pełne taktu.

Teraz możemy być pewni, że na tym weselnym przyjęciu, o którym mowa, j a c y ś zdrajcy byli. Może nawet niemało. Ilu? I co oznaczała ich “zdrada”? To już zagadnienie głębsze… W każdym razie obecność ludzi, którzy j a k o ś otarli się o UB i SB, była w tym środowisku o c z y w i s t a. Z racji kilku osób, którymi się służby powinny były interesować – i interesowały się.

Cóż począć ze zdrajcami?

Tu chwila przerwy. Dla tych, którzy w umysłach swych od wyroków “GazWyboru” zawiśli – negatywne nastawienie społeczności wobec “zdrajców” i to straszne piorunowanie Mickiewicza – będzie dziś tylko dowodem na to, że polskie uczucia patriotyczne łatwo wyradzają się w niechrześcijańską żądzę zemsty i potępienia. Że zamiast dostrzegać nieszczęście “zdrajców” – potępiamy ich w czambuł, stawiamy poza granicą naszej chrzescijańskiej miłości, która przecie każe wrogów miłować. A poza tym, że nie spostrzegamy, iż zdrajcy też byli ofiarami komunizmu, Hitlera, cara i tak dalej… Ha. Ciemna to, wąska i kręta uliczka rozumowania.

Ranking zdrady i nie-zdrady

Bo owszem – każdy, kto popełnia czyn nieprawy, już tym samym ponosi pierwszą karę – jest dotknięty złem, pogarsza swoją moralną jakość. Ale dalej, to zależy – czy “zdradził” (no i co lub kogo zdradził) ze swej woli, albo przynajmniej przy zezwoleniu swej woli, woli przymuszonej – czy nie przymuszonej? To oczywiście bardzo istotne – czy chodzi o zgodę wolną czy niewolną. Wszak niejednakowo traktowani być winni ci, których złamano groźbą, albo, gorzej – torturą tudzież szantażem (ale ważne: czy grożono ujawnieniem utajonych bezeceństw, czy zemstą na rodzinie – rzecz jakże różna!) – i ci, których skuszono obietnicą korzyści – czy ci, którzy wreszcie chcieli sami donosić, niczym nieprzymuszeni, po prostu w nadziei zysku. Wreszcie – niejednakowo być winni traktowani ci, którzy stali się zwykłymi szpiclami bez czci i wiary i ci, którzy jedynie zgodzili się na coś, poczynili jakieś ustępstwo. No i inaczej ci, którzy z odrazą odrzucili swoją przeszłość, zanim jeszcze sama przeszłość odsunęła się od nich (pozornie!) w roku 1989… I ci, którzy mieli odwagę sami o tym opowiedzieć… Ale i ci, którzy utrzymują, że są w porzadku, bo stosunków zdradzieckich z UB i SB nie utrzymywali, a jednak utrzymywali… i to utrzymywanie utrzymują tylko przez wzgląd na dobre utrzymanie immage’u swej własnej osoby.

Mylący upływ czasu

Najbardziej mylące w tej całej sytuacji jest to, że młode pokolenie kompletnie nie wie, jak wyglądały tamte czasy i jak taki ranking układać. A jeśli nawet coś wie, to nie “czuje” tego do końca. Na bazie takiej niewiedzy czy braku “czucia” łatwo tworzyć “fakty prasowe” różnej maści. Łatwo mówić, że wszyscy współpracujący to jedna swołocz, albo że wszyscy ludzie współpracujący są równie niewinni, albo sugerować, że zwolennicy lustracji mogą oskarżać każdego – i aby udowodnić tę tezę, antylustracjoniści sięgną po przykłady “współpracy” Mickiewicza albo Herberta: “co, czyż i oni powinni zostać potępieni, tak? Oszołomstwo!” W ten właśnie deseń gadają i piszą szermierze antylustracyjni na łamach “GazWyboru”. I tam, spod ich piór, spływają argumenty w rodzaju: “wy nie wiecie, co to było – trzeba było, bo każdy się bał…”

Kto i kiedy się bał, kto i kiedy musiał

No i owszem, każdy, prawie każdy się bał – ale wcale nie “trzeba było”. I nie każdy był poddany presji. I presja bywała rozmaita. Miara nie jest zatem równa. Wystarczy zestawić różne przypadki – jak je sklasyfikowałem powyżej – aby zdać sobie z tego sprawę. Dalej, wystarczy porównać lata 50, 60, 70. i 80. żeby zobaczyć, jak różne to były rzeczywistości, jak stosunkowo mało bali się ludzie w latach 80. i jak mogli się odciąć od SB, jak bali się umiarkowanie w 70., a jak mroczne były lęki czasów Stalina i jak szare pod tym względem czasy Gomułki.

Imieniny prześwietlone, pierwszy listopada za pasem…

Wracam do wesela i zażenowania zadeklamowanym przez Prababkę wierszem Mickiewicza. Doprawdy, spodziewam się, że jeślibym poczynił kwerendę – to mógłbym dowiedzieć się rzeczy, których bym się absolutnie nie spodziewał!… i zyskałbym pewność co do tego, kto wówczas, na tym weselu, poczuł się specjalnie i dogłębnie tknięty przez moją zesklerociałą Prababkę. Ale czy warto wiedzieć? Sam nie wiem. Może tak? Może tę wiedzę, to wyjaśnienie winien jestem moim potomkom i moim przodkom? Pewnie…

W każdym razie ludzie ci są już po Tamtej stronie. I dlatego, choć może dowiem się jeszcze wielu rzeczy o nich, mogę ze szczerym sercem, przed tym pierwszym listopada powiedzieć – akurat wbrew wierszowi Mickiewicza, ale nie wbrew Mickiewiczowi samemu: wieczne odpoczywanie racz im dać, Panie!

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply