Wybory w 2012 r. są jedynie rozgrzewką przed wyścigiem do fotela prezydenckiego. Prawdziwa walka rozegra się w roku 2015. Od tego, kto ją wygra, zależy późniejszy kierunek rozwoju kraju.

Jednak żeby zdobyć nagrodę, pretendenci muszą przećwiczyć wybory w roku 2012, ukazując przy tym to, co jest niezbędne dla wyborców: osobisty wizerunek, charyzmę, zespół, zasoby i perspektywy.

Takie są reguły gry.

Niezależnie od liczby partii w Radzie Najwyższej w 2012 r., tych, którzy są w stanie rywalizować w trzyletniej perspektywie, jest obecnie pięcioro: Janukowycz, Jaceniuk, Kliczko, Miedwiedczuk i Tymoszenko. Do tej piątki raczej nie dołączą nowi realni kandydaci – droga do głównej nagrody jest już zbyt długa.

Dlatego już teraz można analizować, jakimi aktywami i jakimi pasywami dysponuje każdy z polityków.

Wiktor Janukowycz

Na pierwszy rzut oka wybory parlamentarne będą dla niego łatwym zadaniem. Główna twierdza, Partia Regionów, w rankingach socjologów zajmuje pierwszą pozycję, będąc przy tym u władzy.

Janukowyczowi udało się już skoncentrować pod sobą wszystkie zasoby administracyjne, siłowe i ekonomiczne.

Daje mu to gwarancję sukcesu w okręgach większościowych, których rola − bycie filarem władzy − jest przesądzona. Aby ich „przekonać”, Janukowycz argumentów ma aż nadto.

Najlepsi spin doktorzy „uczciwie” mówią w telewizji o „osiągnięciu stabilności” na początku „drogi do dobrobytu”. „Na czarno” zaś uruchamiają strategię językową [niedawne przyjęcie ustawy o języku – red.], ukierunkowaną na mobilizację własnego elektoratu: zamanifestowanie, że pomimo rozczarowania polityką gospodarczą Partii Regionów, obecna władza jest dla nich „swoja”, a pozostali są „obcy”.

Ta technologia już zrobiła swoje – odcięła od południowo-wschodnich wyborców opozycję, która miała szansę otrzymać tam wsparcie, podejmując tematy korupcji, wzrostu cen, bezrobocia, ignorowania praw i ubożenia klas niższych… Jednak opozycja, przeciwnie, w zupełności potwierdziła plan technologów władzy.

Przy czym u Janukowycza nie wszystko jest takie kolorowe.

Po pierwsze, jego główne przesłanie – „walczyliśmy ze spuścizną po pomarańczowych i dopiero teraz wszystko odbudowaliśmy” – w roku 2015 będzie już zbyt słabe. Na „poprawę” ludzie dosyć się naczekali, cały ten czas obserwując, jak szybko poprawia się życie jednej rodziny i kilku bliskich.

Niezadowolenie z władzy, która najwidoczniej źle rozumie zwrot „sprawiedliwość społeczna”, do roku 2015 może okazać się bardzo silne. Dodatkowo może ono zostać wzmocnione przez światowy kryzys ekonomiczny, którego nadejście przewidują wszyscy wiodący ekonomiści.

Po drugie, istnieją problemy z legitymizacją obecnych wyborów. Nawet bez brania pod uwagę potencjalnego fałszowania wyników, już dzisiaj jest wystarczająco dużo faktów, które podają w wątpliwość „uczciwy i świadomy” wybór – począwszy od braku równego dostępu kandydatów do mediów, poprzez masowe przekupywanie wyborców, a skończywszy na braku uczestnictwa Tymoszenko.

Jeżeli UE nie uzna parlamentu za legalny, stworzy to podstawy do nieuznawania postanowień parlamentu również wewnątrz kraju, co będzie ładunkiem wybuchowym, podłożonym pod wzajemne stosunki podmiotów władzy…

Po trzecie, to właśnie Janukowyczowi udało się zbudować w ciągu dwóch lat najpotężniejszą grupę oligarchów, podciągając pod nią wszystkie zasoby kraju i odcinając pozostałych. Trafnie ujął to David Kramer, nazywając to, co się dzieje „familizacją korupcji na Ukrainie”.

Niezadowolenie pozostałych grup stale wzrasta.

Andrij Klujew, wysłany na zasłużoną emeryturę do Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony jest odpowiedzialny za parlament i wybory, ale nie ma poważnego dostępu do zasobów. Wałerij Choroszkowski, któremu przypadła nagroda w postaci fotela pierwszego wicepremiera, nie otrzymał razem z nią poprzednich możliwości Klujewa, a jedyne co ma, to porcja odpowiedzialności za integrację z UE, która za rządów Janukowycza nie jest w zasadzie możliwa. Achmetowa nie będzie w przyszłym parlamencie, podobnie jak Lewoczkina nie będzie w administracji prezydenta.

Wszystko to oznacza jedno: w najlepszym przypadku, jeśli rating prezydenta spadnie do punktu, z którego już się nie podniesie, szybko znajdą mu następcę i wyślą Janukowycza na zasłużoną emeryturę do jego rezydencji w Mieżgorie.

Jest jeszcze jeden poważny problem: niespodziewanie pojawił się u niego konkurent w jego „terytoriach bazowych”, które są już Janukowyczem zmęczone:

Wiktor Miedwiedczuk

Ten kandydat nie na darmo wydaje miliony dolarów na billboardy i media. Wszystkie zapewnienia o tym, że działa teraz w sektorze obywatelskim, są prawdziwe tylko do połowy. Być może na wybory parlamentarne się nie wybierze, ale to, że jego celem są wybory w 2015 r., jest oczywiste.

Dla Janukowycza jest on groźny choćby dlatego, że za Miedwiedczukiem stoi Moskwa, wystarczy wspomnieć chociażby wizytę Putina na Krymie.

Film z przyjazdu „ojca chrzestnego Daszy” [Putin jest chrzestnym córki Miedwiedczuka – przyp. tłum.] ukazał się w Internecie nieprzypadkowo, tak jak nieprzypadkowo Miedwiedczuk ciągle przypomina, że najlepsze notowania na Ukrainie ma Putin – 45%.

Póki co nie wiadomo, jak ma on zamiar przekonwertować ten wynik pod siebie: w odróżnieniu od Putina, charyzma Miedwiedczuka jest dyskusyjna.

Ale teraz Miedwiedczuk gra ostrzej. Już nie próbuje podobać się całemu krajowi.

Jako swój teren widzi południowy wschód, gdzie ma zamiar konkurować właśnie z Janukowyczem i Partią Regionów, podbierając głosy rozczarowanego elektoratu władzy. Ponadto obecnie Miedwiedczuk woli niszę społeczną, propagując pozytywne idee, formując struktury i pozostając w pozycji człowieka, który „nie rwie się do władzy”.

To odróżnia go od pozostałych sił politycznych, i na tym może on budować kampanię w 2015 roku.

Jednakże jest oczywiste, że perspektywy u Miedwiedczuka pojawią się dopiero w przypadku pełnej destabilizacji sytuacji w kraju i ostatecznej dyskredytacji Janukowycza.

Dlatego Miedwiedczuk stanowi niebezpieczeństwo zarówno dla obywateli zachodu i centrum, jak i oligarchicznych grup ze wschodu, które do końca będą sprzeciwiały się możliwemu nadejściu konkurentów z Rosji.

Arsenij Jaceniuk

Jeszcze niedawno jedynie on wygrywał z Janukowyczem w przypadku wejścia z nim do drugiej tury, mając przy tym przewagę nad Tymoszenko, stojącą wyżej w rankingu nieufności.

Taki wynik kosztował go jednak możliwość pojawiania się w telewizji i agitowania obywateli aktywnych politycznie. Zaraz po tym, jak pojawiły się cyfry, Jaceniuk zniknął z talk-show i wiadomości, a wzrost jego ratingu zatrzymał się.

Następnie Jaceniuk przyjął propozycję Tymoszenko, aby przystąpić do „Batkiwszczyny”, co automatycznie dawało mu szansę na zostanie głównym przeciwnikiem Janukowycza w wyborach w 2012 roku.

Otrzymał jednak wiele minusów.

Pierwszy to antyrating Tymoszenko i koniec rejestracji w „obozie pomarańczowych”. Teraz Jaceniuk będzie musiał otwierać listę, składającą się z jego ludzi, niedobitków Bloku Julii Tymoszenko i innych partii narodowo-patriotycznych. Całą tą zbieraninę trudno nazwać wspólnym zespołem.

Ciężko także jest z ideologią, bo postawa „jako jedyni sprzeciwiamy się władzy” ideologią nie jest. Ludzie już widzieli rządy tych „sojuszników”, którzy bardzo szybko utracili ogromny kredyt zaufania w samym tylko roku 2005. Wciąż pozostaje pytaniem, czy opozycja zdoła udowodnić, że wyciągnęła wnioski z błędów przeszłości.

Szczególna uwaga skupi się na listach opozycji, bowiem jej wyborca absolutnie nie chce zobaczyć na nich osób zamieszanych w korupcję, zbiegów i innych odpychających kandydatów.

Według socjologów 90% wyborców Jaceniuka popiera kryteria ruchu „Czesno” [organizacja pozarządowa, prześwietlająca kandydatów do parlamentu pod względem ich uczciwości – przyp. tłum.]. Ponadto Jaceniuk podpisał publiczne oświadczenie, zakazujące umieszczania na listach osób, niespełniających tych kryteriów.

Będzie musiał teraz wybierać pomiędzy zobowiązaniami politycznymi a oczekiwaniami ludzi. Jeżeli waga tych pierwszych okaże się większa, to przez 3 lata wyborca może wziąć istotną poprawkę na plany Jaceniuka odnośnie prezydentury.

Istnieje jeszcze jeden, bynajmniej nie ostatni, problem Jaceniuka na jego obszarze wyborczym:

Witalij Kliczko

Fortuna zna go osobiście i pomaga nie tylko na ringu, ale i w polityce. W ciągu ok. 1,5 roku udało mu się zmienić status z wiecznego pretendenta do stanowiska mera Kijowa na zupełnie realnego pretendenta do stanowiska prezydenta.

Z jednej strony aktywnie „pomaga” mu w tym opozycja, niezdolna z różnych powodów do wyraźnych i zdecydowanych działań. Niezadowolenie z władzy i opozycji przełożyło się na zapotrzebowanie na nowe siły. W tym momencie wielu przypomniało sobie o Kliczce. W odróżnieniu od wielu kandydujących do miana „trzecich sił”, posiada on jedną znaczącą zaletę: kraj zna go osobiście, kibicuje mu na ringu i jest świadom jego ambicji politycznych.

Z drugiej strony Kliczko był w stanie spełnić te oczekiwania elektoratu: powołał partię, wyraźnie kojarzącą się z nim osobiście, zbudował regionalne struktury partyjne, plasując się na pozycji polityka na krajowym poziomie.

Obecnie Kliczko ma niewątpliwą przewagę: jest jednym z bardzo niewielu polityków do których poziom braku zaufania jest niższy od poziomu zaufania. Oznacza to, że jego obszar wyborczy może się istotnie powiększać. Jednak stanie się to możliwe dopiero wtedy, kiedy wybory w roku 2012 uda się rozegrać na piątkę z plusem.

Jego perspektywy dotyczące wyborów w roku 2015 będą zależeć od kilku czynników.

Po pierwsze, czy uda mu się utrzymać pozycję „nowej trzeciej siły”, z perspektywy której jest teraz odbierany przez kraj, zmęczony barwną konfrontacją? Oznacza to nie tylko nie wstępowanie w koalicje. Oznacza to także zaproponowanie rozwiązań politycznych, do jakich nie są zdolne ani władza, ani opozycja.

Dobrze byłoby rozszyfrować, a jeszcze lepiej wprowadzić w życie zaproponowane hasło „Polityka może być uczciwa i szczera”. Uczciwość oznacza zgodność ze zobowiązaniami.

Kliczko jest jedynym kandydatem, który nie bał się podpisania porozumienia z „Czesno”, oferując przeprowadzenie analizy swoich kandydatów pod kątem zgodności z kryteriami organizacji i zobowiązując się do nieumieszczania na swoich listach „wichrzycieli”.

Zainteresowanie listą Kliczki jest o wiele silniejsze, ponieważ oczekuje się od niego nowych ludzi, którzy będą w stanie wprowadzić nowe rozwiązania, a nie znanych postaci ze starymi, wiecznymi dla ukraińskiej polityki grzechami.

Na tym jednak wszystkie problemy Kliczki się nie kończą.

Jeśli poważnie zamierza on kandydować na urząd prezydenta, nie powinien po prostu otaczać się oczywistymi i wygodnymi dla siebie ludźmi. Kliczko powinien zaprezentować krajowi zespół profesjonalistów, mogących nie tylko dojść do władzy, ale także pracować u władzy na podstawie nowych rozwiązań i nowych programów, bez korupcji, tworząc nowe zasady i przestrzegając ich.

Programy, zasady i ludzie – to wszystko dobrze byłoby przedstawić wyborcy już podczas aktualnych wyborów.

Jego osobistą katastrofą może stać się krach frakcji Ukraińskiego Demokratycznego Aliansu na rzecz Reform [w skrócie UDAR – partia Kliczki – red.] w parlamencie. Naiwnym jest myślenie, że w odniesieniu do ludzi Kliczki nie będą stosowane nieuczciwe metody w celu przeciągnięcia ich na swoją stronę.

Dlatego kluczowym słowem dla Kliczki jest „zespół”.

Jego sukces będzie zależał także od tego, czy uda mu się utrzymać z dala od utartego podziału ukraińskiej polityki i zapełnić niszę „zbieracza” kraju.

Julia Tymoszenko

Jeszcze jedna osoba, którą wielu proponuje usunąć już z list, ale o której często się wspomina – Lady J.

Kiedy opozycja wyszła już z Domu Ukraińskiego, głosząc „zwyciężyliśmy, więc idziemy do domu”, większość demonstrujących doszła do wniosku, że jedynym politykiem, który mógłby poprowadzić decydujący protest, jest właśnie ona.

Nawet będąc za kratami, Tymoszenko nie pozostaje po prostu związana z procesem politycznym na Ukrainie – ona stara się nim kierować. Za schematami, według których działają politycy ruchów narodowo-patriotycznych, czuć jej rękę.

Obecnie rozpatruje się scenariusz, według którego Tymoszenko może zostać uwolniona przed 2015 r., jeśli rating Janukowycza upadnie, a rating któregoś z jego konkurentów znacznie wzrośnie. W takim przypadku Tymoszenko uda się przejąć głosy konkurenta Janukowycza – bo trudno uwierzyć, że na przykład Jaceniuk ustąpi jej miejsca kandydata opozycji.

Jednak ten scenariusz jest oczywiście słaby.

Po pierwsze, Tymoszenko nie ma obecnie motywacji, aby postąpić Janukowyczowi na rękę, i będzie walczyć nie na żarty. Po drugie, trudno sobie wyobrazić, że Janukowycz nagle zacznie kierować się racjonalnymi względami i pokona instynktowny strach przed tą kobietą. Po trzecie, paradoksalnie, Tymoszenko nie jest potrzebna swoim sojusznikom, którzy odnaleźli już u miejsce boku Jaceniuka i są gotowi go popierać, dopóki będzie miał on szanse zasiąść na fotelu prezydenta.

Dlatego też Tymoszenko może liczyć co najwyżej na „ekstra scenariusz”.

Niemniej nie warto skreślać jej z list. Rok za kratami nie złamał jej woli zwycięstwa, a znacznie dodał motywacji do tego, aby o to zwycięstwo walczyć ze wszystkich sił.

* * *

Teoretycznie lista kandydatów do roku 2015 może zostać uzupełniona o nowe figury i nowe twarze, bardzo pożądane przez znaczną część społeczeństwa.

Jak pokazuje doświadczenie, Ukraińcy są dość konserwatywni i długo przyzwyczajają się do osoby, której będą gotowi powierzyć wyłączne rządzenie krajem. Rosyjski eksperyment z półrocznym „wyniesieniem na tron” Putina nie jest tu możliwy: na Ukrainie nie ma FSB i strategii mobilizacyjnej dla całego kraju w rodzaju wojny czeczeńskiej.

Dlatego też specjalnie nie oczekuje się „tajemniczego bohatera”.

Warto uważnie przyglądać się głównym postaciom. Szczególnie warto obserwować to, jak zachowają się teraz, w roku 2012: na kogo postawią, jakimi ludźmi będą się otaczać w ciągu następnych trzech lat, jakie tematy będą poruszać.

Obecnie jedynie trenują, ale to dostatecznie reprezentatywny trening.

Wiktoria Sjumar

Źródło: Ukraińska Prawda

Tłumaczenie: Magdalena Michalska-Kaim

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply